Читать книгу Shirin. Pozostanę córką światła - Jan Kizilhan - Страница 8
Pokój
ОглавлениеW Niemczech pragniemy przede wszystkim jednego: żyć w pokoju. Jest to dla mnie największy dar! Pozostałe dziewczęta i kobiety codziennie rozmawiają między sobą o tym, co się wydarzyło. Próbuję je powstrzymać: „Przestańcie już! Nie chcę tego słuchać”, ale wciąż o tym mówią. Wszystkie chcą się uwolnić od tego horroru, lecz on nas nie opuszcza. Ciągle musimy sobie o tym przypominać. Tak jakby coś w naszych głowach nie poddawało się kontroli.
Niektórzy z nas przynieśli ze swojej niewoli w IS zbyt wielki ciężar. Mieszka z nami na przykład pewien trzylatek, który gryzie i szczypie innych i niszczy swoje zabawki. Jego matka nie ma już siły, by bronić się przed agresją dziecka. Często wpatruje się pustym wzrokiem w ścianę. Gdy tylko chłopiec usłyszy słowo „modlitwa”, klęka jak modlący się muzułmanie i zaczyna mamrotać wersety z Koranu.
W naszym schronisku spotkało się wiele dziewcząt i tyle samo różnych historii. Każda mieszkanka opowiada o tym, czego doświadczyła, co widziała albo o czym słyszała. O pojmanych kobietach, które palono żywcem. O odcinaniu piersi i rozcinaniu brzuchów ciężarnym. Wszystkie mówią, jak długo były w niewoli i ilu członków rodziny straciły. Trudno to znieść. Przeżyłyśmy, ale mamy wrażenie, jakbyśmy były martwe.
Co dziwne, w pierwszych dniach pobytu Niemczech poczułam się znacznie gorzej niż w Iraku. Wcześniej nie uświadamiałam sobie, jak wyczerpujące były dla mnie te ostatnie miesiące. W obozach dla uchodźców w północnym Iraku pracowałam nawet w niemieckiej organizacji niosącej pomoc, ale gdy już znalazłam tutaj spokój, ogarnęło mnie dziwne otępienie. Czułam tylko, że nie czuję zupełnie nic. Jakbym wędrowała przez świat snu i przestała istnieć na jawie. W takich momentach marzę, że cała moja rodzina zostaje uwolniona ze szponów tamtego oddziału zabójców. Wiem jednak dobrze, że tak nie może się stać, bo niektórzy moi krewni dawno już zostali zamordowani.
Nocą zasypiam bardzo późno i często wybudzam się ze snu. Rano zrywam się na nogi o szóstej, choć jestem potwornie zmęczona. Nie wiem, czy coś mi się śni. Moje współlokatorki twierdzą, że mówię i krzyczę przez sen. Budzi je to. Są przerażone moimi słowami.
Na zewnątrz nie da się niczego po mnie poznać. No cóż, wypadają mi włosy, ale wypadają prawie wszystkim z nas. Kasztanowe loki. Garściami. To wina stresu, jak wyjaśnił nam lekarz. Choć odczuwam ból, fizycznie nic mi nie dolega. Tylko psychicznie jestem bardzo rozchwiana. To dziwne uczucie otępienia czasami nie chce mnie opuścić. Myślę sobie wtedy, że śmierć jest wybawieniem, że ulgą byłoby zakończyć życie. Nie rozumiem, dlaczego nie chcą podarować mi śmierci.
Dzięki ukierunkowanej terapii jesteśmy w stanie sprawić, że kobiety odzyskują kontrolę nad wspomnieniami, że mogą znowu wyjść na zakupy, zacząć się uczyć niemieckiego albo pójść do szkoły. Bez terapii wiele z tych kobiet nie potrafi wyrzucić z głowy obrazów swoich strasznych przeżyć. Pewna dwudziestosześcioletnia matka, wielokrotnie zgwałcona, opowiadała mi o emirze IS, który zmuszał ją, by codziennie czytała Koran. Ponieważ jednak nie znała języka arabskiego i podczas czytania popełniała błędy, terrorysta za karę wsadził jej dwuletnią córkę Lozin do blaszanej skrzyni. Dziewczynka była tam zamknięta przez siedem dni w temperaturze od pięćdziesięciu do sześćdziesięciu stopni. Wieczorem wolno jej było coś zjeść, ale natychmiast zwracała posiłki. Ta młoda kobieta powiedziała mi, że żyje tylko ze względu na swojego pięcioletniego syna i siedmioletnią córkę, którzy musieli się temu wszystkiemu przyglądać. Do dziś widzi przed sobą leżące na ziemi zwłoki córeczki. Gdy tylko zobaczy na ulicy lub w supermarkecie dziecko w wieku swojej córki, koszmar zaczyna się dla niej od nowa.
Jan Kizilhan
Przed dziewczętami ze schroniska biorę się w garść. A przynajmniej próbuję. Wciąż staram się dodawać im sił i odwagi. Jeśli sama zaczęłabym użalać się nad swoim losem, nie miałabym prawa udzielać im mądrych rad. W takim wypadku zarzuciłby mi: „Dlaczego twierdzisz, że nie powinnyśmy płakać, skoro sama to robisz?”. Zatem gdy płaczę, robię to w samotności. Czasami jednak nie zauważam, że łzy same ciekną mi po policzkach. Nie dociera do mojej świadomości, że w takiej chwili ponownie przypominam sobie wszystko to, czego nie da się znieść.
Jedna z moich współlokatorek, której kuzynka, podobnie jak moja siostra, ma dopiero dziewięć lat i trafiła w łapy bojowników IS, ostatnio stwierdziła przy wszystkich: „Kobietom i dziewczynkom, które nadal są w niewoli, życzę śmierci”. Odpowiedziałam na to: „Jeśli się stamtąd nie wydostaną, śmierć będzie dla nich lepsza niż wszystko inne. Jeżeli jednak zostaną uwolnione, wierz mi, że będą chciały dalej żyć”.
Niestety sama nie zawsze pamiętam swoje rady.
Gdy w północnym Iraku badałem tę dwudziestosześcioletnią matkę, jej siedmioletnia córka podeszła ze smartfonem w ręce i pokazała mi zdjęcie prześlicznej dziewczynki. „To Lozin”, powiedziała. Pięcioletni syn kobiety schował się, drżąc, za płaczącą matką. Po siedmiu dniach emir IS wyciągnął Lozin z blaszanej skrzyni, zanurzył w lodowatej wodzie, a potem bił tak długo, że złamał jej kręgosłup. Dwa dni później zmarła. Na oczach matki i rodzeństwa emir uniósł drobne zwłoki i cisnął je na ziemię. „Tak muszą umrzeć wszyscy niewierni!”, krzyknął.
Jan Kizilhan