Читать книгу Testament Judasza - Francesc Miralles - Страница 7
2
ОглавлениеDzwonek telefonu wybudził Andreasa Fortuny’ego ze zbyt krótkiej drzemki. Gdyby znał konsekwencje, jakie pociągnie za sobą ta pozornie rutynowa rozmowa, nigdy nie odebrałby telefonu.
Odkąd wrócił z południowych Indii, gdzie opiekował się grupą inżynierów agronomii, przygnębienie i alkohol w równych częściach wypełniły jego dni. Nie był to najlepszy moment w jego życiu. Rozstał się z Eleną, a jego jedyny sposób odreagowania – podróże – kończyły się wraz z latem. A tym samym jego dochody.
Ze względu na kryzys nie organizowano praktycznie żadnych wycieczek poza sezonem, dlatego też nie liczył na żaden wyjazd aż do Bożego Narodzenia.
Leżąc na kanapie, Andreas czekał aż telefon umilknie. Za bardzo bolała go głowa, żeby prowadzić logiczną konwersację. Przed zaśnięciem na wszelki wypadek wyłączył komórkę, ale zapomniał zrobić to samo z telefonem stacjonarnym. Linia telefoniczna potrzebna mu była tylko do połączeń z internetem, lecz kilka osób nadal dzwoniło do niego na ten numer.
Kiedy dzwonek odezwał się po raz szósty, pomyślał, że osoba po drugiej stronie linii za chwilę da sobie spokój. Jednak dzwonienie nie ustawało.
Po dziesiątym dzwonku wstał i z rosnącym niepokojem podszedł do aparatu. Ktoś starał się z nim skontaktować, chociaż, skoro przez prawie minutę nie odbierał połączenia, osoba ta powinna uznać, że nie ma go w domu. Istniały dwie możliwości: albo ten ktoś wiedział, że jest na miejscu, albo sprawa, z którą dzwonił, była tak nagląca, że czekał na wszelki wypadek.
Podnosząc słuchawkę, Andreas spodziewał się złych wiadomości o zdrowiu matki, która od miesiąca leżała w szpitalu w Argentynie, gdzie mieszkał jej drugi mąż.
Dlatego też słysząc po drugiej stronie głos Muñoza – swojego szefa – odetchnął z ulgą. Najwyżej dzwonił go ochrzanić za to, że któryś z agronomów wrócił z malarią.
– Dlaczego, do cholery, nie masz automatycznej sekretarki? – zapytał gniewnie Muñoz.
– Zazwyczaj nikt nie dzwoni do mnie na numer domowy, a nie zauważyłem, że mam wyłączoną komórkę – skłamał przewodnik.
– Nieważne. Najważniejsze, że udało mi się cię znaleźć na czas – odpowiedział Muñoz jak zwykle zestresowanym głosem. – W ostatniej chwili dostaliśmy zlecenie. Jeśli ty go nie przyjmiesz, powiem klientowi, żeby spadał. Nie odważę się poprosić innego przewodnika, by wyjechał jutro.
– Jutro?
Andreas nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Jeśli właściciel biura podróży dzwonił do niego ze zleceniem na następny dzień, oznaczało to, że uważał go za dziwaka, kogoś, kto nie był w stanie prowadzić spokojnego życia w Barcelonie. A najgorsze było to, że mógł mieć rację.
– Samolot wylatuje o dwunastej czterdzieści pięć – poinformował go zniecierpliwiony Muñoz. – Nie będziesz musiał wstawać wcześnie rano. Co ty na to?
Walcząc z mdłościami wywołanymi kacem, rzucił okiem na obskurny pokój i stwierdził, że nie byłoby takim złym pomysłem załapać się na ostatnią wycieczkę przed jesiennym przestojem.
– Interesuje mnie wszystko, co nie ma związku z powrotem do Indii – odpowiedział. – Nie wytrzymałbym kolejnego miesiąca siedzenia w czterdziestostopniowym upale pod moskitierą.
– Nie martw się – uspokoił go szef. – To o wiele bliżej, a poza tym luksusowo. To klient opcji VIP.
– Powiedziałeś klient?
– Tak, to tylko jedna osoba. Potrzebuje przewodnika w podróży po Izraelu. Na początek tylko na tydzień.
To był największy absurd, jaki Andreas słyszał od początku swojej pracy w biurze podróży. Pracował jako przewodnik trekkingu po Nepalu, gdzie trzeba było znać szlaki, ale towarzyszenie komuś w takim kraju jak Izrael wydawało mu się dziwne. W przypływie szczerości powiedział:
– Sądzę, że twój klient będzie mną rozczarowany. Nigdy nie byłem w Izraelu ani nie mam czasu, żeby z dnia na dzień przygotować trasę.
– Nie martw się. Kobieta, z którą pojedziesz, specjalizuje się w kulturze hebrajskiej. Nie potrzeba jej żadnych książkowych wykładów. Musisz tylko dowieźć ją tam, gdzie będzie chciała.
– Teraz już nic z tego nie rozumiem. Po cholerę ktoś, kto wie, gdzie chce jechać i nie chce objaśnień, potrzebuje przewodnika? Nie może jechać sama?
– Nie może – odpowiedział krótko Muñoz.
– Dlaczego?
– Ponieważ jest niewidoma.
Andreasa zatkało na kilka sekund. To rzeczywiście miało być niezwykłe zlecenie.
– Możesz na mnie liczyć – odezwał się w końcu. – Ale czy to nie dziwne, że niewidoma chce zwiedzać? Co ona zobaczy? A może chce tylko dotknąć Ściany Płaczu?
W odpowiedzi usłyszał tylko jak jego szef nerwowo stuka w klawiaturę komputera. Domyślił się, że potwierdza rezerwację biletów na samolot. Muñoz skończył i odpowiedział:
– Powinieneś się cieszyć. To będzie banalne zadanie.