Читать книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska - Страница 7
ROZDZIAŁ 6
ОглавлениеKiedy Przemek zobaczył pistolet w jej rękach, gwałtownie się odsunął.
– Co ty, kurwa! – krzyknął z przerażeniem. – Skąd masz tu broń? Odłóż ją!
Weronika otrzeźwiała i zdała sobie sprawę, co zrobiła. Po prostu jej instynkt samozachowawczy był silniejszy od niej. Mężczyzna zmienił ton, mówił jak nie on. W chwili, w której sięgnęła po broń, był obcym jej mężczyzną, który został znaleziony niedaleko miejsca morderstwa. Nie miała podstaw, by mu ufać, równie dobrze to on mógł być zabójcą. Weronika opuściła rękę i odłożyła broń, a następnie spojrzała na niego z zakłopotaniem.
– Jestem policjantką. Jak myślisz, skąd mam broń?
– No wiem, ale co ona robi w moim samochodzie? Miałaś ją cały czas przy sobie?
– Tak – potwierdziła.
– A mogę wiedzieć, dlaczego do mnie celowałaś? Co ci się uroiło w głowie? Nie chciałem zrobić ci krzywdy!
– Wiem. – Spuściła wzrok, nie mając nic na swoje wytłumaczenie.
– Co z tobą jest nie tak? – zapytał, otwierając drzwi, i zostawiając ją samą w samochodzie.
– A żebym ja, kurwa, wiedziała – powiedziała sama do siebie, upychając broń z powrotem w to samo miejsce. Przemek zamknął samochód, gdy tylko z niego wysiadła, i nie czekając na nią, wcisnął guzik przywołujący windę. Weszli do środka, a ona nawet nie ważyła się zapytać o obiad. Kiedy jej żołądek burknął w ciszy metalowej windy, mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem.
– Jesteś głodna?
– Tak, jeśli mogę, to coś sobie zamówię – powiedziała, patrząc na swoje wypielęgnowane paznokcie, pomalowane na jasny kolor.
– Możesz. – Usłyszała po chwili.
Kiedy weszli do mieszkania, Przemek od razu skierował się w stronę sypialni, gdzie zamknął się na resztę wieczoru. Weronika zamówiła dwie porcje dań na wynos, w razie gdyby on też zgłodniał. Wyszła na taras zapalić i wchłonąć trochę powietrza stolicy. Ściemniało się, chociaż była połowa maja. Dziewczyna poczuła gęsią skórkę pokrywającą jej ciało i rozcierając ręce, weszła do środka. Usiadła na sofie, sięgnęła po pilota i włączyła cicho telewizor, ale jak zwykle nie oglądała. Pogrążyła się w swoich własnych rozmyślaniach, z których wyrwał ją dźwięk dzwonka do drzwi. Odebrała jedzenie i usiadła przy blacie w kuchni, a następnie skonsumowała zawartość styropianowego pudełka. Kiedy skończyła, wyrzuciła resztki do kosza i posprzątała po sobie, czego nie udawało jej się robić w swojej małej kawalerce na Ochocie. Przeszła przez salon, wyłączyła telewizor i poszła do swojej sypialni. Nie miała zielonego pojęcia, co robi jej współlokator, ale nie była ciekawa. W swoim pokoju zaczęła szukać piżamy w torbie. Nagle u drzwi rozległo się ciche pukanie.
– Otwarte – powiedziała, nadal grzebiąc w torbie. Była pewna, że zabrała piżamę ze sobą. W drzwiach stanął pan Rej we własnej osobie.
– Czego szukasz? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
– Piżamy, ale chyba jej nie mam. – Z rezygnacją usiadła na brzegu łóżka i zauważyła, że chłopak zniknął. Sekundę później w jej stronę poleciał niebieski materiał, który zasłonił jej twarz. Ściągnęła go szybkim ruchem.
– Co to?
– Moja koszulka, możesz w niej spać – odpowiedział, nie patrząc na nią. – A jutro podjedziemy do twojego mieszkania i zabierzesz sobie, czego ci tam brakuje – zaproponował.
– Poza piżamą mam wszystko, dzięki.
– Więc możesz w niej spać tak długo, jak będziesz chciała. – Uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust.
– W kuchni masz jedzenie, zamówiłam też dla ciebie – powiedziała, mnąc materiał w ręce.
– Dzięki, to miłe – odparł. Po chwili dodał: – Mam nadzieję, że będziesz spała dobrze – powiedział z zamiarem opuszczenia jej pokoju, ale niespodziewanie go zatrzymała.
– Remek. – Pokręcił głową i unosząc brodę, zapytał ją niemo w geście znaczącym „co tam?”.
– Przepraszam, że celowałam do ciebie z broni. Ty po prostu zmieniłeś barwę głosu i przeraziłeś mnie, to mój instynkt, ja nigdy…
– Wiem, Weronika, uświadomiłem już sobie, że z tobą należy postępować w sposób szczególny. Śpij dobrze. – Mrugnął do niej i wyszedł.
– Dzięki za fryzjera – powiedziała cicho, gdy zamknęły się za nim drzwi. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jakie są cienkie, miała przekonać się o tym dopiero niebawem. Przemek stanął po drugiej stronie i uśmiechnął się. Przynajmniej było warto – pomyślał, idąc w kierunku kuchni, a kiedy zobaczył danie, które zamówiła dziewczyna, z radością rzucił się na nie, ponieważ było to jego ulubione.
* * *
Punkt kulminacyjny ich znajomości nastąpił w czwartkowy wieczór, kiedy mężczyzna oznajmił, że wychodzą, bo inaczej umrze w domu.
– Gdzie chcesz iść? – zapytała bez entuzjazmu, siedząc na swoim łóżku. Przemek opierał się o jego ramę i lekko nachylał w stronę Weroniki.
– Nie wiem, na miasto. Jest ciepły wieczór, chcę pooddychać powietrzem, prawdziwym powietrzem, nie tym przefiltrowanym przez klimatyzację. – Kiedy się nachylił, jego zaczesane do tyłu włosy opadły uroczo na czoło.
– Ale ja nie mam siły. Cały dzień coś robiliśmy. Nie potrafisz usiedzieć w miejscu, Rej?
– Słuchaj, ja wychodzę, a ty rób, co chcesz. – Odepchnął się od ramy łóżka i zawrócił do wyjścia.
– To niesprawiedliwe! Wiesz, że nie mogę cię zostawić – powiedziała, podchodząc do szafy stojącej w rogu pokoju. – Możesz mi chociaż powiedzieć, dokąd wychodzimy? – Zerknęła zza włosów na jego strój i zauważyła, że mężczyzna stoi i z zainteresowaniem wpatruje się w jej pośladki. – Rej? Co ty, kurwa, robisz?
– Nic – burknął. – Myślę, dokąd pójdziemy. I ubierz się, jak chcesz, jeżeli o to pytasz. – Trzasnął drzwiami i wyszedł z pokoju. Szybkim krokiem wszedł do garderoby i oparł się o drzwi. Może i Weronika była niezmiernie chuda, ale o jej zaokrąglonym, wysportowanym tyłku fantazjował za każdym razem, gdy na niego zerkał. – Ja pierdolę. Ogarnij się.
Potarł policzki, żeby rumieniec, który się na nich pojawił, zniknął. Delikatny zarost pokrywający jego szczękę zakłuł go w dłoń. Mężczyzna odepchnął się od drzwi i wybrał strój na dzisiejszy wieczór. Wiedział, że musi zdecydować się na takie miejsce, w którym chociaż będzie z dziewczyną, nie będzie o niej w ogóle myślał.
* * *
Kiedy opuścił garderobę, niosąc brudne ciuchy, dziękował, że jutro przychodzi sprzątaczka, bo w domu zaczął panować bałagan. Zamyślony, prawie zderzył się z Weroniką w kuchni. Zlustrował ją od góry do dołu, ona odwdzięczyła się tym samym.
– Bałam się, że założysz garnitur – powiedziała, oceniając jego ubiór. Miał jasne jeansy i brązowe rozsznurowane workery, na górze koszulę w drobną kratę i z podwiniętymi rękawami, tylko włosy wciąż w nieładzie.
– Nie no, spoko, nie latam w garniturze na co dzień. – Spojrzał na nią kątem oka, gdy ją wyminął. Założyła na siebie ciemne jeansy. Takie maksymalnie przylegające do ciała, wyglądały bardziej jak legginsy niż spodnie. Na górę założyła zwykły bawełniany podkoszulek, a na to jasną jeansową kurtkę, na której z tyłu były wyszyte anielskie skrzydła. Kto by pomyślał. Ona i anioł – powiedział sam do siebie w myślach i wszedł do łazienki. Zaczął układać fryzurę, zaczesując włosy do tyłu na żel. Nadało mu to, jak sądził, męski wygląd. Weronika bez słowa weszła do łazienki i spojrzała na niego.
– Wyglądasz jak żigolak – mruknęła, patrząc na jego fryzurę. Sama miała włosy związane na boku w luźny warkocz.
– Za to ty jak cnotka niewydymka. – Podszedł do niej i szarpnął za gumkę trzymającą jej włosy.
– Ej, co ty robisz! – Chwyciła końcówkę warkocza, który dość długo zaplatała.
– Rozpuść je, wyglądasz lepiej w rozpuszczonych – powiedział, wyrzucając gumkę do kosza.
– Ty też wyglądasz lepiej, kiedy nie masz tego całego gówna na głowie. Wyglądasz, jakby ci ptak nasrał – odgryzła się i wyszła z łazienki. Przemek spojrzał na swoje lustrzane odbicie.
– Wcale tak nie wyglądam – odpowiedział do lustra.
W końcu udało im się wyjść. Kiedy dojechali do centrum, on nadal nie chciał powiedzieć, dokąd idą. Jej włosy powiewały na delikatnym wietrze. Była zła, że nie mogła znaleźć drugiej gumki, chociaż uwaga mężczyzny, jakoby wyglądała lepiej w rozpuszczonych, sprawiła, że i tak dałaby sobie spokój z ich ponownym zaplataniem. W końcu stanęli pod docelowym lokalem, do którego chłopak zamierzał wejść.
– Co to, to nie! Pojebało cię całkiem? – syknęła, chwytając go mocno za przegub dłoni.
– Daj spokój, będzie fajnie. – Roześmiał się, pragnąc poluzować żelazny uścisk dziewczyny.
– Żartujesz sobie, kurwa? To jest klub go-go! Ja tam nie wejdę!
– Oczywiście, że wejdziesz. – Zdecydował, że skoro ona nie chce puścić jego dłoni, to wciągnie ją za sobą do środka.
Jak pomyślał, tak też zrobił, i chwilę później stali już w przedsionku lokalu, patrząc na schody w dół, gdzie w podziemiach światła świeciły na wściekle czerwony kolor.
– Wyjdźmy stąd, do diabła. Obiecuję, że już nigdy więcej nie będę ci dogryzać. Jak ja będę wyglądać w tym klubie? Co ty sobie myślisz? Jestem… – Nie skończyła, bo drzwi do klubu otworzyły się i próg ze śmiechem przekroczyło dwóch panów. Weronika, kiedy ich rozpoznała, chwyciła Przemka za koszulę i przyciągnęła do siebie, pragnąc się ukryć. Rzeczeni dwaj panowie pracowali w Wydziale Drogowym, a Weronika ich znała. Przemek w ostatniej chwili zaparł się ręką nad jej głową, w innym przypadku zderzenie mogło być bolesne. Dziewczyna pochyliła głowę, by obracający się mężczyźni jej nie rozpoznali.
– Co ty robisz? – zapytał głębokim szeptem, szukając jej spojrzenia. – Widzisz, atmosfera tego miejsca już cię nakręca. – Jego ciepły oddech owiał jej twarz, a ona ostatkiem sił zachowała zdrowy rozsądek.
– Przemek, kurwa, to byli moi koledzy z policji, co ja im mam powiedzieć? Wyjdźmy stąd. – Mordowała go wzrokiem, ale on miał to totalnie w dupie. Trzeba było zabić gnoja w jego samochodzie. Dlaczego on mi to robi? – zastanawiała się, trzęsąc się ze złości.
– Za bardzo się przejmujesz. Kobiety też odwiedzają takie miejsca. – Wzruszył ramionami.
– Kobiety? Wątpię, że to normalne kobiety.
– Przesadzasz. Słuchaj, możesz zostać na zewnątrz i poczekać na mnie jak piesek na ławce, ja zostaję. – Jego wzrost wynoszący metr dziewięćdziesiąt sprawił, że bez trudu poklepał ją po czubku głowy.
– Trzeba było ci strzelić w łeb w tym samochodzie. – Odsunęła się na bok, by zabrał rękę, a on na nią spojrzał.
– Poszłabyś przeze mnie siedzieć, nie warto by było.
– Nie poszłabym. Złapałabym pierwszego lepszego przechodnia, oszołomiłabym go i zostawiłabym jego odciski palców na mojej broni. Ty byłbyś martwy, ja niewinna, a on nieświadomy zdarzenia. – Spojrzała na niego z satysfakcją, gdy jego oczy robiły się coraz większe.
– To prawda, że wy w policji macie nierówno pod sufitem i przesiąkacie pracą. Jesteś popierdolona – mruknął z oczami utkwionymi w jej twarzy.
– Sam jesteś popierdolony. Kto zabiera dziewczynę do klubu go-go?
– Rób, co chcesz, psychopatko. Ja zostaję. – Odsunął się od niej i zaczął schodzić po schodach. Weronika została dosłownie i w przenośni postawiona pod ścianą. Wyszeptała przekleństwo, ruszyła za nim, aż w końcu zrównała się z Rejem.
– Masz wybrać najciemniejsze miejsca, jasne? – powiedziała cicho.
– Nie ma problemu, cukiereczku, sceny są dobrze oświetlone, a ja potrzebuję się odstresować. – Uśmiechnął się do niej i mrugnął, lekko rozchylając usta. Dziewczyna prychnęła, po czym dalej schodziła w swoich czarnych trampkach po miękkim czerwonym dywanie. W klubach takich jak ten najwyraźniej nie prowadzono selekcji, a może to kwestia dnia tygodnia. Nie miała pojęcia. Była tu pierwszy raz.
– Myślisz, że tak wygląda zejście do piekła? – zapytała go, na co parsknął śmiechem.
– Skarbie, to są schody do raju.
Kiedy wyszli zza zakrętu, dziewczynie ugięły się nogi. Takiego czegoś nie było nawet w Showgirls. Piękne kobiety, niektóre trochę mniej, wiły się na wysokich podestach i rurach i kusząco uśmiechały w stronę pijanych facetów siedzących przy stolikach wokół sceny. Weronika wpatrywała się w to wszystko z obrzydzeniem. Nigdy nie wyobrażała sobie, że mogłaby zarabiać swoim ciałem, nie w ten sposób. Wolałaby mieszkać na ulicy.
Przeniosła wzrok na Przemka, który jak zaczarowany wpatrywał się z lubieżnym uśmiechem w blondynkę znajdującą się najbliżej nich. Poczuł jednak, że Weronika mu się przygląda, i odwrócił wzrok od znajomej mu dziewczyny. Lubił tu przychodzić i na nią patrzeć. Była prawdziwą artystką, nie tylko na rurze, lecz także w łóżku. Jeszcze go nie zobaczyła, więc chwycił Werę za przegub dłoni i poprowadził do jednego ze stolików ukrytych w cieniu.
– Siadaj, chcesz coś pić?
– Wódkę z lodem, bo na trzeźwo tego nie zniosę – powiedziała, obracając głowę od tańczących kobiet. Pod podestem, na którym wiła się ruda tancerka w niebieskim wdzianku, a tuż przed nią siedzieli jej koledzy z policji. Rej wrócił z drinkami i podał jej jednego.
– Co to jest? Chciałam wódkę z lodem – zamarudziła, upijając łyk drinka o ananasowym posmaku.
– Nie dam ci czystej wódki z lodem. Oszalałaś?
– A myślisz, że my w pracy mamy czas przepijać?
– Nie. Myślę, że walicie z gwinta, ale w moim towarzystwie nie urżniesz się w trupa.
– Tylko tobie to wolno?
– Właśnie. – Uśmiechnął się do niej i zerknął przez ramię. – Zaraz wracam – powiedział, po czym odszedł, zostawiając ją samą przy pustym stoliku.
Wpatrywała się w swoje paznokcie, bo nie mogła znieść widoku tancerek. Wyciągnęła słomkę z drinka i opróżniła szklankę jednym haustem. Uniosła głowę w poszukiwaniu aktora. Chciała prosić Przemka o wyjście z lokalu i wtedy dostrzegła go przy barze, rozmawiającego z jedną z tancerek. Blondynka, na którą się gapił, kiedy weszli, zaciskała rękę na jego ramieniu i odrzucając głowę do tyłu, śmiała się z czegoś, co do niej mówił. Weronika nawet stąd widziała, że mężczyzna pieprzy tancerkę wzrokiem. Miała ochotę na kolejnego drinka, ale nie odważyła się wstać. Maskowała się w zaciemnionej loży, mordując mężczyznę spojrzeniem. Nie zauważyła, kiedy przed jej stolikiem stanęło dwóch mężczyzn.
– Wera?
– Kurwa – wyszeptała pod nosem na widok swoich kolegów. – Cześć, chłopaki. – Na jej usta wypłynął grymas kształtujący się w wymuszony uśmiech.
– A co ty tu robisz? Masz jakieś zadanie? – Jeden z nich, wyższy brunet, usiadł bezceremonialnie obok niej.
– Słyszałem, że jesteś na urlopie, a może to jednak tajna misja? – Drugi usiadł po jej drugiej stronie, a ona błagała, by mogła zapaść się pod ziemię.
– Niezupełnie. Mój chłopak. – Gdy Weronika nazwała aktora swoim chłopakiem, w gardle wyrosła jej gula, która sprawiła, że się dławiła. – On przygotowuje się do roli, a ja mu towarzyszę.
Boże, jak gówniane jest to wytłumaczenie – zastanawiała się w myślach.
– Twój chłopak? A, coś słyszeliśmy. – Obydwaj spojrzeli na nią z dekoncentracją i przenieśli wzrok na blondyna kierującego się do stolika.
– O, widzę, że masz towarzystwo. – Rej był wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.
– Możemy już iść, kochanie? – Akcentując ostatnie słowo, spojrzała wymownie na kolegów.
– Tak, możemy. – Wyciągnął w jej stronę rękę, a ona przeprosiła kolegów. Życzyła im dobrej zabawy i prędko wyszła. Odsunęła wyciągniętą do niej rękę i opuściła miejsce, szybkimi susami przeskakując pod dwa stopnie do góry. Kiedy wypadła na zewnątrz i owiało ją zimne wieczorne majowe powietrze, z radością przymknęła oczy.
– Co tak szybko wybiegłaś, cukiereczku? – zapytał, chichocząc. Odwróciła się na pięcie i niewiele myśląc, przywaliła chłopakowi otwartą dłonią w twarz.
– Już mi lepiej – odpowiedziała, zataczając koła rękami, kiedy chłopak trzymał się za twarz.
– Bolało – powiedział, masując policzek i wpatrując się w nią z rozbawieniem w bursztynowych oczach.
– Miało boleć. A teraz pójdziesz tam, dokąd ja chcę, dobra? – warknęła na Reja i nie czekając na jego reakcję, chwyciła go za ramię i pociągnęła, a chłopak z uśmiechem się temu poddał. Nic nie mógł poradzić, że idąc za nią, spoglądał na jej tyłek. Nie potrafił oderwać od niego wzroku, a co gorsza, nawet najgorętsza tancerka w klubie nie była w stanie odciągnąć jego myśli od krągłości dziewczyny idącej przed nim.