Читать книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska - Страница 6
ROZDZIAŁ 5
ОглавлениеNa dwóch stołkach barowych w mieszkaniu na Bielanach dwójka zupełnie obcych sobie ludzi z konsternacją wpatrywała się w swoje talerze. Ich miny były komiczne. Obydwoje sceptycznie patrzyli na sałatkę przygotowaną przez aktora, zastanawiając się, czy powinni w ogóle zanurzyć w tym widelce. Ser feta był rozgnieciony i rozsmarowany na liściach sałaty, pomidory totalnie się rozwaliły, zalewając to wszystko sokiem, który w połączeniu z sosem przypominał bardziej zupę grecką niż sałatkę. Jako tako trzymały się ogórki pokrojone w duże kawałki i papryka. Siedzieli bez słowa, nie patrząc na siebie. Weronika starała się nie wybuchnąć śmiechem, by nie urazić uczuć mężczyzny. Z kolei na jego jasną twarz wypłynął rumieniec zdradzający zakłopotanie. On naprawdę się starał, ale nie umiał gotować, więc spieprzył nawet sałatkę.
– Dobra! Nie musimy tego jeść. – Wyrwał jej talerz spod nosa i skierował się w stronę kosza.
– Daj spokój, zupa to też posiłek. – Wreszcie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
– No i co? – Obrócił się do niej z czerwonymi uszami i talerzami w dłoniach. – Nie potrafię gotować, nie musisz mi cały czas dokuczać. Dodaj to do swojej listy tego, jaki beznadziejny jest Przemysław Rej. Może będziesz mogła mnie opisać po tym wszystkim. – Z roztargnienia wrzucił do kosza jedzenie wraz z talerzami. – Kurwa!
Miała wrażenie, że przesadziła, a jego zdenerwowanie osiągnęło najwyższy poziom. Postanowiła dać sobie spokój z drażnieniem go. Podeszła do kosza, wyciągnęła talerze i strzepnęła z nich resztki jedzenia. Mężczyzna stał i przytrzymywał się drzwiczek, próbując nie wyrwać ich z zawiasami. Jego wściekłość przesłoniła mu obraz kobiety, która podała mu talerze z niepewnym uśmiechem.
– Po prostu następnym razem pozwól mi coś ugotować – powiedziała, nie mając złych zamiarów. On jednak pod wpływem emocji odebrał to zupełnie inaczej. Myślał, że Weronika nadal się z niego śmieje.
– Tobie? Wyglądasz jak Jack Szkieleton i śmiesz twierdzić, że umiesz gotować?
Wściekły, przeszedł do części salonowej. Weronika dostała białej gorączki. Przed uderzeniem go w mordę powstrzymywał ją jedynie fakt, że gdyby go pobiła, a jej przełożony by się o tym dowiedział, to miałaby przesrane.
– Spieprzaj, popaprańcu! – Podbiegła do niego i kopnęła go w tyłek, na co zareagował krzykiem.
– Ja jestem popaprany?! – Szarpnął ją za rękę, w wyniku czego niespodziewanie poleciała i odbiła się od jego klatki piersiowej.
– Puszczaj mnie! – Wyrwała się z jego uścisku, a on, zaskoczony jej siłą, przystanął w pół kroku.
– To ja kopię ludzi po dupie czy ty?
– Obraziłeś mnie!
– Stwierdziłem fakt! Idź przejrzyj się w lustrze!
– Co ty się tak przyjebałeś do tego mojego wyglądu, co?
– Bo masz mnie w razie czego obronić – odpowiedział, próbując stłumić podniesiony głos.
– Zakładam, że jestem ci potrzebna jak drzwi w lesie – odpowiedziała. – Chyba że jest inaczej, to oświeć mnie. – Jej głos również stał się spokojniejszy.
– Chcę mieć tylko pewność, że nikt mnie wtedy nie widział. Słuchaj, ćwiczę i nie jestem taki słaby, ale w porównaniu z twoim szkoleniem żaden ze mnie kozak. Gdyby coś mi groziło, padłbym na ziemię z krzykiem i błagałbym o śmierć. – Usiadł w fotelu, przeczesując ręką włosy, i spojrzał na nią. – Uwierz mi, ja też nie mogę się doczekać dnia, w którym każde z nas pójdzie w swoją stronę. Nie chcę się z tobą kłócić, pani komisarz, ale wyprowadzasz mnie z równowagi. Jestem porywczy i mówię, co myślę, zupełnie jak ty. – Weronika usiadła na fotelu, przerzucając nogi przez oparcie. Słuchała tego, co ma jej do powiedzenia aktor. – Postarajmy się mniej kłócić, to może jakoś ten czas nam zleci, okej? Czemu nic nie mówisz?
– Dobra, masz rację, postaram się z tobą nie kłócić, ale musimy ustalić kilka zasad, w porządku?
– Okej, zrobimy to w drodze do fryzjera. – Wyciągnął w jej stronę dłoń.
– Jakiego fryzjera? – zapytała, przyciskając ręce do brzucha.
– Masz umówioną wizytę. Proszę cię, nie zaczynaj znowu. Mam kaca, jestem zmęczony i głodny. Nikt cię tam nie zje.
– Jaki fryzjer przyjmuje w niedzielę?
– Mój. – Blask jego uśmiechu ją oślepił.
– No jasne. – Wywróciła oczami i zgrabnie wstała z fotela, ignorując jego wyciągniętą dłoń.
* * *
Pół godziny później niekonwencjonalna para w czapkach z daszkiem przekroczyła próg zakładu fryzjerskiego.
– Siemanko, Anastazjo.
– Przemo! – Z zaplecza wyszła czarnowłosa dziewczyna z kolczykiem w wardze. – Powiedz, kogo mi przyprowadziłeś. – Spojrzała na Weronikę, która nie zdjęła ani czapki, ani okularów.
– Anastazjo, chciałbym ci przedstawić moją dziewczynę, Weronikę. – Obydwie kobiety zamurowało. Skonsternowana Wera pomyślała, że się przesłyszała. Uważała za niemożliwe, by aktor nazwał ją publicznie swoją dziewczyną, z kolei Anastazja była wyraźnie zdziwiona faktem, że Przemek nazywa tak kogokolwiek.
– Cześć, Weroniko. – Dłoń czarnowłosej dziewczyny wystrzeliła w jej kierunku, na co Wera uścisnęła ją i zdjęła nakrycie głowy wraz z okularami. Kiedy kobieta zobaczyła ją bez przebrania, lekko uniosła brwi, ale nic nie komentując, zaprosiła ją do fotela. Weronika wyłapała tylko jej zaskoczone spojrzenie, gdy patrzyła na aktora z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Przemek obiecał, że nie zniknie Weronice z oczu, więc usiadł spokojnie na sofie i sięgnął po swój telefon.
– To co będziemy robić? – zapytała fryzjerka, mocząc głowę dziewczyny. Ta jednak nie miała szansy odpowiedzieć, bo jej pseudochłopak zrobił to za nią.
– Nastko, zrób tak, aby wszyscy, gdy ją zobaczą, wiedzieli, że wyszła od ciebie. – Ucałował kciuk i wskazujący palec, a następnie mrugnął wesoło do dziewczyny. Wciąż miał zachrypnięty głos, mimo że od porannego kaca minęło już trochę czasu. Wyglądało więc na to, że on tak po prostu ma. Zmroziła go wzrokiem w lustrze, gdy dostrzegła, że na nią patrzy.
– A Arleta przyjdzie? – zapytał nagle.
– Przyjdzie.
– To dobrze. – Skinął głową i zawiesił spojrzenie na lustrzanym odbiciu Weroniki. – Nic się nie bój, cukiereczku, jesteś w dobrych rękach.
– To jak się poznaliście? – zapytała nagle Anastazja, a ich spanikowane spojrzenia wskazywały, że tego nie uzgodnili.
– No wiesz, to był jeden z tych moich szalonych wypadów do centrum. Mój cukiereczek uratował moją twarz przed zderzeniem z betonem.
Boże, czy to, co on mówi, jest w ogóle prawdopodobne? Weronika przysłuchiwała się głupotom, które wypowiadał Przemek, i dziwiła się coraz bardziej. Na początku spotykali się tak o, jak znajomi na kawę, ale jego powaliło jej wyjątkowe poczucie humoru – rzeczywiście była zajebiście zabawna – ona zaś, rzecz jasna, nie mogła uwierzyć w to, że przyjaźni się ze znanym aktorem. Tak, istotnie dotąd nie mogła uwierzyć, że go poznała. Szał macicy.
Spojrzała na chłopaka w lustrze, a on zabawnie poruszał brwiami. Gdyby mogła, to złapałaby się za głowę, ale niestety fruwające wokół niej nożyczki jej to uniemożliwiły.
– Nic się nie martw, cukiereczku, będziesz wyglądała pięknie. – Kiedy usłyszała jego przesłodzony głos, miała ochotę poprosić o kosz na wymioty.
– Proszę, nie skracaj ich za bardzo – zwróciła się do fryzjerki, która pokiwała głową.
– Masz piękne i długie włosy, trochę zaniedbane, ale szkoda byłoby je ścinać, tak że nic się nie martw. Już kończę, zaraz będziemy nakładać farbę.
Fryzjerka zniknęła na zapleczu, a Weronika zobaczyła w lustrze, że Przemek się do niej zbliża. Nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego zgodziła się na fryzjera. Normalnie stoczyłaby o to z aktorem niezły bój, ale mężczyzna się nie mylił. Jeżeli miała się z nim pokazywać publicznie, musiała jakoś się prezentować. Zresztą chciała po prostu ładnie wyglądać. W życiu nie przyznałaby się do tego głośno, ale wyglądała naprawdę kiepsko, odkąd zmarł Michał. Wiedziała, że gdyby żył, toby ją zjechał za to, co ze sobą zrobiła. Zawsze sprowadzał ją na ziemię.
Weronika nie zauważyła, kiedy ręce aktora wsparły się za jej fotelem.
– Jak ci się podoba nasza historia?
– Fantastyczna jak ty – powiedziała głosem ociekającym sarkazmem, na co Przemek się roześmiał. Drzwi od lokalu otworzyły się, a do środka dziarskim krokiem wmaszerowała niska, krótko ścięta blondynka ze słuchawkami w uszach. Kiedy zobaczyła aktora, okręciła się na pięcie i przybiła mu piątkę, drugą ręką wyciągając słuchawki z uszu jednym pociągnięciem.
– Cześć, Rej, to moja klientka? – Spojrzała na Weronikę z uśmiechem. – Nie mam za wiele czasu, skarbie, więc gdy tylko Nastka nałoży farbę, wezmę się do pracy. Nie masz nic przeciwko, prawda? – Ku zdziwieniu brunetki kosmetyczka zwróciła się bezpośrednio do niej, kompletnie ignorując faceta stojącego tuż obok. Z miejsca ją polubiła.
– Jasne, nie mam nic przeciwko i dziękuję, że przyszłaś w niedzielę. – Blondynka roześmiała się i spojrzała na Przemka, który mordował ją wzrokiem i wyraźnie próbował zatrzymać jej gadulstwo, jednak ona zupełnie to olała. – Jakbyś usłyszała, ile mi zapłacił, też byś przyszła. – Mrugnęła do niej i zniknęła na zapleczu. Rej patrzył na Werę ze zmieszaną miną.
– Ile jej zapłaciłeś? – zapytała szeptem.
– W ogóle nie zawracaj sobie nią głowy. Wcale nie tak dużo. – Odsunął się od niej na kilka kroków.
– Co to znaczy „nie tak dużo”? Później będę cię spłacać jak kredyt hipoteczny czy wystarczy, że kupię ci loda? – zapytała, okręcając się na krześle.
– Loda? – Uśmiechnął się do niej szeroko, z blaskiem w bursztynowych oczach, a ona zrozumiała, że pomyślał zupełnie o czymś innym. – Może być lód – dodał, oblizując się z uśmiechem.
– Zamknij się, dobra? – Jej twarz pokryła się purpurą. – Oddam ci wszystko.
– Uznaj to za swoje wynagrodzenie za moją ochronę – mówił szeptem, by pozostałe kobiety go nie usłyszały.
– Dostaję za to pensję.
– Patrząc na twoje auto, to nie za wiele. – Kątem oka dostrzegł, że z zaplecza wychodzi Anastazja. Niespodziewanie pocałował Werę w nos i odsunął się szybko z uśmiechem. Ktoś obserwujący zdarzenie z boku naprawdę mógł ich wziąć za parę zakochanych, tym bardziej że Weronika wpatrywała się w niego, dopóki nie zajął miejsca na kanapie. Później zamknęła oczy i pozwoliła dziewczynom kontynuować pracę. Cały czas zerkała jednak na Przemysława i z uwagą obserwowała chodnik za szybą, by mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Rzeczywiście mogli wyglądać jak para.
* * *
Arleta uporała się z nakładaniem lekkiego makijażu na twarz Weroniki. Podczas malowania cały czas dawała jej wskazówki, jak to robić. Jej włosy, dotąd ciemnobrązowe, zostały rozjaśnione delikatnymi, ciepłymi refleksami. Anastazja je tylko wysuszyła, bo teraz, kiedy włosy zostały odżywione, nabrały naturalnego skrętu. Weronika spoglądała w lustro, ale Przemek od dłuższej chwili nie zwracał na nią uwagi. Cały czas stukał coś na telefonie i głupkowato się uśmiechał. Kiedy dziewczyny z nią skończyły, z ulgą wstała z krzesła, od którego spocił jej się tyłek.
– Gotowa! – oznajmiła Arleta, a Przemysław skończył coś pisać i dopiero po chwili uniósł głowę. Kiedy spojrzał na brunetkę stojącą przed nim, oniemiał, a jego oczy się rozszerzyły. Gdyby nie figura dziewczyny i jej ubiór, pomyślałby, że to ktoś zupełnie inny. Z uznaniem uśmiechnął się do niej, przekrzywiając głowę.
– Cukiereczku, wyglądasz nieziemsko. – Podszedł do Weroniki i uśmiechnął się, chwytając ją za dłoń. Jezu Chryste! Policjantka prawie zemdlała. Oczywiście nie przez jego sztuczny komplement, ale przez to, że znów musiała trzymać jego ciepłą dłoń. Zabije cię, Bąk! – pomyślała i odliczyła do trzech. Wysiliła się na uprzejmy uśmiech w kierunku kobiet, które poświęciły jej ostatnie dwie godziny.
– Dziękuję.
– Mogłabym ci przysłać parę kosmetyków do makijażu, jeżeli chcesz. Tylko podaj adres – zaproponowała Arleta, a Weronika postanowiła zemścić się na Przemku za wszystkie fanaberie, które musiała znosić tego dnia.
– Byłoby świetnie. Wyślij na adres Remka, jeśli możesz…
– Kogo? – Blondynka wygięła usta, bo nie rozumiała, co do niej mówi. Weronika poczuła, jak ręka mężczyzny ostrzegawczo zaciska się na jej dłoni, ale nic sobie z tego nie robiła.
– No Remka. Przemka, ja tak na niego mówię, bo za pierwszym razem nie usłyszałam, jak ma na imię. – Zaśmiała się ze swojego żartu, a za chwilę zawtórowały jej dwie kobiety.
– Dobre sobie, Remeczku – zażartowała Anastazja. – Wpłata na konto, jak zawsze? – zwróciła się do niego, a on kiwnął głową, ciągnąc Werę do wyjścia.
– Doliczcie też kosmetyki dla mnie – krzyknęła Weronika, gdy była już jedną nogą na zewnątrz.
Przemek kulturalnie otworzył jej drzwi od auta, a kiedy wsiadła, pomachał kobietom, które były odpowiedzialne za stylizację, i zajął miejsce za kierownicą. Z nachmurzoną miną włączył się do ruchu. Jechali w ciszy, a Weronika co rusz na niego zerkała.
– Oddam ci za te kosmetyki – powiedziała, bo myślała, że chłopak obraził się za to, że go naciąga.
– Możesz chwilę być cicho? Nie chodzi o jakieś kosmetyki, zapłacę za nie. Po prostu bądź cicho, proszę – powiedział, sycząc przez zęby, a Weronika skinęła nieznacznie głową i rozsiadając się wygodnie w fotelu pasażera, obróciła się do okna. Fakt, czasami nie miała hamulców, była jak tornado i nie potrafiła się zatrzymać. Najwyraźniej mężczyzna miał już dość jej jazgotu, skoro kazał jej się zamknąć. Myślała, że jadą coś zjeść, jednak zorientowała się, że znów wjeżdżają na strzeżone osiedle.
– To nie będziemy nic jeść? – zapytała i zaburczało jej lekko w brzuchu. Sportowe bmw stanęło gwałtownie na podziemnym parkingu, gdy Przemysław wcisnął pedał hamulca.
– Teraz, kurwa, jesteś głodna? – Wypiął się z pasów i zbliżył do niej na odległość kilku centymetrów. Nie odważyła się skinąć głową, nie chciała go bardziej denerwować. Przyglądała mu się z zakłopotaną miną. Widziała, jak jego oczy badają każdy centymetr jej twarzy.
– Wiesz, co myślę? – Nie kłopotał się z czekaniem na jej odpowiedź, po prostu mówił dalej: – Twój przełożony się pomylił, to nie ty zabijesz mnie. To ja zabiję ciebie. – W jego głosie zabrzmiała lodowa nuta. W tej chwili zapomniała, że ma do czynienia z aktorem, który potrafi modelować swoją barwę głosu, i kiedy wyciągnął rękę w jej stronę, zareagowała instynktownie. Sięgnęła pod fotel i wyjęła broń, którą wycelowała prosto w jego przerażoną twarz.