Читать книгу Medycyna w Polsce - Janusz Skalski - Страница 8
1.1. Dzieje najdawniejsze
ОглавлениеOd początków egzystencji człowieka istniała zawsze potrzeba wzajemnej pomocy w stanach zagrożenia życia i zdrowia. W okresie pierwotnego rozwoju cywilizacyjnego nie była to forma udzielania pomocy ściśle leczniczej, ale bardziej zapewnienia ochrony przed zagrożeniem. W epoce pradziejów sprowadzała się ona do zabezpieczenia przed różnymi formami urazów i naprawienia szkód, które uraz wyrządził. Tak rodziły się najdawniejsze formy lecznictwa, najściślej związane z chirurgią jako najstarszym działem medycyny. Równolegle kształtowała się w społecznościach wzajemna pomoc okołoporodowa, pomoc związana z ochroną noworodka, osób kalekich i niedołężnych czy przy uśmierzaniu bólu towarzyszącego rozmaitym przypadłościom – ze strony przewodu pokarmowego, układu moczowego, zębów itd.
Co do bardzo wczesnych przejawów lecznictwa na całym kontynencie europejskim działo się bardzo podobnie. Dopiero wyjątkowy postęp cywilizacyjny, jaki przyniosły kultury starożytne w basenie Morza Śródziemnego, stał się przyczyną zarysowania różnic w możliwościach lecznictwa na południu Europy i lecznictwa prymitywnego w głębi kontynentu. Stan taki trwał od starożytności, poprzez wczesne średniowiecze, aż do późnego. Jednakże przyznać trzeba, że pewne formy bardziej rozwiniętego lecznictwa mogły promieniować z południa ku środkowej i północnej Europie. Mamy dowody zaistnienia tego zjawiska także w Polsce, nawet w czasach rzymskich.
Medycyna, która rozwijała się na ziemiach polskich, ma zatem długą historię – zapewne dłuższą, niż powszechnie się uważa. Tworzyli ją mieszkańcy terytorium przynależnego później do Polski, chociaż zmieniającego się na przestrzeni dziejów. Najwcześniejsze początki, o których mowa, odnoszą się do lecznictwa społeczeństw prasłowiańskich, a nawet ludów, które to osadnictwo poprzedziły. Chociaż czujemy się ich naturalnymi spadkobiercami, to nie mamy wyłączności na przypisywanie sobie dziedzictwa prastarych tradycji i osiągnięć, w tym też medycznych – po prostu był to czas poprzedzający ukształtowanie się przynależności państwowej i narodowościowej tożsamości.
Tymczasem zdefiniowanie tego, na czym polegały najdawniejsze przejawy działalności medycznej na ziemiach polskich, napotyka niemałe trudności. Sięgamy bowiem czasów, kiedy słowo pisane jeszcze nie docierało do terenów osadnictwa Słowian. Nie dysponujemy przekazem kronikarskim z dawnej Słowiańszczyzny. Z drugiej strony wiedza o istnieniu ówczesnego lecznictwa w krainie Słowian jest równoznaczna z przekazem historycznym o całej medycynie dawnej Europy. Dodatkowym utrudnieniem takiego wywodu pozostaje niepewność co do rodowodu dawnych mieszkańców terenu Polski w czasach starożytnych i wczesnym średniowieczu. A mówimy o prastarej historii kraju między Karpatami a Bałtykiem oraz między Łabą a Bugiem, nawet tak zamierzchłej, że niełatwo sprecyzować, jacy to byli osadnicy – zanim osiedlili się tu Prasłowianie.
Zadajemy sobie dziś pytanie, czy i jak próbowały się ratować w chorobie i po urazach plemiona wielkiej grupy lechickiej w dorzeczu Wisły i Odry – Wiślanie, Polanie, Lędzianie, Mazowszanie, Ślązanie, Kujawianie, Pomorzanie, Połabianie i ich sąsiedzi. Na podstawie ziół znajdowanych niekiedy w starosłowiańskich grobowcach możemy wnioskować o stosowaniu ich w celach medycznych[1] . Powszechnie w owym czasie lecznictwo opierano na prostej empirii, na to nakładała się, niemal od zawsze, mistyczna wiara w związek choroby ze złymi duchami oraz w nadprzyrodzony wpływ bóstw związanych z groźnymi zjawiskami przyrody.
Lecznictwo w czasach bezpośrednio poprzedzających dzieje Słowiańszczyzny jest frapującym zagadnieniem, które doczekało się obszernych analiz historycznych. Dzięki wzmiankom w starorzymskich tekstach opisujących dzieje Scytów, ich kulturę, osiągnięcia cywilizacyjne, a także oryginalne koncepce dotyczące medycyny dowiadujemy się o zdumiewających osiągnięciach tego prastarego ludu. A my, Słowianie, możemy w jakiejś cząstce czuć się spadkobiercami kultury scytyjskiej i sarmackiej, jako Prasłowiańszczyzny[2] . Grupa etnokulturowa Scytów była niejednolitą społecznością obejmującą liczne skupiska różniące się językiem, organizacją plemienną i zamieszkujące rozległe obszary środkowej i wschodniej Europy: stepowe, leśno-stepowe i leśne. Mieli oni nieźle rozwiniętą medycynę, opartą na własnym obyczaju i wielopokoleniowym doświadczeniu. Słowianie, także ci zamieszkujący krainę nad Wisłą, byli sukcesorami tej tradycji. Historycy starożytnej Grecji i Rzymu wzmiankowali o stosowaniu przez Scytów skutecznych roślin leczniczych, które wieki później weszły do zwyczajowego receptariusza medyków europejskich. Pliniusz Starszy (I w. p.n.e.) donosił o scytyjskim zielu „z meotyjskich bagien”, czyli z okolic dzisiejszego Morza Azowskiego[3] , i o innych ziołach importowanych od Scytów. Jeszcze wcześniej pisano o „korzeniu scytyjskim” (prawdopodobnie tożsamym z „zielem scytyjskim”[4] ). Pliniusz pisał, że zioło odkryte przez Scytów, rosnące wokół Meotydy, ma słodki smak i jest wielce przydatne jako lek przeciw astmie. Ponadto opisywał stosowane przez nich ziołowe środki lecznicze mające działanie rozgrzewające, przynoszące ulgę i pomocne przy wybroczynach i zaburzeniach widzenia, a sok z roślin okazywał się skuteczny przeciw ukąszeniom żmij[5] . Greccy i rzymscy lekarze posługiwali się jeszcze absyntem pontyjskim (scytyjskim), pontyjskim korzeniem irysowym, pontyjskim korzeniem zajęczym i pontyjską szandrą oraz stosowali „czarodziejską maść Medei” chroniącą przed ranami i oparzeniami, a sporządzaną z soku roślin. Wiedziano, jak Scytowie hartują niemowlęta, leczą rany, wykonują zabiegi chirurgiczne i dentystyczne, a rośliny lecznicze uprawiają w ogrodach, sadach, na odrębnych plantacjach – traktując uprawę tych roślin jako niezbędną gałąź wspólnotowego działania plemiennego.
Można się domyślać, że koczowniczy lud, który z centralnej Azji dotarł do Polski i tu się osiedlił, nie mógł na stałe prowadzić działalności leczniczej opartej na środkach leczniczych pozyskiwanych na terenach azjatyckich (np. z meotyjskich bagien). Sprowadzać je z tak daleka nie było łatwo. Basen Morza Śródziemnego był uprzywilejowanym kierunkiem kontaktów, w tym i eksportu towarów. Wiemy z zapisów rzymskich kronikarzy, że leki Scytów, cenione i poszukiwane w starożytności, trafiały do obrotnych lekarzy w Grecji i Rzymie i do ich zamożnych pacjentów[6] .
Wraz z migracją, jak można sądzić, Scytowie przenieśli na tereny nadwiślańskie kulturę uprawy roślin leczniczych, pewne przyzwyczajenia i metody leczenia ran, puszczania krwi, sposoby przeprowadzania zabiegów chirurgicznych, które to umiejętności nabywali w trakcie wielowiekowego doświadczenia i dziedziczyli z pokolenia na pokolenie.
W trakcie stuleci na terenach słowiańskich utrwalały się sposoby leczenia przypadłości, które stanowiły dziedzictwo obyczajów prastarych ludów i wielu kultur, których Słowianie mogą się czuć spadkobiercami. Jednym słowem na terenach późniejszej Polski nawet w czasach przedsłowiańskich istniały pewne sposoby medyczne oparte na tradycji. Można przypuszczać, że niektóre słowiańskie plemiona, pozostając w odosobnieniu geograficznym i kulturowym, wypracowały własne sposoby lecznicze, nie mogąc opierać swoich zwyczajów dotyczących lecznictwa na wzorcach kulturowo obcych i odległych, wytworzonych przez ogólnoeuropejską tradycję.
Zwyczaje oraz tryb życia i pracy ówczesnych mieszkańców terenów Polski miały wpływ na problemy zdrowotne. Głównymi zajęciami były łowiectwo, rolnictwo i pasterstwo. Rządzili naczelnicy plemion w ramach ustroju rodowego, a wiece stanowiły wyższą władzę. Spokojny żywot wiedli owi Słowianie, rzadko zakłócany najazdami i bratobójczą walką. Dopiero później, po ukształtowaniu się zalążków przyszłego państwa polskiego pośród Polan znad Gopła i Wiślan z obszaru dzisiejszej Małopolski, kiedy władza skupiła się w rękach książąt, dochodzić zaczęło do krwawych walk niosących zabójstwa, rany i urazy, a w konsekwencji potrzebę opatrywania rannych. Początki udokumentowanych losów państwa polskiego, poczynając od polskiego księcia, pradziadka Mieszka I, pełne są sporów o przywództwo międzyplemienne, a także prób nawiązywania niebezpiecznych kontaktów międzypaństwowych, co częstokroć prowadziło do konfliktów zbrojnych. Były one groźne dla egzystencji ludzi, a ponadto stwarzały okazję do rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. Przy początkowej izolacji skupisk ludzkich, rozproszonych na słabo zaludnionych terenach Słowiańszczyzny, problem epidemii chorób zakaźnych nie miał większego znaczenia. Mogły pojawiać się sporadycznie zarazy, które szybko wygasały w odosobnieniu. Dawnych mieszkańców Polski, jak można przypuszczać, dręczyły przypadłości podobnie jak innych mieszkańców Europy, ale pod tym względem byli w nieco uprzywilejowanej sytuacji, właśnie dzięki rzadkiemu zasiedleniu kraju, wśród nieprzebytych puszcz, bagien, terenów niedostępnych i braku dróg. Z tego względu nieco mniej było tutaj krwawych potyczek i wyniszczających wojen[7] . Przynajmniej w początkowym okresie, przed krystalizacją przywództwa Piastów. Panowanie tych ostatnich, podobnie jak w krajach sąsiednich, było – wbrew zazwyczaj podkreślanej słowiańskiej łagodności – pełne okrucieństwa i zaciekłej bojowości. Dość przypomnieć postępowanie Bolesława Szczodrego (Śmiałego) i Krzywoustego. Byli przerażająco okrutni i barbarzyńscy, a przeszli do historii jako dobrzy władcy. Psychopatycznie brutalny był Wacław II, przejawiał zapędy zbrodnicze. Niesłychanie okrutni byli zatem zarówno Przemyślidzi, typowi przedstawiciele Słowian, jak i sąsiadujące na zachodzie rody i włodarze germańscy[8] .
Dość powszechną w społecznościach słowiańskich działalność leczniczą rozwijali początkowo wróżbici, znachorzy, „babki”, szamanki, wiedźmy, czarownice i rozmaitego pokroju wędrowni szarlatani. Starosłowiańskie określenie wróżbity–wróża to wracz, równoznaczne ze współczesną rosyjską nazwą lekarza (врач). W licznych językach słowiańskich słowo wracz oznacza również czarownika, wróżbitę, zamawiacza, a ogólnosłowiańskie lecziti (stąd „leczyć”), pochodzące od Germanów i Celtów (lekeis u Gotów), znaczyło „zamawiać”[9] . A zatem słowa „lek”, „leczyć” mają pochodzenie indoeuropejskie. Starogermańskie lahhi, loece, loeknir znaczyły głównie „wyciągać”, w tym też „wyciągać chorobę z ciała”. „Lekownikami” zwano w XV–XVI w. znachorów leczących sposobami zabobonnymi[10] .
RYCINA 1. Narzędzia chirurgiczne odkopane w Mokrej.
Najcenniejszej pomocy chorym mogły udzielać czarownice i wiedźmy, których rad oczekiwano ze strachem, ale i z nadzieją. Dysponowały one często rozległą wiedzą zielarską, one też tworzyły pierwsze polskie nazewnictwo farmakognostyczne i ogólnomedyczne. Wiedźma (dawniej „wiedma”) – to osoba, która wie więcej niż inni. Wiedźmy nierzadko dysponowały sporą wiedzą lekarską i u nich zdobywali doświadczenie pierwsi medycy. Od średniowiecza w wielu zakątkach świata tak określano uzdrowicielki oraz kobiety zajmujące się wróżeniem, prorokowaniem i czarowaniem. Znaczenie słów „wiedma” i „czarownica” było bardzo zbliżone.
Na ludowym nazewnictwie prostych środków leczniczych została częstokroć oparta późniejsza, wielokrotnie udoskonalana, nomenklatura medyczna. Medyk – początkowo zielarz, czarownica lub wędrowny cyrulik – traktowany był z dużym respektem, zabobonnym strachem, ale i szacunkiem. Trzymano się od nich z daleka, chociaż stawali się coraz bardziej pożądani w społecznościach plemiennych. Naszych przodków nękały bowiem, jak i w starożytności, konsekwencje braku higieny, urazów w życiu codziennym, wady wrodzone, nowotwory – a także śmiertelne choroby układu krążenia. Wszystkie wymienione tu przypadłości związane były trwale z człowieczym losem od najdawniejszych czasów.
Z czasem też zmieniał się tryb życia ludzi, zmieniał się sposób poszukiwania żywności i związane z tym sposoby odżywiania. Przyrost ludności spowodował, że zwiększyło się zapotrzebowanie na żywność. Uprawa roślin zbożowych stała się koniecznością. Zwiększyła się produkcja żywności, ale dieta ulegała zubożeniu. Toteż zachwiała się zdrowotność plemienna.
Pojawiła się choroba wcześniej niezauważana, a nasilająca się w okresie średniowiecza w większych skupiskach ludzkich, tam gdzie dieta opierała się na spożywaniu żyta. Przyczyną był ergotyzm, zatrucie organizmu wywołane przez sporysz – pasożytniczy grzybek, którego spożywanie wraz z pokarmem roślinnym okazało się śmiertelnym zagrożeniem dla człowieka. Wraz z upowszechnieniem hodowli ujawniło się kolejne zagrożenie w postaci gruźlicy wywołanej spożywaniem mleka od zarażonych krów. Medycy średniowieczni coraz częściej opisywali objawy choroby mogącej odpowiadać skrofulozie – to znaczy pewnej postaci gruźlicy atakującej węzły chłonne. Znacznie później w miastach pojawił się trąd, który przybrał postać choroby cywilizacyjnej – choroby skupisk ludzkich, towarzyszącej migracji ludności pomiędzy Azją a Europą. Wielkie epidemie średniowiecza: czarnej śmierci (dżumy), ospy, później kiły – były to choroby zakaźne nękające ówczesne społeczności[11] .
Prastare polskie ślady działalności medycznej, głównie chirurgicznej, odkryto podczas wykopalisk na cmentarzysku w Mokrej na ziemi częstochowskiej. Wykopaliska prowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego na terenie cmentarzyska, którego wiek określono na okres wpływów rzymskich, pozwoliły na odkrycie intrygujących obiektów. Wśród nich wyodrębniono starannie wykonane narzędzie służące prawdopodobnie do przebijania pęcherza owodniowego i przyspieszania porodu. Mogło też służyć do przebicia ropnia, oczyszczenia rany i usuwania z niej ciał obcych[12] . Co więcej, pośród innych przedmiotów wykonanych z żelaza znaleziono jeden niezwykły nóż o przeznaczeniu najpewniej chirurgicznym, wykonany w całości z brązu[13] . Przedmioty te są przypuszczalnie najstarszymi narzędziami przeznaczonymi do celów medycznych, jakie uczonym udało się zlokalizować na polskim terytorium. Pochodzą z okresu tzw. kultury przeworskiej, z epoki żelaza, którą datuje się na okres między V a III w. p.n.e. Odkrycie świadczy równocześnie o zamożności mieszkańców tych terenów, ich rozbudowanych kontaktach z południem Europy, ale także obecności w gromadzie wyspecjalizowanej osoby lub osób zajmujących się leczeniem ran i pomocą akuszerską. To bezcenne znalezisko pozwala umiejscowić początek lecznictwa na ziemiach polskich w okresie rzymskim. Zapewne wiele tajemnic kryją groby, kurhany i resztki prastarych osad, które są wszędzie wokół nas. Być może, dzięki historii zapisanej w szczątkach ludzkich pochodzących z naszych obszarów kulturowych zdołamy przesunąć ten tajemniczy początek do czasów najstarszych kultur europejskich. Jak widać, w tym wypadku zahaczamy o pradzieje przodków Słowiańszczyzny zamieszkujących obecne tereny Polski.
Interesujące okazują się również znaleziska archeologiczne z terenów zamieszkiwanych przez Słowian zachodnich. Byli to Słowianie Połabscy (w tym Drzewianie) i Słowianie Reganiccy. Zasięg zamieszkiwania tych ostatnich (nad rzeką Regen, okolice Regensburga) to tereny dzisiejszej Bawarii. Okazuje się, że w tym regionie Europy w czasach rzymskich funkcjonowała medycyna, wraz z towarzyszącą jej nierozłącznie chirurgią. W miejscowości Wehringen (okolice Augsburga) archeolodzy znaleźli w starym grobowcu całe instrumentarium chirurgiczne pochodzące z II w. n.e., dobrze zachowane, w pokrytej skórą skrzynce. Były to piękne, artystycznie wykonane narzędzia: lancet, skalpel, haczyki, pęseta itd. Nie znaczy to, że Słowianie tworzyli w tym czasie zręby medycyny zabiegowej w środkowej Europie. Ale mamy podstawy, aby sądzić, że na bliskim nam obszarze kulturowym w okresie rzymskim naszej ery funkcjonowała medycyna mogąca z powodzeniem promieniować na polskie terytorium[14] .
RYCINA 2. Najstarszy nóż chirurgiczny z brązu z terenów Polski.
Do najdawniejszych zabiegów chirurgicznych, o których dowiadujemy się na podstawie badań szczątków ludzkich, należy trepanacja, której ślady od dawna znajdowali archeolodzy badający czaszki z prehistorycznych grobów. Podobnie jak w innych rejonach świata takie ślady działalności medycznej odkrywano w Polsce. Trepanacja dowodzi aktywności leczniczej lub magiczno-leczniczej na tym terenie. Mogła być stosowana w chirurgicznym postępowaniu w przypadkach urazu czaszki (usunięcie wgniecenia) lub jako próba leczenia domniemanej przyczyny bólu głowy, a nawet choroby umysłowej. Dla uśmierzania bólu w czasie zabiegu pacjent był odurzany naparem z ziół lub oszałamiany hałasem wprowadzającym w trans.
Rola trepanacji rytualnej, czyli nieleczniczej, pozostaje dla nas niejasna do tego stopnia, że podejrzewa się nawet, iż była to forma sprawdzania wytrzymałości wojownika podczas przejścia na wyższy stopień inicjacji[15] . W granicach obecnego terytorium Polski do roku 1966 znaleziono i szczegółowo opisano 17 czaszek trepanowanych (do dziś odkopano o kilka więcej), pochodzących z okresu od mezolitu do średniowiecza. Na najstarszą czaszkę trepanowaną in vivo z epoki mezolitu, tj. z okresu około 8000–4800 r. p.n.e., natrafiono w 1951 r. we Frankach Suchodolskich w powiecie kutnowskim. Operację wykonano biegle i fachowo, o czym świadczy sprawne ominięcie zatoki głównej, o której operator musiał wiedzieć, iż nie wolno jej naruszyć. W czaszce wycięto otwór o wymiarach 43 × 43,5 mm, pacjent po operacji żył dłuższy czas, gdyż brzegi otworu kostnego miały cechy gojenia się i zbliznowacenia. Były nawet podejrzenia, że czaszka owa jest najbardziej osobliwym, odosobnionym przykładem leczniczego wycięcia otworu w czaszce w starszej epoce kamiennej[16] . Kolejne takie znaleziska z okresu neolitu (epoka kamienia gładzonego) pochodzą ze Złotej Sandomierskiej i pobliskiej Słupczy. Jedna z trepanowanych osób była starszą kobietą. To dowód, że trepanacje dotyczyły nie tylko poszkodowanych urazowo wojów, ale też osób spoza działań zbrojnych. Kolejne znajdowane ślady trepanacji z czasów prehistorycznych pochodzą z epoki brązu, żelaza i wczesnego średniowiecza.
Pierwszym chronologicznie, bo już w 1882 r. znalezionym w Polsce świadectwem przyżyciowo wykonanej trepanacji w czasach historycznych była czaszka z Turowa w powiecie płockim. Pochodziła ona z okresu X–XI w. Wokół otworu trepanacyjnego widoczne były ślady kostniny, potwierdzającej, że chory operację przeżył[17] . Pojawiały się później kolejne odkrycia szczątków ludzkich z czasów średniowiecznych, świadczące o „neurochirurgicznej” działalności cyrulickiej, głównie na terytorium lokującym się w pasie środkowym kraju[18] . Znajdowano dowody pomyślnych, ale i nieudanych trepanacji[19] . Wiemy zatem, że na naszym obszarze kulturowym operacje czaszki nie należały do rzadkości[20] . W szczególności dotyczyły one następstw uszkodzeń. Mamy podstawy przypuszczać, że już w czasach początków państwowości polskiej przeprowadzano także inne zabiegi chirurgiczne, zapewne o rozmaitym stopniu trudności. Chirurdzy (cyrulicy) byli aktywni i przygotowani do takich posług medycznych.
Czym innym są ślady zabiegów chirurgicznych w archeologicznych znaleziskach, a czym innym zapis kronikarski. Wzmianka o pomyślnym przebiegu podniesienia wgłębionej kości czaszki[21] znajduje się w kronice Galla Anonima w Kodeksie Zamoyskim. Informuje ona, że „cześnika Wojsława uratowała umiejętna operacja medyka przybocznego Bolesława Krzywoustego, polegająca na wyciągnięciu kości”[22] . Było to w czasie wyprawy na pomorski gród Międzyrzecze. Anonim wspomina też o utracie oka w bitwie z Pomorzanami przez palatyna Skarbimira oraz o uciętej ręce komesa Żelisława. Według opisu obaj ciężko ranni wojowie przeżyli, zatem pomoc medyków lub cyrulików musiała być skuteczna. Wiadomo też, iż Żelisław zaopatrzony był później w protezę ze złota, wspaniałomyślnie opłaconą przez księcia. Krzywousty także wielokrotnie był ranny, a zgodnie z zapisem „jego ciało było pełne kontuzji, przez wiele dni dawało świadectwo odebranych ciosów”[23] .
RYCINA 3. Trepanowana czaszka kobiety, XVI–XVII w.
Niezwykłym znaleziskiem świadczącym o kunszcie XII-wiecznego cyrulika jest czaszka znaleziona w romańskim klasztorze cystersów w Sulejowie. Operacja była doprawdy niezwykła, być może i nowatorska, dokonana została bowiem wraz z przeszczepieniem fragmentu kości w miejsce urazowego (prawdopodobnie) ubytku pokrywy czaszki. Ubytek był za życia wypełniony wszczepem kostnym i bez wątpienia pacjent pomyślnie przeszedł operację, skoro kość w miejscu operowanym była dobrze wygojona. Osoba wykonująca zabieg mogła być przyjezdnym lub wędrownym cyrulikiem, nie wiadomo też, czy operacja nie została przypadkiem przeprowadzona poza terenem Polski. Niemniej znalezisko to jest jednym z najciekawszych świadectw średniowiecznej chirurgii w Polsce[24] . Z późniejszego okresu dziejowego, kiedy już rozpoczęła się era raportowania przeprowadzanych ważniejszych operacji, nie dysponujemy informacjami o takiej działalności chirurgicznej. Czyżby lecznictwo zabiegowe uległo uwstecznieniu? Najpewniej ograniczenie liczby przeprowadzania takich właśnie zabiegów łączyć możemy ze wzrostem profesjonalizmu medyków, wykształceniem uniwersyteckim lekarzy, przygotowaniem teoretycznym. Przyczyną był tu być może lęk przed niepowodzeniami i odpowiedzialnością. Zaczęto sobie zdawać sprawę z niebezpieczeństw i odpowiedzialności za to, co się z pacjentem robi. Cechy cyrulickie prowadziły skrzętnie kontrole zakresu przeprowadzanych zabiegów i nie zezwalały na nonszalancję, chociaż nadal była to chirurgia niesłychanie prymitywna. Rozwijał się system kształcenia cyrulików i zwiększały restrykcje związane z dopuszczaniem do konkretnych zabiegów. W efekcie, sądząc po szczupłości przekazów kronikarskich, trepanacje nie były w Polsce w okresie chirurgii cechowej zabiegiem częstym. Statut np. warszawskiego cechu chirurgów z roku 1694 określał tę operację jako ciężką i zabraniał jej wykonywania bez zgody i pomocy starszych cechu[25] . Pojawiła się nawet teza, że w czasach „prehistorycznych” i przed ukształtowaniem się państwowości polskiej trepanacje czaszki były wykonywane częściej i odważniej niż w okresie chirurgii cechowej, od wieku XV do końca XVIII. Dzięki wykopaliskom dysponujemy bowiem licznymi przykładami wycinania otworu w czaszce, a raporty medyczne o takich operacjach w czasach rejestrowanych zabiegów chirurgicznych są z terenu Polski bardzo skromne[26] .
Są jednak, chociaż nieliczne, dowody pomyślnych trepanacji także z okresu renesansu i baroku. Na jednej z czaszek pochodzących ze zbiorów archeologicznych Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie widzimy wykonany w celach leczniczych rozległy ubytek kości potylicznej. Na brzegach ubytku zaznaczone są cechy gojenia. Jest to czaszka młodej kobiety w wieku 25–30 lat, a jej pochodzenie określono na przełom XVI–XVII w. Inna, z podobnego okresu, z otworem trepanacyjnym w części skroniowej, należała do starszego mężczyzny w wieku ok. 50 lat i nosi cechy zaawansowanego gojenia, świadczące o długim okresie przeżycia po przeprowadzonej operacji. Większość podobnych eksponatów archeologicznych znajduje się obecnie w litewskim Muzeum Historii Medycyny i Farmacji w Kownie.
W sytuacji zagrożenia zdrowia pomoc drugiej, doświadczonej osoby wydawała się zawsze oczywista w przypadkach dużej urazowości, zarówno wojennej, jak i związanej z codzienną aktywnością fizyczną. Toteż radzono sobie jakoś z tamowaniem krwotoków, unieruchamianiem złamań, nacinaniem ropni, opatrywaniem oparzeń i otwartych ran. Istnieją jednak stany fizjologiczne, które od najdawniejszych czasów, w najstarszych społecznościach, zmuszały do ludzkiej solidarności i udzielania pomocy, wraz z wykonywaniem niezbędnych zabiegów. Mowa o porodzie i połogu. Tak było także u Słowian. Na terenach słowiańskich niemalże w każdej osadzie była osoba – starzec, zwykle pasterz, lub starsza kobieta (zwana „mądrą”) – udzielająca pomocy medycznej lub paramedycznej. Osoba taka zajmowała się odbieraniem porodu. Te formy pomocy ludowej przeszły z czasem w ręce kapłanów pogańskich, później, w okresie chrześcijaństwa, w ręce osób duchownych.
RYCINA 4. Czaszka mężczyzny po trepanacji, XV w.
Prokreacja miała swoje bóstwa. Niepłodnym kobietom i małżonkom pomagała Dziedzilla (Zizilla, Didilla). Czczona była na ziemiach polskich szczególna bogini porodu – Złota Baba (Bogini Pęporzestwa, łac. Dea obstetrix). Pieczę nad rodzącymi sprawowała Lojma (Lauma), która opiekowała się również noworodkiem i jego losem. Patronem płodu w łonie matki był Poroniec (łac. Porenetius)[27] .
RYCINA 5. Znachorka.
Przez wieki kształtowała się medycyna ludowa, której wpływy przetrwały i dominowały jeszcze długo w czasach medycyny naukowo-racjonalnej. W starożytności i w epoce średniowiecza stan choroby, powikłany poród, śmierć noworodka, jak i wszelakie kłopoty zdrowotne łączono z ingerencją złych duchów, demonów, bóstw. W owym czasie, kiedy brzemienność traktowano jako dzieło bogów i owoc mistycznego obdarowania, w przypadkach powikłań ciąży i porodu dopatrywano się gniewu bogów i kary za złe uczynki.
Pogańskie przekonania pokutowały przez wieki w społecznościach chrześcijańskich. W ramach tych wierzeń nastąpiła nawet swoista „specjalizacja”. Wierzono, że strzygi i wampiry wywołują epidemie, biesy – choroby psychiczne, boginki i mamuny szkodziły ciężarnym, położnicom i noworodkom. Podmienieniem noworodka przez tego demona tłumaczono sobie obecność wad rozwojowych płodu, oszpecających ciało lub uniemożliwiających przeżycie po porodzie.
Południce, złe demony, zabijały ludzi pozostających w południe w polu podczas żniw. Dziś naukowcy wiążą tego demona z groźnym dla człowieka udarem słonecznym lub gwałtownymi burzami i trąbami powietrznymi. Z kolei Uboże (opiekuńczy duch domowy) było odpowiedzialne za pomyślność lub niepomyślność domu[28] . Ratując się przed demonami, odprawiano rytuały, wymawiano zaklęcia, straszono demony krzykiem, ogniem, podawano choremu obrzydlistwa mające zniechęcić demona (łajno, parzące zioła itd.), zaklęciami starano się przenieść chorobę na zwierzę lub roślinę. Rytuał miała potęgować magia czasu i miejsca odprawiania zaklęć oraz podawania „leków”. Prócz rytuałów magicznych stosowano zabiegi paramedyczne – okadzanie, zmywanie, wyciskanie. Można dziś domniemywać, że wszelkie działania magiczne i paramedyczne oddziaływały korzystnie na psychikę leczonych i poszkodowanych, i w tym względzie mogły być istotnie działaniem pożytecznym, chociażby dlatego że łagodziły odczucie lęku przed nieznanym i niezrozumiałym złem.
Chrześcijaństwo, a wraz z nim wiara w nowego Boga i inne siły pozaziemskie, spowodowało zmianę odniesień magicznych. Bóg i święci stali się ostoją dobra, szczęścia i zdrowia, a niedostatek zdrowia zaczął być karą za niespełnienie oczekiwań Boga, czyli grzech. Rolę pogańskich demonów przejął diabeł, który stał się strażnikiem sprawiedliwości oraz wykonawcą kary narzuconej przez Boga[29] . Skoro choroba stała się formą sankcji nałożonej na człowieka, najsensowniejszym lekiem mogła być modlitwa, ukorzenie się, umartwienie, egzorcyzmy, a wreszcie pielgrzymki do miejsc świętych. Niestety wiara w jedyną możliwą drogę uwolnienia się od choroby, wraz z fanatycznym umartwianiem się i narzucaniem sobie cierpienia jako pokuty, prowadziła częstokroć do rozpaczliwej rezygnacji z leczenia, aby poprzez cierpienie przypodobać się Stwórcy. Tymczasem ludowe ziołolecznictwo i inne stare formy tradycyjnej i przaśnej terapii dawały w wielu wypadkach skuteczny efekt leczniczy.