Читать книгу Szpilki za milion - Izabela Szylko - Страница 9
Rozdział 5
ОглавлениеWylegiwałem się na hamaku rozwieszonym między palmami. Nad głową pokrzykiwały mi mewy. Słońce grzało mocno, ale palmy dawały miły cień, a bryza znad morza przyjemnie chłodziła powietrze. Chciałem zostać w tym hamaku już na zawsze, ale z oddali dobiegł mnie miły kobiecy głos:
– Panie Jacku, pora wstawać.
Otworzyłem oczy.
Gdzie ja jestem? Wyglądało to jak pokój nastolatka. Na drzwiach wisiały plakaty zespołów rockowych, na ścianie – gitara, pod oknem stało sosnowe biurko, obok pojemnej, również sosnowej, szafy leżał mój marynarski worek, a na łóżku – ja.
Powoli przypomniałem sobie wydarzenia poprzedniej nocy.
Przeszliśmy krótkim spacerem z ulicy Kaliskiej, gdzie mieszkali Misiek i Agata, na drugą stronę ulicy Grójeckiej i przecięliśmy plac Narutowicza. Agata tak bardzo chciała się mnie pozbyć, że osobiście odprowadziła mnie do swojej ciotki.
Pani Józefina żyła sama w dużym mieszkaniu na Starej Ochocie, w przepięknej przedwojennej kamienicy na ulicy Uniwersyteckiej. W czasie studiów przez dwa lata kwaterowałem w pobliżu, w akademiku zwanym Alcatraz. Przechodziłem koło tego budynku, zachwycając się nim, codziennie, bo tędy wiodła droga od przystanku autobusowego przy pomniku Lotnika do akademika. Dzieci pani Józefiny dawno wyprowadziły się z domu, więc nie miała nic przeciwko temu, żeby przyjąć mnie na kwaterę. A nawet się ucieszyła, gdy Agata zareklamowała moją skromną osobę, mówiąc, że na pewno się przydam, bo wszystko potrafię naprawić, a potem dodała, żeby ciocia się nie krępowała, kiedy trzeba będzie mnie wykorzystać.
– Już ja go wykorzystam – uśmiechnęła się ciocia i muszę przyznać, że w jej ustach zabrzmiało to intrygująco.
Pani Józefina bowiem miała sześćdziesiąt pięć lat, widoczną nadwagę w okolicach bioder, choć jeszcze nie można tego było nazwać otyłością, pucołowatą, miłą, poczciwą twarz, na nosie duże okulary i lekko posiwiałe włosy krótko obcięte na pazia. Naszła mnie nagła refleksja, że gdyby jeszcze te włosy miała spięte w kok, to brakowałoby jej tylko różdżki, by wyglądała jak wróżka z mojego ulubionego Shreka. I nie mówcie, że nie oglądacie filmów animowanych. Tylko że filmowa czarodziejka mimo dobrotliwego wyglądu była tak naprawdę wiedźmą. Nie podzieliłem się jednak tą obserwacją z nikim.
Wypiliśmy jeszcze wczoraj wspólnie herbatę, zaparzoną w czajniczku zgodnie z chińskim rytuałem, a kiedy Misiek i Agata wyszli, pani Józefina posłała mi łóżko w dawnym pokoju jednego z jej synów. Opowiadała o nich wszystkich, co i gdzie który porabia, ale w pamięci utkwił mi tylko ten, który obecnie robił doktorat na Uniwersytecie w Tampie na Florydzie. Stąd zapewne te palmy w moim śnie, chociaż, przyznam się, o życiu w ciepłych krajach marzę od zawsze.
Pamiętam, że poprosiłem jeszcze panią Józefinę, żeby na pewno mnie obudziła, bo nie reaguję na budzik, no i właśnie usłyszałem jej głos:
– Panie Jacku, pobudka!
– Już wstaję, dziękuję.
Podźwignąłem się z łóżka. To była czynność, której od jesieni do wiosny szczerze nie znosiłem. Wydostanie się spod pościeli, kiedy chłód na zewnątrz skłaniał do wyboru ciepełka pod kołdrą, było dla mnie prawdziwą udręką. Ale gdy docierałem do łazienki i temperatura się wyrównywała, życie stawało się łatwiejsze. Po porannym prysznicu już na dobre wracałem do rzeczywistości.
Tym razem powrót do życia odbył się trochę szybciej, bo z kuchni dotarł do mnie zapach jajecznicy na boczku i cebulce. Czyżbym już był w niebie?
– Panie Jacku, ma pan pięć minut na prysznic – dotarło do mnie zarządzenie pani Józefiny – bo inaczej jajecznica wystygnie.
Z tym niebem to chyba jednak trochę przesadziłem. Ale jajecznica była boska, a pieczywo wydawało się świeże.
– Niech pan nie myśli, że tak będzie codziennie – poinformowała mnie pani Józefina. – Od jutra wprowadzamy dyżury. No chyba że będzie pan musiał biegać do roboty na siódmą, to wtedy każdy sobie. Żadna siła nie zmusi mnie do wstawania o takiej porze.
Popatrzyłem na nią z ulgą. To chyba jednak jest dobra wróżka, która zamiast biegania rano po chrupiące bułeczki woli rozmrażanie ich w mikrofalówce.
Kiedy wykończyłem jajecznicę, z trudem powstrzymując się przed wylizaniem talerza, zadzwonił mój telefon.
– Tylko sprawdzam, czy już wstałeś – w słuchawce odezwał się głos Miśka.
– No jasne, pani Józefina już o to zadbała.
– Wszystko OK?
– Lepiej być nie może.
– To czekam o dziesiątej.