Читать книгу Prawdziwa miłość - JENNIFER LOPEZ - Страница 9

NA SAMYM DNIE SIĘGNIĘCIE DNA

Оглавление

Doskonale pamiętam chwilę, gdy wszystko się zmieniło. Przygotowywałam się właśnie do sesji zdjęciowej na pustyni niedaleko Los Angeles.

Był piękny lipcowy dzień 2011 roku. Marc i ja dopiero co świętowaliśmy siódmą rocznicę naszego ślubu. Każdy, kto przyglądał się mojemu życiu z boku, mógł pomyśleć, że wspaniale mi się wiedzie: miałam męża i dwoje pięknych dzieci, moja kariera szybowała w górę. Byłam jurorką w American Idol, programie numer jeden na tej planecie, a mój nowy singiel On the Floor trafił na szczyt światowych list przebojów. W dodatku kilka miesięcy wcześniej magazyn „People” uznał mnie za swoją pierwszą Najpiękniejszą Kobietę Świata. Czy życie mogło być jeszcze lepsze?

Nikt nie miał pojęcia, że tak naprawdę to życie wcale nie było tak udane. Mój związek się rozpadał, a ja byłam przerażona.

Teraz siedziałam na pustyni i właśnie robiono mi makijaż do sesji zdjęciowej L’Oréal. Miałam za sobą już setki takich sesji – masz tylko siedzieć na krześle, gdy ktoś cię czesze i maluje, potem stajesz przed obiektywem i robisz to, co do ciebie należy. Ale tamtego dnia czułam się jakoś inaczej.

Gdy tak siedziałam, w mojej głowie kłębiły się różne myśli. Serce wyrywało mi się z piersi, nie mogłam oddychać… Zjadał mnie strach i niepokój. Co się ze mną działo?

Moja mama, Guadalupe, która mieszka w Nowym Jorku, była akurat w Los Angeles i przyjechała ze mną tamtego dnia na pustynię. Towarzyszył mi też mój drogi menedżer, Benny Medina.

W pewnej chwili poczułam panikę. Zerwałam się z krzesła i powiedziałam:

– Benny, coś się dzieje! Chyba zaczynam wariować.


Prawda w końcu

zawsze znajdzie sposób,

aby wypłynąć

na powierzchnię,

nawet jeśli tego

nie chcesz.

Benny, który wiele ze mną przeszedł przez piętnaście lat współpracy i przyjaźni, chwycił mnie za ręce.

– Hej, co się dzieje? O co chodzi? – spytał.

Mama podbiegła do mnie z zatroskaną miną.

Mogłam tylko odpowiedzieć:

– Nie wiem. Źle się czuję. Boję się. Mam wrażenie, jakbym traciła rozum.

Benny próbował mnie uspokoić.

– Nic ci nie jest, Jennifer – zapewniał. – Już dobrze. Wszystko jest w porządku.

W jego oczach mogłam wyglądać na spokojną. Ale nie byłam spokojna. Dopadła mnie jedna z tych chwil, kiedy człowiek tak bardzo się boi, że nie może nawet krzyknąć. Czułam się jak sparaliżowana.

My wszyscy czasem spychamy gdzieś głęboko nasze uczucia, aż wreszcie one same znajdują sobie ujście. Staramy się je ignorować, lecz w końcu zaczyna im brakować miejsca i wylewają się gwałtownie, niczym woda z przepełnionego czajnika. A wtedy ranią i budzą przerażenie. To właśnie działo się ze mną.

Z lękiem i paniką spojrzałam na Benny’ego i mamę.

– Chyba nie mogę być już dłużej z Markiem – wyrzuciłam z siebie, nie powstrzymując łez.

Więc w końcu się stało.

Ta jedna rzecz, której obawiałam się bardziej niż czegokolwiek w świecie. Ta jedna rzecz, której tak długo nie chciałam stawić czoła. W głębi serca wiedziałam, że już nigdy nic nie będzie takie samo.

Bezwładnie padłam w ich objęcia i rozszlochałam się. I jak wtedy, gdy woda w końcu wykipi z przepełnionego czajnika, tak teraz ciśnienie uszło i powoli wszystko zaczęło stygnąć. Szalone myśli pomału topniały i odpływały, bo w końcu udzieliłam głosu prawdziwej przyczynie mojego strachu i paniki. Wiedziałam, co oznacza wypowiedzenie tych słów głośno: koniec mojego małżeństwa. Koniec naszej rodziny. Koniec marzenia, które z takim trudem starałam się utrzymać.

Oznaczało też coś więcej. Oznaczało, że znów zostanę osądzona. Będę wyśmiewana, ganiona i wykpiwana. Już widziałam nagłówki: „Jennifer Lopez się rozwodzi… po raz kolejny!”. Albo: „Kobieta, która ma wszystko, ale nie radzi sobie w miłości!”. Tak bardzo bałam się kolejnej porażki, oceny i analizy świata, i tego, że wszystkich rozczaruję… znowu. Lecz tym razem nie było tak jak kiedykolwiek wcześniej. Było gorzej. Ten rozwód miał wpłynąć nie tylko na Marka i na mnie. Miał dotknąć także dwie urocze istotki, które sprowadziliśmy na świat. Byłam zdruzgotana myślą, że skrzywdzę Maksa i Emme. Bałam się, że zniszczę im życie i pewnego dnia dzieci będą miały do mnie żal, że nie umiałam utrzymać tego małżeństwa.

Gdy biłam się z myślami o rozbiciu swojej rodziny, musiałam brać pod uwagę, co będzie najlepsze dla moich dzieci na dłuższą metę. Ciągnęło mnie w obu kierunkach, dlatego tak bardzo walczyłam, żeby nie przyznać tego, czego i tak nie dało się uniknąć. Nie mogłam przyznać, że to koniec tego małżeństwa. Ale prawda zawsze znajdzie sposób, aby wypłynąć na powierzchnię, nawet jeśli tego nie chcesz. Tamtego dnia na pustyni, gdy mój umysł szalał, starając się wyprzeć rzeczywistość, w końcu sięgnęłam dna.

Prawdziwa miłość

Подняться наверх