Читать книгу Ada strażniczka skarbu - Grażyna Bąkiewicz - Страница 6

Оглавление

Mika już stała po drugiej stronie ulicy.

Wypatrzyłam ją między pędzącymi samochodami. Ona nigdy nie idzie do kładki, tylko zaczaja się na skraju jezdni i czeka na lukę między autami. Gdy ją ujrzy, przebiega przez jezdnię w ułamku sekundy, jak wystrzelona z katapulty. Twierdzi, że ma specjalną metodę, by nie dać się rozjechać. Skupia wzrok na kierowcy, wstrzymuje oddech i rusza, a tir jakimś cudem przemyka z rykiem za jej plecami. Nie mogę na to patrzeć. Krzyczę na nią za każdym razem, ale to nie pomaga. Od jakiegoś czasu zbieram się, by powiedzieć o tym jej mamie. Zrobiłabym to już dawno, ale wtedy Mika w ramach odwetu powie mojej o wiadukcie. To mnie powstrzymuje.

Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. W pierwszej chwili pomyślałam o maszkaronie, ale myliłam się. Obok szkolnej bramy stał mężczyzna i to on nie spuszczał ze mnie wzroku. Dorośli faceci gapiący się na dziewczynki są podejrzani, dlatego zignorowałam go i skupiłam się na Mice – uda jej się czy nie? W tym momencie w kieszeni zabrzęczał mi telefon. To mama.

– Ada, kochanie, jesteś w szkole?

– Tak.

– Niepokoję się, bo tak wcześnie dziś wyszłaś. Stało się coś?

– Nic się nie stało. Potem ci opowiem, bo zaraz będzie dzwonek, a mam klasówkę. Muszę lecieć.

– A pamiętasz, gdzie dzisiaj idziemy?

– Jak mogłabym zapomnieć?

– No to powodzenia na klasówce.

– Dzięki.

Uśmiechnęłam się na myśl o wieczorze. Po zachodzie słońca dziać się dziś będą na wzgórzu prawdziwe cuda. Co roku, tego właśnie dnia, nad zamkiem pojawia się coś w rodzaju zorzy. Przez kilka godzin falują na niebie pasma światła o przeróżnych barwach. To piękne, a zarazem niepokojące zjawisko, bo nikt nie potrafi wyjaśnić jego przyczyn. Lokalna legenda głosi, że raz w roku strażnicy podziemi sprawdzają zabezpieczenia skarbu i te dziwne światła są sygnałem dla prawowitych właścicieli, że wszystko jest w porządku.

– Ada?

To nie był głos Miki ani mamy.

Odwróciłam się i spojrzałam.

To ten facet.

Znał moje imię, ale chyba nie był pewien, czy Ada to na pewno ja, bo ostatnią literę imienia wypowiedział wyżej, co zabrzmiało jak pytanie. Dzwonek wciąż nie dzwonił, Mika nadal stała po drugiej stronie ulicy, więc w sumie nic nie stało na przeszkodzie, by sprawdzić, o co mu chodzi. Byłam pewna, że spyta o godzinę albo o coś w tym rodzaju.

Odgarnęłam włosy z oczu i spojrzałam z życzliwym uśmiechem. Ale to, co usłyszałam, dosłownie wryło mnie w ziemię:

– Cześć. Jestem twoim tatą.

Zabrzmiało to pogodnie i wesoło, niemal jak puenta jakiegoś wcześniej opowiadanego dowcipu. Zdaje się, że powinnam się roześmiać. Zamiast tego wytrzeszczyłam oczy i tak zamarłam, gapiąc się na niego. To prawda, że niektórych rzeczy człowiek się zupełnie nie spodziewa.

– Tak? Przykro mi – oświadczyłam bez zastanowienia, a ponieważ mężczyźnie z miejsca zrzedła mina, dodałam: – Że cię nie poznałam.

Miałam trzy lata, jak wyjechał, więc mogłam zapomnieć, co nie?

Zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować. Bałam się, że będzie chciał się wylewnie przywitać, a ja zesztywnieję albo zrobię unik i będzie to niemiłe dla nas obojga. Na szczęście nie wykonał żadnego zbędnego gestu. Może miał zamiar, ale nie zdążył, bo w tym momencie rozległ się dzwonek. Co za piękny dźwięk! I to w najwłaściwszej chwili! Przeraźliwy jazgot wydał mi się najwspanialszą muzyką świata.

– Muszę lecieć – oświadczyłam.

– Oczywiście. Zadzwonię później, to umówimy się, żeby pogadać.

Skinęłam głową i ruszyłam biegiem. Szczerze mówiąc, czułam się trochę oszołomiona. Nie tylko trochę. Można powiedzieć, że bardzo. Byłam po prostu zdezorientowana. Dobrze, że nie przewróciłam się na schodach. Przeskakiwałam po dwa stopnie naraz i w przejściu staranowałam pana od matematyki.

– Spokojnie, Ada. Zdążysz. Szkoła nie zając, nie ucieknie.

– Przepraszam, ale muszę.


Pewnie pomyślał, że chce mi się siku, i przepuścił mnie.

Odetchnęłam dopiero w szatni.

Usiadłam, by zmienić buty, ale moje nogi nie chciały się zatrzymać i biegły dalej. Minęły szkołę, miasto, wiadukt, a potem kamienistą ścieżką pięły się w górę ku skałom. Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić.

– Idziemy, idziemy! – woźna popędzała krzykiem tych, co zbyt opieszale zmieniali buty i tarasowali wąskie przejście. – Już, już, na górę.

Harmider typowy dla ostatnich chwil przed lekcją wydał mi się nagle o kilka decybeli głośniejszy niż zwykle. O wiele za głośny.

– No, co tak siedzisz? – Mika stanęła przy mnie. – Chodź, bo spóźnimy się na rozdawanie testów.

– Jakich testów?

Scena sprzed kilku chwil ogłupiła mnie tak kompletnie, że zapomniałam nawet o klasówce.

– No co ty! Stało się coś? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.

No właśnie. Prawie zgadła.

– A ty powinnaś chodzić do kładki – naskoczyłam na moją przyjaciółkę, by uprzedzić ewentualne pytania. – Powiem twojej mamie, że o mało co auto cię nie rozjechało.

Mikę jednak ciężko wyprowadzić w pole byle czym. Teraz też mi się nie udało.

– No, wielkie dzięki. A ty masz na brodzie pastę do zębów.

– Naprawdę?

– Zamiast się kłócić, powiedz lepiej, co to za facet, z którym rozmawiałaś? Znasz go?

– To mój tata – wypaliłam prosto z mostu.

Zamurowało ją.

– Przecież Radek jest twoim tatą.

– Radek to Radek, a tata to tata.

– Aha.

Zebrałam siły i ruszyłam biegiem do łazienki. Rzeczywiście, miałam pastę na brodzie. To przez ten poranny pośpiech. I tata to widział. Rety! Pewnie wydałam mu się żałosna.

Umyłam się, zerknęłam do lustra i przeczesałam dłonią włosy, ale nie pomogło. Nadal czułam się dziwnie rozbita.

Mika poczekała, aż trochę ochłonę, i dopiero wtedy spytała:

– To ty masz tatę?

Uśmiechnęłam się z przymusem. Nigdy nie wiem, czy ona mówi poważnie, czy się wygłupia. Po minie widziałam jednak, że spodobał jej się ten temat i będzie chciała go kontynuować.


Ada strażniczka skarbu

Подняться наверх