Читать книгу Pocałunek śmierci – opowiadania - Ewa Siarkiewicz - Страница 6

3.

Оглавление

Daleko na zachodzie jest Wyspa, oddzielona od kontynentu dziesięciokilometrowym pasem morza. W pogodne dni widać ją nawet z brzegu. Odległość nieduża, a przecież tylko niewielu ludzi odważa się zapuszczać na te wody. Jedynie prawowici mieszkańcy Wyspy mogą spokojnie i bez obawy żeglować tam i z powrotem. Sprawiło to, że Wyspa, nie niepokojona przez wieki, mogła pozostać taką, jaką ukształtował zamieszkujący ją lud. To z Wyspy pochodzi rasa, która wydaje na świat czarodziei, czarnoksiężników i oczywiście Magów, tych najpotężniejszych władców Daru.

Jednym z Magów jest Solim Białobrody, potężny członek najwyższej rady Magów, zwanej Radą Złotego Kręgu.

Długo czekał Solim na potomka. Długo i cierpliwie, ale nadzieja też w końcu umiera. Gdy więc pogodził się z wyrokiem losu, jego szósta żona urodziła mu córkę. Wielka była radość Maga, ale i wielki niepokój. Dziecko posiadało Dar, zgodnie zresztą z przypuszczeniami, lecz Solim pragnął Maga, aby przekazać mu swoją wiedzę i mądrość.

Nie jest tak, że samo posiadanie Daru czyni z człowieka czarodzieja czy Maga. Dar jedynie daje szansę stania się tym, do czego określona jego moc predestynuje. Masz mały Dar – będziesz najwyżej czarownikiem, masz olbrzymi – możesz zostać nawet Magiem. Możesz, lecz nie jest to pewne. Iluż jest czarodziei czy czarnoksiężników, których siła jest siłą Magów, ale oni nigdy nimi nie będą. Brak im bowiem cierpliwości, siły charakteru i pragnienia, by zdobyć wiedzę, która umożliwia ujarzmienie posiadanej mocy. Zatrzymują się w połowie drogi i marnują dar Losu. I nie zdarzyło się jeszcze, by jakakolwiek kobieta była czymś więcej niż czarodziejką.

Upływały lata, Talima dorastała, a ojciec z każdym rokiem dostrzegał, że drzemie w jego córce Dar Maga, i to nie pośledniej siły. Nie opuszczał Talimy niemalże na moment, rozpalał w niej ciekawość świata, uczył ją cierpliwości, wlewał pragnienie bycia Magiem. Czy robił to niepotrzebnie? Nie miał kłopotów z córką, sama garnęła się do wiedzy, sama ćwiczyła swą moc, bez ponaglenia. Przez wiele lat przebywała jedynie z ojcem (matka umarła w połogu) w zamku nad morzem, często obserwując zarys lądu po drugiej stronie pasa wody.

Nadszedł czas, gdy dorosła, a Solim przypomniał sobie, że nie żyją sami na świecie i dobrze by się stało, aby jego ukochana córka poznała ten świat. Talima pojawiła się więc wśród ludzi, rozpętując burzę. Była piękna, takiej urody nigdy na Wyspie nie widziano. Była mądra, miała siłę Magów i jedynie kwestią czasu było przyjęcie jej do Złotego Kręgu. Talima uczyła się nadal, tym razem ludzi, poznawała ich reakcje, postępowanie... Nie miała ani czasu, ani ochoty na miłość. Tyle było jeszcze do zobaczenia, poznania. Odrzuceni konkurenci do jej ręki odchodzili zdumieni. Nie chciała nie tylko męża, ale nawet kochanka! Solima to nie martwiło, miała czas, Magowie nie żyją tak krótko jak zwykli ludzie.

Poznawszy Wyspę, Talima zapragnęła zobaczyć resztę świata. Przez wiele lat podróżowała po lądach i morzach, to sama, to z ojcem, to z przyjaciółmi. Przeżyła wiele przygód, zdobyła sławę, udowodniła wielkość swej mocy i umiejętności, więc gdy wróciła na Wyspę, została przyjęta do Złotego Kręgu. Ceremonię celebrował Orfan, Wielki Strażnik Mandrao.

Niezbyt często Złoty Krąg przyjmuje nowych członków, więc każdego wita jak najuroczyściej. Wyobraź sobie, Kalanie, puszczę nieprzebytą, przez którą prowadzi droga zbudowana z olbrzymich płyt czarnego bazaltu. Droga wiedzie w głąb kniei, w centrum której na wzgórzu wznosi się olbrzymi zamek, niemalże miasto. To siedziba Rady Złotego Kręgu. Wstęp mają tu jedynie posiadacze Daru i zaproszeni przez Magów goście. Nawet władca Wyspy, o ile nie jest przynajmniej czarodziejem, bez pozwolenia nie przekroczy jej progów. Nikt nie łamie tego zakazu, nie z szacunku, lecz ze strachu. Magowie umieją chronić siebie i swoje prawa.

Zamek jest najwspanialszą budowlą, wzniesioną kiedykolwiek przez człowieka. Jego wystrój olśniewa nawet bywalców królewskich pałaców na Wyspie, a najpiękniejszą komnatą zamku jest Sala Rady, ale nikt jej poza Magami nie ogląda. To właśnie tam przyjmuje się nowych.

Sala Rady znajduje się w podziemiach zamku, w trzewiach wzgórza. Ściany wyłożone są czarnym, lśniącym kamieniem, w siedmiu niszach stoi siedem srebrzystych posągów Magów. Pośrodku Sali znajdują się najcenniejsze skarby: wielki, złoty stół w kształcie kręgu, cały w runach i zaklęciach – a musisz wiedzieć, że niezwykły to mebel, obdarzony wielką mocą, niewiele słabszą od Mandrao, który umieszczony był w pustej przestrzeni wewnątrz kręgu. Wokół stołu stoi siedem złotych tronów. Pieczołowicie wyrzeźbione ornamenty ozdabiają je jedynie mimowolnie, mając zupełnie inne funkcje do spełnienia.

A wszystko to oświetla kilkanaście srebrnych świeczników, wysokich i rozłożystych, i kilkadziesiąt zatkniętych w nie świec…

* * *

Talima stała przed ogromnymi, bazaltowymi drzwiami, prowadzącymi do Sali Rady, mimowolnie oglądając widoczne na nich płaskorzeźby. Była podniecona i z trudem zachowywała spokój. Ubrana w srebrzystą suknię, nagie ramiona okryła czarną, długą peleryną. Wspaniałe, srebrzystobiałe włosy upięła wysoko... mimo braku biżuterii wyglądała olśniewająco, blask jej ogromnych, czarnych oczu przyćmiłby najwspanialsze nawet brylanty.

Wreszcie drzwi rozchyliły się powoli i Talima zobaczyła czarno– srebrno– złotą Salę Rady, oświetloną przez migotliwe światło dziesiątków świec. Wzruszenie chwyciło ją za gardło, wydało jej się nagle, że nie postąpi ani kroku do przodu. I wtedy spostrzegła przyjazny i dodający otuchy wzrok ojca, siedzącego na jednym z tronów wokół Złotego Kręgu. Weszła.

Zaległa cisza. Minuta, dwie. Wreszcie magowie siedzący przy stole ze zdziwieniem spojrzeli na Orfana. Siedział, a właściwie ni to siedział, ni stał, zastygły w pół– ruchu. Jego brązowe oczy, tak zawsze chłodne i spokojne, płonęły teraz, ogarniając ogniem dziewczynę. Twarz o ostrych, suchych rysach, po których widać już było upływający czas, zastygła w wyrazie bezmiernego zachwycenia i osłupienia.

Któryś z magów dyskretnie chrząknął. Nic. Talima spojrzała pytającym wzrokiem na ojca. Twarz Solima wyrażała troskę. Orfan znany był jako samotnik, pochłonięty zdobywaniem wiedzy i ciągłym kształtowaniem swojej mocy. Nie było kobiety w jego życiu. Nie było nikogo, kto mógłby wygładzić chropawość jego charakteru, zmiękczyć dumę, zwalczyć oschłość serca. Orfan był już dojrzały, prawie stary. Solim kilka razy rozmawiał z nim o przekazaniu jego wiedzy komuś młodszemu. Teraz jednak, widząc reakcję Wielkiego Strażnika na Talimę, zaniepokoił się.

Kasir, siedzący po prawej stronie Orfana, dotknął go lekko dłonią. Mag drgnął, rozejrzał się nieprzytomnie, i nagle dotarło do niego, gdzie się znajduje i co się dzieje. Opanował się i właściwie do końca ceremonii zachowywał się bez zarzutu, może tylko...

Wkładając bransoletę na nadgarstek Talimy, pierścień na jej palec, obręcz ze świetlistym kamieniem na głowę i naszyjnik z takim samym kamieniem na szyję, nie mógł się powstrzymać od delikatnego, pieszczotliwego dotknięcia gładkiej skóry dziewczyny. A gdy mówił „Niech Dar zawarty w tym symbolu chroni cię i wspomaga”, głos drżał mu lekko.

Talima zbyt była przejęta ceremonią, by zauważyć te dowody nagłego uczucia, ale następnego dnia, gdy ochłonęła i zaczęła na spokojnie przypominać sobie wszystkie szczegóły, poruszyły ją dwa fakty.

Zdała sobie sprawę, że chce być jedną z Rady i nie spocznie, póki jeden ze złotych tronów nie będzie należał do niej. Dobrze zapamiętała przenikające ją ciepło wzbudzonego promienia Mandrao, zapragnęła mieć do niego częstszy dostęp. Niestety, magowie spoza Rady jedynie w dniu przyjęcia czują moc Mandrao, a i przebywają w Sali jedynie na wezwania Rady, które rzadko się zdarzały. Mogło być i tak, że już nigdy w życiu nie zobaczy Złotego Kręgu i Mandrao. Talima nie chciała nawet o tym myśleć.

Na wspomnienie Orfana przeszedł ją zimny, nieprzyjemny dreszcz. Wiedziała, że stary, potężny mag to nie jeden z tych, którym mogła powiedzieć nie, i więcej nie zawracać sobie nimi głowy.

Ponure przypuszczenia Talimy sprawdziły się w pełni. Orfan postanowił zdobyć dziewczynę. Z początku próbował wzbudzić w niej miłość do siebie, lecz ani drogą naturalną, ani magią nie mógł tego dokonać – Talima działanie magii likwidowała z łatwością. Okazało się bowiem, iż jej Dar posiada ogromną siłę, równą co najmniej sile Orfana. Jedynie młody wiek, a co za tym idzie mniejsza wiedza, nie pozwalały jej stać się mu równą. Obronić się jednak przed nim umiała. Tylko ktoś o większej mocy mógłby uczynić ją powolną rozkazom. Takim kimś był jej ojciec i dwóch jego przyjaciół, ale oni nigdy nie wsparliby Orfana, i on o tym wiedział.

Początkowa obojętność Talimy w stosunku do Orfana z czasem zamieniła się w niechęć, później we wstręt, połączony z lękiem. Wielki Strażnik Mandrao zmieniał się z roku na rok, posępniał, a jego myśli i działania miały już tylko jeden cel – zdobyć Talimę. Nie pomagały perswazje Solima i innych Magów. Talima stała się obsesją Orfana.

Zmęczona napastliwością Maga, osaczona jego myślami, więzami jego zaklęć, które musiała ciągle rozrywać, postanowiła wyjechać z Wyspy. Przez lata podróżowała po świecie, poznała mnóstwo nowych ludzi, odwiedziła starych przyjaciół, przeżyła moc przygód i poznała wiele tajemnic. Lecz nadszedł czas, gdy zatęskniła za domem, za Wyspą. Postanowiła wrócić.

Stała nad brzegiem morza, a w oddali, jak za mgłą, majaczyły kontury Wyspy. Plaża w tym miejscu miała zaledwie kilkanaście metrów szerokości i kilkanaście długości, a za nią wznosiła się niemal pionowo w niebo skalna ściana, niedostępna tak z dołu, jak i z góry. Wielu próbujących z niej zejść poniosło śmierć, zarówno za sprawą śliskiej gładkości skały, jak i jadowitych węży, mających swe gniazda w licznych niszach, które, mogąc stać się zbawieniem szukającego oparcia dla nóg i rąk człowieka, były jego zgubą.

Istniało tajemne, podziemne przejście, prowadzące na skalistą plażę, ale o nim wiedzieli jedynie Panowie Daru. Wyspa broniła do siebie dostępu na różne sposoby. Morskie wiry, nieprzyjazne wiatry, ostre podwodne skały, niedostępne porty – oto strażnicy spokoju Wyspy. Talima o tym wszystkim dobrze wiedziała. Stała więc na plaży spokojna, czekając na odpływ.

I w tym oto miejscu nałożyły się na siebie tysięczne okoliczności, przypadki, świadome wybory i konieczne działania. Ostatnia pętla została zawiązana, a przyszłość ustalona.

Pocałunek śmierci – opowiadania

Подняться наверх