Читать книгу Esencjalista - Greg McKeown - Страница 5

CZĘŚĆ I
esencja
JAK MYŚLĄ ESENCJALIŚCI?
ROZDZIAŁ 2
WYBIERZ
Niezachwiana potęga wyboru

Оглавление

TO ZDOLNOŚĆ DOKONYWANIA WYBORÓW CZYNI Z NAS LUDZI.

Madeleine L’Engle

Wpatrywałem się szeroko otwartymi oczami w kartkę trzymaną w rękach. Siedziałem w holu wielopiętrowego biurowca. Zapadał zmierzch, ostatni ludzie opuszczali budynek. Kartka pokryta nabazgranymi byle jak słowami i strzałkami była efektem dwudziestominutowej spontanicznej burzy mózgu dotyczącej tego, co tak naprawdę chcę robić w życiu. Kiedy na nią patrzyłem, najbardziej uderzało mnie to, czego na niej nie było. Na liście brakowało studiów prawniczych. Było to o tyle ciekawe, że właśnie skończyłem pierwszy semestr prawa na angielskim uniwersytecie.

Zdecydowałem się na te studia, stosując się do często powtarzanej rady, żeby „mieć wiele opcji do wyboru”. Po ich ukończeniu mógłbym założyć własną kancelarię. Mógłbym pisać o prawie. Mógłbym nauczać prawa. Mógłbym zostać radcą prawnym. Świat stałby przede mną otworem, czy jakoś tak. Ale od pierwszej chwili na uczelni zamiast wybierać między różnymi ścieżkami kariery, próbowałem podążać nimi wszystkimi jednocześnie. Całymi dniami studiowałem podręczniki prawnicze, a wieczorami czytałem dzieła wielkich teoretyków zarządzania. W wolnych chwilach pisałem. Realizowałem klasyczną strategię łapania wszystkich srok za ogon, próbując inwestować posiadane zasoby we wszystko jednocześnie. W rezultacie choć nie ponosiłem porażek w żadnej z dziedzin, którymi się zajmowałem, nie osiągałem też większych sukcesów. Dość szybko zacząłem się zastanawiać, co tak wspaniałego jest w posiadaniu wielu opcji do wyboru.

Gdy byłem pogrążony w tych rozważaniach egzystencjalnych, zadzwonił do mnie kolega ze Stanów Zjednoczonych, by zaprosić mnie na swoje wesele. Okazało się, że już kupił i wysłał do mnie bilety lotnicze. Z wdzięcznością przyjąłem więc zaproszenie i opuściłem Anglię, ruszając na spotkanie nieoczekiwanej przygody.

Przebywając w Stanach Zjednoczonych, wykorzystywałem wszystkie okazje do spotkań z nauczycielami i pisarzami. Któregoś dnia rozmawiałem z dyrektorem organizacji edukacyjnej typu non profit. Kiedy wychodziłem z jego biura, powiedział: „Jeśli zdecyduje się pan zostać w Stanach Zjednoczonych, zapraszam do udziału w naszej radzie konsultacyjnej”.

Jego słowa miały w sobie intrygującą siłę. Nie chodziło o samą propozycję, lecz o kryjące się za nią założenie, że mam wybór. „Jeśli zdecyduje się pan zostać…”. Uważał tę możliwość za realną. To mi dało do myślenia.

Opuściłem jego biuro i zjechałem windą do holu. Wziąłem czystą kartkę z czyjegoś biurka, usiadłem w fotelu i zacząłem szukać odpowiedzi na pytanie: „Gdybyś mógł w tej chwili robić w życiu tylko jedną rzecz, co by to było?”.

Efektem moich rozmyślań była ta zabazgrana kartka, na której nie było wzmianki o studiach prawniczych.

Do tego momentu teoretycznie zawsze wiedziałem, że mam wybór i nie muszę studiować prawa. Z emocjonalnego punktu widzenia rezygnacja ze studiów była jednak zupełnie wykluczona. Wpatrując się w tę kartkę, zrozumiałem, że wyzbywając się prawa wyboru, w istocie wybrałem, i to źle. Odmawiając wyboru innej drogi, wybrałem studia prawnicze – nie dlatego, że naprawdę z całego serca pragnąłem je ukończyć, ale z braku lepszej możliwości. Myślę, że właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że kiedy rezygnujemy z możliwości wyboru, coś innego lub ktoś inny dokonuje go za nas.

Kilka tygodni później oficjalnie zrezygnowałem ze studiów. Wyjechałem z Anglii do Stanów Zjednoczonych, żeby wejść na ścieżkę kariery pisarza i nauczyciela. Czytasz tę książkę właśnie dzięki temu, że dokonałem tego wyboru.

Jednak mimo ogromnego wpływu, jaki ta konkretna decyzja miała na przebieg mojego życia, cenię to, jak zmieniła mój sposób postrzegania wyborów. Często myślimy, że wybór jest rzeczą. To nieprawda. Opcje, spośród których go dokonujemy, mogą być rzeczami. Sam wybór jest jednak działaniem. To nie jest coś, co mamy, lecz coś, co robimy. Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałem, że choć możemy nie mieć kontroli nad opcjami, zawsze mamy wpływ na to, jak dokonamy wyboru spośród nich.

Czy kiedykolwiek wydawało ci się, że znajdujesz się w potrzasku, ponieważ miałeś poczucie braku wyboru? Czy kiedykolwiek odczuwałeś stres wynikający z konieczności jednoczesnego podtrzymywania dwóch sprzecznych ze sobą przekonań: że nie możesz czegoś zrobić i że jednocześnie musisz to zrobić? Czy kiedykolwiek rezygnowałeś kawałek po kawałku z prawa wyboru, dopóki nie zacząłeś bezwolnie kroczyć ścieżką wytyczoną przez kogoś innego?

Jeżeli tak, nie jesteś sam.

Niezachwiana potęga świadomego wyboru

Zbyt długo przykładaliśmy zbyt dużą wagę do zewnętrznych aspektów wyboru (posiadanych opcji), lekceważąc jednocześnie wewnętrzną zdolność jego dokonania (nasze działania). To coś więcej niż semantyka. Pomyśl o tym w ten sposób: opcje (rzeczy) można nam odebrać, podczas gdy zdolności dokonywania wyborów (wolnej woli) nikt nie może nas pozbawić.

Zdolności wyboru nie można nikomu zabrać ani też nie można jej dobrowolnie oddać – można o niej tylko zapomnieć.

Jak zapomnieliśmy o zdolności dokonywania wyborów?

Istotnych spostrzeżeń na temat sposobu i przyczyn zapominania o zdolności do dokonywania wyborów dostarcza klasyczna praca Martina Seligmana i Steve’a Maiera, którzy podczas przeprowadzania eksperymentów na owczarkach niemieckich wpadli na trop zjawiska określonego później mianem „wyuczonej bezradności”.

Seligman i Maier podzielili psy na trzy grupy. Psom z pierwszej grupy zakładano uprząż i aplikowano wstrząsy elektryczne, ale jednocześnie udostępniano im dźwignię, za pomocą której mogły wyłączać rażący je prąd. Psom z drugiej grupy zakładano identyczną uprząż i także aplikowano elektrowstrząsy, ale w ich przypadku dźwignia odcinająca prąd nie działała. Psom z trzeciej grupy zakładano tylko uprząż, ale nie rażono ich prądem14.


Następnie umieszczano psy w dużej skrzyni z niską przegrodą pośrodku. Podłoga po jednej stronie przegrody raziła je prądem, a po drugiej była bezpieczna. Zaobserwowano interesujące zjawisko: zwierzęta, które w pierwszej fazie eksperymentu miały możliwość wyłączenia prądu albo w ogóle nie były rażone, szybko nauczyły się przekraczać przegrodę i przechodzić na bezpieczną stronę skrzyni. Te, które od początku były bezsilne wobec tego, co się z nimi działo, nie opanowały tej umiejętności. Nawet nie próbowały się adaptować ani dostosowywać do sytuacji. Nie robiły niczego, żeby uchronić się przed porażeniem. Dlaczego? Nie wiedziały, że mają jakiś wybór. Nauczyły się bezradności.

Istnieją dowody na to, że niemal tak samo ludzie uczą się bezradności. Przykładem może być dziecko, które od małego ma problemy z matematyką. Bardzo się stara, ale jego wyniki nie ulegają poprawie, więc w końcu się poddaje. Nie wierzy, że może cokolwiek z tym zrobić.

Obserwowałem wyuczoną bezradność w wielu organizacjach, z którymi współpracowałem. Kiedy ludzie są przekonani, że ich wysiłki w pracy nie mają znaczenia, reagują dwojako. Czasem rezygnują i przestają się starać, tak jak dziecko, które nie radzi sobie z matematyką. Druga reakcja jest na pierwszy rzut oka mniej oczywista. Ludzie stają się nadmiernie aktywni. Zgadzają się na wszystko, co im się proponuje. Podejmują się realizacji wszelkich zadań. Każde wyzwanie przyjmują z entuzjazmem. Próbują robić wszystko. To zachowanie w pierwszej chwili nie sprawia wrażenia wyuczonej bezradności. W końcu czy ciężka praca nie świadczy o pozycji i wartości pracownika? Kiedy jednak bliżej się przyjrzymy, przekonamy się, że przymus robienia czegoś więcej jest tylko zasłoną dymną. Tacy ludzie nie wierzą, że mogą sami wybierać okazje, zadania i wyzwania dla siebie. Są przekonani, że muszą robić wszystko.

Sam przyznaję, że dokonywanie wyborów jest trudne. Z definicji oznacza bowiem konieczność odrzucenia czegoś, a to może się kojarzyć ze stratą. Wybory dokonywane poza miejscem pracy mogą być jeszcze trudniejsze. Za każdym razem gdy wchodzimy do sklepu, restauracji albo innego punktu sprzedaży czegokolwiek, znajdujemy się w otoczeniu zaprojektowanym w taki sposób, aby trudno było powiedzieć: „Nie”. Gdy słuchamy opinii polityków i komentatorów, nie możemy się oprzeć wrażeniu, że głosowanie na inną partię jest zupełnie wykluczone. Kiedy dzwoni treściowa i prosi, żeby coś dla niej zrobić, trudno nawet sobie wyobrazić, że można by odmówić (moja oczywiście tego nie robi). Kiedy spojrzymy na nasze codzienne życie z tej perspektywy, przestaje dziwić to, że zapominamy o własnej zdolności dokonywania wyborów.

A wybór jest istotą esencjalizmu. Aby stać się esencjalistą, trzeba mieć pełną świadomość zdolności wybierania. Musimy uważać ją za niezachwianą siłę istniejącą w nas, odrębną od wszystkich innych rzeczy, osób i sił. William James napisał kiedyś: „Najważniejszym aktem wolnej woli jest dla mnie uwierzyć w wolną wolę”15. Dlatego pierwszą i najważniejszą umiejętnością, którą opanujesz na drodze do esencjalizmu, będzie rozwinięcie zdolności do dokonywania wyborów w każdym aspekcie życia.


Kiedy zapominamy o możliwości wyboru, uczymy się bezradności. Pozwalamy, aby wolna wola stopniowo zanikała, aż w końcu stajemy się wypadkową wyborów dokonywanych przez innych ludzi, a czasem naszych własnych wyborów z przeszłości. Ostatecznie zupełnie o niej zapominamy. Tak wygląda droga nieesencjalizmu.

Esencjalista nie tylko zdaje sobie sprawę z potęgi wyboru, ale cieszy się nią. Wie, że kiedy zrezygnuje z tego prawa, nie tylko odda władzę komuś innemu, ale też zgodzi się, aby ten ktoś decydował o wszystkim za niego.

14

M.E.P. Seligman, Learned Helplessness, „Annual Review of Medicine” 1972, vol. 23, nr 1, s. 407–412, http://www.annualreviews.org/doi/abs/10.1146/annurev.me. 23.020172.002203.

15

William James, Letters of William James, red. Henry James, Atlantic Monthly Press, Boston 1920, za: Ralph Barton Perry, The Thought and Character of William James, Harvard University Press, Cambridge, Massachusetts 1948, reprint 1996.

Esencjalista

Подняться наверх