Читать книгу Na krótko - Inga Iwasiów - Страница 3
1. Sylwia
Оглавление– Do tyłu, wycofać!
Domyśla się tych słów z gestu i intonacji.
– Czy pan mówi po rosyjsku? – próbuje naiwnie, a kiedy tamten odpowiada stanowczo: Niet! – ryzykuje i dodaje na jednym oddechu: – Po polsku? Po angielsku?
– Wycofać, wycofać – upiera się mężczyzna, opuszczając wartowniczą budkę i idąc w kierunku biurowca. Wraca z młodą kobietą ubraną w podobny do jego uniform; klapy przy kobiecym mniejsze, spodnie z mankietami zakrywają buty na obcasie.
– Pani nie może wjechać, bo system ewidencji nie rozpoznaje numerów rejestracyjnych pani auta. Samochód nie zostanie zarejestrowany i będzie kłopot z wyjechaniem. Nie zaistnieje w systemie – mówi „nie zaistnieje”, zauważa Sylwia, dosłownie używa takiego określenia. Kobieta uśmiecha się współczująco. Mówi płynną angielszczyzną, wyszukaną, w jakiejś oficjalnej konwersacji. Absolwentka studiów komparatystycznych? Eto wazmożna. Sylwia czuje narastanie paniki, słowna rozsypanka szeleści jej w głowie. Nie rozumiem, myśli, nie rozumiem.
– Dlaczego? – pyta, patrząc kobiecie w oczy, starając się wyczytać z ładnej twarzy coś oprócz zakazu, instrukcję postępowania, dopuszczalnego zachowania.
– W pani numerach rejestracyjnych występuje niewystępująca w alfabecie litera. – Kobieta stara się balansować między empatią a obowiązkiem. – Po prostu skaner pani nie widzi, więc lepiej zostawić samochód na ulicy. Nasze zabezpieczenia mają na względzie maksymalną ochronę bezpieczeństwa. Full secure, można powiedzieć. – Puszcza do niej oko?
– Myślałam, że na parkingu byłoby bezpieczniej. To wypożyczony samochód. – Sylwia próbuje się usprawiedliwić.
Nie wybierała numerów, wiedza o zasadach działania skanera nie zmieniłaby stanu rzeczy. Czy Europacarservice nie powinien uprzedzić klientki? W końcu kupiła nietanie ubezpieczenie, wpłaciła im nawet kaucję ze względu na pozastrefowy cel podróży. W przewodnikach internetowych nie zauważyła żadnego ostrzeżenia, instrukcja z fundacji „Odzyskiwanie”, absurdalnie precyzyjna w punkcie „parkingi”, wspominała jedynie o stawkach, możliwości wnoszenia opłaty kartą oraz o wysokim wskaźniku bezpieczeństwa związanym z niewielką przestępczością, samoistnie wycofującą się za granice, podobno aż pod Ural. Raj. Wysokie kary, skuteczna prewencja. Mały kraj, idylla. O alfabecie nigdzie ani słowa, Sylwia przypomina sobie jakieś prasowe enuncjacje sprzed lat, kiedy chodziło jeszcze o wewnątrzunijne ustalenia. O co mogło chodzić teraz? Wszystkie tego rodzaju kwestie, sądziła, są przeszłością.
– Cóż, nic nie poradzę. Po prostu nie mamy takiej opcji. – Kobieta daje do zrozumienia, że z rzeczywistością nie można dyskutować.
Sylwia spogląda na numery. Standardowa, warszawska, ogólnopolska i unijna rejestracja. Z „W” na początku. No tak, właśnie o „W” tu idzie. Tej litery nie ma w alfabecie. Jazda wypożyczonym po polskiej stronie samochodem miała ułatwić podróż. Loty odbywały się zaledwie raz w tygodniu, za mało chętnych na ten kierunek, oferta turystyczna skręciła w ostatniej dekadzie ostro na obszary wcześniej uznawane za ekskluzywne: ludzie latali do Sydney jak niegdyś do Paryża i na Antarktydę jak niedawno do Egiptu. Europa się zaczopowała i osiadła w wydzielonych przegródkach. Pociągi ze Szczecina, z przesiadkami, jechały do tego miejsca jakieś trzydzieści godzin i potrzebne były dwie wizy – wydawały je dwa buforowe państwa po drodze, obrażone na resztę kontynentu, wydzielone z większego tortu dwudziestowiecznych wspólnot, zlepione z okruszków niczym bajaderka w peerelowskiej cukierni. Samochód wzięła przy granicy, dokąd doleciała flexi-linią z Berlina. Wewnątrz Unii Europejskiej popularna ostatnio usługa, półczarter do miejsc, do których nie opłacało się ciągnąć linii kolejowych i autostrad. Miało być łatwo, o zakazie używania „W” nikt jej nie uprzedzał. Tyle zostało z ryzyka dawnych podróży – litera. Starała się ironizować, żeby powstrzymać napad lęku. Jazda na wstecznym biegu, szukanie parkingu w ciasnej uliczce, ryzyko zadrapania karoserii, ryzyko kradzieży, te idiotyczne negocjacje z umundurowanymi strażnikami to zła wróżba na początek, jak odwołanie lotu, zagubienie bagażu, nieoczekiwane spotkanie kogoś niepożądanego w windzie. Lepiej było zostać, spędzić wakacje z mężem, przygotować e-wykład dla nowych studentów, pilnować ostatnich kierunkowych godzin na wydziale. Nie poddawać się, udawać, że nic się nie dzieje, filologia narodowa nie dyszy ciężko za peletonem mistrzowskich dyscyplin. Dialektycznie patrząc, ostatni są pierwszymi, język i literaturę ojczystą należy traktować jako przodujące. Przynajmniej próbować. Zostać, przyjąć do wiadomości ograniczenia, zwolnić.
– Czy nie znajdziemy jakiegoś wyjścia? W przewodniku ten parking został wyróżniony... – podejmuje ostatnią próbę.
– Jest wyjście. Zapiszemy pani numery na kartce i spróbujemy odblokować system ręcznie. To załatwi sprawę na dzisiaj, jednak w przyszłości radzę dostosować się do naszych zasad. Mamy wypożyczalnie samochodów z właściwymi tablicami. – Kobieta tłumaczy długą kwestię wypowiadaną przez mężczyznę o zaczerwienionej twarzy. Piją tu, pod tym względem podtrzymują tradycję. Piją. Oboje nie mają ochoty dłużej zajmować się jej parkowaniem. Kobieta przestaje wysyłać sygnały zrozumienia. Jest w pracy. Trzymają te stanowiska mimo w pełni zautomatyzowanego systemu, żeby wypłacać ludziom pensje, ale ci nie mogą wobec tego komplikować działania elektronicznej bramki. Przy następnej wypłacie mogliby się dowiedzieć, że zawiedli. Nie współpracują z nową technologią. Tak to działa: tradycja każe dawać ludziom pracę, pod warunkiem że uznają reguły ustalone przez nowoczesność. Dlatego lubią nazywać państwo „nową Szwajcarią”. Ze względu na połączenie nowoczesności z tradycją i własną walutę, a także ze względu na neutralność, przez zazdrosnych unitów nazywaną izolacją.
Sylwia postanawia odjechać. Wyobraża sobie próbę wyjechania, zaginięcie kartki, udowadnianie, że nie podrobiła „W”. W najgorszym razie zniknięcie samochodu z nieistniejącą rejestracją. Lepiej będzie postawić go na tę noc poza parkingiem, może w hotelu wskażą jej jakiś sposób na obejście tego absurdu, jeśli nie będą się bali złamania schematu, grożącego z kolei im zwolnienia lub nie podejdą do sprawy ambicjonalnie: kto do nas przyjeżdża, powinien znać zasady.
Cóż, sama chciała tu przyjechać. Miało być łatwo, łatwiej niż gdzie indziej. Swojsko.