Читать книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska - Страница 5

ROZDZIAŁ 4

Оглавление

Weszli do mieszkania i kobieta z ulgą puściła jego dłoń, po czym zdjęła buty w korytarzu. Przemek nie trudził się tym, wszedł w butach dalej.

– Skoro masz tu mieszkać, to czuj się jak u siebie – powiedział, spoglądając przez ramię. Nie kłopotała się z odpowiedzią. Szła za nim, mimo że dokładnie znała rozkład całego apartamentu.

– Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spać. – Niosąc torby, skierował się w stronę korytarza. Weronika wiedziała, że zajmie sypialnię po lewej stronie. Otworzył przed nią drzwi i położył jej torbę przy wejściu.

– Dzięki – odpowiedziała, na nowo rozglądając się po pomieszczeniu. Apartament znajdował się na ostatnim piętrze. Spojrzała w górę i dostrzegła okna dachowe, których wcześniej nie zauważyła. Wiedziała, że w jego pokoju są normalne okna, ale to pomieszczenie ulokowano po przeciwnej stronie korytarza, gdzie dach był ścięty, więc to jedyny sposób zamontowania okien.

– Jak będziesz chciała coś zjeść czy się napić, to zajrzyj sobie do lodówki, pokażę ci kuchnię – powiedział, ale ona pokręciła głową.

– Widziałam już kuchnię. Przecież byłam tutaj, gdy szukałam ubrań dla ciebie. Na razie nie jestem głodna.

– Czemu mnie to nie dziwi – mruknął pod nosem, opierając się o framugę i lustrując ją z góry na dół. Miała zgrabne, proste nogi, jednak gdyby nabrała parę kilo, wyglądałaby znacznie lepiej. Bluza z kapturem wisiała na niej gorzej niż na wieszaku, więc trudno było dostrzec, co znajdowało się pod nią.

– Znowu zaczynasz? – Odwróciła się do niego i podeszła po torbę.

– Tylko mówię, co widzę – odpowiedział. – To nienaturalne, żeby tak wyglądać.

– Posłuchaj mnie. – Dziewczyna zbliżyła się do niego i stanęła w rozkroku, zakładając ręce na piersi. – Nie jestem tu ani dla twojej przyjemności, ani tym bardziej dla swojej. Mam ochraniać twoją dupę, nic więcej. Więc proszę cię, nie wtrącaj się w moje sprawy, dobra? – Wera wykorzystała umiejętność dyplomatycznego mówienia, by nie obrzucić go obelgami, które cisnęły jej się na usta.

– Jak chcesz. Powinnaś jednak coś zjeść – upierał się, a ona ze zwątpieniem pokręciła głową. – Teraz idę się przespać, a później wyjdziemy. Twoi koledzy mnie wymęczyli. – Nie hamując ziewania, obrócił się.

– Dokąd pójdziemy? – zapytała, robiąc krok i wychodząc z pokoju. Przecięła wąski korytarz i weszła za nim do jego sypialni.

– Nie sprawię, że przytyjesz w jeden dzień, ale musisz coś ze sobą zrobić. – Spojrzał na rozrzucone rzeczy treningowe na podłodze, które dziewczyna wysypała, gdy była tu wcześniej, i zaczął je wkładać do pustej torby.

– Co masz na myśli?

– Tylko znowu nie zaczynaj, jak ci powiem, dobra? – Zerknął na nią z niepokojem. Usiadł na niskim łóżku i mierzył ją wzrokiem, gdy stała na środku pokoju.

– Dopóki nie będziesz mnie obrażać – odpowiedziała. – Sorry za bałagan, ale śpieszyłam się trochę.

– Nie przejmuj się. – Machnął ręką. – Muszę doprowadzić cię do stanu… hmmm… używalności – powiedział, badając jej reakcję, ale ona milczała, zaciskając szczękę. – Słuchaj, jeżeli masz się ze mną pokazywać publicznie, to przydaliby ci się fryzjer i kosmetyczka. Wiesz, ja muszę dbać o reputację, a…

– Nie kończ! – przerwała mu, czując gulę zatykającą jej gardło. Obróciła się na pięcie i wyszła z sypialni, trzaskając drzwiami. Szybko weszła do siebie i rzuciła się na łóżko. Miała dość. Spędziła z tym mężczyzną zaledwie jeden dzień, a już miała go dość. Zdecydowanie o wiele bardziej wolała biegać za przestępcami niż zadawać się z kimś jego pokroju. Na wspomnienie uścisku jego ręki zalała ją jednak nieznana fala ciepła.

– Daj spokój, Wera, kto by zwrócił na ciebie uwagę? – mruknęła sama do siebie, przekręcając się na plecy. Spojrzała w okna dachowe, za którymi majaczył niezmącony chmurami błękit nieba. Nie mogła zasnąć, więc wstała z łóżka i ukryła pod nim broń. Cicho wyszła z pokoju, sprawdzając, czy droga jest wolna. Skierowała się w stronę kuchni, gdzie otworzyła lodówkę w poszukiwaniu czegoś do picia. Kiedy zobaczyła zapełnione półki, przed jej oczami stanął obraz dzisiejszego poranka i zgniły pomidor we własnej lodówce.

– Zdecydowanie muszę się wziąć za siebie – rozmawiała sama ze sobą.

Często robiła to na głos. Od dłuższego czasu brakowało jej towarzystwa. Właściwie jednej konkretnej osoby, z którą siadała na łóżku w swoim mieszkaniu, sączyła piwo i oglądała mecze piłki nożnej, śmiejąc się do rozpuku. Później zasypiali i razem wstawali rano do pracy. Jej i Michała nigdy nie łączyła romantyczna relacja. Po prostu byli przyjaciółmi.

Wypiła połowę butelki wody mineralnej, odstawiła ją na blat i korzystając z tego, że mężczyzna spał w swoim pokoju, skierowała się do łazienki. Napuściła wody do wanny, rozebrała się i weszła do niej w poszukiwaniu odprężenia. Najlepiej myślało jej się podczas gorącej kąpieli. Teraz, kiedy ciepła woda ukoiła jej zmęczone ciało, mogła zastanowić się nad całą sprawą Przemysława Reja i jego związkiem z Leonem Wasilewskim. Nie znała zbyt wielu szczegółów poza tym, co przekazał jej Bąk. Przemysław z kolei grał głupiego, twierdził, że nic nie pamięta. Jednakże jego dzisiejsza wzmianka o mafii dała jej do myślenia. Jaka to mogła być mafia? Co w ogóle widział jej współlokator, a czego nie chce powiedzieć? To jasne, nie miał podstaw, by jej ufać, poznali się dopiero kilka godzin temu, ale zaintrygowało ją jego zachowanie. Czujny wzrok, którym przeczesywał drogę, gdy szli razem do budynku. Kiedy myślał, że ona nie patrzy, zerkał na boki. Coś mu zaprzątało głowę i mógł jej wciskać kit, że tak nie jest, ale Weronika spotykała takich ludzi w swojej pracy zbyt często. Mógł zgrywać twardziela, ale się bał. Ktoś musiał go nieźle nastraszyć.

Dziewczyna postanowiła zmienić taktykę. Przemysław Rej nie przypadł jej do gustu. Owszem, był przystojny, trudno tego nie zauważyć. Wylansowany przez media, wyglądał naprawdę obłędnie we wszystkim, co na siebie włożył. No może poza kolorowymi butami. Jego niewybredne komentarze skierowane pod jej adresem sprawiły jednak, że go znienawidziła. Ten dupek nie znał jej, nie wiedział, z czym mierzy się na co dzień, kiedy rano podnosi tyłek, by wstać z łóżka, jak jej trudno witać nowy dzień, wiedząc, że nie wszyscy mają tyle szczęścia. Jednakże w tym momencie postanowiła zebrać się w sobie i nawiązać z nim relację najbardziej koleżeńską, na jaką było ją stać.

Weronika skończyła się myć i stanęła w wannie, uświadamiając sobie, że zapomniała o ręczniku. Niedaleko wisiał biały puchowy ręcznik, który należał do aktora, ale nie zamierzała się nim wycierać. Kiedy zlokalizowała szafkę, powoli obracając się w wannie, zdecydowała się wyjść. Już miała podnosić nogę, gdy drzwi do łazienki otworzyły się z impetem i stanął przed nią wytrzeszczający oczy Przemek. Weronika zapragnęła jak najszybciej znaleźć się z powrotem w wodzie i nie zastanawiając się długo, ukryła się pod pianą. Zrobiła to jednak tak gwałtownie, że się pośliznęła. Lekko uderzyła głową o wannę i zanurzyła się w wodzie, zachłystując się nią. W panice szamotała się z żywiołem, chociaż umiała pływać. Mężczyzna nagle zacisnął ręce na jej ramionach i wyciągnął ją z wanny, patrząc na kobietę z niepokojem.

– Nic ci nie jest? Myślałem, że się zabiłaś. – Nadal ściskał jej ręce, gdy brązowymi oczami przewiercał ją na wskroś.

– Czy ciebie popierdoliło, żeby wchodzić bez pukania? – zapytała, gdy udało jej się trochę złapać oddech. – Puść mnie. – Szarpnęła lekko prawą ręką, ale on ani drgnął.

– Tak! Żebyś utopiła się w mojej wannie. Co to, to nie, wychodź. – Podciągnął ją do góry, ale silnie się zaparła. – To mój dom i mam prawo sobie wchodzić, gdzie mi się podoba. A ty powinnaś się zamknąć w łazience, a nie mieć teraz do mnie pretensje – odpowiedział zdenerwowany.

– Miałeś spać! – rzuciła oskarżycielsko, tak jakby chłopak tylko czekał, aż będzie w łazience, żeby tu wejść.

– Nie mogłem zasnąć, zresztą daj mi spokój! Wyłaź. – Znów podciągnął ją do góry i z wody wynurzyły się jej piersi. Wzrok Reja zsunął się tam tylko na chwilę, mężczyzna z roztargnieniem ponownie spojrzał jej w oczy.

– Weź mnie, kurwa, puść i idź stąd, to wyjdę! – Szarpnęła, a on odsunął się, zwalniając uścisk. Wera wyrwałaby mu się bez większego wysiłku, gdyby tylko znajdowali się na stabilnym gruncie. Śliska wanna znacznie ograniczała jej ruchy.

Trudno było mu zebrać myśli, kiedy na nią patrzył. Teraz, gdy miał okazję zobaczyć ją bez ubrania, dotarło do niego, że dziewczyna jest okropnie wychudzona. Przełknął ślinę i odwrócił wzrok.

– Mówisz, że przebierałaś się wśród mężczyzn, a teraz się wstydzisz. Ja też widziałem nagie kobiety – burknął, podchodząc do szafki. Wyjął z niej ręcznik, rzucił jej go pod nogi i szybko opuścił łazienkę, darując sobie setny komentarz pod jej adresem. Weronika nie odezwała się ani słowem, siedziała po szyję w wodzie.

Przerażający widok jej wystających obojczyków i żeber towarzyszył mu przez cały czas w kuchni. Zajrzał do lodówki i wyciągnął wszystkie składniki potrzebne do przygotowania sałatki greckiej. Nie za bardzo potrafił gotować, zwykle żywił się na mieście w restauracjach. Usłyszał, jak drzwi od łazienki się otwierają, i za chwilę stanęła przed nim Weronika. Bluzę z kapturem trzymała w ręce. Cienki T-shirt opinał jej ciało, które Przemek mógł sobie wyobrazić z dokładnością co do milimetra, a to mu się nie podobało.

– Siadaj, zjemy coś. – Wskazał brodą stołek barowy.

– Nie jestem głodna – wymamrotała, przeczesując długie, mokre brązowe włosy z rozdwojonymi końcówkami. – Chciałam zapytać, czy masz suszarkę.

– Mam. Jest w szafce pod umywalką – odpowiedział, piorunując ją wzrokiem – A kiedy wrócisz, usiądziesz i będziesz jadła, dobra? Mój cholerny dom i moje zasady, czy ci się to podoba, czy nie.

– Słuchaj! Nie będziesz mi mówić, co mam robić, a tym bardziej kiedy mam jeść!

– Nie, to ty słuchaj! Możesz mi mówić, kiedy mam paść na ziemię, żeby uratować swoją dupę, jak zajdzie taka potrzeba, ale skoro stoję tu i próbuję zrobić coś do jedzenia, to należy mi się trochę szacunku. Możesz mnie nie lubić, ale wysil się chociaż i zjedz, skoro chcę coś przygotować. – Słowa opuszczały jego usta bardzo szybko, między nimi brał tylko płytkie oddechy. Weronika patrzyła na niego z beznamiętnym wyrazem twarzy.

– Jesteś nienormalny – powiedziała. – Idę suszyć włosy… i zaraz przyjdę – dodała po chwili namysłu.

Przemysław Rej stał przy blacie, krojąc zajadle ogórki. Komicznie marszczył przy tym brwi, bo wydawało mu się, że nie tak to wygląda w telewizji i restauracjach. Sam był pełen obaw co do tego, co przyrządzi, a jak czymś takim uraczyć swoją nową współlokatorkę? Niedbale wzruszył ramionami. Trudno, sam też będę musiał to zjeść – pomyślał, z cichym westchnieniem wyciągając talerze. Przynajmniej ona zje cokolwiek.

Chociaż nie wiedział, dlaczego zaczęła nim kierować nieodparta chęć dokarmienia tej istoty, mimo że go nie lubiła i zachowywała się w stosunku do niego chamsko, nic nie mógł poradzić na to, że było mu jej żal. Przemysław Rej nie był złym człowiekiem. Media wykreowały go na prawdziwego bawidamka, ale w głębi duszy był wrażliwy. Jednak musiał zakładać maskę lowelasa, bo dzięki temu dostawał role, a jego popularność rosła. W tym świecie zawsze jedno ciągnie za sobą drugie i albo się do tego dostosujesz, albo o tobie zapomną, a on nie chciał, by o nim zapomniano. Nie wyobrażał sobie, że miałby zajmować się czymś innym niż aktorstwo.

Niebezpieczna gra

Подняться наверх