Читать книгу Przewaga Bourne’a - Eric van Lustbader - Страница 9
3
ОглавлениеCamilla Stowe zameldowała się w zachodnim skrzydle Białego Domu jeszcze przed świtem. Nigdy, nawet kiedy była mała, nie lubiła długo spać. Od kiedy prezydent Magnus wpuścił ją do swojego zaufanego kręgu, mianując szefową Secret Service, sypiała nie więcej niż godzinę, dwie dziennie. To jej wystarczało. „Wyśpię się w grobie”, mawiała.
Camilla, naturalny rudzielec z zielonymi oczami i mleczną, upstrzoną piegami skórą, zdecydowanie wyróżniała się na tle otoczenia prezydenta. Męska część pracowników administracji rządowej z pożądaniem wodziła wzrokiem za jej śliczną buzią i drobnym, acz krągłym ciałem. Ci, którzy jej nie znali, często błędnie zakładali, że delikatny wygląd skrywa wewnętrzną słabość.
Jej ojciec był Brytyjczykiem, niewyobrażalnie bogatym potomkiem arystokratycznego rodu, który przez dziesiątki lat kierował ekspansją imperium brytyjskiego w Afryce i Indiach. Uparł się, żeby Camilla odebrała porządne angielskie wykształcenie – miał płonną nadzieję, że powstrzyma w ten sposób córkę przed powrotem do Stanów i pójściem w ślady matki żołnierki. W młodości Carla Stowe była asem lotnictwa piechoty morskiej, potem kokpit samolotu zamieniła na salę wykładową. Zajęcia, które prowadziła, cieszyły się dużym powodzeniem; każdy chciał uszczknąć kawałek wiedzy i doświadczenia.
Camilla miała inny pomysł na życie: zamiast zasiąść za sterami samolotu, wstąpiła do wywiadu piechoty morskiej w stopniu porucznika. Służyła w Rogu Afryki, w Afganistanie i dwukrotnie w Iraku. Szybko awansowała na kapitana, po czym została zwerbowana przez CIA. Odeszła z agencji po półtora roku, niezadowolona ze sposobu, w jaki traktuje się tam kobiety. Wtedy zwróciła na siebie uwagę prezydenta, który rozglądał się za kimś, kto uporządkuje moralny chaos w Secret Service. Chciał, żeby ktoś wysprzątał i przewietrzył dom, zresetował machinę odpowiedzialną za prywatne i publiczne bezpieczeństwo głowy państwa. Camilla była jedną z pięciu kandydatów na stanowisko szefa Secret Service – i jedyną kobietą w tym gronie.
Magnus przeprowadził z nią ponad półtoragodzinną rozmowę, choć już po dziesięciu minutach wiedział, że ją zatrudni. Nie chciał wypuścić jej z rąk. Pod koniec rozmowy kwalifikacyjnej zaproponował Camilli pracę, a ona ją przyjęła. Nieco później wyznał Howardowi Anselmowi, sekretarzowi generalnemu, że Camilla ma kręgosłup ze stali, który wprawdzie się zgina, ale nie łamie. „Zachodnie skrzydło jej potrzebuje” – powiedział.
Po rozmowie prezydent zaprosił Camillę na lunch; posiłek przyrządzono w prywatnej kuchni. Magnus był wzorem ojca i męża. Z początku jego telegeniczna żona drażniła gusta konserwatywnych obywateli, zakładając sukienki bez rękawów i pokazując zgrabne ramiona, z których słusznie była bardzo dumna. Nosiła się jednak z takim wdziękiem i miała przy tym tak duży dystans do siebie, że nawet najbardziej zajadli krytycy zamilkli i tylko od czasu do czasu narzekali pod nosem. Prezydencka para miała dwoje dzieci: dziewczynkę i młodszego chłopca; oboje świetnie wypadali przed kamerami i nie bali się ani tłumów, ani pytań.
Mimo to zarówno Anselm, jak i Marty Finnerman, podsekretarz obrony do spraw polityki, dwie osoby najbliższe prezydentowi, byli zdania, że Magnus po prostu zadurzył się w Camilli. Na razie nie sposób było odgadnąć, czy prezydent i Camilla poszli już do łóżka, czy dopiero się do tego przymierzają, ale Anselm i Finnerman uznali, że na wszelki wypadek lepiej mieć oko na oboje, oczywiście po to, by w odpowiednim momencie nie dopuścić do skandalu.
Tego bardzo wczesnego ranka, kiedy Camilla przybyła do zachodniego skrzydła, miasto jeszcze spało. Noreen, nowa asystentka Anselma, równie młoda i piękna jak poprzednia, poinformowała Camillę, że szef jest u siebie. Drzwi były otwarte, w środku paliło się jasne światło, a na korytarz przesączał się zapach świeżo zaparzonej kawy, wabiąc Camillę i odciągając ją od Gabinetu Owalnego.
– Howardzie, pracowałeś przez całą noc? – spytała, wchodząc do biura.
– Nie miałem wyjścia – odparł Anselm, nie podnosząc głowy. Jego trudny i bolesny rozwód wkroczył właśnie w końcową fazę. – Za dużo roboty przed szczytem w Singapurze.
Przestał pisać, odłożył długopis i rozruszał palce. Nie korzystał z urządzeń elektronicznych – przestał po aferze ze Snowdenem. Uznał, że to zbyt niebezpieczne, mimo zapewnień cyberstrażników, że jest inaczej. Wszyscy jego podwładni musieli ręcznie pisać szkice i projekty oraz przepisywać na maszynie ostateczne wersje dokumentów. Powrót do przeszłości. Każdemu, kto zechciał go wysłuchać, powtarzał, że najlepsze w maszynach jest to, że każda jest unikalna, tak jak odcisk palca, dlatego łatwo namierzyć na przykład autora krnąbrnej notatki służbowej. „Chodzi o nieprecyzyjność mechanizmu” – twierdził, a Camilla mu wierzyła. Ona też kazała wszelką korespondencję Secret Service prowadzić z wykorzystaniem urządzeń mechanicznych.
Anselm spojrzał na nią i powiedział:
– Częstuj się. – Przyglądał jej się w skupieniu, kiedy przygotowywała sobie potrójne espresso. – Jakie masz plany?
– Przecież wiesz. – Otworzyła lodówkę, wyjęła śmietankę i wlała trochę do białej porcelanowej filiżanki z pieczęcią prezydencką po obu stronach. – Przedłożyłam ci je dziesięć dni temu. Zostały już wprowadzone w życie. Kolesie regularnie posuwający kolumbijskie dziwki zostali wyeliminowani. Pozostałych bacznie obserwujemy w oczekiwaniu na ostatnią fazę dochodzenia. – Wsypała cukier, zamieszała i upiła łyk. – Mmm. To mi rozjaśni w głowie.
Odwróciła się do niego. Był niskim, korpulentnym mężczyzną, miał krótkie ręce i nogi oraz rudawo-złote włosy na zaczeskę. Garbił się, miał twarz jak pysk buldoga i nos pięściarza, który wyglądał jak grzyb. Nawet kiedy w Waszyngtonie panowały upały, nosił grube wełniane garnitury, sfatygowane czarne szelki i ciężkie półbuty na – jak wszyscy sądzili – podwyższonym obcasie. Wygląd podkreślał surowość aparycji i zupełny brak poczucia humoru Anselma. Był, krótko mówiąc, ucieleśnieniem modelowego biurokraty: po części motorem polityki, po części zwykłym urzędasem.
– Ale przecież ty to wszystko wiesz, Howardzie. O co więc tak naprawdę chodzi?
Dał znak, żeby usiadła. Miała na sobie elegancki beżowy kostium, pasujące do niego czółenka, jedwabną bluzkę w kolorze ostryg i prostą, złotą spinkę. Szyję osłoniła szalem od Hermèsa, wyglądającym trochę jak oswojony wąż.
Kiedy spoczęła na krześle i przyjęła kolejną dawkę kofeiny, Anselm powiedział:
– Chcę, żebyś odwołała wszystkie spotkania w przyszłym tygodniu. W następnym pewnie też.
– Wszystkie? Dlaczego? Co się stało?
– Pojawiły się nowe informacje.
Nie spieszył się. Sięgnął po filiżankę i upił łyk kawy, wpatrując się w Camillę brązowymi oczami schowanymi za okrągłymi szkłami w złotych oprawkach.
Camilla nie okazała rozdrażnienia, tylko dopiła espresso, wstała, podeszła do ekspresu i przygotowała sobie jeszcze jedną porcję. Kiedy napój był gotowy, najpierw go spróbowała, a dopiero potem wróciła na miejsce i powiedziała:
– Powiesz coś więcej?
– Doszło do… incydentu w Ad-Dausze – zaczął obojętnym tonem. – Było tam spotkanie na wysokim szczeblu ministrów z siedmiu krajów arabskich.
– Nic o tym nie wiem.
– Ponieważ nie podzieliliśmy się tą informacją z dziennikarzami.
– Kwestia czasu.
– Prezydentowi zależy na wykorzystaniu przewagi czasowej, nawet jeśli jest niewielka.
Camilla spojrzała na niego sponad filiżanki.
– Co konkretnie się wydarzyło?
– Konkretnie sześć trupów. Plus kilkunastu martwych ochroniarzy i czterech sztywnych dżihadystów.
– Mój Boże. Czy wiadomo, kto…
– Źródła donoszą, że oddziałem dowodził sam El Ghadan.
– Nie widziano go od ponad roku.
– Owszem, ale jego ludzie – Brygada Jutra – przez cały czas była i jest aktywna w Somalii, Kongo, Iraku, Syrii, Indiach, Pakistanie i Indonezji. Na całym cholernym świecie. Ten człowiek to anioł zniszczenia.
– Tak, czytałam raporty. Co się stało, że akurat teraz wyszedł z cienia?
– Dobre pytanie.
Camilla czekała. Kawa stygła. Ponieważ Anselm milczał, postanowiła przejąć inicjatywę.
– A siódmy minister?
Anselm błyskawicznie zerknął do papierów.
– Kabbani. Z Syrii.
– Co się z nim stało?
– Rozpłynął się w powietrzu. Jakby nigdy nie istniał. – Spojrzał na nią ponurym wzrokiem. – Z tym że minister Kabbani jak najbardziej istnieje. Prezydent rozmawiał z nim niecałą godzinę temu. Cały i zdrowy przebywa w Damaszku, z którego nigdzie się nie ruszał.
– Więc jak, u diabła…
– Kowal.
Camilla potrząsnęła głową.
– Słucham?
– Kowal – powtórzył Anselm, wyraźnie wymawiając to słowo. – Osoba, która wciela się w dygnitarza i zastępuje go, kiedy ten musi się udać do miejsca będącego punktem zapalnym.
Camilla odchyliła się na krześle i zagwizdała.
– Niebezpieczne zajęcie.
– Owszem, niebezpieczne dla ciebie, jeśli kowalem, którego wynajmujesz, jest Jason Bourne.
Camilla była tak zaskoczona, że nie zauważyła, kiedy espresso zaczęło się wylewać z filiżanki na spodek.
– Że co?
– Uważamy, że współpracuje z El Ghadanem.
Pokręciła głową.
– Macie dowody?
– Po prostu nic innego nie przychodzi nam do głowy. W jaki sposób terroryści zyskali dostęp do pilnie strzeżonego pomieszczenia? Bourne to spec od infiltracji. Skąd El Ghadan miałby wiedzieć, że podaje się za Kabbaniego, gdyby sam mu tego nie powiedział? Zginęli wszyscy poza Bourne’em. Znasz El Ghadana tak samo dobrze jak ja i wiesz, że na pewno nie pozostawiłby świadka. Z tego wniosek, że od początku chciał go oszczędzić. Co z kolei sugeruje, że Bourne i El Ghadan współpracują.
– Nawet jeśli to prawda…
– Oczywiście, że tak. Jason Bourne robi co i kiedy chce. Camillo, to najniebezpieczniejszy człowiek w naszej branży. Człowiek, przez którego prezydent do reszty osiwieje.
– W porządku, rozumiem. Ale dlaczego, na miłość boską, El Ghadan miałby wchodzić w układy z Bourne’em? Wiadomo przecież, że nie dzieli się władzą, wręcz przeciwnie.
Anselm pochylił się nad biurkiem. Światło żyrandola odbiło się w szkłach jego okularów, tak że na chwilę stały się nieprzejrzyste.
– To prawda, ale pozwól, że podzielę się z tobą informacją, którą wyłowiła NSA: otóż El Ghadan planuje atak, przy którym nawet on będzie potrzebował pomocy.
– O co może… – Poczuła, jak oblewa ją nagła fala strachu. Zasłoniła dłonią usta. – Mój Boże, prezydent na szczycie w Singapurze.
Anselm wreszcie wykrzywił usta w uśmiechu, pokazując zęby jak wilgotne ziarenka kukurydzy, ale szybko ściągnął je z powrotem.
– Najazd na spotkanie ministrów był próbą generalną przed Singapurem. Dostali się do hotelu, pokonali ochronę i na dodatek pokazali, że mieli tam swojego człowieka. – Podniósł palec wskazujący jak wykładowca na uczelni. – Nie każdy wie, że Bourne to mistrz w maskowaniu się. Jest w tym niezrównany.
Camilla patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
– Przez lata – ciągnął dalej – rząd Stanów Zjednoczonych robił wszystko, żeby podporządkować sobie Bourne’a i oddać go w ręce sprawiedliwości, na co w pełni sobie zasłużył. Jasne zatem, że ukartował zamach na prezydenta Stanów Zjednoczonych, człowieka, który wydał na niego wyrok. – Oparł się o biurko, wysuwając do przodu drobne ramiona. – Camillo, mamy do czynienia z zemstą. – Zabrał jej filiżankę ze spodkiem i odstawił na blat. – Musimy go powstrzymać. Musimy raz na zawsze zakończyć te rządy terroru. To misja, którą powierzył nam prezydent.
– Nam?
– Nie udało się to ani CIA, ani NSA. Skapitulował nawet Treadstone, rozwiązany po rezygnacji Sorayi Moore i po tym, co się przytrafiło Peterowi Marksowi. Prezydent uważa, że pora zacząć myśleć nieszablonowo.
– To znaczy?
– Jeśli Bourne ma jakąś słabość, to są nią ludzie, którym dzieje się krzywda.
– Howardzie, czy masz na myśli kogoś konkretnego?
– Tu masz plan – powiedział Anselm, wręczając jej ciężką teczkę.
– Mój Boże, ale cegła!
– Szefowie sztabów przyłożyli się do roboty.
– To musi być naprawdę wyjątkowy plan, skoro się przy nim nie pozagryzali.
Anselm uśmiechnął się.
– Jest wyjątkowy, Camillo. I to bardzo.
Otworzyła teczkę i zaczęła czytać. Po chwili zaskoczona podniosła głowę.
– Chwileczkę. To oznacza, że…
– To o tobie, Camillo. Stworzyliśmy scenariusz specjalnie dla ciebie. Wysyłamy cię w teren jako naszego środkowego. Twoim zadaniem jest zlikwidowanie Jasona Bourne’a.