Читать книгу Królewsko obdarowany - Emma Chase - Страница 8

ROZDZIAŁ 6

Оглавление

LOGAN

Dziesięć miesięcy później…

Królewski ślub za każdym razem jest wielkim wydarzeniem, ale gdy bierze go książę, który zrzekł się tronu na rzecz Amerykanki, bez której nie mógłby żyć? To istny dom wariatów.

Dla takich jak ja to niesłychanie ważna uroczystość – mam wyostrzone zmysły, jestem w pełnej gotowości. Pełno tu dziennikarzy, arystokratów, dygnitarzy i celebrytów. Właśnie na tym polega nasza praca – to do tego zostaliśmy wyszkoleni.

Ochrona zaczęła działać z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, jakby szykowała się na bitwę. Wszyscy znają swoje zadania, każdy zajął pozycję. Dziś mam skupiać się na księciu Nicholasie. Choć mężczyzna nie odstępuje Olivii, kobieta ma swojego własnego ochroniarza, a jest nim Tommy. Olivia jest teraz księżną i błyszczy niczym kula dyskotekowa ubrana w biały jedwab i biżuterię. A uśmiech Nicholasa jest jaśniejszy niż tiara na jej głowie.

Przestał być wesołkiem, dziś na obiedzie wydanym na cześć swojego królewskiego ożenku jest niczym w ekstatycznym transie.

Chociaż nieustannie rozglądam się po pomieszczeniu, cały czas wiem, gdzie znajduje się para młoda. Zatem gdy Nicholas unosi dłoń, by mnie przywołać, reaguję natychmiastowo.

– Książę. – Kłaniam się.

– Pójdziemy na chwilę do naszych pokoi, ale Olivia martwi się o Ellie.

Ją również obserwowałem przez cały wieczór.

W tej chwili dziewczyna jest w barze, niezaprzeczalnie urocza w jedwabnej sukni koloru szampana, która opina się na jej ciele we wszystkich właściwych miejscach.

Albo… cholernie niewłaściwych, o ile mi wiadomo.

Jeden elegancki chłopak za drugim proponuje jej drinka, prosi do tańca lub próbuje zaimponować swoim szlachetnym rodowodem.

Pieprzone skurczybyki.

A dziewczyna w pełni korzysta z prawa Wessco, które zezwala spożywać alkohol już od osiemnastego roku życia.

Obok niej znajduje się Marty, który też pije i się śmieje, a także jej ojciec, choć ten akurat nie degustuje żadnych procentów. Pomimo moich wątpliwości, przez dziesięć miesięcy nie tknął ani kropli, nie pił od ukończenia przez Ellie szkoły średniej. Przechodzi program leczenia odwykowego. Nawet tutaj, w Wessco, chodzi na spotkania, by pozostać trzeźwym. Dobrze mu to robi – im wszystkim.

– Ellie została przydzielona ochrona, więc chłopaki dopilnują, by nic jej się nie stało.

Sprawdziłem, kto miał ją dziś ochraniać, by mieć pewność, że to rzeczywiście pierwsza liga.

Olivia patrzy na siostrę.

– Ale ty znasz ją lepiej, ciebie posłucha. Jeśli zostanie tu po tym, jak tata położy się spać, będę czuć się lepiej, gdy to ty się nią zaopiekujesz.

Patrzę Nicholasowi w oczy.

– Nie wyjdziemy z naszych kwater przez resztę nocy… – Puszcza oko do swojej panny młodej. – Pewnie nawet przez kilka dni. Oboje chcielibyśmy być spokojni o bezpieczeństwo Ellie.

Unoszę rękę.

– Zajmę się tym. Proszę się nie martwić.

***

– Powiedz mi, Ellie Hammond – mówi Henry – skończyłaś już osiemnastkę?

Dziewczyna szczerzy zęby w uśmiechu, unosząc kieliszek z martini.

– Tak, jestem oficjalnie pełnoletnia.

Książę Henry, młodszy brat Nicholasa, a teraz następca tronu Wessco, unosi brwi.

– Dobry Boże, jesteś już prawie starszą panią. – Wzdycha, patrząc na nią. – Szkoda, że jesteś teraz ze mną spowinowacona. I choć wielu moich przodków ten fakt by nie powstrzymał, kazirodztwo nie jest moją domeną.

Ellie kiwa głową.

– Kiepsko, co?

– Ale – Henry unosi palec – nie oznacza to, że nie możemy się zabawić. Pokaże ci najlepsze rzeczy w Wessco. Grzeczne, sprośne i wszystkie pomiędzy. Co ty na to?

Wierci się z ekscytacji.

– Ja na to, możesz liczyć, że…

– Nie pójdziesz – wcinam się pewnym siebie, zdecydowanym tonem. – Twoja siostra pragnie, byś trafiła prosto do swojego pokoju – mówię Ellie.

– Nic jej przy mnie nie będzie – rzuca Henry, jakby nie zdawał sobie sprawy, że to pogarsza całą sytuację.

– Pański brat prosił, by nie zostawiać jej z panem.

Henry wygląda, jakby się obraził, szuka wzrokiem Nicholasa.

– Ten gnojek… nie można mu już ufać. – Kręci głową. – Na szczęście dla nas, mój brat i jej siostra będą teraz całkowicie zaabsorbowani swoimi własnymi rozrywkami. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

To ryzykowna sytuacja. Z jednej strony książę Henry jest moim szefem – w tej chwili przewyższa rangą Nicholasa. Z drugiej jednak jest lekkomyślny, autodestruktywny i nieodpowiedzialny, nawet pomimo nowego tytułu. Nie ma więc mowy, bym zostawił Ellie pod jego opieką.

– Nie zgodzę się, Wasza Książęca Mość.

Na jego twarzy pojawia się odrobina szoku, ponieważ rzucono mu wyzwanie, ale gości też cień szacunku, bo choć Henry’emu brakuje nieco w kwestii moralności, potrafi dostrzec odwagę.

Zdaje sobie sprawę nawet z tego, że jest pokręcony.

– Zabieram ją do Jurnego Kozła, agencie St. James, a nie na wojnę. Możesz dołączyć do nas wraz z resztą ochrony. Wypijemy kilka drinków, a może kilkanaście, pośpiewamy piosenki i będziemy się dobrze bawić.

– O, fajnie brzmi! – Ellie klaszcze i patrzy na mnie tymi swoimi zachwycającymi oczami. – Możemy jechać? Proszę…

W wyrazie twarzy księcia Henry’ego widać wesołość, gdy oboje czekają na moją odpowiedź, ponieważ mężczyzna lubi sprawiać kłopoty, a kiedy to robi, przykłada się do tego. Nabroi, po czym patrzy, co z tego wyniknie.

– No weź, Logan – jęczy błagalnie Ellie.

Henry obejmuje ją z drwiącym uśmiechem.

– Tak, no weź, Logan.

Gnojek.

***

Dwie godziny później Ellie Hammond, młodsza siostra księżnej Fairstone, i przyszły król Wessco stoją na scenie, śpiewając karaoke w barze Jurny Kozioł. Razem. Kołyszą się przy piosence I Wanna Be Sedated zespołu Ramones.

Pieprzeni arystokraci.

Dzięki Bogu Evan Macalister, właściciel Kozła, zdołał utrzymać z dala prasę. Kiedy piosenka się kończy, para wokalistów wraca do baru, wychwalana przez wznoszących okrzyki kumpli Henry’ego. Wysoka brunetka o ponętnych kształtach, która przez cały wieczór nie opuszcza księcia, szepcze mu coś do ucha.

Pilnuję spożywanego przez Ellie alkoholu – trzy kieliszki martini na weselu i cztery whisky w barze. Właśnie wychyla piąty kieliszek, jakby to była woda.

– Jesteś jak Wiking! – zachęca ją Henry.

– Za Wikingów! – wykrzykuje dziewczyna.

Kiedy książę sygnalizuje barmanowi, by polał jeszcze jeden, przepycham się przez tłum.

– Dosyć wypiła – mówię mu cicho.

– Nic jej nie jest. – Macha lekceważąco ręką.

– To dziewczyna – nalegam.

Ellie szturcha mnie w ramię palcem i bełkocze:

– Hej! Obrażę się. Jestem już osobą dorosłą. Jestem dojrzała. Doj… rza… ła. – Przechyla głowę, sapiąc. – O Boże, właśnie sobie uświadomiłam, że jestem dojrzała jak jabłko przed zerwaniem! Ale to dziwne.

Patrzę na księcia Henry’ego, unosząc brwi.

– Jak mówiłem… ma dosyć.

Mężczyzna opiera się o bar i wyciąga przed nosem dziewczyny dwa palce.

– Ile ich widzisz, Ellie?

Młoda mruży oczy, wierci się, aż chwyta Henry’ego za rękę, by ją przytrzymać.

– Cztery.

– Genialna odpowiedź!

– Prawidłowa? – pyta z nadzieją.

– Nie, ale gdyby była prawidłowa, naprawdę bym się zmartwił. – Uderza dłonią w blat. – Następna kolejka!

W tej samej chwili Ellie zsuwa się ze stołka. Ledwie udaje mi się ją złapać. Piorunuję Henry’ego wzrokiem.

– Mmm… może wyczerpaliśmy dzisiejszy limit. – Kładzie rękę na ramieniu dziewczyny, unosząc głowę, gdy mówi: – Ważne jest, by móc wyjść z baru o własnych siłach. Godność i takie tam.

Ellie obraca głowę, aż opiera ją o moje ramię, a jej oddech owiewa mi szyję.

– Nyc mi ne est.

***

W pałacu panuje cisza, gdy cała trójka – Ellie, Henry i towarzyszka księcia – zatacza się w kierunku apartamentu dziewczyny, chichocząc przy tym i szepcząc. Otwieram przed nimi drzwi i za chwilę wszyscy opadają na fotele i sofę w salonie. Henry przygląda się Ellie, jego spojrzenie wydaje się trzeźwiejsze, niż było w barze.

– Kto chce pograć w karty? – pyta, sprawdzając kieszenie. – Mam tu gdzieś talię.

Brunetka wydyma z niezadowolenia usta.

– Jestem zmęczona, Henry.

Wygląda na to, że może nie zaciągnąć jej do łóżka.

Henry wskazuje na Ellie.

– Nie mogę jej zostawić. Może umrzeć we śnie jak Janis Joplin. Nicholas naprawdę by mnie zabił, a ja nie miałbym wyjścia, musiałbym mu na to pozwolić.

Ellie kręci żałośnie głową.

– Janis Joplin… co za głos. – I zaczyna płakać. – To takie smutne. – Zakrywa twarz i szlocha. – Tak bardzo kochała Bobby’ego McGee!

Królewsko obdarowany

Подняться наверх