Читать книгу Szpilki za milion - Izabela Szylko - Страница 8
Rozdział 4
ОглавлениеI co ja miałem zrobić w takiej sytuacji? Mogłem zapukać tylko do jednych drzwi.
Michała poznałem w Londynie. W przeciwieństwie do mnie udało mu się ukończyć elektronikę na Politechnice Warszawskiej i dopiero wtedy wyjechał z Polski. Studiowaliśmy mniej więcej w tym samym okresie, między nami był rok czy dwa lata różnicy, ale on nigdy nie mieszkał w akademiku, więc nie mieliśmy okazji się wtedy poznać.
Przez trzy lata wynajmowaliśmy na spółkę pokój w Brixton i przez jakiś czas pracowaliśmy na tej samej budowie. Gdy Polskę przyjęli do Unii, Michał, którego wszyscy nazywali Miśkiem, bo taki właśnie był: misiowaty brat łata, miał fart i załapał się do poważnej roboty, zgodnej ze swoim wykształceniem. Brytyjczycy szybko się na nim poznali – awansował i zaczął zarabiać naprawdę duże pieniądze w renomowanej firmie. Mógł mieszkać, gdzie chciał, a nie w podłej dzielnicy, ale oszczędzał każdy grosz i dzięki temu wciąż miałem towarzysza do dzielenia mojej kwatery.
Misiek miał plan – za zarobione pieniądze chciał otworzyć w ojczystym kraju własną firmę związaną z elektroniką. Siedział w Londku wystarczająco długo, żeby zarobić tyle, ile potrzebował, i w końcu zrealizował swój zamysł – wrócił do Polski. Namawiał mnie, bym wyjechał razem z nim, i zaproponował współpracę w tworzeniu jego przyszłej firmy. Było to bardzo kuszące, ale ja w przeciwieństwie do Miśka nie miałem wtedy zaoszczędzonego nawet grosza. Nie, nie jestem rozrzutny. Jak do tego doszło, jeszcze kiedyś wam opowiem.
Misiek był chyba moim najlepszym przyjacielem, nie tylko w Londynie, lecz także w ogóle. Gdy wróciłem do Polski i nie wiedziałem, co z sobą zrobić, przyjął mnie pod swój dach. Nie mógł mi na razie zaproponować pracy w swojej firmie, bo od kiedy dorobił się wspólnika, musiał z nim konsultować wszystkie decyzje, ale pozwolił mi mieszkać u siebie, dopóki nie stanę na nogi i nie znajdę jakiejś roboty. Jego żona – Agata – nie była tym zachwycona.
I teraz znowu zadzwoniłem do jego drzwi.
Otworzyła Agata. Wiedziałem, że jest w ciąży, ale dawno jej nie widziałem i nie zdawałem sobie sprawy, że w aż tak zaawansowanej. Wyglądała, jakby miała urodzić w każdej chwili. Na mój widok chyba nawet się ucieszyła. To prawda, wiele nas różniło, spieraliśmy się na okrągło, ale to nie przeszkadzało nam darzyć się sympatią.
– Cześć, jest Misiek? – pociągnąłem znacząco nosem, bo z wnętrza mieszkania buchnął smakowity zapach. – Zraziki?
– Właź. – Agata się roześmiała. – Jak ty to robisz, że na kolację nigdy się nie spóźniasz?
Otworzyła szeroko drzwi i w tym momencie zauważyła stojący na korytarzu marynarski worek. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Wiedziałem, co to znaczy. Sięgnąłem jednak po worek i wszedłem.
W czasie kolacji zdałem relację Miśkowi i Agacie ze wszystkiego, co mnie tego dnia spotkało. Misiek oczywiście od razu zaproponował, że mogę się u nich zatrzymać, i nie widział, że Agata patrzyła na niego lodowato. W swojej prostoduszności zaproponował mi nawet pracę u siebie, bo przez ostatnie dwa lata jego firma bardzo się rozrosła. Miał nadzieję, że tym razem wspólnik nie będzie robił kłopotów.
To była agencja ochrony zajmująca się prawie wyłącznie dozorem mieszkań i domów jednorodzinnych. Najpierw zakładali w budynkach specjalistyczne alarmy, potem bezprzewodowym modułem podłączali domowy system do centrali w firmie i gotowi byli na błyskawiczną interwencję, gdyby cokolwiek niepokojącego się działo. Cała ochrona, kompleksowo. Misiek w tym biznesie miał nadzór nad wszystkim, co wiązało się z elektroniką – wykonywał projekty, dokonywał zakupu części, które, gdy była taka potrzeba, potrafił samodzielnie modyfikować w zależności od potrzeb, nadzorował montaże alarmów. Jego wspólnik zajmował się całą resztą, czyli zarządzaniem (co zupełnie Miśka nie interesowało) i właściwą ochroną. Ja miałbym pracować razem z Miśkiem przy zakładaniu alarmów. Zapowiadało się bardzo interesująco, moje dwa lata studiów mogły wreszcie się przydać. Oczywiście musiałbym się trochę dokształcić, bo przez cały ten czas dużo się zmieniło, ale to by była naprawdę czysta przyjemność. Już nie mogłem się doczekać. Oby tylko wspólnik się zgodził.
Przez całą kolację Agata się nie odzywała. Gdy skończyliśmy jeść, pozbierała talerze ze stołu i ułożyła je w stosik.
– Chodź, pomożesz mi zmywać. – Wręczyła talerze Miśkowi.
– Może ja? – zaproponowałem.
– Nie – zarządziła krótko.
Misiek podniósł się od stołu, uśmiechnął przepraszająco i wyszedł z talerzami za Agatą. Po chwili z kuchni zaczął dobiegać jej cichy głos.
Naprawdę nie chciałem podsłuchiwać. Po prostu wyszedłem do łazienki, ale w łazience, jak to bywa w starych budynkach bez samodzielnej wentylacji, znajdowało się niewielkie okienko wychodzące na kuchnię. I okienko to okazało się uchylone.
– Może wreszcie kiedyś mnie zapytasz o zdanie, zanim podejmiesz jakąś kolejną głupią decyzję? – to była Agata.
– Ależ, Agatko!
– I gdzie on będzie mieszkał? W pokoju dziecka? Razem z dzieckiem?
– Dziecka jeszcze nie ma.
– Ale zaraz będzie!
– Nie zaraz, tylko za tydzień.
– A jak będzie wcześniej? Jak się zdenerwuję, mogę wcześniej urodzić!
Z kuchni dobiegł hałas, jakby Agata tupnęła nogą.
– Ależ, Agatko, tylko przez kilka dni. Później coś sobie znajdzie.
– Tak? Ostatnio też miało być kilka dni, a mieszkał trzy miesiące.
– Nie mogę go zostawić w potrzebie. To mój przyjaciel.
– Dobrze, niech zostanie przez jedną noc, a potem niech spada. Są hotele!
Spuściłem wodę w łazience. Musieli usłyszeć, bo przerwali dyskusję.
Wyszedłem z łazienki, sięgnąłem po worek i zajrzałem do kuchni.
– Dzięki za kolację. – Uśmiechnąłem się. – Nie będę wam już przeszkadzał. Misiek, dasz znać, co z tą robotą?
– Właściwie możesz jutro wpaść, koło dziesiątej – odezwał się, wyraźnie zawstydzony. – Do tej pory powinienem porozmawiać ze wspólnikiem.
– To jesteśmy umówieni. Cześć.
Ruszyłem do wyjścia.
– Zaczekaj – powstrzymała mnie Agata. – Przepraszam, uniosłam się. – Musiała się domyślić, że wszystko słyszałem.
– Rozumiem – powiedziałem smutno. – Jasne, że nie mogę u was mieszkać.
– Nie dąsaj się. Mam pewien pomysł. – Agata weszła do przedpokoju i włożyła płaszcz. – Ubieraj się, Misiek – zarządziła, wyjmując z torebki telefon komórkowy. – Wychodzimy.