Читать книгу Olimp - Dan Simmons - Страница 8

1

Оглавление

Helena Trojańska budzi się tuż przed świtem, wyrwana ze snu wyciem syren alarmu przeciwlotniczego. Przesuwa po omacku dłoń na drugą stronę łoża, ale Hockenberry, jej obecny kochanek, zniknął. Zapewne wymknął się jeszcze w głuchym środku nocy, zanim zdążyli wstać słudzy. Podobnie kończyła się każda noc ich miłosnych igraszek. Mężczyzna zachowywał się tak, jakby czuł, że dopuszczają się wspólnie czegoś bardzo niegodnego. Bez wątpienia przekrada się właśnie ciasnymi alejkami i zaułkami, uliczkami, na których płonie najmniej pochodni. Helena stwierdza w duchu, że Hockenberry jest człowiekiem jednocześnie dziwnym i smutnym. I nagle przypomina się jej coś innego.

Mój mąż nie żyje.

Parys zginął dziewięć dni temu. Poległ w pojedynku z bezlitosnym Apollem. Odświętny pogrzeb, w którym wezmą udział zarówno Trojanie, jak i Achajowie, rozpocznie się już za trzy godziny. Oczywiście pod warunkiem, że sunący właśnie nad Ilionem boski rydwan nie zniszczy lada moment całego miasta. Minęło już dziewięć dni, a Helena nadal nie potrafi uwierzyć, że Parys odszedł na zawsze. Syn Priama pokonany w boju? Parys martwy? Książę Troi strącony w mroczne groty Hadesu, pozbawiony swej wdzięcznej cielesnej powłoki? Nie do pomyślenia. Przecież to Parys, jej piękny chłopiec, który wykradł ją z domu Menelaosa. To on, unikając pościgu, przemycił ją przez zielone łąki Lacedemonu. To Parys, jej najczulszy kochanek, którego zapału miłosnego nie ugasiła nawet ta długa, dziesięcioletnia, wyczerpująca wojna. Mężczyzna, którego często w skrytości ducha nazywała „wypasłym koniem, długo trzymanym przy żłobie”[1].

Helena zsuwa się z łóżka i wychodzi na taras. Rozsuwając zwiewne firany, zanurza się w zalewającej Ilion łunie przedświtu. Zima jest w pełni i marmur ziębi bose stopy kobiety. Na wciąż ciemnym niebie widać kilkadziesiąt promieni szperaczy. Reflektory dźgają chmury, przeszukują niebiosa, wypatrując bóstwa w latającym dywanie. Stłumione eksplozje plazmowych pocisków wywołują zmarszczki na chroniącej miasto kopule morawieckiego pola siłowego. Nagle z rozstawionych wokół Troi baterii strzelają ku górze liczne snopy spójnego światła – zwarte kolumny błękitu, szmaragdowej zieleni i krwistej czerwieni. Na oczach Heleny potężna eksplozja wstrząsa północnymi dzielnicami miasta. Fala uderzeniowa rozchodzi się echem ponad niebotycznymi wieżami i zdmuchuje z ramion kobiety pukle długich czarnych włosów. W ciągu kilku ostatnich tygodni Olimpijczycy zaczęli bombardować Ilion materialnymi bombami, za pomocą których mają nadzieję przebić rozciągniętą przez morawce tarczę. Pociski ukryte w skonstruowanych z pojedynczych cząstek osłonach teleportują się kwantowo na drugą stronę ochronnego pola. Tak przynajmniej próbowali jej to tłumaczyć Hockenberry i ta zabawna metalowa istota, Mahnmut.

Maszyny jednak Helena Trojańska ma w głębokim poważaniu.

Parys nie żyje. Cóż za niewiarygodna myśl. Helena była gotowa umrzeć wraz z nim w dniu, gdy Achajowie pod wodzą jej byłego męża Menelaosa i jego brata Agamemnona przedrą się wreszcie przez mury Ilionu. Wydawało się to przecież nieuchronne. Tak przepowiedziała jej przyjaciółka, wieszczka Kasandra. Grecy mieli wymordować w mieście wszystkich mężczyzn i chłopców, a kobiety zgwałcić i uwieźć w niewolę na swoje wyspy. Tak, na taki dzień Helena była w pełni przygotowana – wiedziała, że śmierć zada sobie sama bądź poniesie ją przebita mieczem Menelaosa. Z jakiegoś powodu jednak nie potrafiła uwierzyć, że jej ukochany, ten próżny i bogom podobny Parys, jej opasły koń, piękny wojownik i małżonek, może umrzeć jako pierwszy.

Przez ponad dziewięć lat oblężenia i wspaniałych bitew Helena ufała bogom, że zachowają jej drogiego Parysa przy życiu, że pozostawią go w zdrowiu i w jej sypialni. I tak też dotąd czynili. A teraz go zabili.

Przywołuje wspomnienie ostatniego spotkania ze swym trojańskim mężem. Dziesięć dni wcześniej widziała go, gdy opuszczał miasto, by zetrzeć się na ubitej ziemi z Apollem. Nigdy wcześniej nie wydawał się tak pewny siebie niż wówczas – w wytwornej zbroi z połyskliwego brązu, z zadartą głową i długimi włosami rozwianymi przez wiatr niczym grzywa rumaka; z błyszczącymi bielą zębami. Helena wraz z tysiącami wiwatujących gapiów obserwowała tę scenę z muru ponad Bramą Skajską. Parys kroczył niesiony chyżymi stopami „pyszny swoją pięknością” jak często śpiewał ulubiony aojda króla Priama. Tamtego dnia jednak chyże nogi zaniosły księcia ku zadanej dłonią wściekłego Apolla śmierci.

I teraz już nie żyje – myśli Helena. Jeśli szeptane pogłoski, które zdołała podsłuchać, nie kłamały, jego ciało zmieniło się w wypalone truchło. Kości ma potrzaskane, a złote idealne oblicze zwęglone do makabrycznie wyszczerzonej czaszki; błękitne oczy stopione na łój. Strzępy poczerniałego w ogniu ciała odchodzą od nadgryzionych płomieniami policzków niczym... niczym... pierwsze spieczone kawałki ofiarnego mięsa, odrzucane ze świętego ognia jako niegodne bogów.

Helena dygoce na zimnym, niosącym świt wietrze i spogląda na podnoszące się nad dachami Troi słupy dymu.

Trzy pociski przeciwlotnicze, wystrzelone z achajskich umocnień na południu, z rykiem wzbijają się pod niebo. Gonią za wycofującym się już rydwanem. Helena przelotnie zauważa olimpijski pojazd – drobna, przypominająca gwiazdę poranną iskierka, ścigana przez greckie rakiety, za którymi ciągną się siwe smugi. Po chwili, bez uprzedzenia, maleńki świetlik teleportuje się i poranne niebo jest już puste. Tak, tchórze, umykajcie na swój oblężony Olimp! – myśli Helena Trojańska.

Znów rozlega się wycie syren, ogłasza koniec nalotu. Ulica pod oknami Heleny – pod rezydencją Parysa, położoną tak blisko zniszczonego pałacu Priama – nagle się wypełnia biegnącymi ludźmi. Grupki mężczyzn z wiadrami w rękach pędzą na północny zachód, tam gdzie w zimowym powietrzu wciąż rozwiewają się dymy. Ponad dachami pobrzękują latające maszyny morawców. Do złudzenia przypominają szerszenie pokryte czarnymi chitynowymi pancerzami. Wrażenie dodatkowo wzmagają dziwne kolczaste podwozia i obracające się na wszystkie strony lufy miotaczy.

Część z nich, Helena wie o tym z doświadczenia i nocnych wykładów Hockenberry’ego, zapewni Troi spóźnioną osłonę z powietrza. Inne pomogą gasić pożary. Następnie mieszkańcy miasta wraz z morawcami strawią długie godziny na wyłuskiwaniu spod gruzów zdeformowanych zwłok. Helena zna w Ilionie niemal każdego i zastanawia się, kto w tej wczesnej godzinie poranka trafił w bezsłoneczną otchłań Hadesu.

Zginęli w dniu pogrzebu Parysa. Mego ukochanego. Mojego głupiego, zdradzonego kochanka.

Helena słyszy pierwsze odgłosy krzątaniny służących. W drzwiach komnaty staje jej najstarsza służka – kobieta imieniem Aitra, była królowa Aten i matka Tezeusza, uprowadzona przez braci Heleny w akcie zemsty za porwanie siostry.

– Moja pani, czy mam polecić dziewczynom, by przygotowały już kąpiel? – pyta staruszka.

Helena potakuje skinieniem. Jeszcze przez moment wpatruje się w coraz jaśniejsze niebiosa – dym na północnym zachodzie początkowo gęstnieje, a potem zaczyna rzednąć, opanowany przez Trojan i morawieckie maszyny. Jeszcze przez moment ogląda bojowe szerszenie skałowców, które mkną na wschód w beznadziejnej pogoni za nieobecnym już rydwanem. Dopiero wtedy odwraca się i wchodzi z powrotem do środka, cicho stąpając bosymi stopami po chłodnej, marmurowej posadzce. Musi się przygotować do uroczystości pogrzebowych Parysa, a także na spotkanie ze swym zdradzonym mężem Menelaosem. Pierwsze takie spotkanie od dziesięciu lat. Będzie to również pierwsza publiczna okazja, przy której zetkną się ze sobą osobiście Hektor, Achilles, Menelaos, Helena i wielu innych Trojan i Greków. Wszystko może się zdarzyć.

Bogowie jedni wiedzą, jak się ten koszmarny dzień zakończy – myśli Helena. W dodatku musi się uśmiechać, ignorując przygnębienie. Ostatnio bogowie pozostają głusi na modlitwy. Ostatnio bogowie nie mają ze śmiertelnikami już nic wspólnego – może tylko śmierć, zagładę i ogromne zniszczenia, jakie sprowadzają na ziemię swymi boskimi rękoma.

Helena Trojańska wchodzi do sypialni. Musi się wykąpać i ubrać stosownie na pogrzeb.

1 Cytaty z Homeryckiej „Iliady” zostały zaczerpnięte z przekładu F.K. Dmochowskiego. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).

Olimp

Подняться наверх