Читать книгу Prawdziwa miłość - JENNIFER LOPEZ - Страница 10

NADZIEJA NA LEPSZĄ PRZYSZŁOŚĆ

Оглавление

W Boże Narodzenie 2010 roku, siedem miesięcy przed tamtą sesją zdjęciową dla L’Oréal, nasz dom był pełen ludzi. Marc, Emma i Max, inne dzieci Marka: Ryan, Cristian, Arianna z Alexem, także nasi rodzice, rodzeństwo i przyjaciele. Takich świąt zawsze pragnęłam: wesołej gromady z naszą rodziną pośrodku.

Dom wypełniały prezenty, jedzenie i śmiech. Tamtego popołudnia wszyscy razem – dwadzieścia cztery osoby – zasiedliśmy do pięknego świątecznego obiadu. Między mną a Markiem oczywiście nie układało się idealnie. Nasze małżeństwo nigdy nie płynęło spokojnym nurtem. Od początku było burzliwe, namiętne i wybuchowe, ale przeżyliśmy też wiele udanych i radosnych chwil. Wiedziałam, że są problemy, lecz kochaliśmy się i nie szczędziliśmy starań, a ja bardziej niż czegokolwiek pragnęłam mieć rodzinę – rodzinę. Dlatego byłam gotowa ignorować wszystko, co szło nie tak, dla wyższego dobra, jakim było utrzymanie status quo.


Zdawało mi się, że tamte święta Bożego Narodzenia były dokładnie tym, czego chciałam. Że wreszcie udało nam się wszystko poukładać i że warto znosić trudności, bo tak już w życiu jest. Każde małżeństwo boryka się z jakimiś wyzwaniami, ale ja tak bardzo chciałam utrzymać ten związek, tę rodzinę, i sprawić, by moje marzenie się spełniło – niezależnie od kosztów. Nadal po części wierzę w tę ideę: rodzina jest najważniejsza.

Dwanaście miesięcy później, w następne Boże Narodzenie, obudziłam się sama. Jedynymi osobami w domu byli Max, Emme i moja kuzynka Tiana, która przyjechała, aby dotrzymać mi towarzystwa. Mama i siostry: Lynda i Leslie postanowiły spędzić święta w Nowym Jorku. Zaprosiły mnie do siebie, ale podziękowałam. Chciałam być we własnym domu, niezależnie od tego, jak pusty się teraz wydawał.

W tamte święta wylałam mnóstwo łez, chociaż starałam się, aby płynęły tylko wtedy, gdy dzieci nie mogły ich widzieć. Święta jak mało co wzmagają poczucie straty, a ja tak dotkliwie ją czułam. Wtedy jednak na świąteczny obiad przyjechał mój tata, David; pojawił się też Benny ze swoją mamą. Tak więc razem z Emme, Maksem i resztą mieliśmy przy stole całkiem sporo gości – nawet jeśli nie było ich tak wielu, jak rok wcześniej.

Z tamtego Bożego Narodzenia zapamiętam jednak na zawsze nie łzy czy samotność, lecz toast, który wygłosił Benny.

Benny Medina to człowiek-legenda. To on stał się pierwowzorem głównego bohatera serialu Bajer z Bel-Air – fascynującego gościa, który potrafi sprawić, że każdy czuje się wyjątkowy. Wśród przyjaciół słynie ze swoich „toastów Benny’ego”. Uwielbia w wybranym przez siebie momencie wznieść kieliszek i opowiedzieć jakąś anegdotę, wygłosić mowę lub oświadczenie. Pracuje nad nimi – czasem widać, jak wystukuje słowa na swoim telefonie tuż przed tym, nim się odezwie. Tak więc kiedy Benny wznosi kieliszek, wiesz, że usłyszysz coś wyjątkowego. I podczas tamtego obiadu nie było inaczej.

– Przez ostatni rok wiele się zmieniło – zaczął. – Były straty i były zyski. Rozejrzyj się wokół siebie i pamiętaj, że ta rodzina – rodzina, która siedzi tu z tobą – zawsze tutaj była i jest. I zawsze tu będziemy.

Spojrzałam na nich wszystkich siedzących przy stole. Kochałam ich: mojego tatę, dzieci, Tianę, kuzynów, ciocię, Benny’ego.

– Dokonujesz w życiu wyborów, a ci ludzie tutaj – ciągnął Benny – ci ludzie są rodziną, która pomoże ci to wszystko przetrwać. Są twoją opoką.

Dokonujesz w życiu wyborów, a ci ludzie tutaj – powiedział Benny –

ci ludzie są rodziną, która pomoże ci to wszystko przetrwać. Są twoją opoką.


Gdy mówił, zaczęłam dostrzegać, że otaczają mnie ludzie, którzy wspierali mnie i kochali bezwarunkowo, i zawsze przy mnie byli. Rodziny mają różne kształty i rozmiary, i nie zawsze muszą pasować do wymarzonego ideału, aby dawać ci szczęście. Wystarczy, że wspierają cię i kochają, dodając ci sił, kiedy najbardziej tego potrzebujesz.

Gdy rozejrzałam się po siedzących przy stole, nagle coś do mnie dotarło. Poczułam miłość. Poczułam obecność tej rodziny. I wiedziałam, że mam za co być wdzięczna losowi.

Mogłam też ufać, że Benny miał rację, mówiąc: „Choć niektóre zmiany w minionym roku mogły być bolesne, ostatecznie prowadzą do lepszego miejsca. Przeciwności, które napotykasz w życiu, czasem przynoszą ból, ale z bólem idą rozwój i szansa, aby pokazać się jako najsilniejsza, najlepsza wersja siebie”.

W tamtej chwili najbardziej ze wszystkiego potrzebowałam pokrzepienia i nadziei, że nadejdzie lepszy czas.

Benny w swojej mowie ofiarował mi ten piękny dar.

Prawdziwa miłość

Подняться наверх