Читать книгу Testament Judasza - Francesc Miralles - Страница 6
1
ОглавлениеWydawało się, że nad wieżowcem Jin Mao słońce nigdy nie zajdzie. Czterystudwudziestometrowy budynek lśnił jak latarnia, rozsiewając wokół poblask szanghajskiego zmierzchu.
W dzielnicy Pudong, gdzie wznosiły się najbardziej futurystyczne wieżowce chińskiej metropolii, urzędnicy opuścili swoje biurowe pokoiki i pośpiesznie wracali do domów.
Tego wieczoru na osiemdziesiątym piątym piętrze Jin Mao kilku ubranych w garnitury mężczyzn w zachwycie przyglądało się panoramie miasta, w której wyróżniał się budynek Oriental Pearl, ze swoimi dwiema błyszczącymi kulami, przypominający statek kosmiczny gotowy do startu.
Szczupła Japonka podała sześciu menedżerom po kieliszku sake sour będącego lokalną odmianą pisco sour1. Wszyscy wyglądali na zdenerwowanych, z wyjątkiem wysokiego mężczyzny w beżowym garniturze, jedynego Europejczyka wśród zebranych. Jego spojrzenie utkwione było w mętnych wodach rzeki Huangpu, przez które właśnie w tej chwili mknął luksusowy jacht.
„Jakiś nowobogacki pewnie właśnie imprezuje sobie za jeden czy dwa miliony juanów”, pomyślał obcokrajowiec, nie zwracając uwagi na wyczuwalne wśród otaczających go mężczyzn zniecierpliwienie.
W tym momencie do sali wszedł stary łysy mężczyzna ubrany w garnitur ze stójką. Na kieszeni z prawej strony miał wpięty znaczek z błękitnawego metalu przedstawiający słońce na szczycie drzewa. Na powitanie dotknął go ręką. Pozostali z szacunkiem zrobili to samo.
Obcokrajowiec jako jedyny nie miał na piersi tego symbolu. Wiedział, że był to emblemat organizacji, dla której pracował, a raczej, dla której miał rozpocząć pracę tego wieczoru, jeśli się dogadają.
Fusang – tak nazywała się organizacja – od razu zaakceptowała jego wysokie wynagrodzenie za wykonanie zadania. Stanowiło ono małą fortunę; po tej wypłacie mógłby zrezygnować na kilka lat – być może na zawsze – z pracy najemnika. Jeśli udałoby mu się wykonać zadanie z powodzeniem, jego życie uległoby radykalnej zmianie.
Również świat miał się zmienić.
Stary mężczyzna, do którego pozostali zwracali się po prostu szefie, przed rozpoczęciem rozmowy ze swoimi współpracownikami podszedł do Europejczyka. Taka uprzejmość wydawała się ich irytować.
– Pan Lebrun? – zapytał w poprawnym francuskim.
Ten wyciągnął do niego rękę, lecz szef uniósł jedynie swoją na znak powitania. Najwyraźniej takie były jego grzecznościowe normy.
Mimo nieznajomości francuskiego pięciu ludzi z Fusangu z uwagą przysłuchiwało się tej krótkiej rozmowie.
– Cieszę się, że wreszcie możemy poznać się osobiście – powiedział Chińczyk. – Lubię spojrzeć w oczy ludziom, którzy dla mnie pracują.
– I co pan widzi w moich? – zapytał go chłodno wyższy o mniej więcej czterdzieści centymetrów od swojego rozmówcy Francuz.
– Widzę czysty umysł, niekierujący się uprzedzeniami czy współczuciem. Teraz wiem, że nie myliliśmy się, wybierając pana.
Lebrun skinął głową, nie okazując żadnych emocji.
– Oczywiście – mówił dalej szef Fusang – nie będzie to łatwe zadanie. Czy sądzi pan, że będzie w stanie je zrealizować?
– Nie mogę obiecać panu pełnego powodzenia, ponieważ chodzi o siedem różnych celów, ale zrobię wszystko, żeby je osiągnąć.
– Podoba mi się takie podejście. Dlatego też dodałem za osiągnięcie każdego celu nagrodę w wysokości stu tysięcy dolarów. Połowa tej kwoty znajduje się już na pańskim koncie, jako zaliczka. To dowód naszego zaufania. Resztę będzie pan otrzymywał w miarę wykonywania zadania.
– Taka była umowa – odrzekł Lebrun.
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy starzec pożegnał francuskiego olbrzyma klepnięciem po plecach. Oznaczało to, że uzyskując akceptację szefa, powinien odejść.
Jednakże zanim Lebrun wsiadł do windy, którą miał zjechać osiemdziesiąt pięć pięter w dół, starzec odezwał się do niego po raz ostatni:
– Proszę się śpieszyć. Wyścig już się rozpoczął.
1 Pisco sour – popularny w Peru i Chile koktajl robiony na bazie miejscowego alkoholu pisco, soku z limonki, białek kurzych jaj i gorzkiego likieru angostura (przyp. tłum.).