Читать книгу Gdybyś tylko wiedziała - Hannah Beckerman - Страница 11

Rozdział 4 Audrey

Оглавление

Audrey wypiła herbatę przyniesioną przez Mię, po czym zasłoniła okna, przez które sączyło się przyćmione światło. Rozejrzała się po pokoju: zostało jeszcze tylko sześć pudeł. Zdarła taśmę z tego, które stało najbliżej, i znalazła w nim swoją biżuterię, perfumy i różne bibeloty, których nawet nie chciało jej się rozpakowywać. Otworzyła pudło obok, wciśnięte między toaletkę a szafę. Znalazła w nim kilkadziesiąt pamiętników w kolorowych okładkach, z popękanymi i wystrzępionymi grzbietami.

Od dziesiątego roku życia regularnie pisała pamiętnik. Przypomniała sobie ten pierwszy, jasnoniebieski, podarowany jej przez mamę w dniu, od którego jej wiek zaczął się składać z dwóch cyfr. Czyste białe strony czekające, aż Audrey zapełni je swoimi nadziejami, lękami, rozczarowaniami i marzeniami.

Na chybił trafił wybrała jeden z zeszytów.

Rok 1969. Skończyła wtedy szesnaście lat.

Ogarnęła ją tęsknota, kiedy zaczęła przewracać kartki zapisane niebieskim długopisem. Jej charakter pisma był wtedy pełen zawijasów i okrągły, jakby litery jeszcze nie straciły dziecięcego tłuszczyku. Zatrzymała się na jednej ze stron.

9 grudnia 1969 roku. Jej urodziny.

Wygładziła papier dłonią, ujęła dwa rogi kartki w palce, jakby trzymała modlitewnik, i zaczęła czytać.

To były najlepsze urodziny w moim życiu. W szkole nic specjalnego poza tym, że Sandra i Val złożyły się na broszkę, którą w zeszły weekend oglądałyśmy razem w Woolworth. Chciałam od razu ją założyć, ale pan Gibbons by mi ją skonfiskował.

Kiedy wróciłam do domu, mama i tata czekali na mnie w kuchni. Nie mam pojęcia, jak tacie udało się wcześniej wyjść z fabryki, bo tam nigdy na to nie pozwalają, ale kiedy go spytałam, tylko puścił do mnie oko. Okazało się, że powiedział majstrowi, że to wyjątkowa okazja. Mama zrobiła na kolację steki i zapiekankę z cynaderkami i ozdobiła talerze białymi papierowymi serwetkami, więc wszystko wyglądało naprawdę bardzo ładnie. A potem dali mi najlepszy na świecie prezent – longplay Niny Simone, którego często słuchałyśmy u Sandry. Nigdy bym nie pomyślała, że będę miała własny. Potem mama dała mi ogromny tort ponczowy, a tata przypomniał, żebym zdmuchując świeczki, pomyślała sobie jakieś życzenie. Życzyłam sobie, żeby dostawać w szkole same szóstki, wypaść dobrze na maturze i dostać się na studia, chociaż na palcach jednej dłoni można zliczyć osoby z naszej szkoły, które poszły na studia, a pan Gibbons zawsze podkreśla, że do tej grupy nie należała ani jedna dziewczyna. I życzyłam sobie, żeby kiedyś występować na scenie jak Nina Simone albo Aretha Franklin i żeby pojechać do Ameryki, bo ze wszystkich miast na świecie najbardziej chciałabym zobaczyć Nowy Jork.

Zjadłam dwa kawałki tortu, a mama powiedziała, że nie muszę pomagać w zmywaniu, bo są moje urodziny, więc posłuchaliśmy z tatą płyty Niny Simone, a kiedy zaczęłam razem z nią śpiewać The Look of Love, tata ścisnął mnie za rękę i powiedział, że śpiewam tak samo dobrze jak Nina, a ja się roześmiałam i powiedziałam, że się wygłupia, ale w głębi ducha miałam nadzieję, że kiedyś może rzeczywiście zaśpiewam na scenie.

Teraz leżę na łóżku i myślę o tym, co się mówi – że człowiek naprawdę czuje się inaczej, kiedy kończy szesnaście lat. Przedtem miałam wrażenie, że wszystko zostało już ustalone, że moje życie już jest zaplanowane. Ale teraz wydaje mi się, jakby cały świat czekał na mnie, tylko muszę być odważna i zrobić krok do przodu.

Audrey czytała ten fragment trzy razy. Dłonie jej się trzęsły. W końcu odłożyła pamiętnik na kolana. Pamiętała chwilę, kiedy pisała te słowa, jakby to było wczoraj: leżała na łóżku, z pamiętnikiem wspartym o poduszkę, z piórem w ręku i nogami skrzyżowanymi w kostkach, a z salonu przez cienką ścianę mieszkania dobiegały głosy uczestników teleturnieju Call My Bluff.

Gdzie się podziała ta optymistyczna szesnastolatka? Co się stało z jej nadziejami i marzeniami, z wiarą, że wszystko jest możliwe? Kiedy jej aspiracje zostały zniszczone i przez kogo albo przez co?

Jeszcze raz przebiegła wzrokiem przez ten fragment, rozmyślając o tym, w jaki sposób zawiodła tę szesnastolatkę. Nie zdobyła wyższego wykształcenia, a wśród ocen nie miała ani jednej szóstki. Nigdy nie była w Nowym Jorku, w ogóle nigdy nie pojechała sama za granicę, była tylko na kilku rodzinnych wycieczkach we Francji. Nigdy nie zaśpiewała na scenie, ani w Ameryce, ani gdziekolwiek indziej. Całe życie spędziła jako matka, żona i szkolna bibliotekarka i chociaż lubiła swój zawód, to nie mogła sobie wmawiać, że jej praca zmieniła świat.

Audrey wpatrywała się w pamiętnik z uczuciem, że gdzieś na tych stronach znajdują się odpowiedzi na pytania, których jeszcze nie potrafiła zadać. Jej obecne życie dzieliła niezmierzona odległość od tego życia, które sobie wymarzyła.

„Jak to możliwe, że dotarłam do kresu, a mam wrażenie, że ledwo zaczęłam żyć?”

Tyle by zmieniła, tyle rzeczy zrobiłaby inaczej, gdyby dostała drugą szansę. Wiedziała jednak, że tak się nie da. Już miała szansę, a teraz jest za późno. Doprowadził do tego guzek w jej piersi, wszystkie te namnażające się komórki szalejące w jej ciele, przez które najprawdopodobniej w ciągu najbliższych osiemnastu miesięcy zakończy swój żywot.

Wiedziała, że przy odpowiednim leczeniu mogłaby wydłużyć ten czas – może do dwudziestu dwóch miesięcy? Dwudziestu czterech? Świadomie jednak nie poddała się chemioterapii i żadne namowy – Lily, Jess, jej wnuczek czy lekarza – nie mogły zmienić jej zdania.

Audrey zamknęła pamiętnik i przycisnęła go do piersi. Było za późno, żeby zacząć naprawiać tyle zniszczeń: przedwczesną śmierć Edwarda, cierpienie ich wszystkich, konflikt między Lily i Jess, którego nie potrafiła załagodzić. Już sama nie wiedziała, czy zaczęła traktować rozłam między córkami jako status quo, czy może nie zagłębia się w to bardziej, bo się boi, że jego przyczyną jest coś przerażającego.

Wzięła zdjęcie córek na plaży w Woolacombe. Wiedziała, że nie może machnąć czarodziejską różdżką i przywołać tych, których straciła, albo cofnąć krzywd, które zostały wyrządzone. Kiedy jednak patrzyła na uśmiechy swoich córek – na ich radość niezmąconą wydarzeniami, które rozegrały się niespełna dwa lata po zrobieniu tego zdjęcia – poczuła, że jej serce bije szybciej, z coraz większą determinacją.

Skoro zostało jej półtora roku życia, to właśnie tyle czasu miała na odkrycie przyczyny wrogości Jess wobec Lily.

Miała półtora roku na poskładanie swojej rodziny w całość.

– Babciu! Kolacja już prawie gotowa. Mama wróci za dziesięć minut.

Audrey postawiła fotografię na nocnym stoliku i przesunęła palcem po ramce. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego zamieszkała u Jess, nie u Lily. W ten sposób mogła zbliżyć się do Jess, poznać przyczynę jej smutku, spróbować zszyć rozdartą materię swojej rodziny.

Wyszła z pokoju i zawołała do wnuczki:

– Dobrze, kochanie, już idę! Jestem gotowa.

Gdybyś tylko wiedziała

Подняться наверх