Читать книгу Kod otyłości. Sekrety utraty wagi - Jason Fung - Страница 5
CZĘŚĆ 1
EPIDEMIA
(1)
KIEDY OTYŁOŚĆ STAŁA SIĘ EPIDEMIĄ
ОглавлениеZe wszystkich pasożytów atakujących ludzkość nie znam, ani nie jestem w stanie sobie wyobrazić, gorszego niż Otyłość.
William Banting
•
Jest jedno pytanie, które od zawsze mnie nurtowało: Dlaczego niektórzy lekarze są grubi? Uznawani przez ludzi za autorytety, powinni być ekspertami w temacie przyczyn otyłości i skutecznych terapii. Większość lekarzy to zdyscyplinowani, ciężko pracujący ludzie. A skoro nikt nie chce być gruby, to zwłaszcza lekarze powinni posiadać zarówno wiedzę, jak i motywację umożliwiającą pozostanie szczupłym i zdrowym.
A zatem, dlaczego niektórzy lekarze są grubi?
Standardowa rada dla ludzi chcących stracić na wadze to: „Jedz mniej, ruszaj się więcej”. Brzmi to bardzo logicznie. W takim razie, dlaczego nie działa? Być może ludzie nie stosują się do tych zaleceń? Umysł tego pragnie, ale ciało jest słabe. A jednak pomyślmy, ile dyscypliny i oddania wymaga ukończenie szkoły średniej, uczelni medycznej, praktyk zawodowych i rezydentury. Ciężko uwierzyć, że lekarzom z nadwagą po prostu brakuje silnej woli, żeby stosować się do własnych rad.
Dochodzimy zatem do wniosku, że te wszystkie konwencjonalne porady są po prostu złe. A skoro tak jest, to całe nasze postrzeganie otyłości jest z gruntu błędne. Obserwując obecną epidemię otyłości, podejrzewam, że jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz. A zatem, musimy zacząć od samego początku i spróbować dokładnie zrozumieć tę chorobę, jaką jest ludzka otyłość.
Musimy rozpocząć od zadania najbardziej istotnego pytania dotyczącego nie tylko otyłości, ale każdej innej choroby: „Co jest jej przyczyną?”. Obecnie nikt się nad tym nie zastanawia, ponieważ wszyscy jesteśmy przekonani, że doskonale znamy odpowiedź. Wydaje się, że jest ona oczywista: przyjmowane kalorie kontra spalane kalorie.
Kaloria to jednostka miary energii pobieranej z pożywienia, która jest wykorzystywana przez ciało w bardzo różnych aspektach, do oddychania, budowania mięśni i kości, pompowania krwi i innych zadań metabolicznych. Część tej energii jest przechowywana jako tłuszcz. Przyjmowane kalorie to energia, którą otrzymujemy z jedzenia. Spalone kalorie to energia wykorzystana w tych wszystkich funkcjach.
Kiedy ilość kalorii, jakie przyjmujemy, przekracza ilość tych, które wykorzystujemy, zaczynamy tyć. A przynajmniej tak myślimy. Objadanie się i niedostateczna aktywność fizyczna prowadzi do tycia. A przynajmniej tak myślimy. Jedzenie zbyt wielu kalorii prowadzi do tycia. A przynajmniej tak myślimy. Te „prawdy” zdają się być tak oczywiste, że nie przychodzi nam nawet do głowy ich kwestionowanie. Jednak, czy aby na pewno są one prawdziwe?
PRZYCZYNA BEZPOŚREDNIA KONTRA PRZYCZYNA GŁÓWNA
NADMIERNA ILOŚĆ KALORII MOŻE być bezpośrednią przyczyną tycia, ale nie jest główną przyczyną.
Jaka jest różnica między przyczyną bezpośrednią, a przyczyną główną? Przyczyna bezpośrednia jest wprost odpowiedzialna, natomiast przyczyna główna jest tym, co wywołało całą serię zdarzeń.
Pomyśl o alkoholizmie. Co jest przyczyną alkoholizmu? Przyczyna bezpośrednia to „picie zbyt dużych ilości alkoholu”, na pewno jest to zgodne z prawdą, ale niezbyt użyteczne. Problem i przyczyna są tutaj identyczne, jako że alkoholizm oznacza „picie zbyt dużych ilości alkoholu”. Rada wycelowana w przyczynę bezpośrednią: „Przestań pić tyle alkoholu” raczej się nie sprawdzi.
Kluczowe pytanie, na które odpowiedź najbardziej nas interesuje, to: „Jaka jest główna przyczyna występowania alkoholizmu”. Niektóre z tych przyczyn to:
• uzależniające właściwości alkoholu,
• występowanie alkoholizmu w rodzinie,
• stresujące sytuacje w domu i / lub
• skłonności do uzależnień.
Pokazuje nam to prawdziwą naturę choroby, a zatem terapia powinna być wycelowana raczej w główną, a nie bezpośrednią jej przyczynę. Zrozumienie, co naprawdę wywołuje schorzenie, prowadzi do efektywnych terapii, takich jak (w tym przypadku) rehabilitacja i społeczne grupy wsparcia.
Spójrzmy na inny przykład. Dlaczego samoloty się rozbijają? Bezpośrednia przyczyna to „niewystarczająca ilość mocy, aby pokonać grawitację”. Po raz kolejny bardzo prawdziwe, ale zupełnie nieużyteczne. Przyczyny główne to na przykład:
• ludzki błąd,
• awaria mechaniczna lub / i niesprzyjające warunki pogodowe.
Zrozumienie tych głównych przyczyn, doprowadzi do wdrożenia efektywnych rozwiązań, jak na przykład lepsze szkolenia dla pilotów, czy częstsze kontrole jakości sprzętu. Rada „pokonajcie grawitację” (większe skrzydła, czy mocniejsze silniki) nie wyeliminuje katastrof samolotowych.
Takie rozumowanie można zastosować do wszystkiego. Na przykład, dlaczego w tym pokoju jest tak gorąco?
Bezpośrednia przyczyna: wpada tu więcej ciepła, niż stąd ucieka.
Rozwiązanie: włączenie wiatraków, aby więcej ciepłego powietrza opuszczało pomieszczenie.
Główna przyczyna: termostat ustawiony jest na zbyt wysoką temperaturę.
Rozwiązanie: wyregulować termostat.
Dlaczego łódź tonie?
Bezpośrednia przyczyna: grawitacja jest silniejsza, niż pławność.
Rozwiązanie: zredukuj grawitację, poprzez zmniejszenie masy łodzi.
Główna przyczyna: w kadłubie jest ogromna dziura.
Rozwiązanie: załataj dziurę.
W każdym z tych przypadków, reakcja na przyczynę bezpośrednią nie pomaga na długo ani nie jest zbyt znacząca. Ale odzew na przyczynę główną przynosi wymierny sukces.
Dokładnie to samo odnosi się do otyłości: Co sprawia, że tyjemy?
Przyczyna bezpośrednia: spożywanie większej ilości kalorii, niż wykorzystujemy.
Jeśli przyjmowanie większej ilości kalorii, niż jesteśmy w stanie spalić jest tą przyczyną, to niewypowiedziana odpowiedź na pytanie o główną przyczynę brzmi : „osobisty wybór”. Decydujemy się na jedzenie czipsów zamiast brokułów. Decydujemy się oglądać telewizję, zamiast ćwiczyć. Za pomocą takiej argumentacji otyłość zmienia się z choroby, którą należy poznać i zrozumieć, w osobistą porażkę, defekt charakteru. Zamiast szukać głównej przyczyny otyłości zamieniamy ten problem w:
• objadanie się (łakomstwo) i / lub
• niedostateczną aktywność fizyczną (lenistwo).
Łakomstwo i lenistwo to dwa z siedmiu grzechów głównych. Mówimy o ludziach otyłych, że „sami to sobie zrobili”. „Zaniedbali się”. Łudzimy się, że rozumiemy, skąd bierze się nadwaga. W badaniu internetowym przeprowadzonym w 2012 roku2, 61 procent dorosłych Amerykanów stwierdziło, że za epidemię otyłości odpowiedzialne są „osobiste wybory dotyczące diety i aktywności fizycznej”. Dyskryminujemy tych, którzy są otyli. Jest nam ich żal i jednocześnie wywołują w nas obrzydzenie.
Jednak po zaledwie chwili zastanowienia, musimy uświadomić sobie, że to po prostu nie może być prawda. Przed okresem dojrzewania ciała chłopców i dziewcząt zawierają mniej więcej tyle samo tłuszczu. Jednak w późniejszym okresie, kobiety dźwigają o połowę więcej tłuszczu niż mężczyźni. Ta zmiana dokonuje się, niezależnie od tego, że mężczyźni konsumują średnio o wiele więcej kalorii, niż kobiety. A zatem: jaka jest prawda?
Co jest główną przyczyną? Nie chodzi tu o osobiste wybory. To nie defekt charakteru. Kobiety nie są bardziej łakome, czy leniwe niż mężczyźni. To hormony, którymi kobiety i mężczyźni się różnią muszą być odpowiedzialne za to, że to panie będą gromadziły nadmiar kalorii w postaci tłuszczu, zamiast je spalać.
Także ciąża łączy się ze znacznym wzrostem wagi. Co jest główną przyczyną? Po raz kolejny to oczywiste zmiany hormonalne spowodowane ciążą – nie osobisty wybór – powodują wzrost wagi.
Pomyliliśmy się przy ocenianiu przyczyn bezpośrednich i głównych, i dlatego wierzymy, że rozwiązaniem problemu otyłości jest jedzenie mniejszej ilości kalorii.
Wszystkie „autorytety” się z tym zgadzają. Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych w swoim Dietary Guidelines for Americans (Wytyczne żywieniowe dla Amerykanów), uzupełnionym w 2010 roku, wciąż powtarza jedną frazę: „Kontroluj przyjmowanie kalorii, aby kontrolować wagę ciała”. Centra Kontroli i Prewencji Chorób3 namawiają pacjentów do balansowania kalorii. W ulotce „Celuj w zdrową wagę” wydaną przez Narodowy Instytut Zdrowia czytamy: „zmniejsz liczbę kalorii… zawartych w jedzeniu i piciu i zwiększ poziom aktywności fizycznej”4.
Te wszystkie dobre rady oparte są na strategii: „Jedz mniej, ruszaj się więcej”, która jest tak uwielbiana przez wszystkich „ekspertów od otyłości”. Poddam ci jednak osobliwą myśl: Jeśli tak świetnie rozumiemy, skąd bierze się otyłość, jak ją leczyć, dodatkowo wydaliśmy miliony dolarów na edukację i programy zapobiegające nadwadze, to dlaczego stajemy się coraz grubsi?
ANATOMIA EPIDEMII
NIE ZAWSZE MIELIŚMY obsesję na punkcie kalorii. Przez większość historii ludzkości, otyłość zdarzała się bardzo rzadko. Ludzie żyjący w tradycyjnych społeczeństwach, spożywający tradycyjne posiłki tyli incydentalnie, nawet w czasach, kiedy jedzenia było dużo. Wraz z rozwojem cywilizacji, pojawiła się otyłość. Spekulując, wielu uznało, że winne temu są rafinowane węglowodany, cukry i skrobia. Uznawany niekiedy za ojca diety nisko węglowodanowej, Jean Anthelme Brillat-Savarin (1755 – 1826) w 1825 roku napisał bardzo opiniotwórczą książkę zatytułowaną Psychologia smaku. Twierdził, iż „drugą z głównych przyczyn otyłości są produkty mączne i skrobiowe, które często są podstawą diety. Jak już wcześniej powiedzieliśmy, zwierzęta karmione produktami mącznymi tyją, chcąc nie chcąc. A człowiek nie jest żadnym wyjątkiem”5.
Pokarmy, które spożywamy, można podzielić na trzy grupy makroskładników: tłuszcze, proteiny i węglowodany. Przedrostek „makro” odnosi się do faktu, iż większość naszych posiłków jest zbudowana właśnie z tych trzech grup. Mikroskładniki, które występują w bardzo małych proporcjach, to witaminy i minerały, takie jak witaminy A, B, C, D, E, czy K i minerały, takie jak wapń czy żelazo. Produkty skrobiowe i cukry składają się w pełni z węglowodanów.
Kilka dekad później, William Banting (1796-1878), angielski przedsiębiorca pogrzebowy zaobserwował tuczące właściwości rafinowanych węglowodanów. W 1863 roku opublikował ulotkę: „O tuszy, dla ludności”, która jest często uznawana za pierwszą na świecie książkę o diecie. Historia jego życia nie robi wielkiego wrażenia. Jako dziecko nie był otyły, w jego rodzinie takie przypadki także się nie zdarzały. Jednak po trzydziestce zaczął tyć. Niewiele, może pół kilograma, kilogram rocznie. W wieku 62 lat mierzył 163 centymetry i ważył 92 kilogramy. Co ciekawe, w porównania z obecnymi standartami, w czasach, w których żył, był uznawany za „dość postawnego”. Zaniepokojony, szukał porady u swoich lekarzy.
Najpierw próbował mniej jeść, ale przez to chodził ciągle głodny. Co gorsza, wcale nie tracił na wadze. Następnie zwiększył aktywność fizyczną, wiosłował po Tamizie, nieopodal własnego domu w Londynie. Jego sprawność fizyczna ogromnie się zwiększyła, ale wywołało to „kolosalny apetyt, który musiałem zaspokoić”6. Nic a nic nie tracił na wadze.
Finalnie, korzystając z rady swojego chirurga, spróbował innego sposobu. Myśląc, że to skrobia i cukry wpływały na wzrost wagi, robił wszystko, aby unikać chleba, mleka, piwa, słodyczy i ziemniaków. Wszystko to było niegdyś podstawą jego diety. Dziś nazwalibyśmy to dietą ubogą w rafinowane węglowodany. William Banting nie tylko stracił na wadze i udało mu się taki stan utrzymać, ale jego samopoczucie było takie świetne, że zdecydował się napisać wspomnianą wcześniej ulotkę. Wzrost wagi, jak mniemał, zależał od jedzenia zbyt wielu „tuczących węglowodanów”.
Przez większość następnego stulecia, dieta uboga w rafinowane węglowodany była standardowym remedium na otyłość. W latach 50. XX wieku było to bardzo powszechne podejście. Gdybyś zapytał swoich dziadków, co jest powodem otyłości, nie mówiliby o kaloriach. Zamiast tego, powiedzieliby ci, żebyś przestał jeść słodycze i skrobię. Zdrowy rozsądek i obserwacje potwierdzały tę prawdę. Opinie „ekspertów od odżywiania” i rządu, nie były nikomu potrzebne.
Liczenie kalorii zaczęło się w pierwszych latach XX stulecia, wraz z książką Jak jeść, aby być zdrowym, napisaną przez doktora Roberta Hugh Rosa, który określał ją „naukowym system kontroli wagi”. Niedługo później opublikowany został bestseller Dieta i zdrowie, klucz do kalorii, którego autorem był doktor Lulu Hunt Peters, amerykański lekarz i autor artykułów. Herbert Hoover, ówczesny szef Agencji Żywności, zwrócił się w stronę liczenia kalorii. Doktor Peters doradzał pacjentom rozpoczęcie postu, wstrzymywanie się od jakiegokolwiek jedzenia przez dzień, czy dwa, a następnie trzymanie się limitu 1200 kalorii dziennie. Rada dotycząca postu została bardzo szybko zapomniana, ale współczesne limity kaloryczne, nie odbiegają za bardzo od swoich poprzedników.
W latach 50. przedmiotem publicznej debaty stała się „wielka epidemia” chorób serca. Zdrowi, wydawałoby się Amerykanie ze zwiększającą się regularnością doznawali ataków serca. Powinno być dla nas oczywiste, że żadnej takiej epidemii nie było.
Odkrycie szczepionek i antybiotyków, połączone z polepszeniem się warunków higienicznych zupełnie odmieniło medycynę. Uprzednio śmiertelne infekcje, takie jak grypa, gruźlica i infekcje układu pokarmowego, dawało się teraz wyleczyć. Choroby serca i nowotwory stały się zatem relatywną przyczyną większej ilości zgonów, co doprowadziło do mylnej interpretacji epidemii (patrz wykres 1.17)
Wydłużenie życia pomiędzy rokiem 1900 a 1950 zwiększyło przekonanie o istnieniu epidemii chorób sercowych. Biały mężczyzna w 1900 roku dożywał średnio 50 lat8. W roku 1950 jego długość życia wynosiła już 66 lat, a w 1970 – niemal 68. A skoro ludzie nie umierali już na gruźlicę, żyli wystarczająco długo, aby mogła rozwinąć się u nich choroba serca skutkująca atakiem. Obecnie średni wiek, w którym występuje pierwszy atak serca to 66 lat9. Ryzyko wystąpienia ataku serca u pięćdziesięciolatka jest dużo niższe, niż w przypadku sześdziesięcioośmiolatka. A zatem naturalną konsekwencją dłuższego życia jest wyższe prawdopodobieństwo zachorowania na serce.
Jednak wszystkie dobre historie potrzebują czarnego charakteru, a tłuszcz był idealny do tej roli. Stwierdzono, że podnosi on we krwi poziom cholesterolu, substancji tłuszczowej, która miała być odpowiedzialna za choroby serca. Bardzo szybko lekarze stali się prawdziwymi orędownikami niskotłuszczowej diety. Prezentowali imponujący entuzjazm i bardzo chwiejne dowody naukowe, jednak demonizacja tłuszczu rozpoczęła się na dobre.
Był jeden problem, którego nie dostrzegaliśmy. Trzy makroskładniki to tłuszcz, proteiny i węglowodany. Obniżanie ilości tłuszczu skutkowało zastąpieniem go proteinami albo węglowodanami. Bardzo wiele pokarmów bogatych w proteiny, takich jak mięso czy nabiał, jest również bogatych w tłuszcze, a bardzo trudno jest wyeliminować tłuszcz, bez jednoczesnej eliminacji protein.
A zatem, gdyby ktoś chciał obniżyć ilość przyjmowanych tłuszczów, musiałby zwiększyć ilość węglowodanów i na odwrót. W dzisiejszym świecie te węglowodany są mocno rafinowane.
Niskotłuszczowa = wysokowęglowodanowa.
Ten dylemat był przyczyną potężnego dysonansu poznawczego. Rafinowane węglowodany nie mogły jednocześnie być dobre (ponieważ zawierają mało tłuszczu) i złe (ponieważ są tuczące). Rozwiązanie popierane przez większość ekspertów głosiło, że węglowodany nie są tuczące. Tuczące są kalorie. Bez żadnego dowodu, czy historycznego precedensu, zdecydowano, że nadmiar kalorii, a nie konkretne pokarmy, powodują wzrost wagi. Tłuszcz, dietetyczny czarny charakter, okazał się nagle tuczący. Był to nieznany wcześniej pomysł. Model przyjmowanych kalorii /spalanych kalorii zaczął zastępować znany model „tuczących węglowodanów”.
Jednak nie wszyscy to kupili. Jednym z najsłynniejszych dysydentów był brytyjski specjalista od żywienia John Yudkin (1910 -1995). Studiował on zarówno diety, jak i choroby serca i nie był w stanie dopatrzeć się związku pomiędzy tłuszczem, a chorobami serca. Wierzył, że winny chorobom serca i otyłości jest cukier. 10,11 Jego książka wydana w 1972 roku, Pure, White and Deadly: How Sugar Is Killing Us (Czysty, biały i morderczy: jak cukier nas zabija) jest upiornie przewidująca (i definitywnie powinna otrzymać tytuł najlepszego tytułu wszechczasów). Rozpętało to naukową debatę, która miała ustalić, czy prawdziwym winnym jest cukier czy tłuszcz.
WYTYCZNE DIETETYCZNE
Zostało to ostatecznie rozwiązane w 1977 roku, jednak nie w trakcie naukowej debaty, czy odkrycia, ale rządowego dekretu. George McGovern, ówczesny przewodniczący Komitetu ds. Żywienia i Ludzkich Potrzeb, zwołał trybunał, który po kilku dniach debat ogłosił, że od tej pory to tłuszcz jest uznawany za winnego. Nie tylko miał powodować choroby serca, ale także otyłość, ponieważ jest bogaty w kalorie.
W rezultacie opublikowano Dietary Goals for the United States (Cele dietetyczne Stanów Zjednoczonych). Cały naród, a już niedługo cały świat podda się opinii na temat żywienia wyrażonej przez polityka. Był to niespotykany wcześniej wyłom w tradycji. Po raz pierwszy instytucja rządowa wstąpiła do amerykańskich kuchni. Niegdyś to nasze mamy mówiły nam, co powinniśmy jeść, a czego nie. Jednak od teraz, funkcję tę przejął Wielki Brat, który mówił: „Jedz mniej tłuszczu i więcej węglowodanów”.
Wytyczono kilka bardzo szczegółowych celów. Niektóre z nich to:
• zwiększenie spożycia węglowodanów, aż do osiągnięcia 55 – 60 procent całościowego składu diety,
• zmniejszenie spożycia cukru z 40 procent całkowitej wartości kalorycznej do 30 procent, z czego nie więcej niż 1/3 miała pochodzić z nasyconych tłuszczów.
Bez najmniejszego naukowego dowodu, uprzednio „tuczące” węglowodany dokonały niesamowitej przemiany. We wszystkich wytycznych wciąż pojawiały się zagrożenia związane z cukrem, a rafinowane zboża były tak niewinne jak siostra zakonna. Ich grzechy zostały odpuszczone, a same węglowodany narodziły się ponownie, jako zdrowe pełne ziarna.
Czy były na to jakiekolwiek dowody? Nie miało to żadnego znaczenia. Cele stały się teraz ortodoksyjne. Wszystko inne było pogańskie. Jeśli nie podzielałeś tego poglądu – wyśmiewano cię. Dietary Goals for the United States (Cele dietetyczne Stanów Zjednoczonych), raport opublikowany w 1980 roku, błyskawicznie rozpowszechniony wśród obywateli, bardzo wyraźnie popierał rekomendacje McGoverna. Sposób odżywiania ludzi na całym świecie uległ nieodwracalnym zmianom.
Dietary Goals for the United States był wznawiany i uzupełniany co pięć lat. To tam zrodziła się niesławna piramida żywienia i to tam właśnie kąpała się w przeczącej faktom glorii i chwale. Jedzenie, które formowało podstawę piramidy – to, co powinniśmy jeść każdego dnia – to chleb, makaron i ziemniaki. To dokładnie te same pokarmy, których wcześniej unikaliśmy, aby nie tyć. Na przykład, w wydanej w 1995 roku przez Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne ulotce The American Heart Association Diet: An Eating Plan for Healthy Amercians (Dieta Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego: Sposób jedzenia dla zdrowych Amerykanów) czytamy, że powinniśmy konsumować sześć lub więcej porcji „chleba, makaronu i skrobi warzywnej, ubogich w tłuszcze i cholesterol”. A do picia „wybieraj owocowe i gazowane napoje”. Ach. Biały chleb i gazowane napoje – jedzenie mistrzów. Dziękujemy Amerykańskiemu Towarzystwu Kardiologicznemu (AHA).
Wchodząc w ten nowy, nieznany świat, Amerykanie próbowali słuchać tych autorytetów w sprawach odżywiania i świadomie starali się jeść mniej tłuszczu, mniej czerwonego mięsa, mniej jajek i więcej węglowodanów. Kiedy lekarze zaczęli mówić ludziom, żeby rzucili palenie, procent palaczy spadł z 33 procent w 1979 roku do 25 w roku 1994. Kiedy lekarze zaczęli radzić kontrolowanie ciśnienia krwi i poziomu cholesterolu, nastąpił 40-procentowy spadek przypadków nadciśnienia i 28-procentowy spadek zawyżonego poziomu cholesterolu we krwi. Kiedy AHA powiedziało nam, że mamy jeść więcej chleba i pić więcej soków owocowych, zaczęliśmy dokładnie to robić.
Nieuchronnie konsumpcja cukru zaczęła rosnąć. Między 1820 a 1920 rokiem nowe plantacje na Karaibach i na południu kraju zwiększyły jego dostępność. Jego konsumpcja szybowała w górę od 1920 roku do 1977. Nawet kiedy „unikaj nadmiaru cukru” było jedną z wytycznych w Dietary Goals for the United States (Cele dietetyczne Stanów Zjednoczonych) z 1977 roku, jego spożycie i tak wzrastało aż do roku 2000. Cała nasza uwaga skupiona była na tłuszczu, co sprawiło, że straciliśmy z oczu prawdziwy cel. Wszystko było teraz „niskotłuszczowe” albo „z małą zawartością cholesterolu” i nikt już nie zwracał uwagi na cukier. Producenci jedzenia, korzystając na tym, dodawali do swoich produktów coraz więcej cukru, aby poprawić ich smak.
Spożycie rafinowanych ziaren wzrosło niemal o 45 procent. Większość węglowodanów w Ameryce jest rafinowana, więc zaczęliśmy jeść coraz więcej niskotłuszczowego chleba i makaronu, a nie kalafiora czy jarmużu12.
Sukces! Między rokiem 1976 a 1996 spożycie tłuszczu spadło z 45 wartości kalorycznej do 35 procent. Spożycie masła zmalało o 35 procent, a jajek o 18. Zwiększyła się natomiast konsumpcja ziaren i cukru.
Aż do tego czasu ta pełna akceptacja niskotłuszczowej diety nie była poparta żadnymi testami. Nie mieliśmy bladego pojęcia, jaki wpływ będzie miała taka dieta na ludzkie zdrowie. Żyliśmy pełni fatalnej próżności, która kazała nam wierzyć, że jesteśmy mądrzejsi, niż 20 tysięcy lat doświadczeń Matki Natury. Ślepi na korzyści naturalnych tłuszczów, zwróciliśmy się w stronę niskotłuszczowych węglowodanów, takich jak chleb i makarony. Jakże ironicznie Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne (AHA), jeszcze w 2000 roku, twierdziło, że niskowęglowodanowa dieta jest niebezpieczna dla zdrowia. Kompletnie nie zwracano uwagi na fakt, że takie diety były popularne i stale stosowane od roku 1863.
Jaki był wynik? Zachorowalność na schorzenia sercowe wcale nie zmalała, jak się tego spodziewano. Jednak niewątpliwie, ta zmiana podejścia do żywienia niosła za sobą pewne konsekwencje. Takie, których nikt nie przewidział. Występowanie otyłości, definiowanej jako indeks masy ciała wyższego niż 30, zaczęło drastycznie wzrastać. Proces rozpoczął się niemal dokładnie w roku 1997, co ilustruje wykres 1.213.
Ten nagły wzrost rozpoczął się niemal równocześnie z oficjalnym usankcjonowaniem niskotłuszczowej, wysokowęglowodanowej diety. Czy był to zwykły przypadek? Być może wina leży po stronie naszego systemu genetycznego.
2
Begley S. America’s hatred of fat hurts obesity fight. Reuters [Internet]. 11 maja 2012. Dostępne na http://www.reuters.com/article/2012/05/11/us-obesity-stigma – idusbre84a0Pa20120511.) Czytane 13 kwietnia 2015.
3
Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (Internet) Healthy weight: it’s a diet, not a lifestyle! (Uzupełnione 24 stycznia 2014) Dostępne na http://www.cdc.gov/healthyweight/calories/index/html Czytane 8 kwietnia 2015.
4
Narodowy Instytut Serca, Płuc i Krwi (Internet) Maintaining a healthy weight on the go. Kwiecień 2010. Dostępne na http://www.nhlbi.gov/health/public/heart/obesity/aim_hwt.pdf Czytane 8 kwietnia 2015.
5
Brillat – Savarin JA. The Physiology of taste. Tłumaczenie Anne Drayton. Penguin Books, 1970, strony 208 – 209.
6
Banting, William Letter on corpulence, addressed to the public. Dostępne na http://www.proteinpower.com/banting/index.php?page=1 Czytane 12 kwietnia 2015.
7
Dane źródłowe do rysunku 1.1, Jones D.S., Podolsky S.H., Greene J.A. The burden of disease and the changing task of medicine. N Engl J Med. 20; 366(25):2333–8.2 czerwca 2012.
8
Arias E. Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (Internet) National Vital Statistics Reports. United States life tables 2009, 6 stycznia 2014, Dostępne na http://www.cdc.gov/nchs/data/nvsr/nvsr62/nvsr62_07.pdf Czytane 12 kwietnia 2015.
9
Atak Serca, New York Times (Internet) (Poprawione 30 czerwca 2014). Dostępne na http://www.nytimes.com/health/guides/disease/heart-attack/risk-factors.html. Czytane 8 kwietnia 2015.
10
Yudkin J. Diet and coronary thrombosis hypothesis and fact. Lancet., 27 lipca 1957, 273(6987):155-62.
11
Yudkin J. The causes and cure of obesity. Lancet, 19 grudnia 1959, 274(7112):1135-8.
12
Fakty USDA, Chapter 2: Profiling food consumption in America.. Dostępne na: http://www.usda.gov/factbook/chapter2.pdf. Czytane 26 kwietnia 2015.
13
Dane źródłowe do rysunku 1.2, Centrum Kontroli Chorób (Internet) NCHS Health E-Stat. Prevalence of overweight, obesity, and extreme obesity among adults: United States, trends 1960–1962 through 2007–2008. Uzupełnione 6 lipca 2011. Dostępne na http://www.cdc.gov/nchs/data/hestat/obesity_adult_07_08/obesity_adult_07_08.htm Czytane 26 kwietnia 2015.