Читать книгу Pozytywna dyscyplina - Jane Nelsen - Страница 10

ROZDZIAŁ 2
PODSTAWOWE KONCEPCJE

Оглавление

Niniejsza książka zawiera mnóstwo praktycznych pomysłów na wdrożenie w codziennym życiu, zarówno w domu, jak i szkole, dyscypliny nieopartej na karze ani innych elementach systemu kontroli. Zanim jednak dowiemy się, „jak” działać, warto zastanowić się, „po co” działać w ten sposób. Zbyt wielu rodziców i nauczycieli sięga po metody wychowawcze, które nie przynoszą skutecznych rezultatów długofalowych. Robią tak, ponieważ nie rozumieją podstawowych zagadnień dotyczących ludzkiego zachowania. Koncepcje psychologii adlerowskiej, opisane w tym i w kolejnych dwóch rozdziałach wraz z sugestiami dotyczącymi ich praktycznego zastosowania, pomagają rodzicom i nauczycielom lepiej zrozumieć zachowania ludzi, uświadomić sobie, dlaczego dzieci źle się zachowują i w jaki sposób skuteczne metody pozytywnej dyscypliny wspierają dzieci w uczeniu się ważnych postaw i umiejętności życiowych, dzięki którym staną się szczęśliwymi ludźmi współtworzącymi swoje społeczności.

Idee Alfreda Adlera wyprzedzały czasy, w których żył. Podczas cieszących się popularnością wykładów i publicznych seminariów w Wiedniu (już po zerwaniu z Freudem) opowiadał się za równością wszystkich ludzi, bez względu na rasę, płeć i wiek, na długo, zanim stało się to modne. Swoją pracę kontynuował już poza granicami ojczyzny, którą, jako Austriak żydowskiego pochodzenia, zmuszony był opuścić w wyniku nazistowskich prześladowań.

Bliskim współpracownikiem Adlera był Rudolf Dreikurs i to właśnie on przyczynił się do rozwoju psychologii adlerowskiej po jego śmierci w 1937 roku. Książki autorstwa i współautorstwa Dreikursa pomagają rodzicom i nauczycielom zrozumieć praktyczne zastosowanie teorii Adlera, a tym samym przyczyniają się do poprawy ich relacji z dziećmi w domu i szkole (zajrzyj do sekcji Polecane lektury).

Dreikursa martwiło to, że wielu dorosłych chcących postępować zgodnie z jego sugestiami nie rozumie pewnych podstawowych koncepcji. Ten brak zrozumienia powodował, że wypaczali stosowane przez siebie techniki i wykorzystywali je po to, by pokonać, a nie zjednać sobie dzieci. Sięgając po kary oraz inne metody kontroli, dorośli pokonują dzieci. Zjednują je sobie natomiast szacunkiem, czyli jednoczesną uprzejmością i stanowczością oraz wiarą w ich zdolność do współpracy oraz wkładu. To wymaga od rodziców nieustannego stosowania zachęty oraz poświęcenia czasu na uczenie swojego potomstwa podstawowych umiejętności życiowych.

Pokonywanie dzieci czyni z nich przegranych. Przegrana, ogólnie rzecz biorąc, powoduje, że dzieci stają się buntownicze lub ślepo posłuszne. Żadna z tych cech nie jest pożądana. Zjednywanie sobie dzieci oznacza pozyskiwanie ich dobrowolnej współpracy.

Przykładem niezrozumienia podstawowych idei pozytywnej dyscypliny jest powszechna praktyka okraszania logicznych konsekwencji upokorzeniem, w błędnym przekonaniu, że dziecko nie uczy się niczego, jeśli w wyniku popełnianych błędów nie cierpi. To prawda, że upokorzenie może motywować dziecko do poprawy, ale za jaką cenę? Przede wszystkim cierpi na tym jego poczucie własnej wartości. Zdarza się też, że dziecko stara się nieustannie zadowolić innych lub uzależnia się od ich aprobaty i buduje przekonanie, że jego wartość zależy od zewnętrznej akceptacji. Może unikać podejmowania ryzyka w obawie przed porażką. Tylko od dorosłych zależy, czy częścią procesu uczenia się będą wina, wstyd, ból i czy reakcja dorosłego nie zniechęci dziecka i nie wpłynie na zaniżoną samoocenę. Może jednak lepiej oprzeć proces uczenia się na empatii, zachęcie, bezwarunkowej miłości i wsparciu dorosłych, które ułatwiają rozwijanie umiejętności życiowych i budują zdrowe poczucie własnej wartości?

SAMOOCENA – POJĘCIE DOŚĆ ZŁUDNE

Skoro samoocena i poczucie własnej wartości zostały już wspomniane, warto zastanowić się nad ich znaczeniem, choć nawet eksperci nie są zgodni, jak należy je definiować. Swego czasu byłam członkiem Kalifornijskiej Grupy Roboczej ds. Samooceny i z ciekawością przysłuchiwałam się debatom dotyczącym definicji tego słowa.

Moim zdaniem skrzywdziliśmy dzieci przekonaniem, że możemy ofiarować im dobrą samoocenę. Środkiem do tego celu były i są pochwały, naklejki z uśmiechniętą buzią czy też nazywanie dziecka „najważniejszą osobą dnia”. Oczywiście wszystko to może być dobrą, nieszkodliwą zabawą, pod warunkiem, że dziecko nie uzależni poczucia własnej wartości od zewnętrznych opinii. Jeśli to zrobi, może starać się nieustannie zadowalać innych lub szukać ich aprobaty. Nauczy się szukać potwierdzenia słuszności swoich działań na zewnątrz, zamiast ufać sobie. Rozwinie „obcoocenę” zamiast samooceny.

Czy zauważyłeś, jak iluzoryczna potrafi być samoocena? Jednego dnia myślisz o sobie w samych superlatywach. Drugiego popełniasz błąd, krytykujesz się lub słyszysz krytyczne uwagi od innych i… twoją dobrą samoocenę trafia szlag.

Największą przysługę oddajemy dziecku, kiedy uczymy je ufać własnej ocenie (więcej o tym w rozdziale siódmym), zamiast polegać na pochwałach i opinii osób trzecich. Dorośli mogą wspierać ten proces poprzez nieustanne przypominanie, że błędy są wspaniałą okazją do nauki. Doświadczając porażek, dziecko samo „kombinuje”, jak rozwiązać podobne problemy w przyszłości. Staje się wytrzymałe i łatwiej radzi sobie ze wzlotami i upadkami w życiu. Najwięcej korzyści dzieci odnoszą wtedy, kiedy myślą o sobie pozytywnie, mając wkład w życie rodziny, szkoły i społeczności. Kluczem jest poczucie przynależności i znaczenia.

Jeden z moich ulubionych rysunków z serii Fistaszki przedstawia Lucy, która pyta Linusa:

– Jak było dziś w szkole?

– Nie byłem. To znaczy byłem. Otworzyłem drzwi i zapytałem, czy ktoś mnie potrzebuje. Ponieważ nikt nie odpowiedział, poszedłem do domu.

Dzieci potrzebują poczucia, że są potrzebne.

Mocne poczucie własnej wartości oraz umiejętność radzenia sobie ze złudną naturą samooceny wspierane są przez siedem ważnych przekonań i umiejętności, omówionych w rozdziale pierwszym. Pierwszym krokiem do stworzenia atmosfery sprzyjającej ich nauce jest zjednywanie sobie dzieci, a nie pokonywanie ich.

ZJEDNYWANIE SOBIE DZIECI

Dziecko czuje się zachęcone, kiedy uważa, że rozumiesz jego punkt widzenia. Jeśli poczuje się zrozumiane, będzie bardziej skore wysłuchać cię i zastanowić się nad rozwiązaniem problemu. Pamiętaj – jeśli ty wysłuchasz dziecko, ono chętniej wysłucha ciebie. Cztery kroki do współpracy to świetny sposób na stworzenie atmosfery, w której dzieci są gotowe słuchać i współpracować.


CZTERY KROKI DO WSPÓŁPRACY

Wyraź zrozumienie dla uczuć dziecka

Upewnij się, co faktycznie czuje. Niczego nie zakładaj

Okaż empatię. Empatia nie oznacza, że akceptujesz i godzisz się na zachowanie dziecka; pokazuje tylko, że rozumiesz jego perspektywę. Możesz też podzielić się własnym doświadczeniem i opowiedzieć o sytuacji, w której czułeś się lub zachowałeś podobnie

Podziel się swoimi odczuciami i spojrzeniem na sytuację

Jeśli w pierwszych dwóch krokach byłeś szczery i miałeś przyjacielskie nastawienie do dziecka, będzie gotowe cię wysłuchać

Zachęć dziecko do szukania rozwiązań. Spytaj, jaki ma pomysł na uniknięcie podobnego problemu w przyszłości. Jeśli nie ma, opowiedz o swoich propozycjach i wspólnie poszukajcie rozwiązania dobrego dla was dwojga


Ta technika działa tylko i wyłącznie w atmosferze przyjaźni, troski i szacunku. Świadoma decyzja, by zjednać sobie współpracę dziecka, przełoży się na pozytywne uczucia rodzica i ułatwi przejście dwóch pierwszych kroków. Dzięki temu w kroku trzecim dziecko będzie gotowe wysłuchać dorosłego (nawet jeśli wcześniej wiele razy mówił on bez skutku). W kroku czwartym zrozumiane i wysłuchane dziecko będzie gotowe, by połączyć siły z rodzicem i znaleźć rozwiązanie.

A oto, jak tę technikę wykorzystała pani Martinez. Pewnego dnia jej córka Linda wróciła ze szkoły zła na nauczyciela, który skrzyczał ją przy całej klasie. Wziąwszy się pod boki, pani Martinez spytała oskarżycielskim tonem:

– Co zmalowałaś?

– Nic – odpowiedziała Linda ze złością i spuściła głowę.

– Moja droga, nauczyciele nie krzyczą na uczniów bez powodu. Co takiego zrobiłaś?

Linda rzuciła się na kanapę i z zaciętym wyrazem twarzy wpatrywała się w milczeniu w matkę, która tym samym oskarżycielskim tonem kontynuowała:

– Co zamierzasz zrobić z tą sytuacją?

– Nic – wyburczała Linda.

W tym właśnie momencie pani Martinez przypomniała sobie o czterech krokach do współpracy. Wzięła głęboki oddech, zmieniła podejście i po przyjacielsku powiedziała:

– Przypuszczam, że musiałaś czuć się zawstydzona, kiedy wydarł się na ciebie przy wszystkich. (Krok pierwszy – wyraź zrozumienie).

Linda spojrzała na matkę z podejrzliwym zainteresowaniem. Pani Martinez kontynuowała:

– Pamiętam, jak w czwartej klasie przydarzyła mi się podobna sytuacja. Podczas testu z matematyki wstałam, by zatemperować ołówek. Nauczyciel zaczął na mnie krzyczeć przy całej klasie. Zezłościłam się na niego i było mi strasznie głupio. (Krok drugi – okaż empatię, nie wyrażając aprobaty dla zachowania, i podziel się podobnym doświadczeniem).

Linda była już wyraźnie zaciekawiona.

– Naprawdę? – spytała. – Ja poprosiłam o pożyczenie ołówka. Uważam, że to nie w porządku, że nakrzyczał na mnie za coś takiego.

Pani Martinez odpowiedziała:

– Naprawdę rozumiem, jak się musiałaś czuć. Czy przychodzi ci do głowy, jak mogłabyś zapobiec tego rodzaju zawstydzającym sytuacjom w przyszłości? (Krok czwarty – zaproś dziecko do poszukania rozwiązań. Krok trzeci w tym przypadku nie był konieczny).

– Pewnie mogłabym nosić do szkoły więcej niż jeden ołówek. Wtedy nie musiałabym go pożyczać – odparła Linda.

– To świetny pomysł – skonkludowała jej mama.

Pani Martinez chciała między innymi pomóc Lindzie zachowywać się tak, by nie powodować złości i niezadowolenia nauczyciela. Kiedy za pierwszym razem spytała córkę, jak mogłaby sama rozwiązać ten problem, wrogość Lindy uniemożliwiła im jakąkolwiek współpracę. Wsparcie, którego pani Martinez udzieliła Lindzie, wykorzystując cztery kroki do współpracy, spowodowało, że wrogość przekształciła się w poczucie bliskości i zaufania, a Lindzie z łatwością przyszło zastanowienie się nad rozwiązaniem. Kiedy matce udało się zobaczyć sytuację oczami dziecka, córka zrezygnowała ze swojej postawy obronnej.

Pani Jones również wykorzystała cztery kroki do współpracy, kiedy dowiedziała się, że jej sześcioletni synek Jeff dopuścił się kradzieży. Na rozmowę bez świadków wybrała spokojną chwilę. Powiedziała Jeffowi, że wie, iż ukradł gumę do żucia z pobliskiego sklepu. (Zauważ – nie „wrobiła go”, pytając, czy zrobił coś złego, skoro wiedziała, że coś takiego się wydarzyło). Opowiedziała mu o tym, jak w piątej klasie ukradła gumkę do wycierania. Wiedziała, że nie powinna była tego robić, i czuła się z tego powodu strasznie winna. Zrozumiała, że gumka nie była tego warta. Na swoją obronę Jeff powiedział: „Ale przecież sklep ma dużo takich gum”. Pani Jones zaczęła rozmawiać z Jeffem o tym, ile gum oraz innych produktów musi sprzedać właściciel sklepu, by zarobić na czynsz, pensję dla pracowników, remanent i utrzymanie rodziny. Jeff przyznał, że nigdy o tym nie pomyślał. Oboje byli zgodni co do tego, że nie chcieliby, by ktoś bez pozwolenia zabierał ich rzeczy. Chłopiec odrzucił kradzież jako sposób pozyskiwania rzeczy i oświadczył, że chciałby zapłacić za ukradzioną gumę. Jego mama zaoferowała moralne wsparcie podczas transakcji.

Pani Jones udało się zjednać Jeffa, ponieważ powstrzymała się od oskarżania, obwiniania i prawienia kazań. Brak poczucia napiętnowania z powodu swojego zachowania pozwolił mu z otwartą głową przyjrzeć się prospołecznym argumentom przeciwko kradzieży. Dzięki temu mógł również zaangażować się w trudne dla siebie rozwiązanie, stanowiące niezwykle cenną lekcję na przyszłość. Mógł zrobić to wszystko, bo jego matka zamiast atakować, wsparła go.

UCZUCIA STOJĄCE ZA SŁOWAMI I CZYNAMI

Uczucie, które stoi za tym, co mówimy i robimy, jest ważniejsze niż to, co mówimy. To, co robimy, nie jest tak ważne jak to, w jaki sposób to robimy. Nasze uczucia i nastawienie determinują nasze zachowanie. Zwykłe pytanie: „Czego się dzięki temu nauczyłeś?” można zadać albo oskarżycielskim i powodującym wstyd tonem, albo takim, w którym pobrzmiewa empatia i zainteresowanie. W zależności od tonu będziemy budować albo atmosferę opartą na bliskości i zaufaniu, albo wytwarzać dystans i wrogość. Zaskakujące jest to, jak wielu dorosłych uważa, że może mieć pozytywny wpływ na dziecko, dystansując się od niego i mając do niego wrogie nastawienie (czy naprawdę w to wierzą, czy po prostu bezmyślnie reagują?).

Uczucia stojące za słowami najłatwiej odczytać z tonu głosu. Pojawiająca się w nim nuta poniżenia gwałci podstawową zasadę wzajemnego szacunku. Zmienia również to, co mogłoby być logiczną konsekwencją, w karę, która, jak wiemy, nie ma żadnych pozytywnych długofalowych rezultatów. Jeśli dziecko rozleje mleko na podłogę, logiczną konsekwencją (lub rozwiązaniem) jest wytarcie podłogi. Pozostaje nią tak długo, jak długo dorosły zwraca się do dziecka uprzejmie i stanowczo, na przykład: „Ups, co trzeba z tym zrobić?”. Zauważ, o ile bardziej zachęcające jest zadanie dziecku pytania niż powiedzenie mu, co należy wykonać. Zastąpienie poleceń pytaniami to jedna z najbardziej skutecznych metod pozytywnej dyscypliny, którą poznasz w rozdziale szóstym. Polecenia zwykle spotykają się z oporem i buntem, natomiast angażowanie dzieci w sposób pełen szacunku uzmysławia im, że potrafią wykorzystać swoje umiejętności po to, by mieć wkład. Prośba staje się karą, jeśli dorosły nie używa uprzejmego i pełnego szacunku tonu lub upokarza, na przykład mówiąc: „Jak możesz być taką niezdarą? Natychmiast to posprzątaj, a skoro nie potrafisz niczego zrobić dobrze, od tej chwili ja będę nalewać ci mleko”.

Psychologia adlerowska to kopalnia wiedzy. Dostarcza zestawu podstawowych koncepcji, dzięki którym możemy lepiej zrozumieć dzieci i siebie. Pozostaną one jednak tylko suchą teorią, jeśli nie będą szły ramię w ramię z nastawieniem pełnym zachęty, zrozumienia i szacunku. Bez niego techniki staną się pozbawioną szacunku manipulacją. Nasza skuteczność w relacjach z dziećmi wzrośnie, jeśli zawsze będziemy pamiętać o następującym pytaniu: „Czy to, co robię, zachęca, czy zniechęca dziecko?”.

PODSTAWOWE KONCEPCJE ADLEROWSKIE

1. Dzieci to istoty społeczne

Zachowanie determinowane jest kontekstem społecznym. Dzieci budują przekonania na swój temat oraz decyzje dotyczące swojego przyszłego zachowania na podstawie tego, jak postrzegają siebie w relacjach, i tego, co ich zdaniem inni czują w stosunku do nich. Pamiętaj, że dzieci nieustannie tworzą przekonania i podejmują decyzje o sobie, o świecie i o tym, co muszą zrobić, by przetrwać lub w pełni realizować siebie. „W pełni realizują siebie”, kiedy rozwijają wszystkie siedem przekonań i postaw, omówionych w rozdziale pierwszym. Natomiast kiedy funkcjonują w trybie „przetrwania”, czyli usiłują wykombinować, jak poczuć przynależność i znaczenie, dorośli często uważają, że źle się zachowują. Zobacz, może twoje podejście do nieodpowiedniego zachowania dziecka się zmieni, jeśli spojrzysz na nie, jak na zachowanie w „trybie przetrwania”?


2. Zachowanie jest celowe

Zachowanie zależy od celu, do którego się dąży w danym kontekście społecznym. Podstawowym celem jest przynależność. Oczywiście dzieci nie są świadome celu, który mają nadzieję osiągnąć. Czasem błędne koncepcje dotyczące sposobów osiągania tego, na czym im zależy, powodują, że w wyniku swojego zachowania osiągają cel przeciwny do zamierzonego. Chcą na przykład przynależeć, ale są nieznośne. Jest to błędne koło: z im większym rozdrażnieniem i złością reagują na ich zachowanie dorośli, tym bardziej są nieznośne, uważając, że mimo wszystko w ten właśnie sposób ich sobie zjednają. Dreikurs wyjaśnił to następująco: „Dzieci są świetnymi obserwatorami, ale kiepskimi interpretatorami”. Zresztą nie tylko dzieci mają ten problem. Poniższa sytuacja świetnie ilustruje początek takiego błędnego koła.

Kiedy mama dwuletniej Adele wraca ze szpitala z nowo narodzonym braciszkiem, najważniejszą obserwacją Adele jest to, że mama poświęca mu mnóstwo uwagi. Niestety, interpretuje to w ten sposób, że mama kocha go bardziej niż ją. Nie jest to prawdą, ale przekonanie Adele jest ważniejsze od prawdy, ponieważ jej zachowanie będzie rezultatem jej przekonania na temat prawdy, a nie samej prawdy. Celem Adele jest odzyskanie szczególnej pozycji w rodzinie; dziewczynka błędnie wierzy, że aby to osiągnąć, musi zachowywać się jak niemowlę: domagać się butelki, załatwiać się w majtki i dużo płakać. Oczywiście osiąga efekt przeciwny do zamierzonego, bo zdesperowana mama strofuje ją, zamiast okazywać miłość i troskę.


3. Podstawowy cel dziecka to przynależeć i czuć się ważnym

Trzecie założenie stanowi naturalny wynik dwóch pierwszych i mówi o tym, że celem każdego zachowania jest osiągnięcie przynależności i poczucia znaczenia w kontekście społecznym. U źródła nieodpowiedniego zachowania leży błędne przekonanie na temat tego, jak je osiągnąć, co świetnie pokazuje historia Adele.


4. Dziecko, które zachowuje się niegrzecznie to dziecko zniechęcone

Nieodpowiednie zachowanie to sygnał, który wysyła dziecko, by powiedzieć dorosłym: „Nie czuję, że przynależę, nie czuję, że jestem ważny, a w dodatku mam błędne przekonanie dotyczące tego, jak osiągnąć te dwie rzeczy”. Łatwo zrozumieć, czemu wielu dorosłym trudno przejść do porządku dziennego nad nieodpowiednim zachowaniem dziecka i przypomnieć sobie, że jego prawdziwy przekaz brzmi: „Chcę przynależeć”. Zrozumienie tego założenia to pierwszy krok do tego, by móc skuteczniej pomagać niegrzecznym, czyli zniechęconym dzieciom. Jest to taki swoisty „łamacz kodu”. Kiedy pojawia się nieodpowiednie zachowanie, potraktuj je jak kod i zastanów się, co naprawdę chce powiedzieć ci dziecko. Pamiętaj, że nie jest ono świadome zakodowanego przekazu, ale poczuje się zrozumiane, jeśli zamiast zareagować na zachowanie, zajmiesz się ukrytym przekonaniem. Twój stosunek do nieodpowiedniego zachowania się zmieni, jeśli przypomnisz sobie, że kryje się za nim dziecko, które pragnie przynależeć, ale nie umie osiągnąć tego celu w społecznie użyteczny sposób. Być może sam również przyczyniasz się do braku poczucia przynależności i znaczenia u swojego dziecka. Cztery pierwsze założenia bardziej omówione są szczegółowo w rozdziale czwartym.


5. Poczucie wspólnoty

Nazwa kolejnej ważnej koncepcji Alfreda Adlera to ukute przez niego piękne niemieckie słowo Gemeinschaftsgefühl. Można je przetłumaczyć jako „poczucie wspólnoty” lub „odpowiedzialność społeczną”. Oznacza ono troskę o bliźniego i szczere pragnienie, by uczestniczyć w życiu społecznym oraz wpływać na nie. W grudniowym wydaniu „The Individual Psychologist” z 1978 roku ukazało się opowiadanie Kristin R. Pancer, które świetnie obrazuje, czym jest poczucie wspólnoty.


Żyło kiedyś dwóch braci. Gospodarowali wspólnie na jednej farmie, a zyskiem dzielili się po równo, choć niewiele go było, bo ziemia była kamienista i nieurodzajna. Jeden brat miał żonę i piątkę dzieci, drugi był kawalerem. Pewnej nocy żonaty brat nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, ponieważ dotarło do niego, jak niesprawiedliwy mieli układ. „Mój brat nie ma dzieci, do których z radością mógłby wracać po całym dniu pracy i które zajęłyby się nim na starość. Potrzebuje więcej niż połowy zysku. Jutro zaoferuję mu dwie trzecie. Taki układ będzie sprawiedliwszy”. Tej samej nocy drugi brat z tego samego powodu również nie mógł zmrużyć oka. Myślał: „Mój brat ma żonę i piątkę dzieci do wykarmienia, poza tym razem wykonują na farmie znacznie więcej pracy niż ja. Mojemu bratu należy się więcej niż połowa tego, co zarabiamy. Jutro zaoferuję mu dwie trzecie”. Następnego dnia bracia spotkali się i każdy przedstawił plan na sprawiedliwszy układ.


To jest przykład poczucia wspólnoty przekutego w czyn.

Adler opracował program pod nazwą „Czternastodniowy plan uzdrowienia”. Twierdził, że w ciągu czternastu dni wyleczy z choroby umysłowej każdego, kto będzie postępował zgodnie z jego wskazówkami. Pewnego dnia do Adlera przyszła kobieta w głębokiej depresji. Powiedział jej:

– Mogę wyleczyć panią z depresji w ciągu zaledwie czternastu dni pod warunkiem, że zastosuje się pani do mojej rady.

– Co takiego miałabym zrobić? – spytała niezbyt entuzjastycznie.

– Jeśli każdego dnia w ciągu najbliższych dwóch tygodni wyświadczy pani komuś przysługę, wyleczy się pani z depresji – odpowiedział Adler.

– Czemu miałabym wyświadczać przysługi innym, skoro sama tego nie doświadczam? – zaprotestowała.

– No cóż, może w pani przypadku zabierze to dwadzieścia jeden dni – zażartował. – Jeśli nie przychodzi pani do głowy nic, co chciałaby pani zrobić dla kogoś innego, to niech pani pomyśli, co mogłaby zrobić, gdyby tylko miała ochotę.

Adler wiedział, że sama myśl o zrobieniu czegoś dla innej osoby sprawi, że kobieta będzie na dobrej drodze do wyzdrowienia.

Uczenie dzieci poczucia wspólnoty jest niesłychanie ważne. Na cóż młodym ludziom wiedza akademicka, jeśli nie nauczą się, jak być pożytecznymi członkami społeczeństwa? Dreikurs często powtarzał: „Nigdy nie wyręczaj dziecka, jeśli potrafi zrobić coś samo”. Dlaczego? Kiedy zbyt często wyręczamy dzieci, pozbawiamy je okazji do tego, by doświadczały swojej samodzielności i zaradności. Możemy natomiast umacniać je w przekonaniu, że inni muszą się nimi zajmować lub że „należy” im się specjalne traktowanie.

Wpajanie dzieciom przekonania, że mogą polegać na sobie, jest pierwszym krokiem do kształtowania w nich poczucia wspólnoty. Dzięki temu dzieci są gotowe, by pomagać, a służąc innym, wzmacniają osobiste poczucie samodzielności i zaradności. Jeśli dorośli odgrywają role superrodziców i supernauczycieli, dzieci nabierają przekonania, że to świat ma im służyć, a nie one jemu. To właśnie takie jednostki mają poczucie niesprawiedliwości, kiedy nie uda im się postawić na swoim. Kiedy inni odmawiają spełniania ich zachcianek i żądań, użalają się nad sobą lub się mszczą. Zemsta zawsze jest jednak mieczem obosiecznym – rani się siebie tak samo, a nawet jeszcze bardziej niż innych.

Drugi koniec skali to rodzice i nauczyciele, którzy są zbyt zajęci, by nauczyć dzieci umiejętności społecznych i życiowych oraz kształtować ich charakter. Później denerwują się, że dzieci „nie potrafią się zachować”. Gdzie ich zdaniem mają się nauczyć zachowania nacechowanego szacunkiem? Zbyt wielu dorosłych „wini” dzieci za nieodpowiednie zachowanie, zamiast spojrzeć prawdzie w oczy i wziąć odpowiedzialność (bez poczucia winy) za swój w nim udział.

Promując poczucie wspólnoty, pozytywna dyscyplina pozwala dzieciom i dorosłym przerwać takie błędne koło obwiniania. Zwykle rodzice i nauczyciele nie są świadomi, jak często wykonują za dzieci czynności, które świetnie potrafią robić same. Nie poświęcają czasu, by pokazać im, jak mogą być pożyteczne w domu i szkole. Zróbcie rachunek sumienia. Nauczyciele – jak wiele rzeczy, które robicie w szkole, mogłyby wykonywać dzieci? Rodzice – jak wiele czynności wykonujecie za dzieci, bo tak jest szybciej i wygodniej, a tym samym nie pomagacie im poczuć, jak bardzo są zdolne i zaradne?

W książce Positive Discipline in the Classroom6 (Pozytywna dyscyplina w klasie), której jestem współautorką, podkreślamy wagę angażowania uczniów w tworzenie listy obowiązków i prac, które trzeba wykonać w klasie. Nauczyciel może uczestniczyć w jej tworzeniu, ale to nie on gra w tym procesie pierwsze skrzypce. To niezwykłe, jak wiele rzeczy potrafią wymyślić dzieci, kiedy się je o to poprosi. Mając gotową listę, należy zapytać o ochotników do wykonania każdej pracy. Dla każdego ucznia musi się znaleźć przynajmniej jedno zadanie. Można nawet uzgodnić, że któremuś uczniowi przypadnie rola nadzorowania wykonania wszystkich prac. Ważne jest również wprowadzenie (przy udziale uczniów) systemu rotacji prac, żeby tym osobom, którym trafiły się mniej wciągające zajęcia, dać szansę zrobienia czegoś ciekawszego. Dzięki współdzieleniu obowiązków wzrasta poczucie przynależności i wspólnoty, a dzieci szybciej uczą się umiejętności życiowych i społecznych.


6. Równość

Koncepcja równouprawnienia jest bliska wielu ludziom, dopóki nie dotyczy dzieci. Wtedy pojawia się mnóstwo obiekcji. „Czyż dzieci mogą być traktowane na równi z dorosłymi, jeśli nie mają ich doświadczenia, wiedzy i odpowiedzialności?”– pytają. Jak już zostało powiedziane w rozdziale pierwszym, równość nie zakłada „identyczności”. Według Adlera równość to równe prawo do godności i szacunku. Większość dorosłych jest skłonna przyznać, że dzieci mają tę samą wartość co dorośli. Jest to jeden z powodów, dla których pozytywna dyscyplina odżegnuje się od upokarzania. Techniki wykorzystujące upokarzanie stoją w sprzeczności z koncepcją równości i wzajemnego szacunku.


7. Błędy są wspaniałą okazją do nauki

W zachodnich społeczeństwach uczy się nas wstydzić swoich błędów i dążyć do perfekcji. Negatywne przekonania dotyczące braku perfekcji są powszechne i odbierają ludziom siłę. Potrzebujemy odwagi, by je zmienić i zaakceptować to, co w ludziach ułomne i słabe. Nie ma na świecie idealnego człowieka, a mimo to wszyscy oczekujemy tego od siebie i innych, szczególnie od dzieci.

Zamknij oczy i przypomnij sobie, czego na temat błędów nauczyłeś się od swoich rodziców i nauczycieli jako dziecko. Jaka była ich reakcja na twoje błędy? Aby wzmocnić efekt tego ćwiczenia, możesz zapisać to, co sobie przypomnisz. Czy kiedy popełniłeś błąd, dawali ci do zrozumienia, że jesteś głupi, zły, bezwartościowy, że ich rozczarowałeś? Raz jeszcze zamknij oczy i pozwól sobie przypomnieć konkretną sytuację, kiedy zwymyślano cię za popełnienie błędu. Jakie decyzje podjąłeś w stosunku do siebie i swojej przyszłości? Wtedy nie zdawałeś sobie sprawy, że podejmujesz jakąś decyzję, ale z perspektywy czasu zwykle te decyzje stają się oczywiste. Niektórzy decydują, że są źli lub bezwartościowi. Inni postanawiają nie podejmować ryzyka w obawie przed upokorzeniem. Zbyt wielu uzależnia się od aprobaty dorosłych i stara się ich zadowolić kosztem własnej samooceny. Są też tacy, którzy wybierają przebiegłość i stawiają sobie za cel nie dać się złapać następnym razem. Czy takie reakcje i decyzje wspierają rozwój umiejętności życiowych u dzieci? Oczywiście, że nie.

Rodzice i nauczyciele zazwyczaj mają dobre intencje, kiedy w sposób negatywny reagują na popełniane przez dzieci błędy. Chcą motywować podopiecznych do większego wysiłku „dla ich własnego dobra”. Niestety nie zastanawiają się nad długofalowymi skutkami stosowanych przez siebie metod. Często wynika to po prostu ze strachu. Dorośli obawiają się, że nie będą dobrymi wychowawcami, jeśli nie „zmuszą” dzieci do większych starań. Dla wielu bardziej liczy się to, co powiedzą sąsiedzi, niż to, czego uczą się ich dzieci. Są też tacy, według których strach i upokorzenie to jedyne sposoby na zmotywowanie dzieci do poprawy. Większość nie widzi innej możliwości postępowania – wydaje im się, że bez użycia winy, wstydu i bólu będą po prostu pobłażliwi. Nadmierna kontrola i surowość maskują tylko ich obawy.

A przecież istnieje inny sposób postępowania. Nie ma nic wspólnego z pobłażliwością i naprawdę motywuje dzieci do poprawy, nie naruszając ich poczucia własnej wartości. Musimy nauczyć siebie i dzieci, jak ekscytować się błędami i traktować je jako okazję do nauki. Czyż nie byłoby przyjemnie usłyszeć dorosłego, który mówi do dziecka: „Popełniłeś błąd. Fantastycznie. Czego oboje możemy się dzięki niemu nauczyć?”. Uczą się także dorośli, gdyż zazwyczaj są współtwórcami większości popełnianych przez dzieci błędów. Czasem wynika to z tego, że nie poświęciliśmy czasu na uczenie i zachętę. Przez to możemy prowokować dzieci do buntu, zamiast inspirować je do poprawy. Musimy odważnym przykładem uczyć dzieci akceptować błędy i od początku wpajać im, że są one cudowną okazją do nauki.

Świetną ku temu okazją są spotkania rodzinne i klasowe (omówione dokładniej w rozdziale ósmym i dziewiątym). Dla wielu rodzin przydatne okazało się wprowadzenie zasady opowiadania o swoich błędach podczas głównego posiłku. Każdy domownik dzieli się „błędem dnia” i tym, czego się dzięki niemu nauczył. Nauczyciele mogą taki czas na opowiadanie o błędach i płynącej z nich nauce wygospodarować raz na tydzień w trakcie jednego z codziennych spotkań klasowych. Dzieci potrzebują regularnego przypominania im o korzyściach płynących z błędów i możliwości uczenia się dzięki nim w bezpiecznej i wspierającej atmosferze.

Jednym z motywów przewodnich tej książki jest nauczenie się, jak wykorzystywać wyzwania rodzicielskie jako okazję do przekazania dzieciom wartościowych umiejętności życiowych i społecznych. Najpierw jednak rodzice muszą wyzbyć się negatywnych przekonań na temat błędów, by wprowadzić w czyn to, co Rudolf Dreikurs nazwał „odwagą do bycia niedoskonałym”. Trzy „P” pomyłek to świetny sposób na bycie wzorem niedoskonałości dla dzieci.


TRZY „P” POMYŁEK

Przyznanie się do błędu:

„O kurczę! Popełniłem błąd”

Pogodzenie się: „Przepraszam”

Poszukiwanie rozwiązania: „Wspólnymi siłami znajdźmy rozwiązanie”


Znacznie łatwiej jest wziąć odpowiedzialność za błąd, jeśli traktuje się go jako okazję do nauki, a nie jako coś złego. Traktowanie błędu jako porażki sprawia, że wątpimy w swoje zdolności, atakujemy się i czujemy się zniechęceni, przez co zaczynamy mataczyć, oceniać lub krytykować siebie oraz innych. Jeśli jednak dostrzeżemy użyteczność błędów, rozpoznawanie ich stanie się ekscytującym przedsięwzięciem: „Hm, ciekaw jestem, czego się dzięki temu nauczę?”. Ważnym elementem pierwszego „P” pomyłek jest umiejętność wybaczania samemu sobie.

Czy zauważyłeś, jak łatwo dzieci wybaczają, jeśli jesteśmy gotowi je przeprosić? Czy kiedykolwiek przeprosiłeś dziecko? Jak zareagowało? Zadaję te pytania podczas warsztatów na całym świecie i odpowiedź brzmi podobnie, gdziekolwiek się znajduję. Kiedy dorosły szczerze przeprasza, dziecko niemal zawsze odpowiada: „W porządku, mamo (tato, nauczycielu)”. W reakcji na brak szacunku ze strony dorosłego dziecko się złości i wyraża niechęć (i ma to swoje uzasadnienie), natomiast jak tylko usłyszy „przepraszam”, zapomina o urazie i wszystko wybacza.

Pierwsze dwa „P” pomyłek – przyznanie i pogodzenie się – tworzą mocny fundament pod trzecie „P”, czyli szukanie rozwiązań. Szukanie ich w atmosferze pełnej wrogości mija się z celem.

Podobnie jak większość dorosłych i dzieci, nawet kiedy wiem, jak należy postąpić, nie zawsze tak postępuję. Jesteśmy ludźmi i naturalne jest to, że zdarza nam się stracić panowanie nad emocjami oraz zdrowy rozsądek i zacząć działać z poziomu gadziego mózgu. Wtedy zamiast działać w sposób przemyślany, reagujemy bezmyślnie. W zasadach pozytywnej dyscypliny uwielbiam to, że bez względu na to, ile błędów popełnię, jak bardzo nabroję, zawsze mogę odnieść się do zasad, wyciągnąć naukę z błędów, naprawić szkody i… sprawić, że będzie lepiej, niż było.

Ponieważ popełniam wiele błędów, trzy „P” pomyłek to moja ulubiona technika. Często cytuję przykład z czasów, kiedy moja córka miała osiem lat. Pewnego razu powiedziałam do niej:

– Mary, jesteś rozpuszczonym bachorem. (Co się stało z uprzejmością, stanowczością i szacunkiem?)

– Tylko nie mów mi później, że ci przykro – odparowała Mary, która bardzo dobrze znała tę technikę.

– Nie martw się, bo wcale nie jest i nie będzie mi przykro – rzuciłam, całkowicie wytrącona z równowagi.

Mary pobiegła do sypialni i trzasnęła drzwiami. Wkrótce odzyskałam w pełni kontrolę nad swoim mózgiem i uświadomiwszy sobie, co zrobiłam, poszłam przeprosić Mary. Wciąż była zła i niegotowa na przeprosiny. Pochylała się nad wcześniejszym wydaniem Pozytywnej dyscypliny, zajęta podkreślaniem czegoś grubym, czarnym flamastrem. Spojrzałam jej przez ramię. Nabazgrała na marginesie słowo „hipokrytka”. Wyszłam z pokoju, myśląc: „No ładnie, a za kilka dni ukaże się kolejna książka kochanej mamusi”. Uświadomiłam sobie, że popełniłam duży błąd.

Po pięciu minutach poczułam, jak Mary obejmuje mnie i mówi:

– Przepraszam, mamo.

– Kochanie, to ja przepraszam. Kiedy nazwałam cię rozpuszczonym bachorem, sama zachowałam się jak bachor. Zezłościło mnie to, że cię poniosło, ale przecież ja wcale nie zachowałam się lepiej. Bardzo cię przepraszam.

– Nie ma sprawy, mamo. Ja naprawdę zachowałam się jak bachor – przyznała.

– Widzę teraz, jak cię do tego sprowokowałam.

– A ja rozumiem, co cię zezłościło.

Takie sytuacje zdarzają się bardzo często. Kiedy dorosły bierze odpowiedzialność za swoją rolę w konflikcie (konflikt powstaje przy udziale przynajmniej dwóch stron), dziecko zwykle podąża za jego przykładem i bierze odpowiedzialność za swoją. Dzieci uczą się odpowiedzialności i konsekwencji, jeśli dorośli pokazują im taki model działania.

Kilka dni później przypadkiem usłyszałam telefoniczną rozmowę Mary z przyjaciółką: „Och, Debbie, jesteś taka głupia”. Moja córka szybko uświadomiła sobie, co zrobiła, i powiedziała: „Przepraszam, Debbie. To, że tak powiedziałam, świadczy tylko o mojej głupocie”.

Mary przyswoiła sobie zasadę trzech „P” pomyłek i nauczyła się, że błędy nie są niczym innym, jak tylko wspaniałą okazją do nauki.


8. Upewnij się, że dziecko otrzymało przekaz miłości

Pani Smith, samotna matka, skontaktowała się ze mną, ponieważ miała problem ze swoją córką Marią. Obawiała się, że eksperymentuje z narkotykami. Pewnego razu na dnie szafy nastolatki znalazła sześciopak piwa. Trzymając go w ręce, stanęła przed Marią i odbyły mniej więcej taką rozmowę:

– Co to jest?

Ton jej głosu wskazywał, że wcale nie jest zainteresowana odpowiedzią. Pytanie jest pułapką, a zadane zostaje w celu upokorzenia córki. Od razu wytworzyła się pomiędzy nimi atmosfera wrogości i dystansu.

– Wygląda mi to na sześciopak piwa, mamo – odpowiedziała Maria z sarkazmem.

Atmosfera jeszcze bardziej się zagęściła.

– Nie bądź taka dowcipna, moja panno. Odpowiedz mi na pytanie.

– Mamo, nie wiem, o co ci chodzi – odparła Maria z całkowitą niewinnością.

Pani Smith była gotowa złapać córkę w pułapkę:

– Znalazłam to piwo w twojej szafie, młoda damo. Wyjaśnij mi, proszę, co ono tam robiło.

Maria pomyślała chwilę i wytłumaczyła:

– Och, zupełnie o nim zapomniałam. Przechowywałam je dla mojej koleżanki.

– I ja mam w to uwierzyć!? – odpowiedź pani Smith ociekała ironią.

Maria zareagowała złością:

– Nie obchodzi mnie to, czy mi wierzysz, czy nie. – Córka poszła do swojego pokoju i z hukiem zatrzasnęła drzwi.

Chciałam pomóc pani Smith samodzielnie uświadomić sobie najważniejsze przesłanie, jakie chciała przekazać córce – przesłanie miłości – dlatego spytałam:

– Dlaczego zdenerwowała się pani znalezieniem tego piwa?

Z tonu jej głosu wywnioskowałam, że uważa pytanie za idiotyczne:

– Ponieważ nie chcę, żeby napytała sobie biedy.

– A dlaczego nie chce pani, żeby napytała sobie biedy? – zadałam kolejne pytanie.

Czułam, że w tamtej chwili pani Smith szczerze żałowała, że do mnie zadzwoniła, ponieważ całkowicie zirytowana odpowiedziała:

– Ponieważ nie chcę, żeby zrujnowała sobie życie!

Wciąż nie dotarła do najważniejszego przesłania, więc kontynuowałam:

– A dlaczego nie chce pani, żeby zrujnowała sobie życie?

W końcu zrozumiała, w czym rzecz.

– Bo ją kocham! – wykrzyknęła.

Ostatnie pytanie zadałam niezwykle łagodnie:

– Czy myśli pani, że do Marii dotarł ten przekaz?

Pani Smith z niedowierzaniem uświadomiła sobie, że ani słowem, ani czynem nie dała poznać Marii, jak bardzo ją kocha.

Tydzień później pani Smith zadzwoniła, by opowiedzieć, jak wykorzystała trzy „P” pomyłek i cztery kroki do współpracy, aby naprawić stosunki z córką. Następnego wieczoru, kiedy Maria wróciła do domu, pani Smith przywitała ją w progu i z zupełnie już innym nastawieniem zapytała:

– Mario, możemy porozmawiać?

– O czym? – odparła wojowniczo Maria.

Ważne, by pamiętać, że zanim dzieci zauważą inne nastawienie dorosłego i zaufają mu, może minąć dłuższa chwila. Pani Smith była tego świadoma. Zamiast więc zareagować na wojowniczy ton, spojrzała na całą sytuację oczami Marii:

– Założę się, że kiedy wczoraj naskoczyłam na ciebie w związku z tym sześciopakiem, pewnie pomyślałaś sobie, że wcale mi na tobie nie zależy.

W końcu zrozumiana, Maria zaczęła płakać ze wzruszenia. Drżącym i nieco oskarżającym głosem powiedziała:

– To prawda. Miałam poczucie, że wcale cię nie obchodzę i że jedynie moi przyjaciele się o mnie troszczą.

– Rozumiem, dlaczego mogłaś się tak poczuć. Trudno ci się dziwić, skoro zamiast miłości ofiarowuję ci mój strach i złość.

Wojownicze nastawienie Marii gdzieś się ulotniło. Przesłanie miłości mamy powoli do niej docierało. Widząc to, pani Smith kontynuowała:

– Naprawdę mi przykro z powodu tego, jak cię wczoraj potraktowałam.

Dystans i wrogość przerodziły się w bliskość oraz zaufanie i Maria zareagowała, mówiąc:

– W porządku, mamo. Naprawdę przechowywałam je dla koleżanki.

Wtedy pani Smith wyznała córce:

– Mario, naprawdę cię kocham. Czasami okropnie się martwię, że mogłabyś zrobić coś, co obróciłoby się przeciwko tobie. Panikuję ze strachu, naskakuję na ciebie i zapominam ci powiedzieć, że robię tak z miłości – powiedziała pani Smith. Potem objęła Marię i dodała: – Czy dasz mi drugą szansę? Czy możemy zacząć ze sobą rozmawiać i wspólnie rozwiązywać problemy z miłością i obopólną troską?

– Pewnie, mamo. Brzmi super – zgodziła się Maria.

Od tego momentu zaczęły regularnie odbywać spotkania rodzinne. Pani Smith była szczęśliwa, ponieważ dzięki okazywanej miłości i współpracy ich relacja całkowicie się zmieniła.

Dzięki przykładom podanym w tym rozdziale łatwo zauważyć, że nieodpowiednie zachowanie dorosłego – spowodowane albo niewiedzą, albo brakiem umiejętności – w dużej mierze przyczynia się do nieodpowiedniego zachowania dziecka. Zmiana zachowania rodzica lub nauczyciela pociąga za sobą poprawę w zachowaniu dziecka. Pamiętanie o przekazaniu przesłania miłości wnosi w relację dorosły–dziecko więcej radości, ciepła oraz zrozumienia i pozwala obydwu stronom zachowywać się lepiej.

Osiem podstawowych koncepcji Alfreda Adlera przyczynia się do lepszego zrozumienia ludzkiego zachowania i pozwala przyswoić sobie metody niezbędne do wprowadzenia w życie pozytywnej dyscypliny. Stosowanie tych metod ułatwia dorosłym wypracować taką postawę oraz umiejętności, które pomogą dziecku rozwijać umiejętności życiowe i cechy charakteru pomocne w codziennej wędrówce przez życie.

PODSUMOWANIE ROZDZIAŁU DRUGIEGO

Narzędzia pozytywnej dyscypliny:

1 Zjednuj sobie dziecko, zamiast wykorzystywać swoją władzę, by je pokonać.

2 Dostarczaj dziecku okazji do rozwijania i ćwiczenia siedmiu ważnych przekonań i umiejętności, aby mogło wzmacniać swoje poczucie wartości.

3 Przestań „wydawać polecenia” i zacznij „zadawać pytania” w sposób, który zachęca do udziału w rozwiązywaniu problemów.

4 Używaj czterech kroków do współpracy.

5 Pamiętaj, że uczucie stojące za tym, co mówisz lub robisz, jest ważniejsze niż to, co mówisz lub robisz.

6 Angażuj dziecko w tworzenie list prac/zadań/obowiązków i planów ich wykonania.

7 Unikaj rozpieszczania, aby dziecko mogło prawdziwie uwierzyć we własne zdolności.

8 Ucz dziecko zasady, że błędy są wspaniałą okazją do nauki, i wprowadzaj ją w życie.

9 Ucz dziecko i sam używaj trzech „P” pomyłek.

10 Upewnij się, że dziecko otrzymało przesłanie miłości.


Pytania:

1 Na czym polega różnica pomiędzy zjednywaniem sobie dziecka a pokonywaniem go?

2 Wymień cztery kroki do współpracy. Pomyśl o swoim ostatnim wyzwaniu wychowawczym. Jak w tej sytuacji mógłbyś wykorzystać te kroki?

3 Jaka postawa jest niezbędna, aby pozytywne podejście w stosunkach z dziećmi przyniosło pożądane rezultaty?

4 Na czym polega bycie istotą społeczną?

5 Jaki jest główny cel wszelkiego zachowania?

6 Dlaczego dzieci często zachowują się w sposób, który utrudnia im osiągnięcie głównego celu?

7 Co komunikują swoim zachowaniem dzieci, które się nieodpowiednio zachowują?

8 Jak inaczej możemy reagować, jeśli pamiętamy o przekazie ukrytym za nieodpowiednim zachowaniem dziecka?

9 Czym jest poczucie wspólnoty i dlaczego ważne jest, by dzieci je w sobie rozwijały?

10 Czym według Adlera jest równość?

11 Dlaczego upokorzenie nie jest obecne w pozytywnym podejściu?

12 Czemu przede wszystkim służą błędy?

13 Dlaczego ważne jest mieć odwagę do bycia niedoskonałym?

14 Czy warto byłoby nauczyć dzieci, że błędy są okazją do nauki, a nie czymś, czego należy się wstydzić?

15 Z jakich kroków składa się technika trzy „P” pomyłek? Omów ją.

16 Jaka kluczowa koncepcja wszystko zmienia? Podaj przykład sytuacji, w której twoje stosunki z dzieckiem mogłyby wyglądać inaczej, gdybyś rozpoczął od przesłania miłości.

6

Jane Nelsen, Lynn Lott, H. Stephen Glenn, Positive Discipline in the Classroom, New York: Three Rivers Press, 2000.

Pozytywna dyscyplina

Подняться наверх