Читать книгу Szpilki za milion - Izabela Szylko - Страница 5
Rozdział 1
ОглавлениеChcecie wiedzieć, dlaczego w życiu mi nie wyszło? Nie chcecie wiedzieć. Nikt by nie chciał. Ja też wolałbym poczytać o tych, którym się udało, którzy błyszczą na pierwszych stronach gazet i opowiadają, jak ciężko musieli pracować, żeby odnieść sukces. Może mógłbym się od nich czegoś nauczyć? Dowiedzieć się, jak to się robi? A jeśli nawet nie, to przynajmniej zanurzyć się w życiu trochę innym, barwniejszym niż to nasze zwykłe, codzienne i wyobrazić sobie, że kiedyś będzie lepiej.
Facet przed czterdziestką, bez domu, rodziny, bez grosza przy duszy, któremu nic w życiu się nie udało, nie jest atrakcyjnym tematem, to jasne. Ale czytacie wciąż moje słowa, prawda? Pewnie więc domyślacie się, że w tym, co piszę, musi być jakiś haczyk. Dobrze się domyślacie. Nie jestem już tym nudnym facetem.
Zanim jednak dojdę do tego, co odmieniło moje życie, muszę wam trochę opowiedzieć o sobie z innych czasów. Spokojnie, będę się streszczał.
Nie zawsze byłem pechowcem. Tak naprawdę pierwsza połowa mojego życia upłynęła zupełnie zwyczajnie. Nie miałem ani szczególnego pecha, ani szczęścia, wszystko było w normie, wszystko mogło się zdarzyć.
Mieszkałem w małym miasteczku, gdzie mój ojciec zajmował stanowisko dyrektora największego państwowego, jeszcze niesprywatyzowanego zakładu, a moja matka pracowała jako lekarka w osiedlowej przychodni. Byłem jedynakiem. Chodziłem do najlepszego liceum, jednego z dwóch w mieście. Uczniowie tego drugiego też mówili o swoim, że jest najlepsze, więc możecie sobie wybrać, komu chcecie wierzyć.
Moi rodzice byli naprawdę w porządku. Grałem na gitarze basowej w zespole rockowym, nosiłem długie, sięgające prawie do pasa włosy, a im zupełnie to nie przeszkadzało. Stanęli nawet murem za mną, kiedy dyrektor szkoły kazał mi je ściąć. „Młodzież musi mieć prawo do wyrażania własnej osobowości” – argumentował tata. „Dopóki włosy są czyste i porządnie uczesane, nie naruszają niczyjego poczucia estetyki – dodawała mama. – Czy komuś pasują długie włosy, czy nie, to sprawa gustu, a o gustach się nie dyskutuje”. Skończyło się to kompromisem. Mogłem zachować długie włosy, ale w szkole musiałem je nosić związane.
Rodzice nie mieli też nic przeciwko, żeby próby kapeli odbywały się u nas w domu. Może dlatego, że mieliśmy duży dom i jak ćwiczyliśmy w wolno stojącym garażu, zupełnie nie było nas słychać. Zespół rozpadł się zresztą zaraz po maturze. Wszyscy jego członkowie dostali się na studia i rozjechali po Polsce od Szczecina po Kraków.
Właściwie można by nawet powiedzieć, że do tej pory miałem w życiu spore szczęście. Przyzwoicie zdałem maturę, dostałem się na elektronikę na Politechnice Warszawskiej, a moją dziewczyną była najatrakcyjniejsza laska w całej szkole. Żeby w szkole! W mieście, w województwie, w całej Polsce. Kochaliśmy się na zabój, a przynajmniej tak mi się wydawało. Danusia robiła wokal w naszym zespole. Śpiewała nawet nie najgorzej, ale daję głowę, że faceci przychodzili na koncerty nie po to, żeby posłuchać jej głosu, tylko by gapić się na jej nogi i zapuszczać żurawia do dekoltu. Gdy śpiewała Danka, nigdy nie narzekaliśmy na frekwencję. Pękałem z dumy, że taka dziewczyna jest właśnie moja.
Danusia dostała się na polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Mieliśmy oboje mieszkać w domach studenckich, ja na Akademickiej, ona na Żwirkach, cieszyliśmy się, że w tak dużym mieście będziemy tak blisko siebie, zaledwie dziesięć minut na piechotę. Wakacje zbliżały się ku końcowi, plecaki już leżały spakowane i wtedy zdarzyła się ta tragedia.
Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Długo nie potrafiłem się pozbierać. Początkowo chodziłem jak nieprzytomny. Pogrzebem i formalnościami zajęła się dalsza rodzina. Kiedy wreszcie zacząłem w miarę normalnie myśleć, dotarło do mnie, że o prawdziwym życiu nie wiem praktycznie nic. Nagle zostałem sam, zdany tylko na siebie, do tego zupełnie nieprzygotowany do dorosłości. Miałem wieść beztroski żywot studenta sponsorowanego przez mamusię i tatusia, a będę musiał walczyć o przetrwanie. Nikt już nigdy nie stanie w obronie moich długich włosów. Ani niczego innego. Kiedy żyli obok, praktycznie nie zauważałem ich istnienia. To było takie oczywiste, że są. Kiedy ich zabrakło… Co ja wam zresztą będę opowiadać. Jeśli nie przeżyliście jeszcze czegoś takiego, gwarantuję, że kiedyś i was to spotka.
Na szczęście była jeszcze Danusia i świadomość, że istnieje ktoś, komu na mnie zależy, utrzymała mnie wtedy przy życiu. Tak bardzo bałem się, że zostanę zupełnie sam, że natychmiast zaproponowałem jej, byśmy się pobrali, a ona się zgodziła. Miesiąc później wzięliśmy ślub cywilny. Tego dnia nie zapomnę do końca życia. Jeśli myślicie, że śmierć rodziców była największą traumą w moim życiu, jesteście w błędzie. Ich śmierć była tragedią, ale okazała się też zrządzeniem losu. Wszystko, co naprawdę złe, a czego można było uniknąć, zaczęło się w dniu mojego ślubu. Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.
A potem nastąpiły dwa lata, które chciałbym wymazać z pamięci na zawsze. Niestety, nie potrafię. Nawet jeśli mylą się daty, a twarze stają się obce, raz utraconego zaufania do człowieka nie uda się odbudować nigdy.
Nie wchodząc w szczegóły, bo to wciąż dla mnie trudny temat, Danka mnie wyssała, oszukała, wykorzystała i porzuciła. Boże, jak mogłem być aż tak głupi?! Kiedy odeszła, wziąłem urlop dziekański i obciąłem włosy. Wyjechałem do Londynu – na kilka miesięcy, tylko żeby się odkuć, zarobić na studia i wrócić. Spędziłem tam ponad dziesięć lat.