Читать книгу Praca bez sensu - David Graeber - Страница 8

O powszechnym błędnym przekonaniu, że prace bez sensu w przeważającej mierze ograniczają się do sektora publicznego

Оглавление

Jak na razie ustanowiliśmy trzy szerokie kategorie zajęć: zajęcia przydatne (które mogą być jednocześnie gównianymi pracami), prace bez sensu i niewielkie cieniste terytorium zajęć, takich jak gangsterzy, królowie slumsów, prawnicy korporacyjni operujący na szczytach czy dyrektorzy funduszy hedgingowych, które zaludniają osoby będące zasadniczo samolubnymi draniami i nawet nie starające się stwarzać pozorów, że jest inaczej[29]. Myślę, że w każdym przypadku ci, którzy wykonują te zajęcia, wiedzą najlepiej, do której kategorii należą. Nim zajmę się tą typologią, chciałbym wpierw rozprawić się z kilkoma powszechnymi błędnymi wyobrażeniami. Jeśli rzucicie pojęciem prac bez sensu w kogoś, kto nie spotkał się wcześniej z tym terminem, osoba taka może dojść do wniosku, że tak naprawdę chodzi wam o gówniane prace. Ale kiedy doprecyzujecie, co macie na myśli, może z kolei automatycznie odwołać się do jednego z dwu powszechnych stereotypów – może przyjąć, że mówicie o urzędnikach państwowych. A jeśli jest fanem cyklu Autostopem przez Galaktykę Douglasa Adamsa, może uznać, że mówicie o fryzjerkach.

Pozwolę sobie najpierw omówić przypadek urzędników, jako że jest prostszy. Wątpię, by ktokolwiek zaprzeczał, że na świecie jest mnóstwo niepotrzebnych biurokratów. Jednak dla mnie istotne jest to, że współcześnie zbędni biurokraci są w sektorze prywatnym spotykani równie często jak w sektorze publicznym. To, że spotkacie uprzykrzonego małego człowieka w garniturze cytującego wam niezrozumiałe zasady i regulaminy w banku czy u operatora sieci komórkowej, jest równie prawdopodobne jak to, że spotkacie go w biurze paszportowym czy biurze ds. urbanistyki i planowania przestrzennego urzędu miasta. Co więcej, biurokracje publiczna i prywatna są tak silnie ze sobą splątane, że często bardzo trudno je od siebie odróżnić. To między innymi z tego powodu rozpocząłem rozdział od historii człowieka zatrudnianego przez prywatną firmę będącą kontrahentem niemieckiej armii. Przykład ten nie tylko obrazuje, jak mylne bywa zakładanie, że prace bez sensu to w przeważającej mierze domena biurokracji państwowej, ale także ilustruje sposób, w jaki „reformy rynkowe”, zamiast ją ograniczać, niemal nieodmiennie prowadzą do jej rozrostu[30]. Jak zauważyłem w swojej poprzedniej książce, Utopii regulaminów, jeśli poskarżycie się swojemu bankowi, że utrudnia wam życie jakimiś biurokratycznymi zapisami, pewnie usłyszycie od jego pracowników, że to wszystko wina rządowych regulacji; ale jeśli przeprowadzicie śledztwo, skąd te regulacje tak naprawdę się biorą, zapewne przekonacie się, że większość z nich napisał bank.

A mimo to pogląd, jakoby struktury państwa były niewątpliwie przeładowane ciepłymi posadkami i niepotrzebnymi warstwami hierarchii administracyjnej, podczas gdy sektor prywatny jest optymalnie szczupły i wydajny, na tyle silnie ugruntował się w ludzkich umysłach, że niezależnie od liczby dowodów na inny stan rzeczy, nie da się go wyplenić.

Bez wątpienia to błędne przekonanie wynika po części ze wspomnień o krajach w rodzaju Związku Radzieckiego, gdzie obowiązywała polityka stuprocentowego zatrudnienia, co wymagało tworzenia etatów dla wszystkich, niezależnie od tego, czy faktycznie dana praca była potrzebna. To tym sposobem ZSRR dorobił się sklepów, w których klienci mieli do czynienia z trzema sprzedawczyniami, nim kupili bochenek chleba, czy ekip drogowych, w których przez cały czas dwie trzecie robotników piło, grało w karty albo drzemało. Tego typu obrazy przywołuje się zawsze, ilekroć chce się pokazać, do czego kapitalizm nigdy by nie dopuścił. Ostatnią rzeczą, jaką zrobiłaby prywatna firma konkurująca z innymi prywatnymi firmami, miałoby być zatrudnianie ludzi, których naprawdę nie potrzebuje. Typowi przeciwnicy kapitalizmu zarzucają mu raczej, że jest zbyt wydajny, a prywatnym firmom, że bez przerwy nękają swoich pracowników kolejnymi przyśpieszeniami, normami i nadzorem.

Oczywiście nie zamierzam twierdzić, że ta druga sytuacja nie jest częsta. W istocie presja na korporacje wymuszająca downsizing i zwiększanie wydajności urosła w dwójnasób od czasu fuzji i przejęć w latach 80. Tyle że ta presja wywierana jest niemal wyłącznie na ludzi znajdujących się na niskich poziomach piramidy, tych, którzy naprawdę zajmują się utrzymaniem, naprawianiem czy transportem. Przykładowo – każdy, dla kogo wykonywanie codziennych obowiązków łączy się z koniecznością noszenia uniformu, z dużym prawdopodobieństwem pracuje pod znaczną presją[31]. Kurierzy FedExu i UPS mają karkołomne dzienne rozkłady, ułożone „naukowo” pod kątem jak największej wydajności. Na najwyższych stanowiskach tych samych firm sprawy wyglądają inaczej. Przyczynę możemy odnaleźć, jeśli tylko zechcemy, gdy przeanalizujemy zasadniczą słabość menadżerskiego kultu wydajności, którą można by nazwać jego piętą Achillesa. Kiedy menadżerowie jęli powoływać się na naukowe analizy, mające wskazać najbardziej efektywne rozwiązania z punktu widzenia czasu i wydatkowanej energii, nigdy nie stosowali postulowanych technik wobec siebie samych – a jeśli nawet, to wygląda na to, że efekt okazał się odwrotny do zamierzonego. Tym samym w okresie, kiedy z największą bezwzględnością wymuszano szybszą pracę i zwolnienia wśród pracowników fizycznych w niemal wszystkich wielkich firmach, jednocześnie intensywnie mnożono niepotrzebne stanowiska menadżerskie i administracyjne. To tak, jak gdyby biznes obcinał wydatki na zakładzie, a za uzyskane w ten sposób oszczędności zatrudniał jeszcze więcej niepotrzebnych pracowników w biurach na piętrze (jak się przekonamy, w niektórych przedsiębiorstwach dosłownie tak się działo). W rezultacie, o ile wcześniej reżimy socjalistyczne stworzyły miliony fikcyjnych proletariackich posad, reżimy kapitalistyczne sprawują władzę nad milionami fikcyjnych etatów białych kołnierzyków.

W dalszej części książki przyjrzymy się szczegółowo drodze do tego stanu rzeczy. Na razie pozwolę sobie tylko zaznaczyć, że prawie wszystkie zjawiska, które będziemy tu opisywać, są charakterystyczne zarówno dla sektora publicznego, jak i prywatnego – i trudno się dziwić, skoro współcześnie prawie nie sposób dokonać rozgraniczenia tych dwu sektorów.

Praca bez sensu

Подняться наверх