Читать книгу Testament Judasza - Francesc Miralles - Страница 10
5
ОглавлениеLebrun spojrzał z niechęcią na tablicę, na której informowano o opóźnieniu lotu z Frankfurtu do Tel Awiwu. Po nieskończenie długiej podróży z Szanghaju denerwował go ten postój na najkrótszym jej odcinku.
Nie miał jeszcze określonego planu, jak osiągnąć pierwszy cel, ale szef Fusangu obiecał mu wszelkiego rodzaju wsparcie z centrali, którą powinien o wszystkim na bieżąco informować.
Wykorzystał oczekiwanie na terminalu, żeby przez swojego iPhone’a połączyć się z internetem. Rzeczywiście pięćdziesiąt tysięcy dolarów wpłynęło na jego konto. Co oznaczało, że miał do czynienia z wypłacalną organizacją, chociaż nadal nie rozumiał jej celów.
A raczej rozumiał je – było ich w sumie siedem – ale nie mieściło mu się w głowie, że dla ich osiągnięcia ci ludzie byli gotowi zapłacić taki majątek.
Podobnie jak podczas pracy dla innych tajnych organizacji, dręczyła go myśl, co się stanie, kiedy zadanie zostanie wykonane z lepszym bądź gorszym efektem. Czy będą próbowali się go pozbyć?
Prawdopodobnie tak. Ktoś, kto był gotów zainwestować w tę sprawę małą fortunę, nie pozostawiłby przy życiu wykonawcy i świadka operacji. Na szczęście Lebrun miał doświadczenie przy tego typu zadaniach i wiedział, jak się zabezpieczyć.
Pozostawił w depozycie u notariusza zapieczętowany list, w którym opisał charakter swojej misji oraz zleceniodawców. W przypadku śmierci list miał trafić w ręce policji.
Bez wątpienia w razie wszczęcia śledztwa nie pozostałby bez winy, ale zmarłych nie posyła się do więzienia. Mogą natomiast z zaświatów wylewać wystarczająco dużo gówna, żeby skomplikować życie żyjącym.
Kiedy będzie zbliżał się koniec tej przygody, poinformuje Fusang o podjętych przez siebie środkach ostrożności. Lebrun miał pięćdziesiąt dwa lata i dzięki systematycznym ćwiczeniom na siłowni utrzymywał dobrą formę. Jeśli chcą, żeby oskarżający list leżał nietknięty w archiwach kancelarii notarialnej, w ich interesie było, żeby nie padł ofiarą wypadku czy dziwnej choroby.
Myśląc o tym wszystkim, zdał sobie sprawę, że nie wiedział prawie nic o ludziach, dzięki którym mógł wybrać się na wcześniejszą emeryturę. Spojrzał na tablicę informacyjną: nadal brakowało dwudziestu minut do otwarcia bramki. Wpisał więc w wyszukiwarkę i’Phone’a słowo „Fusang”.
Zgodnie z przypuszczeniami nie znalazł żadnego odniesienia do organizacji, z której członkami odbył spotkanie w wieżowcu Jin Mao. Znalazł natomiast legendę dotyczącą znaczka przedstawiającego słońce na drzewie, jaki szef i jego adepci nosili wpięty w kieszonki marynarek.
Według chińskiej mitologii dotyczącej początku świata słońce znajdowało się na drzewie zwanym Fusang, leżącym daleko za wschodnimi morzami. Każdego ranka wschodziło, żeby spocząć na innym drzewie znajdującym się na zachodzie. Z pnia Fusangu wyrastało dziewięć konarów i jeden dodatkowy na szczycie drzewa. Na początku na każdym konarze znajdowało się dziesięć słońc i każde z nich odjeżdżało ze swojej gałęzi na rydwanie ciągniętym przez sześć smoków. Jednakże pewnego ranka wszystkie dziesięć słońc wzeszło jednocześnie, wywołując upał, którego ludzie nie byli w stanie wytrzymać. Pewien łucznik o imieniu Yi zestrzelił dziewięć z nich pozostawiając tylko jedno.
Lebrun podniósł wzrok znad małego ekranu, czując, że ktoś go uważnie obserwuje. Chłopiec miał około trzech lat i w ręku trzymał pluszowego psa.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, chłopiec uniósł pluszaka do policzka i udał, że ten szczeka.
– Hau, hau, hau!
Z kamiennym wyrazem twarzy Francuz wyrwał mu zabawkę z rąk, oderwał jej głowę, a następnie oddał dziecku rozszarpane szczątki. Chłopiec był zbyt przerażony, żeby się rozpłakać.
– Zabieraj go, nie będzie już szczekał.