Читать книгу Obłęd. Singielka i Otello - Hanna Bakuła - Страница 9
Cierpienia Molly
ОглавлениеMolly, która była singielką z założenia i od dziecka, przeszła wszystkie męki bycia wyrzutkiem banalnego społeczeństwa. Od wczesnej młodości wzbudzała lęk u matek kolegów ze szkoły, a potem kolejnych teściowych, które na klęczkach błagały synów, żeby się z nią nie zadawali. Żaden nie posłuchał i miał ciekawe życie.
Cierpienia Molly, związane z niekonwencjonalnym zachowaniami, były niczym w porównaniu z jej nagłym i wlokącym się od lat związkiem z Docentem. To pełne rozstań i awantur panopticum idealnie uspokajało jej Matkę i Ojczyma. Córka miała opokę z niedużą kasą, ale jednak, no i wiadomo – kolejnym etapem będzie profesura. Molly będzie profesorową, żoną specjalisty od jodłowania w Alpach i twórcy wydziału tyrolistyki na uniwersytecie. Będzie słuchała dźwięku krowich dzwonków nagranych przez ofiarnych studentów, bo Docent wolał pić w domowych pieleszach lub w letnich rezydencjach, a to ukochanego Profesora zajmującego się Tacytem, a to Matki Molly.
Na swojej zrujnowanej i zapyziałej działeczce z bida-domkiem nie bywał, bo życie z Molly nauczyło go korzystać z rozkoszy posiadanych przez jej bogatych przyjaciół, paradnych letnich rezydencji, acz snobem był umiarkowanym i kochał działkę pod Radzyminem, gdzie pykał niemodną fajkę i pił piwo pomiędzy posiłkami z półproduktów. Matka była w ósmym niebie. Nareszcie córka, znowu, po raz piąty, będzie mogła zasiadać w gronie mężatek, właścicielek zirytowanych brzuchaczy ze sfatygowaną prostatą. Nareszcie zwiędnie i zbrzydnie, nareszcie kupi sobie niedrogą sukienkę za kolano i pantofelki na gumie udającej skórę, ergo będzie normalna. To od dziecka było marzeniem skrajnie normalnej, całej w beżach rodzicielki i nadgryzionego zębem czasu, starszego od niej o siedemnaście lat męża, zainteresowanego wyłącznie drugą wojną światową, w której uczestniczył po właściwej stronie i był powstańcem pierwszej wody. Siedział w dawnym pokoiku Molly i oglądał filmy wojenne. Buch, piii, łubuduuu! Jebuduuu! – niosło się po mieszkanku, bo głuchawy staruszek słuchał na maksa.