Читать книгу Królewsko obdarowany - Emma Chase - Страница 3
ROZDZIAŁ 1
ОглавлениеLOGAN
Pięć lat wcześniej…
– Chciałeś mnie widzieć, Wasza Książęca Mość?
Coś wam powiem: kiedy zwierzchnicy zaoferowali mi stanowisko w królewskiej ochronie, nie byłem zainteresowany. Pomysł podążania za jakimiś samozwańczymi arystokratami, którzy zakochani byli w dźwięku własnego głosu i zapachu własnych tyłków, jakoś do mnie nie przemawiał. Postrzegałem to tak, że ochroniarze w hierarchii byli jedynie stopień nad służącymi, a ja nie zamierzałem być niczyim sługusem.
Pragnąłem działania. Blasku chwały. Celu. Chciałem być częścią czegoś, co byłoby znamienite. Szlachetne i trwałe.
– Tak, Logan. Usiądź – odpowiada książę Nicholas.
Dość szybko zacząłem wyróżniać się w wojsku, a Winston – szef pałacowej ochrony – dowiedział się o tym. Powiedział, że do osobistej ochrony księcia Nicholasa szukano chłopaków o szczególnych cechach. Młodych, którzy szybko by reagowali, lojalnych i brutalnych, gdyby zaszła taka konieczność. Takich, którzy byliby gotowi iść z nożem na strzelaninę, bo nie potrzebowaliby pieprzonego sztyletu czy pistoletu, by wygrać.
Zaledwie po kilku tygodniach jednak zmieniłem podejście do propozycji. Odczułem ją jako wezwanie, obowiązek. Ważni ludzie podejmują kluczowe decyzje, załatwiają sprawy i mają władzę potrzebną do zmiany życia mniej wpływowych osób.
Ja ich strzegę, by mogli to robić.
A młody książę, siedzący naprzeciw mnie za biurkiem w bibliotece swojego luksusowego apartamentu, jest ważny.
– Ile masz lat, Logan?
– W moich dokumentach jest podane, że dwadzieścia pięć.
Jeśli Święty Piotr był rybakiem ludzi, ja jestem ich czytelnikiem. To umiejętność niezbędna w mojej profesji – potrafię wyczuć intencje innych osób. Mam zdolność czytania z oczu i mowy ciała, która pozwala mi domyślić się, do czego ktoś jest zdolny oraz jakiego typu jest człowiekiem.
Nicholas Pembrook jest dobry. Na wskroś.
A to rzadkość.
Ważni ludzie najczęściej są pierwszorzędnymi draniami.
Jego wargi drgają.
– Wiem, co mówią twoje dokumenty. Nie o to pytałem. – Nie jest głupcem, wielokrotnie go okłamywano, więc wyrobił sobie zdolność do wykrywania nieprawdy.
– Ile naprawdę masz lat?
Patrzę mu w oczy, zastanawiając się, do czego zmierza.
– Dwadzieścia dwa.
Kiwa powoli głową, rozmyślając i pocierając kciukiem drugą dłoń.
– Zgłosiłeś się więc do wojska w wieku… piętnastu lat? Skłamałeś w sprawie wieku? Taki młody.
Wzruszam ramionami.
– W wojskowej komendzie uzupełnień nie zasiadali ogarnięci ludzie. Byłem wysoki, dobrze zbudowany, potrafiłem posługiwać się pięściami.
– Wciąż byłeś dzieckiem.
– Nigdy nim nie byłem, Wasza Książęca Mość. Nie bardziej niż książę.
Dzieciństwo to okres, w którym możesz coś spieprzyć. Wtedy dowiadujesz się też, kim jesteś i kim chcesz być. Wolno ci być idiotą. Podobnie jak Nicholas, ja nie dostałem takiego przywileju. Nasze losy zostały ustalone, zanim się urodziliśmy. Były rozbieżne, ale niezależnie od tego, czy wychowujesz się w szopie czy w pałacu, oczekiwania i żądania otoczenia mają tendencję do szybkiego pozbawiania niewinności.
– Dlaczego tak wcześnie opuściłeś dom?
Teraz moja kolej na uśmieszek, ponieważ również nie jestem głupcem.
– Wiesz dlaczego, Wasza Książęca Mość. To również znajduje się w dokumentach.
Jestem dobry w identyfikowaniu szumowin, ponieważ sam pochodzę z długiej linii przestępców. Niezbyt sprytnych, raczej drobnych naciągaczy, ale wystarczająco zdesperowanych, by stanowić zagrożenie – takich, którzy uśmiechną ci się w twarz, poklepią po plecach, po czym ugodzą nożem, kiedy tylko odwrócisz wzrok.
Mój dziadek umarł w więzieniu, kiedy odsiadywał wyrok za morderstwo dokonane podczas napadu z bronią. Tata również tam umrze i liczę na to, że nastąpi to wcześniej niż później – jego też przymknęli za zabójstwo. Mam wujków, którzy zajmowali się łamaniem całej gamy przepisów, oraz kuzynów, którzy zginęli w biały dzień na środku ulicy, a także ciotki, które bez namysłu sprzedawały swoje córki.
Już kiedy miałem piętnaście lat wiedziałem, że jeśli zostanę w tej zabitej dechami dziurze, zacznę się pogrążać. Miałbym wtedy tylko dwie możliwości: więzienie lub cmentarz. Żadna jednak mi się nie podobała.
– O co tu właściwie chodzi? Po co te pytania?
Zawsze lepiej od razu przejść do sedna.
Szarozielone oczy skupiają się na mnie, wyraz twarzy księcia jest dociekliwy, ramiona ma lekko pochylone, jakby siedział mu na nich słoń.
– Teraz, kiedy panuję nad Henrym, królowa pragnie, byśmy już za dwa dni wrócili do Wessco. Wiesz o tym. – Kiwam głową. – Chciałbym zabrać ze sobą Olivię na wakacje.
Przez jakiś czas nie byłem przekonany do ładnej, prowadzącej cukiernię dziewczyny z Nowego Jorku. Podsuwała Nicholasowi przeróżne pomysły, sprawiała, że stawał się lekkomyślny, ale dobra z niej dziewczyna. Ciężko pracuje, jest szczera i troszczy się o niego. Nie zależy jej na tytule czy koncie bankowym. Ma to gdzieś i zapewne wolałaby Nicholasa bez tego wszystkiego. Uszczęśliwia go. A po dwóch dziwnych latach pracy dla następcy tronu nie spodziewałem się zobaczyć go kiedykolwiek w takim stanie.
– Czy to roztropne? – pytam.
Olivia Hammond to słodka dziewczyna. A Pałac… potrafi zmieniać słodkie w gorzkie.
– Nie. Ale i tak tego chcę.
Na jego twarzy widać surowość i emocje. To tęsknota. Patrząc z zewnątrz, można by pomyśleć, że nie istnieje nic takiego, czego członek rodziny królewskiej nie mógłby mieć. Nicholas posiada prywatne samoloty, zamki i więcej pieniędzy niż może wydać w ciągu całego życia, ale nie potrafię przywołać sytuacji, gdy robił to, co chciał, tylko dla zabawy. Albo gdy pozwolił sobie na coś, choć wiedział, że nie powinien tego robić. Podziwiam go, ale mu nie zazdroszczę.
– Olivia chciałaby jechać, ale martwi się, że jej siostra pozostanie tu na całe lato sama. Ellie jest młoda, wciąż chodzi do szkoły i jest… naiwna.
Jest też szalona. Jest równie jaskrawa jak różowe pasemka – kontrastujące z jej blond włosami – które podczas mojego dwumiesięcznego pobytu w Nowym Jorku zmieniły się w niebieskie, a następnie w zielone.
– Widzę, że przyciąga kłopoty – wytykam.
– No właśnie. W dodatku Ellie będzie musiała samodzielnie prowadzić kawiarnię, za pomocnika mając tylko Marty’ego. Ojciec Olivii jest…
– Pijakiem.
Jestem dobry w zauważaniu i tego – potrafię wyczuć alkohol na kilometr.
– Tak. – Wzdycha Nicholas. – Słuchaj, Logan, towarzyszysz mi wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie ufam z łatwością i nie robię tego zbyt często. Do ciebie jednak mam zaufanie. – Przeczesuje palcami czarne włosy i patrzy mi w oczy. – Dlatego zwracam się z tym do ciebie. Zostaniesz w Nowym Jorku? Pomożesz Ellie, przypilnujesz jej? Zadbasz o to, by była bezpieczna?
Wydaje się przyzwoitą dziewczyną, ale, jak już mówiłem, nie jestem sługusem, nie jestem też niańką. Ochrona rodziny królewskiej to obowiązek, który wybrałem, ale pilnowanie amerykańskiej nastolatki jest jak czekanie na pieprzoną katastrofę.
Nicholas spogląda przez okno.
– Wiem, że to wielka prośba. Nie na tym polega twoja praca, możesz odmówić, ale nie wybrałbym nikogo innego… Na nikogo innego nie mogę liczyć. Tak więc, gdybyś się zgodził, potraktowałbym to jako osobistą przysługę.
Ach… cholera.
Mam brata. Rzec, że nie chciałbym go mieć, byłoby niedopowiedzeniem. I nie chodzi mi o ten sam sposób, w który Nicholas życzyłby sobie, by jego brat w końcu dorósł lub w jaki panna Olivia czasami jest obrażana przez swoją młodszą siostrę. Świat byłby lepszym miejscem, gdyby nie było na nim mojego brata – i to inni tak mówią.
Gdybym miał jednak wybór, gdybym mógł stworzyć brata od podstaw, zbudowałbym mężczyznę, który w tej chwili siedzi naprzeciw mnie.
I właśnie dlatego, choć wiem, że będę cholernie tego żałował, zastanawiam się tylko przez chwilę, nim daję mu odpowiedź.
– James zostawił w domu syna, mały ma jakiś roczek, więc będzie chciał wracać. Tommy zostanie ochoczo, bo Bronx jest dla niego jak osobisty harem. Z dodatkowymi ludźmi, być może z Corym i Liamem, zdołamy utrzymać dziewczynę z dala od kłopotów, a także przypilnujemy interesu w wakacje.
Nicholas uśmiecha się szeroko, w jego oczach pojawia się ulga. Wstaje, wyciąga do mnie rękę i klepie mnie z wdzięcznością w ramię.
– Dziękuję, Logan. Naprawdę. Nie zapomnę tego.
Jeśli już, to lato będzie… inne.