Читать книгу Franciszek Żwirko. Lotnik zwycięzca - Henryk Żwirko - Страница 15
Czasy szkolne
ОглавлениеW wieku 11 lat Franek rozpoczął regularną naukę w szkole koedukacyjnej w Wilnie. Mieszkał na stancji u państwa Jastrzębskich w drewnianym domku przy Rynku Stefańskim. Wśród kolegów w szkole wyróżniał się śmiałością, sprawnością fizyczną i umiejętnością przewodzenia w grupie. Dziewczynki lubiły go za galanterię i uprzejmość. Powodzeniem cieszyły się organizowane przez Franka zabawy i gry, a szczególnie chóralne śpiewy pieśni patriotycznych w ogrodach wileńskiego przedmieścia Nowy Świat. Kiedy śpiewano, w okolicy wystawiano specjalne posterunki, które miały ostrzec zgromadzonych o zbliżającej się policji. Śpiewano: Jeszcze Polska… i Boże coś Polskę… Do chóru, poszukiwanego przez rosyjską policję za te patriotyczne wystąpienia, należeli przez pewien czas nawet synowie rosyjskich dygnitarzy, w tym i policmajstra. Wiedziano, kto jest organizatorem, jednak nikogo nie złapano na gorącym uczynku.
Franek od najmłodszych lat uwielbiał teatr i organizował nawet przedstawienia amatorskie. Głośny był jego udział w gronie statystujących dzieci w inscenizacji Dziadów, kiedy po słowach: „ciemno wszędzie, głucho wszędzie” – usłyszano jego drżący głosik: „ale ja się naprawdę boję…”.
Drugą pasją Franka był cyrk. Smakował jak zakazany owoc, bo uczniom nie wolno było chodzić na przedstawienia cyrkowe.
W następnym roku szkolnym Franek rozpoczął naukę w szkole realnej. Polityka władz rosyjskich, mająca na celu ostrą rusyfikację, wywołuje u niego wielkie opory. Ma w związku z tym wiele trudności, szczególnie u nauczycieli języka rosyjskiego i historii Rosji. Historia Rosji nauczana w szkole zdecydowanie różniła się od wiadomości, które wyniósł z domu. Bardzo dobrze daje sobie radę z geografią, fizyką, matematyką. Za wystąpienia patriotyczne na lekcjach i podkreślanie swojej polskości jest szykanowany. Nasiliło się to szczególnie po fałszywym zagraniu – grał na trąbce w szkolnej orkiestrze – na uroczystości szkolnej rosyjskiego hymnu Boże cara chrani.
Ojciec Franka zostaje przeniesiony na nowe stanowisko zawiadowcy odcinka drogowego na linii Homel–Briańsk. Wilno jest daleko i rodzice przenoszą syna do szkoły w Nowozybkowie. Na Białorusi rusyfikacja nie jest prowadzona tak bezwzględnie, jak w Wilnie. Opinia niesfornego ucznia Polaka – patrioty podąża jednak za nim aż do Nowozybkowa. I znów ma kłopoty z rosyjskim i historią Rosji.
Rok szkolny 1913–1914. Franek staje się bohaterem dnia – omal nie wyrzucono go ze szkoły. Podczas uroczystego obchodu stulecia bitwy pod Borodino, w czasie koncertu wydał jakiś nieartykułowany dźwięk. Dyrekcji szkoły znane były historie z czasów orkiestry wileńskiej i znów skupiło się na młodym Żwirce. Za to przewinienie pokutował tydzień. Nie wolno mu było wyjść do miasta, jedzenie przynoszono mu do szkoły z domu.
Kończy się nauka w szkole i wreszcie nadchodzą wakacje. Franek prosi o zezwolenie na wyjazd do wujka Borowskiego – brata matki – do Petersburga. Rodzice się zgadzają. Zawsze pragnął zostać lotnikiem, a tam jest szkoła lotnicza. W tajemnicy przed rodzicami zapisuje się do szkoły pilotów, zdaje z powodzeniem egzaminy wstępne i rozpoczyna kurs teoretyczny. Pracuje przy samolotach, pomagając mechanikom. Krótko przed rozpoczęciem lotów matka Franka dostaje list od bratowej, w którym donosi ona: „Wyobraźcie sobie, Franek został lotnikiem”.
Matka Franka jedzie do Petersburga i mimo oporu kandydata na pilota zabiera go do domu. Franek nie był jeszcze pełnoletni; łzy matki stanowiły poważny argument na czasową rezygnację ze szkolenia lotniczego, na oddalenie spełnienia najgorętszych marzeń. Pierwsza inicjatywa zostania pilotem okazała się nieudana. Franek wraca do Nowozybkowa. Ojciec widzi go w zawodzie kolejarza. Franek się temu sprzeciwia. Siostrze Tosi mówi z przekonaniem: „Żadne przeszkody mnie nie powstrzymają. Wszystko jedno, zostanę lotnikiem”.
Wybucha wojna, po latach nazywana pierwszą wojną światową. Dziewiętnastoletni Franek jest zagrożony wcieleniem do wojska. W sierpniu 1914 roku rodzice Franka otrzymali list od bratowej Konstancji Borowskiej z zaproszeniem dla Franka do Omska na Syberii. Ma tam odpocząć i być może znaleźć jakieś zajęcie, a także zapomnieć o lotnictwie. Sytuacja materialna rodziców była bardzo trudna. Zarobki na kolei, mimo że stałe, nie wystarczały na utrzymanie ośmioosobowej rodziny. Dziewiętnastoletni młodzieniec musiał wyruszyć w świat.
Podróż do Omska trwała trzy tygodnie. Pociąg zatrzymywano niemal na każdej stacji, aby przepuścić transporty wojskowe spieszące na front. W Omsku zamieszkał u wujostwa. Wuj Borowski był urzędnikiem telegrafu i po pewnym czasie zaproponował Frankowi kurs w szkole telegrafistów. Sześciotygodniowy kurs ukończył z powodzeniem i zaproponowano mu posadę, biorąc pod uwagę jego znajomość języków obcych: francuskiego i niemieckiego. Praca w urzędzie telegraficznym, powolna, monotonna nie odpowiadała ruchliwemu i pełnemu życia człowiekowi. Wuj Borowski mówił: – Tak jest tylko na początku, potem się przyzwyczaisz.
Franek jednak zdecydował: – Wkrótce mogę spodziewać się powołania do wojska, po co mam czekać. Lepiej sam pójdę. Przecież tak czy inaczej trzeba będzie kiedyś iść na front.
Miał rację. Miał już ponad 20 lat i za pół roku czekało go wcielenie do wojska. Zgłaszając się jako ochotnik, zyskiwał pewne przywileje, a ponieważ miał ukończone siedem klas szkoły realnej, przysługiwało mu prawo wstąpienia do szkoły oficerskiej.