Читать книгу Kłamca 4. Kill’em all - Jakub Ćwiek - Страница 5

Rozdział 1 Australia

Оглавление

Anioł Harael wyglądał jak debil. Na własne życzenie zresztą, żadną miarą niechcący, wszak życzliwi towarzysze broni uświadomili go od razu, gdy tylko pokazał im tego dnia swoje nakrycie głowy. Poza tym ozdoba na jego hełmie nie należała do tych, które pojawiają się przypadkiem, jak ptasie odchody tworzące plamę o fantazyjnym kształcie, rdza czy zaschnięty, martwy robak. Nad czymś takim trzeba się było solidnie namęczyć. I wyglądało na to, że Harael był dumny ze swej pracy.

„Zawsze się taki trafi” – pomyślał centurion Kwiryniusz, sięgając po leżącą obok osełkę. – Tym właśnie kończą się za długie przerwy w walce. I wpuszczanie na pole bitwy chórzystów”.

Westchnął i przejechał kamieniem wzdłuż ostrza.

Reszta stroju Haraela prezentowała się bez zarzutu. Biały napierśnik na złotej kolczudze, na nim rzymska trzynastka w wieńcu z piór. Wokół bioder szeroki, prosty pas, przy nim u lewego boku miecz, a u prawego – długi, prosty sztylet. Nagolenniki i karwasze proste, bez zdobień, ale szykowne w swej surowości, podobnie zresztą jak sandały…

„I na co to wszystko? – pomyślał Kwiryniusz. – Po co nam ten cały szyk i majestat, skoro wystarczy taki drobiazg, by z miejsca odebrać Zastępom całą powagę? Jeden głupiec, potem przyśpiewka i już cały legion zyskuje złą sławę na milenia. Ci z Dziesiątego już chyba nigdy nie przestaną się z nas śmiać”.

Centurion odłożył osełkę, oparł miecz o połę namiotu i przywołał Haraela. Wezwany podbiegł truchtem.

– Anioł Harael melduje się na rozkaz, centurionie! – ryknął wyprężony jak struna. Prawie poważny, prawie zawodowo, ale te przeklęte ozdoby majtały mu się przed twarzą jak samochodowe wycieraczki podczas ulewy.

– Wiecie, jak z tym wyglądacie, Harael? – zapytał Kwiryniusz.

– Wiem, centurionie! – huknął skrzydlaty, wciąż wyprężony, ze wzrokiem wbitym w trzynastkę na pole namiotu.

– Jak?

– Jak debil, centurionie!

Kwiryniusz westchnął.

– Właśnie. Możesz mi powiedzieć, na co ci te przeklęte korki?

– Melduję posłusznie, centurionie, że anioł Jack powiedział, że to chroni przed muchami!

No tak, Jack. Kwiryniusz mógł się tego domyślić.

– Podobno tak się tutaj nosi! – dodał jeszcze Harael, wciąż krzycząc. – W ten sposób okazuję szacunek tradycji i obcym kulturom! Tak mówi Jack, centurionie! A on przecież jest stąd!

„Stąd” oznaczało oczywiście pustynną Australię, gdzie od kilku dni anioły i pomioty Lucyfera toczyły zawzięty bój na wyniszczenie. Idealne miejsce na wojnę, można by rzec – pod stopami piasek, nad głowami błękit nieba, a pomiędzy tylko falujące od żaru powietrze, czasem pojedynczy krzaczek czy kamień z wężem zwiniętym w pytajnik i niemal żadnych postronnych obserwatorów bądź potencjalnych ofiar cywilnych. Niemal jak manewry z obowiązkowym przećwiczeniem wszystkich szyków, tylko z prawdziwą bronią i prawdziwymi, krwawymi ofiarami po obu stronach.

Zdaniem Kwiryniusza bardzo humanitarne miejsce na szereg wyniszczających bitew, oczywiście pod warunkiem że wybiera się je, zanim cała reszta globu zdąży spłynąć krwią niewinnych. Apokalipsa jednak ma swoje prawa…

Powiał pustynny wiatr i centurion zmuszony był na chwilę zasłonić oczy przed piaskiem. Gdy je otworzył, Harael wciąż sterczał przed nim jak pałacowy gwardzista na służbie. Zawieszone na nitkach korki dyndały mu przed twarzą.

Kwiryniuszowi prawie zrobiło się go żal. Prawie, bo obóz wojskowy to nie miejsce na litość.

– Pamiętasz jeszcze, komu służysz, chórzysto? – zapytał. – Od kiedy to szanujemy obce tradycje, hę? Był rozkaz?

– Nie, centurionie, ale…

– Żadne „ale”!

Kwiryniusz dostrzegł kątem oka, że pogadanka zaczęła już gromadzić widownię.

Aniołowie porzucali swe zajęcia i coraz bardziej otwarcie się jej przysłuchiwali. Widział ich poharatane, zmęczone twarze, bandaże i opatrunki wyzierające spod tunik, zmęczenie w ruchach. Trudno powiedzieć, jak daleko na drodze do niesubordynacji był każdy z nich, ale od kiedy wszystko to się zaczęło, każdy już wstąpił przynajmniej na jej ścieżkę. To oznaczało, że rozmowy jak ta winny się kończyć przykładną karą za nieposzanowanie zbroi i, być może, karcerem za łamanie pierwszego przykazania. Jeszcze to tłumaczenie. Lokalne tradycje, też coś!

Harael wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, więc Kwiryniusz dał mu tę możliwość.

– Pozwolę sobie zauważyć, centurionie – zaczął anioł – że jednak zdarzało nam się szanować tradycje. Zwłaszcza odkąd Wódz Zastępów powołał Kłamcę…

– Kłamcę? – Kwiryniusz poprawił pasek mocujący napierśnik. – Co chórzysta może wiedzieć o Kłamcy? Jakoś sobie nie przypominam, żeby Loki gustował w harfie. Przynajmniej na ile go znam…

Tak, to był właściwy moment, by zagrać tę kartę. Wszyscy wiedzieli, że centurion miał okazję poznać cyngla Niebios i że to właśnie współpraca z nim uczyniła go najpierw jednym z najlepiej ocenianych Stróżów, a potem oficerem w Zastępach Pana. Cóż, nawet w Niebiosach liczy się nie tylko, co potrafisz, lecz także kogo znasz…

– Wiem, Haraelu – rzekł Kwiryniusz – że tam, skąd do nas przyszedłeś, przywołanie imienia Kłamcy może dać pewne korzyści. Tu jednak, w prawdziwym świecie, uznania w ten sposób nie znajdziesz. Loki to tylko użyteczne narzędzie w rękach Pana, którym w dodatku nie sposób się posługiwać bez brudzenia sobie rąk. Może już słyszałeś, jak kiedyś miałem…

Przerwał zaskoczony nagłą ciszą. Ustał dochodzący zza namiotów szczęk treningowych mieczy, zgrzyt osełek, jazgot rozmów. Nawet ranni w namiotach patrzyli teraz z wyczekiwaniem na swego centuriona. Choć chyba wszyscy znali już tę historię, takiego audytorium i zarazem takiego posłuchu Kwiryniusz nie miał jeszcze nigdy.

„Nie łudź się, że to twoja zasługa – pouczył się. – To Kłamca. Zawsze Kłamca. To on ich tak fascynuje”.

Nie do końca było mu to w smak, zdecydował się jednak podjąć opowieść. Wmawiał sobie, że chodziło o przestrogę płynącą z tej historii, ale tak naprawdę liczyła się cisza.

Nawet pustynny wiatr umilkł, by go teraz wysłuchać. Kto wie, może słucha go nawet ten przeklęty Jack, którego niemal cała centuria wielbiła, jak gdyby był cudownie objawionym czwartym archaniołem.

Odchrząknął jeszcze dla lepszego efektu, splunął pod nogi i zaczął opowiadać:

– Dawno temu, gdy jeszcze byłem Stróżem, opiekowałem się pewną młodą dziennikarką…

Nie zdążył powiedzieć ani słowa więcej, bo nagle rozległ się dźwięk rogu, a potem kolejny i jeszcze jeden. Kilku skrzydlatych wzbiło się w powietrze.

– Nadlatują, centurionie! Całą chmarą!

Kwiryniusz poderwał się z miejsca, złapał za miecz. Dokończy później. Wojna miała swoje prawa.

Otworzył usta, by wydać rozkaz, i… połknął muchę.

Nagle Harael nie był już takim debilem.


Archanioł Michał siedział na brzegu billabongu, kryjąc się przed słońcem w rozłożystym cieniu drzewa coolabah. Wsparty o nie plecami i rozpostarty na trzech parach skrzydeł jak na kocu odpoczywał, przecierając głownię potężnego miecza ściereczką nasączoną świętymi olejami.

W płynnych, posuwistych ruchach nie było znać żołnierskiego drygu, wręcz przeciwnie – stanowiły one jedyny rodzaj pieszczoty, jaki Wódz Zastępów znał i rozumiał. Miecz był jego jedyną kochanką. Znaczy kochankiem… To znaczy…

Ach, na Trony i Zwierzchności!

– Bądź przeklęty, Loki! – mruknął pod nosem archanioł. – Bądź przeklęty za te swoje żarty i insynuacje! Będziesz się za nie smażył…

Michał umilkł, gdy zdał sobie sprawę z tego, co właściwie chciał powiedzieć. W Piekle?

Jakim Piekle, skoro właśnie trwa Apokalipsa? Jeszcze kilka dni, miesięcy, może lat i wojna się zakończy, a Lucyferowi nie pozostanie już ani jeden wierny sługus.

Anielskie Zastępy są w przewadze, doświadczenie wodzów jest nieporównywalne, a fortel z podburzeniem mitycznych najwyraźniej się nie udał. Pomysł, by stanowili armię bez wodzów, partyzantkę o działaniach koordynowanych zakulisowo przez demony Gwiazdy Zarannej, sprawdzał się, dopóki głowę Wodza Zastępów zajmował ogólny chaos. Gdy archanioł zrozumiał, co się dzieje, wiedział od razu, jak temu przeciwdziałać.

Ogólnie całe to zamieszanie nie przyniosło demonom nic prócz zamętu i przetrzebienia ludzi, którzy i tak byli przecież niewygodni dla obu stron. W zasadzie Lucyfer oddał Michałowi przysługę. Uczynił go swoim dłużnikiem za Londyn, Moskwę, pewnie już Nowy Jork, Paryż…

„Nie!”

Michał zacisnął zęby, a płomień wokół jego oka zapłonął czerwonym blaskiem.

„Zapomnij o Paryżu! Zapomnij o…”

– Wodzu!

Archanioł uniósł głowę. Na widok szczupłego skrzydlatego w kapeluszu i z naszyjnikiem złożonym z krokodylich zębów uśmiechnął się półgębkiem. Płomień na jego twarzy z miejsca przygasł.

– A, to ty, Jack – powiedział. – Jak tam idą przygotowania? Czy wszystko już gotowe?

Jack zdjął kapelusz i przycisnął go do piersi. Wyglądał teraz jak wytrawny rewolwerowiec na wykwintnych salonach. To znaczy głupio. I z kapeluszem.

Aye! Wszystko przygotowane, jak kazałeś, sir. Kopuła gromu opadnie, gdy…

Archanioł przyłożył palec do ust.

– Żadnych nazw, Jack – rzekł, wracając do czyszczenia miecza. – Mam ci przypomnieć, jak kilka słów za dużo zmieniło kiedyś życie twojego podopiecznego?

Jack przejechał ręką po poznaczonej bliznami twarzy. Cieniutkich różowych kresek było na niej tyle, że spokojnie mogłyby uchodzić za zmarszczki, a on sam – za podstarzałego trapera, czy jak się tam na nich mówiło na tej przeklętej ziemi.

– Wodzu, mój podopieczny po pijanemu wyzywał Żydów w Hollywood – powiedział. – To powinno się kwalifikować jako samobójstwo.

Ręka archanioła zatrzymała się w pół ruchu.

– Czy mnie słuch myli, Jack, czy chcesz powiedzieć coś złego na temat Narodu Wybranego?

– Ależ skąd, sir. – Anioł przejechał palcem po krawędzi ronda. – Nawet przeciwnie. Uważam, że są niebywale skuteczni i że bardzo by się tu przydali. W sensie w Australii.

– Wiem, gdzie jesteśmy, Jack. Zwykle pamiętam, na jakiej ziemi rozlewam krew armii Pana, a Trony mi świadkiem, że robiłem to już wszędzie w tym i innych światach. Jest jakiś powód, dla którego tu przyszedłeś, czy mam założyć, że to przerwa w robieniu durniów z chórzystów?

– Sir, te korki to świetna obrona przed muchami Belzebu…

– Po co tu przyszedłeś?!

Na widok płomienia buchającego z twarzy archanioła Jack cofnął się o krok.

Michała ucieszył ten widok. „Strach i respekt, a dopiero potem miłość”, zawsze tak mawiał. To powinni czuć twoi żołnierze, jeżeli chcesz być dobrym wodzem.

Kłamca odpowiedział na to kiedyś: „Tak, też czytam kawałki z Sun Zi w «Playboyu»”. A zaraz potem dodał, że woli jednak rozkładówkę.

„Niech cię, Loki!” – pomyślał archanioł. „Gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że już stamtąd nie wypełzniesz. Bo, Trony i Zwierzchności mymi świadkami, skończysz jak wszyscy tobie podobni. Za Jenn… Nie myśl o niej! Nie myśl o Paryżu!”

Archanioł wstał i wycelował sztychem miecza w Jacka. Po głowni biegały już w górę i w dół pierwsze płomienie gniewu Pana.

I nagle zgasły, podobnie jak tatuaż na obliczu Michała. Archanioł opuścił broń, odwrócił się i owinął środkową parą skrzydeł.

– Jeżeli nie masz nic ważnego do przekazania – zwrócił się do Jacka już spokojnie – możesz odejść, a ja…

– Chciałem powiedzieć, że nadlatują, sir. W sile stu, więc najpewniej poselstwo. Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć zawczasu…

Archanioł pokiwał głową.

– Tak, dziękuję. Dobrze zrobiłeś. Możesz odejść.

Anioł Jack posłusznie skinął głową i odleciał w stronę obozu.

Michał wsunął miecz do pochwy i pochylił się, by ciepłą wodą z billabongu zmyć z palców resztkę świętych olejów. Poselstwo.

– Czyżbyś, Lucyferze, pofatygował się do mnie osobiście? – powiedział na głos. – Chcesz błagać o łaskę?

Kłamcy nie błagają o łaskę – stwierdził cichy głos w jego głowie. – Kłamcy kłamią i w ten sposób odnoszą swe plugawe zwycięstwa. Nie potrzebują do tego armii, broni i boskiej łaski. Pragną jedynie słuchaczy”.

Nagle Michał uzmysłowił sobie z całą pewnością, że zdrajca Loki żyje i gdziekolwiek teraz jest, świetnie sobie radzi.

Kłamca 4. Kill’em all

Подняться наверх