Читать книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska - Страница 4

ROZDZIAŁ 3

Оглавление

Kiedy weszła do apartamentu, zamurowało ją. Przestronne mieszkanie było idealnie wysprzątane, bynajmniej nie rękami sławnego aktora. Urządzone w jasnych kolorach, dawało niesamowite poczucie przestrzeni. Weronika przypomniała sobie swoją klitkę i zaczęła zazdrościć Rejowi. To mnie stać tylko na takie gówno, chociaż narażam własne życie, a on kręci głową na prawo i lewo, ładnie się uśmiechając, i jest tak urządzony. Ze złości zgrzytnęła zębami. Nie kłopocząc się ze zdjęciem butów, weszła do mieszkania. Na pierwszy plan wysuwał się sporej wielkości salon z przeszklonymi drzwiami wychodzącymi na taras. Kiedy obróciła się w lewo, zobaczyła otwartą kuchnię i przedzielający pomieszczenie blat barowy z równo ustawionymi wysokimi krzesłami. W kuchni panował niezmącony porządek, a każda wolna przestrzeń była wypełniona urządzeniami z najwyższej półki. Boże, gdybym miała taki sprzęt, tobym nie wychodziła z kuchni – pomyślała i zaczęła się rozglądać za wejściem do pokoju. Z tej strony nie było nic. Przypomniała sobie, że po drodze minęła jakieś drzwi, więc zawróciła, zostawiając piach z butów na białym dywanie. Szarpnęła za klamkę, a jej oczom ukazała się przestronna łazienka. Jęknęła. Duża wanna była centrum tego świata, wyszorowana na wysoki połysk, kusząco skrzyła się w blasku słońca wpadającego przez małe okienko pod sufitem. Nijak to się miało do jej brudnego prysznica. Dziewczynie zrobiło się smutno, że nie zadbała o swoje małe mieszkanie.

Kiedyś było inaczej. Znajomi uwielbiali do niej przychodzić, mówili, że na tych niecałych trzydziestu metrach kwadratowych czuć życie. Ciekawe, co teraz by powiedzieli. Weronika przez chwilę zamyśliła się, stojąc w progu, aż wreszcie się otrząsnęła. Miała znaleźć ubrania dla aktora. Jako że w przedpokoju nie było widać żadnych drzwi, zawróciła do salonu. Dopiero po chwili odkryła, że przy prawej ścianie, tuż za telewizorem, znajduje się wąski korytarz, a tam troje drzwi. Po kolei zaglądała do pomieszczeń. W pokoju po prawej były jedynie łóżko, szafka nocna i duża komoda – musiał to być pokój gościnny. Zamknęła drzwi i obróciła się na pięcie. Nieraz przeszukiwała mieszkania, już teraz potrafiłaby opisać ze szczegółami, co gdzie się znajduje. Miała fotograficzną pamięć, a zapamiętanie takich szczegółów było dla niej błahostką. Otworzyła drzwi naprzeciwko i zobaczyła niepościelone łóżko, o ile tak można to nazwać. Na niskiej ramie tuż przy podłodze znajdował się materac ze skołtunioną pościelą. Nie miała wątpliwości, do kogo należy pokój z ciemnymi ścianami i lustrem w rogu. Parsknęła śmiechem, uświadamiając sobie narcyzm właściciela mieszkania. Pokój był niemal pusty, żadnej szafy ani komody, kilka plakatów filmowych i półka z wieloma płytami. Chciała wejść głębiej, żeby sprawdzić, czego słucha. Kierował nią muzyczny fanatyzm. Dała sobie jednak spokój i wyszła.

Z westchnieniem skierowała się do drzwi na końcu korytarza. A może on tutaj nie ma ubrań? Może kupuje i wyrzuca, a później znowu kupuje nowe? Zastanawiała się, gdy klamka uginała się pod jej naciskiem. Kiedy jej oczom ukazała się przestronna garderoba, załamała się totalnie z powodu niesprawiedliwości tego świata. Poza tym, że była policjantką, była także dziewczyną, a która dziewczyna nie marzyłaby o takiej garderobie? Fakt, panował tu bałagan. Sportowe buty były porozrzucane po podłodze, ale ubrania w obudowanych szafach wisiały równo, zajmując każdą przestrzeń pokoju. Po prawej stronie znajdowało się lustro, po lewej były półki na buty. Boże, ile można mieć par butów? Sportowe, eleganckie, trapery, workery. Zajmowały całą wolną przestrzeń od podłogi do sufitu. Dziewczyna spojrzała na swoje sportowe adidasy, które kiedyś były białe, a teraz wyraźnie odcinały się brudem w kontraście ze śnieżnym dywanem. Weronika kupiła je jeszcze w zeszłym roku na wyprzedaży.

Mrucząc pod nosem przekleństwa, zbliżyła się do szafy naprzeciw. I znów po lewej rząd koszul, na dole szuflady z bielizną, krawatami i całą resztą dziwnych dodatków, których przeznaczenia dziewczyna nie znała. Po prawej stroje mniej oficjalne. Na półkach leżały równo ułożone T-shirty, dresy, kurtki, jeansy oraz bluzy. Zdecydowała się na zestaw z tej części szafy. Był jej bliższy i mogła to jakoś w miarę ludzko zestawić. Zabrała jasne jeansy i podkoszulek. Robiło się cieplej, więc nie wiedziała, czy mężczyzna będzie chciał coś więcej na siebie włożyć, ale ostatecznie wzięła cienką bluzę od Tommy’ego Hilfigera. Miękka bawełna pieściła jej ręce. Zastanawiała się jeszcze nad czystą bielizną, ale stwierdziła, że to już szczyt wszystkiego, i dała sobie spokój. Podniosła z ziemi pierwszą lepszą parę butów i wyszła z mieszkania.

Nie mogła nigdzie znaleźć żadnej reklamówki, ale przypomniała sobie, że w kącie jego pokoju dostrzegła torbę treningową, więc ponownie weszła do jaskini lwa. Wyrzuciła zawartość torby na ziemię i zapakowała nowe rzeczy. Jeżeli ktoś by jej zapytał, czy widzi w tym jakikolwiek sens, odpowiedziałaby, że nie. Obróciła się w stronę wyjścia i zobaczyła na ścianie duży telewizor. Wybałuszyła oczy.

– Na pewno pan gwiazda ogląda tu pornole, bo na co mu takie duże gówno w sypialni – wymamrotała pod nosem, zasuwając w nerwach torbę.

Upewniła się, że ma wszystko, wyszła i skierowała kroki do samochodu. Szybko pojechała do swojego mieszkania, wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wygrzebała resztki fluidu z tubki i nałożyła go na twarz. Dodało jej to trochę koloru, ale wciąż wyglądała beznadziejnie. Sięgnęła po tusz do rzęs i przejechała nim kilka razy, robiąc głupkowate miny i krzywiąc się do siebie w lustrze. W końcu uznała, że może tak wyjść. Przewiesiła torbę przez ramię, zawiązała włosy w koński ogon i założyła czapkę z daszkiem, którą zgarnęła z wieszaka. Nie przebrała się. Bluzę, którą miała na sobie, zdjęła po drodze i wrzuciła na siedzenie pasażera.

Chwilę później dotarła przez zakorkowane miasto do komendy. Od razu ustawiła samochód przy tylnym wejściu. Wzięła torbę aktora i weszła do środka, niezatrzymywana przez nikogo. W tym samym pokoju przesłuchań Przemysław Rej krążył wokół stolika. Zdążył już wypić napój, który zostawiła, chociaż nie zapytał jej o zgodę. Próbował coś zrobić ze swoim garniturem, ale ten nadawał się tylko do wyrzucenia. Od czasu jego rozmowy z komendantem nikt do niego nie przyszedł. Wiedział, że dziewczyna pojechała do jego mieszkania, i był zdenerwowany, bo nie pamiętał, w jakim stanie zostawił apartament, a z panującym tam porządkiem bywało różnie. Nagle usłyszał zgrzyt klucza w drzwiach i za chwilę jego oczom ukazała się drobna postać w czapce z daszkiem.

– Masz, przebieraj się! – Rzuciła pod jego stopy torbę, którą rozpoznał.

– O, poradziłaś sobie? – Próbował nawiązać z nią nową relację. Początek nie był najlepszy i mimo że mu się nie podobała, nie chciał zaczynać znajomości w ten sposób. Kiedy jednak uniosła głowę, odchylając daszek do tyłu, widział, że jest już za późno na uprzejmości.

– Może i jestem chuda, ale nie upośledzona. Przebieraj się, idziemy do komendanta, by poznać szczegóły, i spadamy stąd. – Na jej twarzy malowała się złość, a dokładnie: totalne wkurwienie. Najwyraźniej nie była zadowolona z powierzonego jej zadania. Mężczyzna dostrzegł, że zrobiła coś z twarzą, dzięki czemu nie wyglądała już tak upiornie, jak o poranku. Przysiadł na krześle i rozsunął torbę.

– Dzięki – powiedział, podnosząc oczy. Lubił ubrania, które mu wybrała, a w szczególności tę błękitną bluzę.

– Nie miałam wyjścia, więc nie ma za co – odpowiedziała, opierając się plecami o drzwi. Bez skrępowania patrzyła, jak mężczyzna wyciąga podkoszulek i zaczyna rozpinać koszulę.

– Możesz się odwrócić? – powiedział wstydliwie, na co przewróciła oczami.

– Pracuję w policji, nie w przedszkolu. Przebieram się z facetami w jednej szatni. Masz coś innego niż oni? – zapytała i prychnęła, ale zrobiła, o co prosił.

– A co to, kurwa, jest? – usłyszała za sobą i odwróciła się szybko.

– Co?

– Wzięłaś mi dwa różne buty? – Miał już na sobie ciuchy, które mu przyniosła, a w dłoniach trzymał buty nie do pary. Jeden był z zestawu, który wybrała Weronika, a drugi od jego stroju treningowego. Parsknęła śmiechem na ten widok.

– Czy ja ci wyglądam na cholernego klauna? – zapytał, sznurując ze wściekłością buty. Dziewczyna śmiała się do rozpuku.

– Serio mam odpowiadać na to pytanie? – spytała ze łzami w oczach.

– Wydawało mi się, czy powiedziałaś, że nie jesteś upośledzona? – zapytał sarkastycznie, a jej oczy zwęziły się, gdy mierzyli się spojrzeniami.

– Powiedziałam, a w tym momencie to ty wyglądasz jak wariat – odpowiedziała z przekąsem, otwierając drzwi. – Zapraszam, panie Remku.

– Przemku.

– Słucham? – Obróciła się w jego stronę, gdy szli korytarzem.

– Przemku, mam na imię Przemek.

– Dobra. – Zbyła go machnięciem ręki i z przebiegłym uśmiechem szła przed siebie, usłyszała też za plecami ciche westchnienie.

Podśmiechiwała się w duchu, gdy szła korytarzem. Musiała pomylić buty, kiedy zapatrzyła się w jego telewizor. To sprawiło, że wyglądał teraz komicznie. Weszli do gabinetu nadkomisarza, a on od razu spojrzał na buty Przemka. Przeniósł rozbawiony wzrok na Weronikę. Starał się zamaskować uśmiech przesadnie poważną miną. Kobieta miała wrażenie, że jej szef wstrzymuje powietrze, by nie parsknąć śmiechem.

– Proszę, usiądźcie – powiedział wreszcie, łapiąc głęboki oddech. Dziewczyna podeszła do biurka i usiadła na krześle. Obróciła głowę i zobaczyła aktora, który marszczył czoło i wpatrywał się w nią gniewnie. Stał na jednej nodze, drugą chowając za nogawką jeansów, jednak była ona za wąska, więc nie ukrył drugiego buta tak dobrze, jak planował. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i wróciła wzrokiem do nadkomisarza.

– Możesz przestać? To wszystko twoja wina – usłyszała za sobą głęboki, zachrypnięty głos. Zaczęła się zastanawiać, czy on zawsze tak mówi, jakby głośniejszym szeptem, czy to wina kaca.

– Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty. – Tym razem nawet się nie obróciła. Spojrzenie miała utkwione w swoim przełożonym. – Swoją drogą, usiądź sobie, to nie będzie ich widać.

– Celowo pomyliłaś buty – wymamrotał. Odsunął krzesło i zajął miejsce obok niej.

– No cóż, jestem upośledzona i zrobiłam to przypadkiem. Śpieszyłam się – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Komendant przypatrywał się im ze zdegustowaniem, przewracając oczami. Tak naprawdę jeszcze nie widział swojej policjantki do tego stopnia wyprowadzonej z równowagi jak dzisiaj.

– Dobra, skupcie się – zaczął mówić, ale kłócąca się dwójka zignorowała go.

– Jak można nie odróżnić niebieskiego buta od pomarańczowego, powiedz mi? Cierpisz na daltonizm? – Przemysław nachylił się lekko w jej stronę, a jego spojrzenie ciskało piorunami.

– Możesz się odsunąć? Wali ci z gęby charą – odpowiedziała, wyciągając dłoń w jego kierunku. Pokrywając się purpurą, mężczyzna natychmiast odchylił głowę. – Właściwie w czym jest problem? Przecież idziemy tylko do auta, nikt nie każe ci leźć do domu na piechotę. Wy, gwiazdy, macie najebane w głowie.

– A jak ktoś mi zrobi zdjęcie? Znowu gazety opiszą, że się schlałem i nie wiedziałem, co robię.

– A nie spiłeś się przypadkiem? Chyba już do tego przywykli. – Pokiwała głową, próbując go przekonać do tego, co mówi.

– Jesteś nieznośna. Co ty sobie myślisz? Może wy w policji macie wyjebane po całości i możecie wyglądać jak pomioty szatana, ale ja zarabiam tym, jak wyglądam.

– Widziałam.

– Co powiedziałaś?

– Nieźle ci płacą za tę błazenadę, którą odstawiasz. – Potężne uderzenie w biurko wyrwało ich z utarczki słownej. Obydwoje podskoczyli, a Reja znów rozbolała głowa.

– Zachowujecie się jak dzieci! – Nadkomisarz miał dość wybryków obojga i przerwał tę śmieszną wymianę zdań. – Posłuchajcie mnie, a później możecie się pożreć. Bylebyś go nie zabiła. – Spojrzał surowo na Weronikę, która uśmiechnęła się pod nosem. – Obydwoje wiecie, na czym polega zadanie. Wyjaśniłem panu warunki, na których Weronika będzie z panem przebywać. Ona również o tym wie, dlatego, na litość boską, przynajmniej publicznie postarajcie się nie kłócić. Pan jest aktorem, więc jestem spokojny. To po prostu nowa rola, ale ciebie, Wera, proszę, żebyś powściągnęła swój niewyparzony język. Jeżeli tylko ustalimy, że nie grozi panu żadne niebezpieczeństwo, komisarz Kardasz zostanie zwolniona z obowiązku chronienia pana, rozumiemy się? – Obydwoje skinęli głowami, nie patrząc na siebie. – Boże, dopomóż, by to nastąpiło jak najszybciej – mruknął pod nosem komendant. – A teraz pewne ustalenia. Nigdzie nie rusza się pan bez niej. Kręci pan coś teraz? – zwrócił się do Przemysława, który wpatrywał się w sufit z obojętnym wyrazem twarzy.

– Tak, mam pewne dokrętki związane z nową produkcją, która wyjdzie w zimie – zaczął mówić, ale Bąk mu przerwał:

– Dobra, więc tam też ją pan zabiera, jasne?

– Mam ją zabierać na plan? Wykluczone!

– Pan rozumie, co znaczy termin dwadzieścia cztery godziny na dobę?

– Tak.

– Więc nie podlega to dyskusji, a Weronika będzie zachowywać się należycie. Każde wyjście zgłaszasz do mnie. Publiczne wystąpienia i tak dalej, rozumiesz? – Wzrok przełożonego zawisnął na twarzy Weroniki, która skinęła głową. – Chcę wiedzieć, gdzie jesteście i co robicie. Masz swoją broń? Nie rozstawaj się z nią. – Kobieta słuchała go, ciągle kiwając głową. – Kiedy tylko zauważycie coś podejrzanego, szczególnie tyczy się to ciebie, Wera, zachowajcie należyte bezpieczeństwo, a panu, panie Przemysławie, radzę się jej słuchać. – Pogroził palcem przed nosem blondyna, który spojrzał wymownie na kobietę. – Idźcie, ja mam robotę.

Weronika posłusznie wstała z krzesła i ruszyła do wyjścia.

– Panie Remku, zapraszam do samochodu.

– Panie Przemku, mam na imię Przemek! Nie wierzę, że tego nie wiesz.

– Postaram się zapamiętać i przykro mi, ale nie śledzę pańskiej kariery.

– Jazda mi stąd! – Komendant nie był w stanie wytrzymać kolejnej kłótni tej dwójki. Błagał tylko, by jego przypuszczenia nie okazały się słuszne, a mężczyźnie nie groziło realne niebezpieczeństwo. Po przydzieleniu Werze tego zadania zastanawiał się, czy dobrze zrobił. Może dopiero teraz coś grozi aktorowi. Nie miał jednak wyboru, skoro w grę wchodził ktoś tak ważny, jak kandydat na urząd premiera, a sprawę przejął BOR i on nie miał nad tym kontroli. Zamieszani mogli być wszyscy, a komendantowi brakowało ludzi, którym by ufał. Poza Weroniką i Karolem w wydziale każdy na każdego donosił. Komenda była pełna ludzi z układów, a on musiał nad tym panować, chociaż na pewne sprawy nie miał wpływu.

Mężczyzna podrapał się po głowie, gdy obracał się na krześle. Podszedł do okna, skąd widział, jak tylnym wyjściem wychodziła rzeczona dwójka, a chłopak wskazywał ręką na samochód dziewczyny, kręcąc przy tym głową. Nadkomisarz Ryszard Bąk właśnie powziął decyzję, że gdy tylko skończy się to zadanie, rozważy możliwość odejścia na emeryturę. Niech ktoś inny zajmie się tym burdelem, on już nie miał na to siły.

* * *

– To twój samochód!? – Mężczyzna wskazał jej zdezelowanego opla astrę i kręcąc głową, marudził coś o tym, że to wstyd, aby jeździć takim gruchotem. Faktycznie auto było bardzo porozbijane. Rocznik jego produkcji przypadał na dziewięćdziesiąty dziewiąty rok, więc nie było też pierwszej młodości, ale jeździło i nie należało do drogich.

– Słuchaj, kolego, nie stać mnie na porsche jak ciebie. Myślisz, że ile ja zarabiam w policji? – zapytała, wyciągając kluczyki z kieszeni. Jej uwadze nie uszło, że z okien gapią się inni pracownicy. – Kurwa, wszyscy się gapią – wymamrotała i próbując ukryć twarz, nasunęła czapkę z daszkiem na czoło.

– Kto się gapi?

– Inni funkcjonariusze – burknęła, wkładając klucz do zamka. Nagle poczuła silne ręce mężczyzny zaciskające się na jej ramionach. Obrócił ją przodem do siebie i przycisnął do drzwi kierowcy.

– Wiem, że może mam nieprzyjemny oddech, ale ja też mogę ci pomóc w tym zadaniu. Zacznij się śmiać. No już. – Zdezorientowana dziewczyna roześmiała się nerwowo, patrząc na niego.

– Dobrze. – Skinął głową. Chwycił czapkę Wery i ją zdjął. Jednocześnie pociągnął jej frotkę, a długie włosy rozsypały się wokół pleców kobiety. Przemek wsadził dłoń we włosy policjantki i przeczesał je. Nie były skażone żadnymi kosmetykami, więc jego palce szybko przeleciały przez ich długość. – A teraz cię pocałuję.

– Jaja sobie, kurwa, robisz? – Zanim skończyła mówić, usta mężczyzny wylądowały na jej policzku. Włosy na karku stanęły jej dęba na tę zapomnianą już pieszczotę. Automatycznie przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła, Przemysław odsunął się od niej. Ich spojrzenia się spotkały. Mierzyli się nawzajem wzrokiem niewidocznym dla publiczności.

– Teraz rzuć mi się na szyję, cukiereczku, i wsiadamy. Nie mam już siły. – Przeczesał ręką włosy, odgarniając je do tyłu, gdy dziewczyna niespodziewanie zawisła na jego szyi. – Auu, kurwa – powiedział z szerokim uśmiechem i okręcili się oboje. – Może i jesteś chuda, ale masz żelazny uścisk – dodał, stawiając ją na ziemi. Odsunęli się od siebie i wsiedli do samochodu. Dziewczyna mogła dostrzec zdziwione twarze tych wszystkich pizd stojących w oknach, ich miny na widok jej i znanego celebryty. Nie wiedziała dlaczego, ale w jej głowie kryła się wielka satysfakcja. Kiedy uruchomiła silnik, z głośników poleciała donośna muzyka rockowa, która prawie rozsadziła Przemkowi głowę. Wera zaczęła drzeć się w niebogłosy, zagłuszając i tak już głośną muzykę.

– Jasny szlag! Możesz to ściszyć?! – powiedział, wkładając palce do uszu.

– A co, głowa cię boli? – zapytała, udając głupią. Jej samej kac przeszedł już dawno temu, ale on chyba dłużej się męczył. – Poczekaj, niech tylko ta piosenka się skończy! Uwielbiam ją! – próbowała przekrzyczeć muzykę. Widziała, jak oczy wychodzą mu z orbit, ale nic sobie nie robiła z jego cierpienia. Kiedy piosenka dobiegła końca, Przemek wyciągnął palce z uszu i powiedział, że obiecała ściszyć. Małą gałką regulacji głośności ściszyła muzykę. Przewracając co chwila oczami, gnała ulicami Warszawy.

– Zawsze jesteś taka złośliwa? – zapytał, odchylając głowę do tyłu. Jej szalona jazda również mu nie pomagała, a torsje wzmagały się z każdym zakrętem, w który wchodziła z piskiem opon, szarpiąc samochodem w tył i w przód podczas hamowania.

– Nie jestem złośliwa, dlaczego pan tak mówi?

– Jaki „pan”? Masz u mnie mieszkać, więc mów mi po imieniu – odpowiedział, a gdy gwałtownie zahamowała, znów odskoczył w przód i do tyłu. – Boże! Naprawdę tak beznadziejnie jeździsz? Nie wierzę!

– Właśnie tak, Remek. – Uśmiechnęła się do niego szeroko.

– Mam na imię… – warknął przez zaciśnięte zęby.

– Wiem, ale dla mnie będziesz Remkiem. – Zaśmiała się i wyciągnęła w jego kierunku prawą dłoń, lewą natomiast przytrzymywała kierownicę.

– Weronika – odpowiedziała, nie zmniejszając prędkości. Chłopak szybko uścisnął jej dłoń, a kiedy zobaczyła, że auto jej zjeżdża, wykonała szybkie szarpnięcie kierownicą, odbijając w drugą stronę, na co mężczyzna zareagował krzykiem przerażenia.

– Jasny szlag! Patrz na drogę! I gdzie jest policja, kiedy jej potrzeba? – powiedział, zdając sobie sprawę z absurdu własnych słów. Westchnął tylko i z napięciem zaczął patrzeć przed siebie.

– Zła zbieżność – powiedziała przepraszająco, choć zrobiła to specjalnie. Nie lubiła go i niech sobie myśli, co chce, ale przez jego fanaberie utknęła z nim zamiast robić coś bardziej przydatnego. W rzeczywistości była bardzo dobrym kierowcą, ale postanowiła pokazać Przemysławowi Rejowi, jak może mu uprzykrzyć życie.

– Wykończysz mnie szybciej niż mafia – wymamrotał, przykładając dłoń do czoła. Na te słowa w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. Przypomniała sobie, że miała jeździć jak kursant zdający prawko po raz setny i nienadający się do tego, ale zwolniła.

– Jaka mafia? – zapytała spokojnym tonem.

– Żadna. Tak mi się powiedziało. – Wzruszył ramionami.

– Ale dlaczego mafia? Przecież każdy może cię wykończyć. Czego mi nie mówisz?

– Czemu się czepiasz? Co mam ci powiedzieć? Tak mi się rzuciło, a ty będziesz to teraz rozkładać na czynniki pierwsze? – Prychnął i wytrzymał jej czujne spojrzenie.

– Posłuchaj. Jeżeli coś wiesz, możesz mi powiedzieć. Pomogę ci, dobra?

– Ale ja, kurwa, naprawdę nic nie wiem! – Jego głos odbił się echem we wnętrzu samochodu. – Widzę, że jednak potrafisz prowadzić – powiedział zarozumiałym tonem, patrząc na nią wymownie.

– Zdarza mi się – odpowiedziała chłodno, zaciskając ręce na kierownicy. Reszta drogi upłynęła im w milczeniu.

Chwilę później dojechali pod jego apartamentowiec. Zaparkowała samochód na parkingu niestrzeżonym. Czasami modliła się, by ktoś jej go ukradł. Może wtedy podjęłaby decyzję o kupnie nowego. Kiedy wyszła z samochodu, założyła czapkę, a na oczy nasunęła okulary, Przemek podszedł do niej, bez słowa chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.

– Co ty robisz? – Wskazała na ich splecione dłonie.

– Prowadzę własną dziewczynę do domu – odpowiedział, niosąc na ramieniu swoją i jej torbę. Jego i tak była pusta. Garnitur upchnął w małym koszu w pokoju przesłuchań, żal mu jednak było, że wydał na niego tyle kasy.

– Zanim wjedziemy na górę, pokaż mi, gdzie jest twój samochód, cwaniaczku – powiedziała szybko. Jednocześnie rozejrzała się czujnie, zapamiętując okolicę. Jej oczy rejestrowały każdy najmniejszy szczegół.

– Musimy zjechać na podziemny parking.

– To zjedźmy. – Weszli do budynku, gdzie zatrzymał ich portier.

– Witam panienkę ponownie. – Uśmiechnął się, na co ona mu pomachała. – Panie Rej. – Skinął mu czapką, którą ściągnął z łysej głowy. Przemek uniósł w jego stronę rękę i pociągnął Werę w kierunku windy. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, nie puścił jej dłoni. Wcisnął guzik oznaczający najniższy poziom i winda zjechała.

– Możesz mnie już puścić. – Poruszała palcami, by oswobodzić się z jego uścisku.

– Nie, nie mogę, tu są kamery. Jak ci się udało przejść wcześniej koło cerbera? Nie każdego wpuszcza. – Obydwoje stali oparci o ścianę. Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na nią.

– Powiedziałam mu, że jestem twoją dziewczyną i muszę zabrać coś od ciebie. Pomogły mi twoje klucze. – Weronika przypomniała sobie, że nadal je ma. Wolną ręką odsunęła kieszeń bluzy i podała mu klucze, które wziął od niej, a kiedy ich palce się zetknęły, poczuła zupełnie inny dotyk niż silny uścisk, z jakim trzymał jej dłoń. Ten był delikatny, Przemek tylko musnął jej palce. – Najwyraźniej nie uznał mnie tak jak ty za taką odrażającą – powiedziała szybko i puszczając jego dłoń, wyszła z otwartej windy.

– Słuchaj, Wera – zaczął, ale mu przerwała.

– Tak mówią do mnie przyjaciele. Ty mów Weronika. A teraz podaj mi moją torbę. – Wyciągnęła rękę po swój bagaż. Podał jej go i spojrzał na nią, wypuszczając powietrze.

– Przepraszam, że tak o tobie powiedziałem na komendzie, miałem kaca, a ty strasznie się darłaś – rzucił niedbałym tonem, jak gdyby przeprosiny nie przychodziły mu łatwo. Robił przy tym miny, jakby jadł kwaśne żelki.

– Daj spokój, gorsze rzeczy słyszałam na swój temat i wierz mi, nie obchodzi mnie twoja opinia. – Prychnęła na dowód swoich słów. – To gdzie masz ten samochód? – zapytała.

– Nie obchodzi cię moje zdanie? – Stał nadal w tym samym miejscu i patrzył na nią zdezorientowany.

– No widzisz, nie obchodzi. – Wzruszyła ramionami. – Nie przejmuj się, ty też nie jesteś w moim typie – odpowiedziała, obracając się na pięcie.

Ciche „aha” wyrwało mu się z ust, a kiedy wyprzedził ją i pokierował w stronę samochodu, nawet na nią nie spojrzał – najwyraźniej jego wybujałe ego właśnie dostało kopa w dupę. Gdy stanęli przed sportowym bmw x6, Werze oczy prawie wyszły z orbit. No to teraz się nie dziwi, dlaczego facet tak marudził, gdy miał wsiąść do jej opla. Światła samochodu rozbłysły, gdy właściciel otworzył auto.

– Nie wiem, co chcesz tam robić, ale poczekam tutaj – powiedział do niej i stanął z boku. – Masz może papierosa? – zapytał nagle, a ona w odpowiedzi rzuciła w niego paczką. Nie dziękując, wyjął jednego i przystanął z boku, miał totalnie w dupie wiszący nad głową znak zakazu palenia.

Weronika weszła do środka i zaczęła lokować w samochodzie broń, którą wzięła ze sobą. Jeden z pistoletów ukryła w schowku pod siedzeniem, a nóż włożyła między fotele. Zamierzała mu później o tym powiedzieć, ale na razie nie musiał być tego świadomy. Lepiej dla niego, że o tym nie wie. Kiedy skończyła, wysiadła z auta i powiedziała, że wszystko gotowe.

– Szukałaś podsłuchu?

– No – przytaknęła, gdy wracali do windy. Pod jej bluzą był ukryty jeszcze jeden pistolet, z którym nigdy się nie rozstawała. Kiedy wsiedli do windy, znów trzymali się za ręce. W milczeniu wjechali na samą górę.

Niebezpieczna gra

Подняться наверх