Читать книгу Gdybyś tylko wiedziała - Hannah Beckerman - Страница 9

Rozdział 2 Jess

Оглавление

Stojąc przed małym kwadratowym monitorem i patrząc, jak aktorzy po raz ósmy powtarzają swoje role, Jess potarła kark, którego mięśnie zacisnęły się w twarde węzły. W połowie ostatniej kwestii aktor potknął się na słowach, które próbował powiedzieć już siedem razy. Jess wyczuła irytację całej ekipy.

Kiedy przyjechała o szóstej rano – wcześniej od całej reszty, co należało do jej obowiązków jako kierownika planu – wiedziała, że będzie to jeden z tych dni. Pierwszy dzień zdjęciowy nowego serialu obyczajowego nieodmiennie wyglądał tak samo: aktorzy z obsady musieli się przestawić na grę poza salą prób, członkowie zespołu odnawiali stare znajomości z poprzednich planów zdjęciowych albo tworzyli nowe sojusze. Za każdym razem pojawiała się atmosfera pełnego napięcia wyczekiwania, przypominająca chwile przed przyjściem gości na przyjęcie, którego jest się gospodarzem.

– Zróbmy znowu ujęcie z góry. Izzy, mogłabyś upudrować Lucię?

Reżyser, Justin, zaczął rozmawiać z dwoma głównymi aktorami o zaangażowaniu w scenę, podczas gdy makijażystka odświeżała im make-up. Jess ciaśniej otuliła się grubą pikowaną kurtką, żałując, że nie pomyślała o tym, żeby włożyć rajstopy pod dżinsy i ciepłe skarpetki. Problem z kręceniem w zabytkowych budynkach polegał na tym, że zawsze było w nich zimno, zwłaszcza pod koniec lutego. Kiedy znalazła to miejsce, rzut beretem od Spitalfields Market, uprzedziła producenta, że może panować tam arktyczny ziąb, choćby wszędzie porozstawiano przenośne grzejniki – on jednak postanowił spróbować.

Asystent reżysera poprosił o ciszę i znowu włączono kamery, jeszcze zanim dwójka aktorów po raz dziewiąty rozpoczęła scenę.

Jess upiła parę łyków herbaty z cukrem, szybko stygnącej w piankowym kubku, na którego krawędzi pojawił się wyraźny odcisk jej zębów. Postawiła naczynie na ziemi, uwolniła włosy z koka, który naprędce zrobiła o piątej rano, i ściągnęła je w ciasny kucyk, niemalże je wyrywając. Wpatrując się w ekran monitora pokazującego aktorów robiących dziewiąte podejście w sąsiednim pomieszczeniu, próbowała zdusić w sobie frustrację spowodowaną samą obecnością na planie. Jako profesjonalistka wiedziała, że musiała tu przyjść, nie zmniejszyło to jednak jej niezadowolenia. Nie mogła przestać żałować, że nie została w domu, żeby pomóc mamie się rozpakować. Audrey powiedziała, że wszystko rozumie i że sobie poradzi, ma dużo roboty i Mię do towarzystwa. Jednak Jess wiedziała, jak trudno musiało być jej rozstać się z domem, w którym mieszkała przez czterdzieści pięć lat i który był świadkiem wszystkich przełomowych chwil w jej dorosłym życiu.

– Doskonale. Byliście super. Czy wszyscy chcą piętnaście minut przerwy, zanim przeniesiemy się na dół? Jess… gdzie jest Jess?

Jess z trudem przełknęła ślinę i ruszyła po siedemnastowiecznym mahoniowym parkiecie do sąsiedniego salonu, gdzie Justin siedział na składanym krześle z płóciennym oparciem.

– O, jesteś, Jess. Sam powiedział, że na górnym piętrze, gdzie potem będziemy kręcić, jest rozchwiane gniazdko elektryczne. Możesz to sprawdzić? Wolałbym pierwszego dnia na planie nie porazić prądem całego zespołu.

Roześmiał się, a Jess zmusiła się do uśmiechu, wymamrotała odpowiedź i czym prędzej wbiegła na schody – z zimna zaczynała tracić czucie w palcach u stóp, była tylko w tenisówkach – żeby Justin nie zobaczył, jak przewraca oczami.

Znalazła obluzowane gniazdko i zasłoniła je czarną taśmą samoprzylepną, przeklinając się w duchu za to, że wcześniej tego nie zauważyła, po czym zerknęła na schody, żeby sprawdzić, czy nikt nie nadchodzi, wyjęła z kieszeni telefon i go włączyła.

Żadnych SMS-ów, żadnych e-maili, żadnych nieodebranych połączeń.

Palcami sztywnymi z zimna wybrała numer Mii i dopiero po pięciu sygnałach usłyszała jej zdyszany głos.

– Cześć, mamo. Co tam?

– Nic. Chciałam tylko sprawdzić, czy wszystko u was w porządku.

W słuchawce zapadła cisza, po czym rozległ się odgłos przełykania.

– Tak, wszystko gra. Właśnie piję herbatę i odrabiam lekcje. Babcia się rozpakowuje.

Jess pociągnęła za odstający kawałeczek skórki u podstawy paznokcia, poczuła ukłucie bólu i ją oderwała.

– Mam nadzieję, że nie skończymy dziś zbyt późno. Zgodnie z grafikiem powinniśmy się zwinąć o czwartej. Spytam Justina, czy Sasza mógłby po mnie posprzątać. Przyjechałabym wtedy do domu i jeszcze zdążyłabym pomóc babci.

– Naprawdę nie musisz się martwić. U nas wszystko gra… Babciu, wszystko u nas w porządku, prawda? Babcia mówi, że tak. Poważnie, i tak nie miałabyś co tu robić. Babcia spokojnie się rozpakowuje, a ja już zrobiłam zapiekankę rybną na kolację. Jeżeli się spóźnisz, zjemy same, a dla ciebie zostawimy resztę.

Jess zaczęła ssać kciuk, na którym pojawiła się kropelka krwi.

– Skoro tak, to zgoda. Tylko nie zapomnij, że w weekend masz do napisania wypracowanie z historii. Nie zostawiaj tego na ostatnią chwilę.

– Dobrze, obiecuję. Miłego dnia i do zobaczenia później. Kocham cię.

– Ja też cię kocham.

Jess rozłączyła się, otworzyła listę kontaktów w telefonie i przejrzała imiona, próbując znaleźć kogoś, do kogo mogłaby napisać, żeby uniknąć zawodowej gadki szmatki na dole. Miała mnóstwo zapisanych kontaktów – znajomych ze szkoły i studiów, byłych współpracowników – a jednak nikogo, kto by się nie zdziwił, gdyby bez konkretnego powodu dostał od niej SMS-a. Zupełnie jakby to były numery telefonów do duchów, pamiątka po wszystkich przyjaźniach, które przez lata zaniedbywała.

Zawahała się na chwilę, ogarnęła ją pokusa. Patrzyła, jak jej kciuk przesuwa się nad ikonkę wyszukiwarki internetowej, która ją kusiła, wabiła do siebie.

„Przestań. Nie rób tego. Potem będziesz żałować”.

Głos rozsądku przemówił stanowczo, ale jej ręka działała niezależnie od niego. Jess zaczęła wpisywać imię, które wcześniej wprowadzała już tyle razy i tak często, że Google już po trzeciej literze domyślił się, czego szuka.

„Nie otwieraj linków. Jeszcze masz szansę. Jeszcze możesz się wycofać”.

Ale było już za późno. Zawsze było za późno, gdy tylko ziarno trafiło na podatny grunt. Chwilowa nuda, bezsenna noc, frustrujący dzień. Jess nie mogła się powstrzymać, gdy tylko ta myśl pojawiła się w jej głowie.

„Lily Goldsmith”.

Kiedy Jess zobaczyła imię siostry na ekranie telefonu, mięśnie jej brzucha się napięły.

Przebiegła wzrokiem listę wyników w poszukiwaniu nieprzeczytanego artykułu. Na pierwszych trzech stronach nie znajdowało się nic, czego by wcześniej nie sprawdzała: Lily przemawia na międzynarodowych konferencjach, Lily odbiera nagrody, Lily dostaje kolejny awans.

Kliknęła na zakładkę z newsami z nadzieją, że to okaże się bardziej owocne. Ale i tam nie pojawiło się nic nowego.

Sama nie wiedziała, czy jej ulżyło, czy tylko się zdenerwowała. Z jednej strony była zadowolona, że nazwisko jej siostry nie pojawiło się w prasie w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, odkąd ostatnio sprawdzała, ale z drugiej poczuła się oszukana.

„Jess, schowaj ten telefon. Nie ma tu nic nowego. Nie rób tego sobie”.

Ale to było takie proste. Czekało na nią tyle informacji, tyle zdjęć. Przecież nie zachowywała się jak stalker. Nie sprawdzała konta byłego chłopaka na portalach społecznościowych. Chociaż Facebook nawet jeszcze nie istniał, kiedy Iain odszedł od niej na dwa tygodnie przed pierwszymi urodzinami Mii, nie zaszczyciwszy jej żadnym wytłumaczeniem poza tym, że „już dłużej nie mógł wytrzymać w tym związku”. Ale szukanie w internecie informacji o własnej siostrze to zupełnie co innego. Jess znajdowała tylko te fakty z życia Lily, o których już by wiedziała, gdyby tylko zechciała porozmawiać o niej z mamą. Wiedziała, że to irracjonalne i że szukanie informacji o kimś, kogo się nie chce znać od lat, nie ma najmniejszego sensu. Wiedziała, że cokolwiek znajdzie, zalezie jej za skórę i już do końca dnia nie będzie mogła pozbyć się uczucia zazdrości. Mimo to nie mogła się powstrzymać. Czuła przymus, żeby sprawdzać Lily, chociaż wiedziała, że ta wiedza tylko sprawi jej przykrość.

Kliknęła na link do strony, którą według Google odwiedziła ostatnio przed pięcioma dniami: artykuł z magazynu dla kobiet z nagłówkiem „Mam wszystko”. Kiedy strona się otworzyła, Jess wbiła wzrok w największą fotografię.

Lily, Daniel i Phoebe siedzieli na jasnoszarej kanapie stojącej pod sięgającym sufitu regałem z książkami, których różnobarwne grzbiety tworzyły tło dla sceny świadczącej o pewności siebie, obyciu z kulturą i zamożności. Takiego rodzaju pokój Jess mogłaby wybrać jako plan zdjęciowy dla serialu obyczajowego o bogatej rodzinie z dużego miasta. Z tym że to nie był plan zdjęciowy. To był idealny dom Lily. Jej idealne życie.

Ze zdjęcia spoglądała czterdziestotrzyletnia, ale wyglądająca dziesięć lat młodziej, siostra Jess, z włosami ściągniętymi w gładki kok, w dopasowanej sukience z krótkimi, kimonowymi rękawami i umalowana w minimalistycznym stylu – zupełnie jakby zeszła ze stron magazynu mody.

Jess przebiegła wzrokiem artykuł, tekst tak znajomy, że mogłaby go wyrecytować z pamięci. Szukała czegoś – czegokolwiek – co mogła przeoczyć wcześniej.

Lily Goldsmith zrobiła karierę błyskawicznie. Swoją pierwszą nagrodę zdobyła w wieku zaledwie dwudziestu trzech lat i teraz należy do najbardziej uznanych marketingowców po obu stronach Atlantyku. Dla wielu osób w tej branży stanowi symbol człowieka, któremu udało się stłuc szklany sufit.

Jess głośno wypuściła powietrze, a ciepły oddech utworzył wokół niej obłoczek pary. Poczuła, że gniew zalewa ją jak krew bryzgająca na śnieg.

Lily jest żoną milionera Daniela Goldsmitha, prawnika gwiazd. Udało jej się osiągnąć coś, do czego dąży wiele kobiet, i co niewielu z nich się udaje: równowagę między życiem zawodowym a osobistym. Państwo Goldsmith mieszkają w domu na Holland Park z nastoletnią córką Phoebe, która obecnie jest uczennicą ekskluzywnej Szkoły dla Dziewcząt imienia Świętego Pawła w zachodnim Londynie. „Gdybym znała tajemnicę sukcesu, zamykałabym ją w butelkach i sprzedawała – żartuje Lily. – Wiem tylko tyle, że zawsze bardzo ciężko pracowałam i stawiałam sobie jasne cele: oczywiście niekiedy okoliczności się zmieniają i nie zawsze można przewidzieć, gdzie się będzie za pięć lat, ale świadomość, gdzie by się chciało być, daje o wiele większą szansę na dostanie się tam. Jestem też wielką szczęściarą, bo zawsze mogłam liczyć na wsparcie mojej cudownej rodziny. Myślę, że nie da się wykonywać takiej pracy jak moja, jeśli rodzina nie popiera cię w stu procentach”.

Jess przyjrzała się twarzy szwagra, którego nigdy nie poznała. Dokładnie tak sobie wyobrażała wziętego prawnika gwiazd: nachalnie przystojny, emanujący takim rodzajem pewności siebie, jaki bierze się tylko z ekstremalnego bogactwa i nieustannego podziwu. Phoebe była typem ładnej dziewczyny, której nie obchodzi własna uroda. W jej oczach Jess dostrzegła coś, co kazało jej przejrzeć następne zdjęcia, stukając w strzałkę po prawej stronie i przedzierając się przez fotografie, które widziała już dziesiątki razy: mahoniowy fortepian lśniący w słońcu wlewającym się przez okna na całą wysokość ścian, kuchnia z białymi szafkami zrobionymi na wymiar, duży lśniący zlew, biały parkiet i przeszklona ściana z wypielęgnowanym ogrodem po drugiej stronie. Pracownia Lily – pusta, nie licząc surowego metalowego biurka, MacBooka i telefonu komórkowego. Wszystko tak schludne, tak czyste i jasne, jakby Lily wybieliła swoją przeszłość za pomocą tego nieskazitelnego, designerskiego wnętrza.

Jess pomyślała o własnym domu: podniszczona brązowa kanapa, którą szesnaście lat temu kupiła w sklepie z używanymi meblami i której od tamtej pory nie udało jej się zastąpić nową. Tanie kuchenne szafki z tworzywa sztucznego z rozchybotanymi zawiasami, obłażącą farbą i licznymi zadrapaniami przypominającymi blizny po wojnie. Mały okrągły stolik, przy którym mieściły się trzy osoby, ale jeśli ktoś chciał przejść za tobą, musiałeś wciągnąć brzuch. Raty kredytu, które co miesiąc napawały ją strachem.

Próbowała sobie wyobrazić, jak wygląda życie jej siostry: karuzela proszonych kolacji, bankietów, ceremonii wręczenia nagród, spotkań z gwiazdami. Kalendarz wypełniony zadaniami zawodowymi na najbliższe miesiące, planami na sobotnie wieczory, niedzielne brunche, egzotyczne wakacje. Niewątpliwie niekończący się strumień przyjaciół odpowiednich na każdą okazję. Jess nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zaprosiła na kolację kogoś innego niż mama. Zawsze miała na głowie o wiele pilniejsze sprawy: pranie i prasowanie, płacenie rachunków, pomaganie Mii w lekcjach. Jess nie była już pewna, czy wychodzi tak rzadko, bo nie ma z kim, czy dlatego, że spędza tyle czasu w pracy, że miałaby poczucie winy, zostawiając Mię samą w domu.

Wpatrując się w zdjęcie Lily siedzącej za biurkiem – w tę twarz tak znajomą, a jednak tak obcą – uświadomiła sobie, że oddycha płytko, jakby coś utknęło jej w gardle. Coś w wyrazie twarzy siostry przypomniało jej o tamtym dniu sprzed dwudziestu siedmiu lat, kiedy spotkały się nad grobem ojca w pierwszą rocznicę jego śmierci. Podczas przerwy obiadowej Jess wymknęła się ze szkoły i znalazła Lily klęczącą przy nagrobku, płaczącą rzewnymi łzami. Jess nakrzyczała wtedy na nią, wypowiedziała słowa, które natychmiast zapomniała, gdy tylko popłynęły z jej ust, tak przepełniona wściekłością i goryczą, że to nie słowa liczyły się najbardziej, lecz gwałtowność, z jaką je z siebie wyrzuciła. Teraz z tamtego szarego wrześniowego dnia pamiętała tylko pełne gniewu przekonanie, że Lily nie powinna tam przychodzić. Po tym, co zrobiła, straciła prawo do opłakiwania ojca nad jego grobem.

– Jess, mogłabyś zejść na dół, jeśli już skończyłaś z tym gniazdkiem? Chciałem coś sprawdzić na poniedziałek.

Jess po raz ostatni zerknęła na twarz siostry, zastanawiając się, jak udawało jej się żeglować przez życie, jakby nie miała nic do ukrycia, nic, czemu byłaby winna. Czy wmówiła sobie, że jest niewinna, czy też nie przeszkadzała jej świadomość krzywdy, jaką wyrządziła?

W jej umyśle pojawił się obraz, drżący, jakby został utrwalony na starej taśmie filmowej: stoi pod drzwiami gościnnej sypialni, patrzy Lily prosto w oczy i wyczuwa, co musiało się wydarzyć w tym pokoju, lecz jest zbyt słaba – przestraszona, przytłoczona – żeby to przerwać.

– Jess! Idziesz?

Zamrugała, próbując odpędzić obraz Lily z dłońmi zaciśniętymi na klamce, odsunąć od siebie uporczywe wspomnienie wszystkiego, co wydarzyło się później tego dnia i co miało się wydarzyć potem.

Przełknęła żal, który dławił ją w gardle, wyłączyła telefon i zbiegła schodami na dół.

Gdybyś tylko wiedziała

Подняться наверх