Читать книгу Wszystkie barwy słońca. Historie prawdziwe własnoręcznie uszyte - Joanna Wieczorek - Страница 8

I CZAS SPOKOJNEGO ŻYCIA

Оглавление

Urodziłam się w Bydgoszczy, z jakichś rodzinnych powodów poza warszawskim miejscem zamieszkania rodziców. Jako miesięczne niemowlę zostałam przewieziona do stolicy i tam przez wiele lat mieszkałam. Zawsze wahałam się w pierwszej chwili, gdy słyszałam z czyichś ust pytanie: „Jesteś warszawianką?”.

Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie. Czyżby przynależność do konkretnego miejsca, na przykład zamieszkania – Warszawy, albo urodzenia – Bydgoszczy, określała człowieka i determinowała na całe życie jego naturę? A co, jeśli dla kogoś cały świat jest domem i wszędzie, gdzie się pojawia, czuje się jak u siebie? Gdy cały „dom” mieści w podróżnej walizce, którą zawsze ma przy sobie, w komnacie swojego serca? Kim się taki człowiek staje? Ziemianinem albo Ziemianką, bezpaństwowcem, lecz obywatelem całej Ziemi.

Dzisiaj jestem wolna od tożsamości związanej z miejscem. Tam, gdzie jestem, tworzę swoją indywidualną przestrzeń. Na pytanie: „Skąd jesteś?”, odpowiadam w zależności od humoru: „Jestem Ziemianką” lub „Jestem ze świata” albo „Jestem Słowianką”. Bawię się słowami, wzbudzając zainteresowanie ludzi, którzy czasem dopytują; a gdzie to jest.

Dawniej odpowiadałam: „Jestem bydgoszczanko-warszawianką z przewagą tego drugiego”, i na tym kończyłam. Dzisiaj przede wszystkim jestem tą, która „Jest, żyje, czuje i siebie realizuje”. Z urodzenia zodiakalna Waga z ascendentem w Byku, z naturalnym przepotężnym pociągiem do natury oraz numerologiczna jedyneczka, urodzona w niedzielę w mieście z symbolem bydgoskiej łuczniczki. Ten barwny mix przez lata wypychał mnie z wielu stref komfortu. Testował wytrzymałość systemu nerwowego na wiele sposobów, co kończyło się eksplozjami emocji: łzami, potem śmiechem przez łzy, zatrzymaniem, poddaniem się i nagłym przypływem sił witalnych, zadowoleniem oraz spełnieniem. Leciałam w świat lub przez życie jak strzała wystrzelona z łuku, czasem w stronę konkretnego celu, innym razem na oślep. Urodzeniowy mix nakazywał mocne parcie do przodu, szukanie nowych dróg, pchał za kotary tropikalnych krajów i do zaglądania w ludzkie życia, inspirował do częstego przemeblowywania własnego oraz do przecierania ścieżek, którymi często potem podążali inni.

Z drugiej strony spowalniał, wskazując na hedonistyczną potrzebę relaksu na łonie natury. Przypominał, że urodziłam się dnia siódmego, stworzonego do odpoczywania, a nie ciężkiej pracy. Z biegiem lat uwolniłam się od ciążących w mojej podświadomości przekonań, tj. mitu ciężkiej pracy. Zaadaptowałam dla siebie międzynarodową formułę ludzi sukcesu: „Pracuj mądrze, nie ciężko” (Work smart, not hard). W trzydziestej wiośnie życia obrałam swój azymut i na niego skierowałam wewnętrzny kompas. W czterdziestej wiośnie zmodyfikowałam ustawienia, gdy już na dobre zamieszkałam za siedmioma lasami, za siedmioma górami, rzekami i morzami w mieniącej się wieloma barwami krainie.

W Czasie Spokojnego Życia żyłam prawie spokojnie, według wyniesionych z dzieciństwa wzorców. Byłam ciekawą świata kilkulatką, która spóźniła się na lekcje do szkoły, bo klękała zafascynowana nad ślimakiem bez muszelki. Szkoła wynagrodziła mój zachwyt wpisaniem uwagi do dzienniczka. Byłam poszukującą wiedzy nastolatką, piszącą listy do Żołnierza Polskiego, jedynego w Polsce w latach osiemdziesiątych XX wieku pisma, które umieszczało wzmianki o ezoteryce i zjawiskach niewytłumaczalnych. Nigdy mi nie odpisali. Zaczytywałam się w książkach Ericha von Dänikena, z wypiekami na twarzy poznawałam świat Etrusków i bogów Sumerów, odkrywałam w książkach jogiczne niezwykłości Indii i Dalekiego Wschodu. Eksperymentowałam jako nastolatka. Coś wciąż mnie pchało do duchowych poszukiwań i wyjścia poza tradycyjne sposoby życia.

Ukończyłam Liceum Żmichowskiej, w klasie z rozszerzonym francuskim, potem popularne studium językowe zwane „Ogrodową”[1] oraz wyższe studia humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Swoją pierwszą pracę znalazłam w międzynarodowej firmie o amerykańskich korzeniach z siedzibą w Polsce. Przyszłam na miesięczne zastępstwo, zostałam na siedem lat. Z wyuczonego języka francuskiego przeskoczyłam na biurowy angielski i o frankofonach zapomniałam na prawie dwadzieścia lat. Z czasem pojawiły się dwie kolejne firmy, w których pracowałam – o korzeniach greckich i austriackich.

Po kolei przeżywałam zagubienia nastolatki, potem młodzieńcze i bardziej dojrzałe wzloty i upadki relacji damsko-męskich, zarabiałam coraz lepiej i przez wiele lat praktykowałam hatha-jogę, a później inne formy jogi. Cały czas interesowałam się sprawami ducha i poszukiwałam…

Jako nastolatka plotłam czasem trzy po trzy oraz wplatałam kolorowe muliny, hit sezonu lat dziewięćdziesiątych, we włosy turystów odwiedzających warszawski Barbakan. Odbudowywałam średniowieczny murek okalający małą wieś na południu Francji, w ramach wolontariatu międzynarodowej wymiany ludzi dobrej woli. Jako dwudziestoparolatka próbowałam w domu samodzielnej medytacji, lecz z marnym skutkiem. Szalone myśli krążyły w mojej głowie i nie pozwalały się okiełznać jak narowisty koń. A gdy pewnego dnia, podczas przejażdżki w terenie, spadłam z niego trzy razy pod rząd, poddałam się. Puściłam lejce żwawego ogiera mego umysłu i na wiele lat wpadłam w świat rozumowo-racjonalno-intelektualnych akrobacji. Za dużo myślałam, analizowałam przeróżne strachy na lachy i niewiele dobrego z tego miałam. Lewa półkula mózgu przejęła władanie, a ja w wolnym czasie brałam się do odkrywania bliższego i dalszego świata.

Po dwudziestym piątym roku życia pociągały mnie globtroterskie podróże. Nigdy nie lubiłam jednak turystyki zorganizowanej, zwiedzania tłumnych miejsc czy leżakowania w hotelu pełnym turystów, najczęściej będących pod wpływem alkoholu. Chciałam samodzielnych egzotycznych wypraw w dalekie tropiki, nie miałam jednak z kim ich realizować. Do czasu…

Gdy patrzę na tamten etap życia z dzisiejszej perspektywy, ten czas określam jako spokojny, choć oczywiście przechodziłam wtedy przeróżne zawirowania i unosiłam się na fali niejednej emocji. Czas Spokojnego Życia wypełniały młodzieńcze porywy serca, pierwsze zagraniczne podróże, fascynacje i odkrycia oraz zawodowa praca.

Wszystkie barwy słońca. Historie prawdziwe własnoręcznie uszyte

Подняться наверх