Читать книгу Kot Winston. Na tropie truciciela - Frauke Scheunemann - Страница 9
Pokój na ziemi. Również między Beatą i Anną?
ОглавлениеStanisław nie zdążył jeszcze otworzyć całkiem drzwi, a ja już wiem, że babuszka i Anna wróciły. Głosy moich pań poznałbym zawsze i wszędzie. Hurra! Koniec z zewnętrznym zaopatrzeniem we włoskie jedzenie! Znowu w naszym domu będzie prawdziwe gotowanie!
Przeciskam się przez drzwi obok nóg Stanisława i biegnę w stronę salonu, skąd dobiegają głosy. Czy Stanisław nie mówił dzisiaj rano o jakichś smakołykach, które Anna na pewno dla mnie przywiozła? Halo, tu jestem! Gdzie jest prezent?
Anna i babuszka jednak, zamiast się cieszyć, że znowu widzą najszlachetniejszego i najmądrzejszego kota na świecie, w ogóle nie zwracają na mnie uwagi. Ostro się kłócą. I to po rosyjsku. Bo to jest język ojczysty Anny i babuszki. Sprzeczają się zawsze po rosyjsku.
Mnie jest wszystko jedno, w jakim języku odbywa się sprzeczka, bo od czasu, kiedy zamieniliśmy się z Darią ciałami, świetnie rozumiem rosyjski. Szybko się więc orientuję, o co chodzi. To zdumiewające, ale chyba znowu o tę okropną Beatę! Serio? Przecież ani Anna, ani babuszka nie musiały znosić jej wokalnych popisów!
Zaciekawiony nastawiam uszu i dowiaduję się, że najwyraźniej Beata zostawiła na naszej automatycznej sekretarce jakąś irytującą wiadomość, w której nazwała Annę „sprzątaczką”. Ona się tym strasznie denerwuje, co z kolei denerwuje babuszkę. Babuszka uważa, że wszystkiemu winien jest Stanisław. I w tym miejscu Anna przyznaje jej rację. Też ma wrażenie, że Stanisław w pewnym sensie jest winien. Ale czemu, nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc: Halo! Choć znam rosyjski, nie rozumiem z tego ani słowa. W czym problem?
Właściwie Stanisław i Anna świetnie się dogadują. To mało powiedziane. Prawda jest taka, że tych dwoje to zakochana para. Zawsze się lubili. Ale kilka tygodni temu Stanisław w pięknym stylu oswobodził Annę z macek jej dawnego faceta, Jurija, i nawet całkiem na serio się z nim pobił, choć raczej nie jest z niego typ skory do bitki. Po wszystkim Anna nie tylko mu podziękowała, lecz także powiedziała, że jest jej bohaterem. No a potem Stanisław ją pocałował. W usta! Na początku trudno mi było w ogóle w to uwierzyć, bo mój Stanisław jest raczej powściągliwym człowiekiem. Od kiedy jednak odważył się zrobić to po raz pierwszy, ciągle to powtarza. Co nie znaczy, że całuje różne kobiety! Tylko i wyłącznie Annę. A to, według mojej skromnej wiedzy na temat miłości między ludźmi, nieomylnie oznacza, że ci dwoje są teraz parą. Przemawia za tym również wiele innych sygnałów. Chodzą sami na spacery, nawet babuszce nie wolno z nimi iść. Poza tym Stanisław nie mówi do Anny tylko po imieniu, lecz czasem także wróbelku. Widziałem to w telewizji: kiedy ludzie się lubią, mówią do siebie tak jak do różnych małych zwierzątek, czyli właśnie: wróbelku, myszko czy króliczku (kiedy się przestają lubić, zwierzaki dorastają i wtedy jest: „głupia krowa” albo „stary osioł”). No i wreszcie głos Anny, gdy rozmawia ze Stanisławem, ma w sobie często taką delikatną słodycz. To, co mówi, brzmi bardzo czule. Chciałbym, żeby Odetta tak świergoliła do mnie.
– Stanisław? Już wróciłyśmy – woła Anna w stronę przedpokoju. Najwyraźniej, mimo sprzeczki z babuszką, zorientowała się, że Stanisław wrócił.
– Przyjdziesz tu do nas? – woła po chwili nieco głośniej, a w jej tonie pobrzmiewa jakby lekka groźba. Po tej delikatnej słodyczy, o której przed chwilą wspominałem, nie ma w każdym razie śladu. Stanisław wtyka głowę przez drzwi.
– Witaj, wróbelku, dzień dobry, pani Kowalenko. – Profesor wita się z Anną i babuszką. – Dobrze, że już wróciłyście. Tęskniliśmy za wami.
No dobra, ton Stanisława w dalszym ciągu jest słodki. A może powinienem powiedzieć raczej: przymilny? Bo profesor najwyraźniej wyczuwa, że coś wisi w powietrzu.
– Wszystko w porządku, wróbelku? – dodaje niepewnie. Anna rzuca mu mroczne spojrzenie i bierze głęboki wdech.
– Nic nie jest w porządku, Stanisławie, nic a nic! – Dramatyczne przewraca oczami. Miau! Nawet mnie, najodważniejszego kocura na świecie, napawa to lękiem.
– A… ale dlaczego, wróbelku? Olga źle się czuje albo dzidziuś?
Olga to siostra Anny. Mieszka w innym mieście i właśnie urodziła swoje pierwsze dziecko. Dlatego Anna i babuszka pojechały do niej w odwiedziny. Najwyraźniej takie niemowlę to coś bardzo ekscytującego. Ciekawe, czy Olga wzięła je z przedszkola? Być może uznała, że w tym przedszkolu nie zajmowali się nim wystarczająco dobrze? Ale co miałaby mieć z tym wspólnego Beata i dlaczego to Stanisław miałby być czemuś winien?
Anna cały czas patrzy ze złością w oczach. Babuszka jakoś też. Na wszelki wypadek kulę się pod kanapą. Stąd wszystko słyszę, ale jeśli zaraz miałyby się posypać wióry, to przynajmniej nie oberwę.
– Nie, nie, Olga i dziecko czują się dobrze. Ja się nie czuję dobrze. Wracam do domu i na automatycznej sekretarce twoja bratowa Beata wymyśla mi od sprzątaczki wykorzystującej twoje miękkie serce.
Teraz Stanisław przewraca oczami.
– Och, Anno! Przecież wiesz, jaka jest Beata. Nie powinnaś do tego przywiązywać wagi. Dziś rano już jej to powiedziałem, ale ona jest straszliwie irytującą osobą. Po prostu nie potrafi odpuścić.
Miau! Irytująca osoba to moim zdaniem o wiele za łagodne określenie. Strasznie wkurzająca pasowałoby znacznie bardziej!
– Stanisławie! Nie chodzi mi o Beatę!
– Nie? – pyta zaskoczony Stanisław.
– Nie! Chodzi mi o to, że w dalszym ciągu nikt z twojej rodziny nie wie, że jesteśmy parą! Gdyby Beata o tym wiedziała, na pewno nie nazywałaby mnie twoją sprzątaczką i miałaby do mnie choć trochę szacunku!
Aha, o to chodzi? Przyznam, że nie bardzo rozumiem, co Anna ma na myśli. Dlaczego jest dla niej ważne, żeby ta irytująca Beata wiedziała, że ona i Stanisław są parą? Moim zdaniem, im mniej Beata o kimś wie, tym lepiej. Po oczach Stanisława, które całkiem dobrze widzę spod kanapy, orientuję się jednak, że on z kolei dokładnie wie, o czym mówi Anna. Wygląda bowiem na to, że ma poczucie winy.
– Ja… ekhm… jakoś się do tej pory nie złożyło… ekhm… ja… tego…
Cóż to za żenujące jąkanie! Przecież to zupełnie nie w stylu Stanisława. Coś mi się tu nie zgadza!
– Nie wierzę ci. – Anna mu przerywa. – Wiesz, co sobie myślę?
No właśnie, strasznie jestem tego ciekaw. W przeciwieństwie do Spajka, nie mieszkam z psim cholągiem, tylko z profesorem fizyki i muszę oprzeć się na tym, co ludzie zechcą ujawnić ze swoich myśli.
– Ach tak?
– Myślę, że się mnie wstydzisz. Bo jestem tylko zwykłą gospodynią. I dlatego nie powiedziałeś o mnie swojej rodzinie.
Stanisław wybałusza oczy i usiłuje złapać oddech. Coś mi się wydaje, że podejrzenia Anny są niesłuszne.
– Ależ, wróbelku! Jak ty w ogóle możesz tak myśleć?
Zamiast odpowiedzieć, Anna tylko przełyka ślinę i widzę, że jej oczy zaczynają podejrzanie błyszczeć. Czyżby to były łzy? Wszechmocna sardynko w oleju, dorośli ludzie według mojej wiedzy płaczą bardzo rzadko. A więc sytuacja jest poważna!
Teraz do rozmowy włącza się babuszka.
– Mojej córce nie nada, żeby ta kobieta ją obrażała. Panie Grad, moja córka jest oczeń krasiwaja i bardzo dobrze wykształcona. Jest jak prawdziwa królowa i pan ją musi traktować jak królową!
Miau! Ależ się babuszka nakręciła! Ostrożnie zerkam na nią ze swojej kryjówki, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie ma piany na ustach. Ale na szczęście sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko. W każdym razie Stanisław wygląda tak, jakby przed chwilą został spoliczkowany.
– Ależ pani Kowalenko! Jestem zszokowany. Beata obraziła Annę? Tak oczywiście nie może być! Co ona takiego na Boga powiedziała?
– Och, sam sobie posłuchaj – mówi Anna, chwyta za leżący na stole telefon i podaje go Stanisławowi.
Stanisław wciska jakiś guzik i po chwili wszyscy słyszymy głos Beaty nagrany na automatyczną sekretarkę.
– Cześć, Stanisław, tu jeszcze raz Beata. Muszę to powiedzieć: nie mogę uwierzyć, że odkładasz słuchawkę tylko dlatego, że krytykuję twoją sprzątaczkę! Nie chcesz znać prawdy? No dobrze, może i ta kobieta nas nie otruła, ale i tak nie jest dobrą sprzątaczką. Na twoich parapetach wszędzie leży kurz. Sama to sprawdziłam w niedzielę. Moja rada: wywal tę kobietę i poszukaj jakiejś nowej pomocy!
Stanisław głośno sapie. Ja też już nie jestem w stanie wysiedzieć pod kanapą. Cóż to za bezbrzeżna bezczelność!
– Wróbelku! To jest paskudne! Zaraz zadzwonię do Beaty i powiem jej do słuchu.
Anna kręci głową.
– Nie, nie musisz tego robić. Jest mi smutno nie dlatego, że ta kobieta jest taka bezczelna, lecz dlatego, że najwidoczniej nie ma bladego pojęcia, że jesteśmy parą. Inaczej nie mówiłaby czegoś takiego. A więc nikomu o nas nie powiedziałeś. Z tego powodu jest mi smutno.
Zmieszany Stanisław wlepia wzrok w podłogę, a potem podnosi do góry brodę i podejmuje próbę wyjaśnienia.
– Ależ wróbelku, nigdy nie rozmawiam z Beatą o moich prywatnych sprawach. Czemu miałbym to robić? To stara plotkara. Nie przepadam za nią. Dlaczego więc miałbym z nią rozmawiać o nas?
W oczach Anny znowu pojawia się błysk. Ale tym razem nie widzę żadnych łez, lecz raczej… niech się chwilę zastanowię: to wściekłość. Tak. Anna z pewnością jest wściekła.
– Stanisławie, co ty za bzdury opowiadasz! Przecież tu wcale nie chodzi o Beatę. Nikomu ze swojej rodziny nie powiedziałeś, że jesteśmy parą. Ani swojej matce, ani bratu. Inaczej Beata już by wiedziała. I wiem też, dlaczego: bo nie chcesz! Nie chcesz, żebym była częścią twojej rodziny. Dlatego!
Oczywiście nie mam bladego pojęcia o ludzkich sprawach związanych z rodziną, miłością i tak dalej, ale muszę przyznać, że argumenty Anny robią na mnie wrażenie. W każdym razie trafiają do mnie jako do kota. A szybkie spojrzenie na babuszkę mówi mi, że ona czuje się dokładnie tak samo jak ja. Wierzy swojej córce.
Stanisław przewraca oczami i wzdycha tak ciężko, jakby ktoś uwiesił mu na szyi kamień młyński.
– Nie mam zupełnie nic przeciwko temu, aby przedstawić cię swojej rodzinie jako moją partnerkę. Skąd ty bierzesz w ogóle takie głupie pomysły?
Anna nie daje się zbić z tropu.
– Udowodnij mi to!
– Co? A jak miałbym to zrobić?
– Nie mam pojęcia. Wymyśl coś.
– Wróbelku, moje serce należy tylko do ciebie. Ale uwierz mi, takich rzeczy nie da się udowodnić!
Hmm. Coś w tym jest. Nawet ja, niesłychanie mądry kot, nie mam gotowego rozwiązania tego problemu. Niestety, nie jesteśmy psimi cholągami, którzy potrafią czytać w myślach. Tylko babuszka sprawia nagle wrażenie wielce ukontentowanej.
– Ach, ja mam świetny pomysł. Wiem, jak pan profesor może dać dowód swoich uczuć do ciebie, Anno!
Stanisław i Anna patrzą na nią zaskoczeni, co babuszka przyjmuje z pewną satysfakcją, bo teraz robi teatralną pauzę, potem kiwa głową z wielką godnością i przedstawia swój plan.
– Panie profesorze, niedługo jest Gwiazdka. Wigilia, prawda? To u was wielkie święto, wiem, bo słyszałam od moich dziadków.
Stanisław kiwa głową.
– Tak, ma pani rację. U nas większość ludzi bardzo uroczyście obchodzi Wigilię w rodzinnym gronie. Ja jednak w ostatnich latach raczej tego unikałem. Nie przepadam za Bożym Narodzeniem.
Babuszka mierzy go wzrokiem.
– Da, da, tak właśnie myślałam. Ale w tym roku zrobi pan inaczej. Zaprosi pan tutaj jeszcze raz całą swoją rodzinę. I będziemy razem świętować: profesor, Anna, Daria, babuszka, mamuszka Gradowa, siostra, brat i ta straszna Beata z dzieciakami. I może jeszcze Olga z Tadeuszem i dzidziusiem. Jeśli będziemy razem obchodzić Boże Narodzenie, to staniemy się prawdziwą rodziną.
Co? Mam nadzieję, że ta propozycja nie jest na serio! Cała ta banda jeszcze raz tutaj? Gdybym był psem, to bym zawył. A tak pozostaje mi tylko pomiaukiwać sobie pod nosem. Szybki rzut oka na mojego współlokatora: tak, Stanisław też raczej nie wygląda na zachwyconego. Zupełnie przeciwnie niż Anna, która z entuzjazmem klaszcze w dłonie i się rozpromienia. Wizja siedzenia przy choince razem z tą głupią Beatą najwyraźniej się jej podoba.
Stanisław bierze głęboki wdech, a potem odchrząkuje. No jasne, trzeba mieć trochę odwagi, żeby powiedzieć dziarskiej babuszce, że jej pomysł naprawdę jest do bani!
– Pani Kowalenko, to doskonały pomysł. Tak zrobimy, prawda, wróbelku?
Anna nie odpowiada, zamiast tego rzuca się Stanisławowi na szyję i daje mu całusa.