Читать книгу Nigdy Cię nie opuszczę - J. Butler - Страница 6

PROLOG

Оглавление

Niewiele pamiętam z nocy, kiedy miałam umrzeć. To zabawne, jak ludzki umysł potrafi wypierać niechciane wspomnienia. Gdy jednak zamykam oczy, nadal słyszę dźwięki tamtego majowego wieczoru. Wycie wyjątkowo zimnego o tej porze roku wiatru, grzechot okiennic w sypialni i szum morskich fal uderzających o kamienisty brzeg w oddali.

Padało. Tyle na pewno pamiętam, bo chrobot kropli deszczu o szkło nadal rozbrzmiewa w mojej głowie. Przez jakiś czas ten odgłos niemal mnie hipnotyzował. Przez jakiś czas zagłuszał dźwięk jego stóp na zewnątrz – podeszwy na kamieniach odmierzały powolne, zdecydowane kroki.

Wiedziałam, że nadchodzi, i wiedziałam, co trzeba zrobić. Leżałam pod kołdrą na łóżku z żelazną ramą i powtarzałam sobie, że muszę zachować spokój. Słabe światło żarówek migoczących wzdłuż ścieżki nad brzegiem morza wpadało przez okna do pokoju. Ta widmowa poświata zazwyczaj mnie uspokajała, ale dzisiaj czułam jeszcze większą samotność, jakbym unosiła się bezwolnie w otwartej przestrzeni.

Zwinęłam rękę w pięść i miałam nadzieję – nie, modliłam się, by upragniony świt zapowiadający nowy dzień pojawił się w oknie. Nie musiałam jednak nawet patrzeć na zegarek, żeby wiedzieć, że dzieliły mnie od niego jeszcze co najmniej cztery godziny. Słońce wzejdzie za późno. Słyszałam odgłos kroków tuż pod domem, po chwili przy schodach rozległ się metaliczny zgrzyt klucza w zamku. Trudno było ukryć hałas w tym wielkim, starym budynku – był na to zbyt zmęczony i zniszczony.

Jak się tu znalazłam? Wyjechałam do Londynu w poszukiwaniu lepszego życia, żeby stać się kimś innym, godnym sukcesu, poznać interesujących ludzi i znaleźć miłość. A teraz leżałam, czekając na śmierć: prawdziwa historia o tym, jak łatwo można źle skończyć.

Usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi. Przez szpary w oknie zakradało się zimne powietrze, szczypiąc mnie w nos. Było lodowato jak w kostnicy – cóż za makabrycznie odpowiednie porównanie! Pomyślałam, że leżę jak mumia, z rękami wzdłuż ciała, drżącymi palcami wciśniętymi pod uda, nieruchomymi i ciężkimi, jakby były obciążnikami przytwierdzającymi mnie do łóżka.

Gdy odgłos kroków rozległ się na szczycie schodów, wyjęłam ręce z ciepłego schronienia pod udami i położyłam je na wierzchu zimnej kołdry. Palce miałam zaciśnięte, paznokcie wbijałam w dłonie, ale byłam gotowa do walki. To zapewne choroba zawodowa prawników.

Przed drzwiami do sypialni intruz zawahał się na moment, który zawisł zimną, nieruchomą ciszą. Nie powinnam była tu przychodzić. Zamknęłam oczy i z trudem powstrzymałam łzy, by nie spłynęły po policzkach.

Drzwi się otworzyły, usłyszałam odgłos drewna szorującego po dywanie. Instynkt kazał mi wyskoczyć z łóżka i uciekać, ale musiałam zaczekać, by przekonać się, czy on to zrobi, czy będzie w stanie to zrobić. Serce waliło mi w piersi jak oszalałe, a paraliżujący lęk ogarnął całe ciało. Starałam się nie otworzyć oczu, ale czułam już nad sobą jego ciało. Czułam, że rzuca na mnie cień. Słyszałam nawet jego oddech.

Przycisnął rękę do moich ust. Jego dotyk był zimny i obcy na moich wyschniętych, popękanych wargach. Otworzyłam oczy. Jego głowa majaczyła kilka centymetrów od mojej. Za wszelką cenę chciałam odczytać wyraz jego twarzy, poznać jego myśli. Z trudem otworzyłam usta gotowa, by wydać z siebie krzyk. Potem pozostało mi tylko czekać, aż sprawy potoczą się własnym biegiem.

Nigdy Cię nie opuszczę

Подняться наверх