Читать книгу Wszystkie barwy słońca. Historie prawdziwe własnoręcznie uszyte - Joanna Wieczorek - Страница 10
AMERYKA. Ostatni lot i romantyczne zaślubiny w płatkach róż
Оглавление– Możecie wybierać stacje radiowe, które wam się podobają – starał się nawiązać z nami kontakt uprzejmy Amerykanin, nasz nowy pracodawca.
Siedziałyśmy we trzy w jego amerykańskim szerokim samochodzie, parę dni po wylądowaniu w Nowym Jorku. Zostałyśmy przypisane do pracy w jego Dairy Queen, w stanie Karolina Północna, po tym jak zakwalifikowałyśmy się na studencki wyjazd zarobkowy.
Ameryka była moim pierwszym miejscem pozaeuropejskiej podróży. Fragmentem ziemi, na którym doświadczyłam ludzkiej życzliwości, serdeczności, chciwości i manii wielkości.
Dairy Queen to sieć franczyzy, coś w stylu McDonalda, lecz sprzedająca mrożone słodkości, kawy, torty i lody. Umowa była taka, że dostajemy określoną godzinową stawkę i pracujemy osiem godzin dziennie. Wyliczyłyśmy, ile zarobimy miesięcznie. Siedziałyśmy w samochodzie pracodawcy, ciekawe, gdzie będziemy mieszkać i na czym będzie polegała nasza praca. Szybko się jednak okazało, że człowiek nie przestrzegał warunków umowy. Od drugiego dnia pobytu zaczął nas przywozić do sklepu rotacyjnie, tylko w godzinach większego ruchu. W pozostałym czasie siedziałyśmy w jego domu na peryferiach jakiegoś małego miasta, bez samochodu i możliwości ruchu. Wypatrywałam wiewiórek na trawniku i na drzewach, które okalały jego dom. Zaczęłyśmy kombinować, co zrobić i pewnego dnia Daga zadecydowała, że zgłaszamy chęć rezygnacji z programu. Potrzebowałyśmy oficjalnej zgody firmy, która była organizatorem studenckiego wyjazdu, by zachować prawo do legalnej pracy wklejone w nasze paszporty. Zadzwoniłyśmy tam. Z początku byli nieustępliwi, po tygodniu jednak zwyciężył duch amerykańskiej wolności i mogłyśmy rozstać się z Dairy Queen. Zadowolone i szczęśliwe, z prawie czteromiesięcznym pozwoleniem na pracę, wyruszyłyśmy realizować nasz legalny „American dream”. Wynajęłyśmy samochód i ruszyłyśmy w drogę przed siebie, szukając przyjemnego miasta na osiedlenie.
W Asheville znalazłyśmy ceglany budynek i wynajęłyśmy w nim pokój z dwoma łóżkami. Następnego dnia rozpoczęłyśmy poszukiwania pracy. Swoją znalazłam w pobliskim dużym golfowym kurorcie The Grove Park Inn. Miałam pracować na ostatnim piętrze jako hostessa w prywatnym lobby dla klientów tutejszych apartamentów. Dziewczyny zostały zatrudnione w chińskiej restauracji w mieście jako kelnerki. Wracałam do domu przed nimi i z nudów szlifowałam swój angielski, wybierając słówka z darmowej codziennej gazety, pełnej reklam, wyrzucanej na klatkę schodową. Dość szybko wzbogaciłam słownictwo o terminy ze świata zbrodni i przemocy, czyli dominujących w bezpłatnej prasie tematów. Po tygodniu gazetę odłożyłam.
Lubiłam swoją pracę. Lobby było zadbanym, eleganckim miejscem z przestronnymi oknami z widokiem na rozległe pola golfowe i barwne zachody słońca. Tajniki organizacji tak ogromnego hotelu odkrywałam, przemykając po różnych piętrach korytarzami dla personelu. Za dnia serwowałyśmy klientom pyszne jedzenie i naturalne świeżo wyciskane soki owocowe. Na miejscu były nas na służbie dwie lub trzy w międzynarodowym składzie, zawsze do dyspozycji klientów. Urocza Chilijka w zaawansowanej ciąży przeszkoliła mnie z obsługi aplikacji hotelowej, więc mogłam z czasem samodzielnie obsługiwać przyjeżdżających i wyjeżdżających gości. Jadałyśmy w hotelowej stołówce, która do spółki z moim obżarstwem powiększyła mnie o dwa rozmiary w ciągu trzech miesięcy. Nie mogłam odmówić sobie codziennego deseru, tarty z orzechami pekan pokrytej porcją włoskich lodów z automatu. Po czterech miesiącach pobytu wróciłam do kraju o sześć kilo cięższa.
Pewnego razu Niemka, szefowa lobby, poinformowała nas, że apartament dla nowożeńców wynajęto. Przyjedzie para, której historia miłości przywodzi na myśl amerykańskie filmy.
– No więc słuchajcie, a było to tak – zaczęła snuć swoją opowieść. – Dwaj przyjaciele oblatywali amerykańskie odrzutowce. A że to zawód ryzykowny, to umówili się, że gdy któremuś coś się stanie, przyjaciel zaopiekuje się jego dziewczyną. Jeden miał narzeczoną, a drugi nie. Czas mijał i wszystko układało się dobrze, aż przyszedł moment, gdy kostucha zapukała do kabiny jednego z nich. Wybrała lotnika z narzeczoną. Po pogrzebie jego przyjaciel dopełnił honorowej przysięgi i zaopiekował się kobietą w żałobie. Za pół godziny oni się tu pojawią na swój miesiąc miodowy! – zakończyła żwawo szefowa i dorzuciła: – Która przygotuje apartament? Trzeba rozrzucić świeże płatki róż.
– Ja! – zgłosiłam się szybko, chwyciłam plastikową torebeczkę z czerwonymi różami i ruszyłam do sanktuarium dla nowożeńców. Niezwykły widok roztaczał się na zielone pola golfowe, pobliskie lasy i zachodzące słońce. Ach! – westchnęła w zachwycie moja dusza. Rozrzucałam płatki róż po ogromnym łożu z baldachimem, w jacuzzi i na dywanie, znacząc harmonijną drogę na ich wspólne, zgodne życie w miłości, teraz okraszone również aromatem świeżych róż.
Wróciłam do naszego lobby, gdzie w zaciekawieniu oczekiwałyśmy na romantyczną parę. Winda oznajmiła przyjazd dźwiękiem, lecz nowożeńcy udali się od razu do swojej świątyni rozkoszy. Nie zajrzeli do lobby. Przez dwa dni pobytu mogłyśmy ich sobie tylko wyobrażać.
On pojawił się dopiero trzeciego dnia. Jak grecki bóg miłości wszedł do lobby w samych krótkich spodenkach z odsłoniętą, pięknie wyrzeźbioną męską klatką piersiową. Eros zawitał w nasze progi, dostał to, o co poprosił i wrócił w świątynne progi do żony bogini. Ach… Z naszych młodych piersi się wyrwało życzenie spełnionej miłości i poleciało do nieba.