Читать книгу Shirin. Pozostanę córką światła - Jan Kizilhan - Страница 9
Czuć się bezpiecznie – tego musimy się nauczyć od nowa
ОглавлениеW pierwszych miesiącach nie udzielano nam pomocy psychologicznej. Chciałyśmy, żeby przepisano nam leki, abyśmy mogły się uspokoić i spać nocą. Gdy się skarżymy, nasza opiekunka radzi: „Wypijcie trochę wody albo pójdźcie na spacer”. Nie potrafię jeszcze w pełni cieszyć się nowym otoczeniem, ponieważ w moim życiu brakuje najważniejszego: rodziny. Bez niej czuję się czasami bardzo zagubiona i nie wiem, gdzie szukać oparcia.
Nasze emocje są niezwykle rozchwiane. W jednej chwili śmiejemy się, a już w następnej śmiech milknie jak po wciśnięciu guzika. Twarze wokół mnie stają się wtedy nieobecne. Do naszych głów zakrada się zwątpienie. Jak możemy się śmiać, kiedy nasi bliscy cierpią? Jak możemy żyć w pokoju, gdy oni doświadczają koszmaru? Czy zdołamy same stawić czoła przyszłości?
Maltretowane kobiety zwykle cierpią z powodu koszmarów sennych, stale powracających wspomnień i obaw, że ponownie trafią w ręce IS. Typowy jest dla nich brak radości, zainteresowań, utrata zaufania do ludzi i wiary w ludzkość, ciągła nieufność wobec innych osób i zwiększona czujność, ponieważ wciąż spodziewają się jakiegoś nagłego nieszczęścia. Do tego dochodzą dolegliwości fizyczne, takie jak bóle głowy, pleców i brzucha, brak energii, skłonność do pogrążania się w myślach, zaburzenia snu oraz unikanie sytuacji postrzeganych jako niebezpieczne.
Jan Kizilhan
Bywają chwile, gdy nie mam nawet ochoty uczestniczyć w moim ulubionym kursie języka niemieckiego, gdy nie opuszczam pokoju i mam potrzebę się schować. Zawsze przychodzi wtedy do mnie jedna z dziewcząt i mówi łagodnie: „Jestem przecież dla ciebie jak siostra i wszystkie pozostałe kobiety tutaj też. Przestań płakać. Wszystkie jesteśmy z tobą”. Jestem za to bardzo wdzięczna. Czuję się tu bezpieczna.
Gdy wprowadzałyśmy się do naszego lokum, prawie się nie znałyśmy. Pochodzimy z różnych wiosek. Wszystkie czułyśmy się sobie trochę obce, ale na miejscu zaprzyjaźniłyśmy się, właśnie dlatego że połączył nas wspólny los. Stałyśmy się jakby małą rodziną zastępczą. Nie wiemy tylko, co będzie dalej. Jakie mamy perspektywy? Czy możemy same poszukać sobie mieszkania? Chciałybyśmy pójść do pracy i zacząć zarabiać, bo to, co dostajemy, nie wystarczy na życie. Jedyna odpowiedź, jaką usłyszałyśmy do tej pory na nasze pytania, brzmiała: „Macie dwa lata, potem możecie wrócić albo zostać”.
Ale co ma się z nami dziać w ciągu tych dwóch lat? I co będzie później?
Chciałybyśmy porozmawiać o naszej przyszłości z doktorem Kizilhanem, który sprowadził nas tu z Iraku, ale on jest bardzo zajęty. Musi uratować jeszcze wiele kobiet.
Jako specjalista w dziedzinie terapii osób dotkniętych traumą kursuję tam i z powrotem pomiędzy moją ojczystą Badenią-Wirtembergią a północnym Irakiem. W moim biurze w Dahuku wysłuchuję historii ocalałych – kobiet i dzieci, które zostały porwane i były maltretowane przez IS. Nasze zadanie jest trudne, ponieważ nie możemy zabrać wszystkich, a niemal wszyscy chcą wyjechać. Kraj związkowy Badenia-Wirtembergia zadeklarował gotowość przyjęcia do końca 2014 roku tysiąca potrzebujących ochrony kobiet i dzieci. To akcja pomocowa, jakiej dotąd w Niemczech jeszcze nie było.
Jan Kizilhan