Читать книгу Polacy są najlepsi. Wspomnienia kanadyjczyka z Dywizjonu 303 - John A. Kent - Страница 8
Człowiek ukryty za tymi wspomnieniami
ОглавлениеAlexandra Kent
To nie poeta, „Sunday Times”, 19 stycznia 1941 roku:
W ubiegłym tygodniu młody, dwudziestopięcioletni mężczyzna, stojący obok dwóch czy trzech polskich lotników, otrzymał odznaczenie za męstwo z rąk polskiego ministra spraw zagranicznych. Był szczupły, miał łagodne rysy i delikatne dłonie. Jego twarz miała niewiele koloru i tylko dziwna zawziętość zaciśniętych ust przeczyła myśli, że mógłby być poetą lub artystą.
Na rok przed wojną przyjechał z Winnipeg i został oficerem służby stałej w RAF. Kiedy szykowano zaporę balonową, konieczne było dokładne sprawdzenie, jaki wpływ będzie miał na samoloty ich kontakt z linami. Młody Kanadyjczyk zgłosił się na ochotnika i zderzył się z linami osiemnaście razy. Został za to odznaczony Krzyżem Sił Powietrznych. Później, już w czasie wojny, powierzono mu dowodzenie polskim dywizjonem sformowanym tu po upadku tamtego kraju. „Byli tak odważni” – powiedział – „że nie odważyłeś się okazać strachu, nawet jeśli serce podchodziło ci do gardła”. Pod jego kierownictwem „konto” polskiego dywizjonu osiągnęło niesamowite rozmiary. Został odznaczony D.F.C.[1].
Teraz otrzymał kolejne dowództwo, ale Polska dodała swoje zaszczyty do naszych. Nazywa się major Kent i z wyglądu mógłby być poetą – ale nie chciałbym być Niemcem widzącym te oczy i te usta za karabinem!
Wielu ludzi, których poznałam, a którzy przeczytali wspomnienia mojego ojca zatytułowane One of the Few – Jeden z Tych Nielicznych[2], zadawało mi to samo pytanie: „Jaki był naprawdę?”. Odpowiedź nie jest łatwa, ponieważ moje wspomnienia o nim pochodzą z dzieciństwa, a człowiek, którego znałam, odszedł z RAF-u, zanim się urodziłam. W chwili wydania jego wspomnień miałam trzynaście lat. Przeczytałam je i odkryłam, że przemawiający z nich głos jest zupełnie odmienny od swojskiego głosu ojca, którego znałam. Ale, jak napisał Szekspir w często cytowanym zdaniu, „jeden człowiek w swym czasie wiele ról odgrywa”[3]. W tym wstępnym rozdziale, jak i w epilogu, który następuje po wspomnieniach mego ojca, zgromadzę różne role, które grał, a opowiedzianą przez niego historię jego własnego życia umieszczę w szerszym kontekście. W ten sposób mam nadzieję pokazać, jaki był naprawdę.
Książka One of the Few była bardzo na czasie, a styl „opowieści dla chłopców”, w którym została napisana, był tym, czego oczekiwali odbiorcy. Wyobrażam sobie, że gdyby piloci myśliwscy, tacy jak mój ojciec, będący idolami jako współcześni rycerze, ujawniali w swoich opowieściach wątpliwości lub słabości, mogłoby to nie zostać dobrze odebrane. Myślę jednak, że dziś, gdy opowieści weteranów stały się historią, warto na nowo przyjrzeć się tym starym, stereotypowym wizerunkom wspaniałych bohaterów, aby zrozumieć tych ludzi z większą świadomością ich człowieczeństwa.
Ze wspomnień mojego ojca wyłania mi się złożony bohater, którego życie było naznaczone potężnymi sprzecznościami. Jest w nim wiele cech, które zdradzają jeśli nie poetę, to człowieka o dużej wrażliwości estetycznej, ceniącego samotność i spokój. Może urodził się, by latać, a z pewnością wciąż dążył do doskonałości, ale nic w nim nie sugeruje agresywności. Jednak dojrzewanie w tak brutalnych czasach oznaczało, że jego pasja do latania i dążenie do doskonałości zostały wciągnięte w tryby okrutnego biznesu, jakim było zabijanie. Bez względu na to, jak szlachetny jest charakter sprawy, zabijanie innego człowieka, zwłaszcza w walce jeden na jednego, musi wpływać na duszę w sposób niedający się opisać. Już przed wojną mój ojciec wykazał się imponującą zdolnością panowania nad nerwami podczas swoich wyczynów w lotach doświadczalnych. Ale to nie znaczy, że był nieustraszony! Jako dowódca odpowiedzialny w walce za swoich towarzyszy – a niektórzy z nich okazali się bardziej nieustraszeni niż on – musiał odczuwać niewyobrażalną presję, by zachować morale, ukrywając swoje uczucia, być może nawet przed samym sobą.
Istniał również kontrast między ścisłą, niemal ascetyczną dyscypliną jego życia zawodowego a hałaśliwymi wieczorami w pubach i klubach nocnych, gdzie alkohol odgrywał ważną rolę zarówno we wspólnym przeżywaniu tej podwyższonej wrażliwości, jak i jej zagłuszaniu.
Ojciec pisze też o poświęceniu, jakie okazali mu jego rodzice, a jednak – być może w przekonaniu, że wyróżniając się w RAF-ie, okazał im wdzięczność – pozbawił ich swojej obecności; on – ich jedyne dziecko. Wyjechał z domu wcześnie, bo w wieku dwudziestu lat, aby rozpocząć niebezpieczną karierę na drugim końcu świata. Do domu wrócił tylko dwa razy, zanim jego matka zmarła w 1944 roku.
Dość niejednoznaczna była również rola ojca w RAF-ie. Jego brytyjskie pochodzenie i kanadyjskie wychowanie oznaczały, że był po części „swoim”, biegłym w powielaniu postaw i obyczajów Brytyjczyków i RAF-u, a po części „obcym”, co wpływało na jego relacje z polskimi lotnikami, którymi dowodził. Wyzwanie, jakim było dążenie do uzyskania akceptacji w angielskim społeczeństwie, jest kwestią, do której wracam w epilogu.
Ponadto, poza czysto męskim światem wojska znanego z pamiętników pilotów myśliwskich, pozostawała rzeczywistość prywatna, w której istotną rolę odgrywały kobiety i gdzie kwitły romanse. Podczas Bitwy o Anglię mój ojciec poruszał się nieustannie i gwałtownie między wymaganiami – czasami sprzecznymi – tych dwóch sfer i ostatecznie musiał zdecydować, która z nich stanowi priorytet.
Wreszcie, wielu z tych, którzy przeżyli wojnę, musiało ulec dezorientacji, gdy etos czasów wojny ustąpił miejsca liberalnemu pokoleniu lat sześćdziesiątych. Choć wielu pilotów powróciło do życia cywilnego zaraz po wojnie, mój ojciec pozostał w RAF-ie przez kolejnych dziesięć lat po jej zakończeniu. Gdy przeszedł w stan spoczynku, nie miał żadnego doświadczenia cywilnego, a strategie i wartości dotyczące radzenia sobie, do których przyzwyczaił się w wojsku, okazały się w dużej mierze przestarzałe, a z czasem wręcz nieadekwatne – to kolejny temat, którym zajmuję się w epilogu.
Jako małe dziecko byłam głęboko przywiązana do ojca, ale moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałam jedenaście lat. Zamieszkałam wówczas z matką, ale ona zmarła niedługo po rozwodzie, a mój ojciec już nie był w stanie się mną zaopiekować. Nasz kontakt w ciągu ostatnich piętnastu lat jego życia był sporadyczny i ograniczony. Zmarł, gdy byłam dwudziestokilkulatką. Wyjechałam za granicę i spędziłam następne dwadzieścia pięć lat na budowaniu własnej kariery i rodziny. Jako że moje rodzeństwo mieszkało w innych częściach świata, a ja sama byłam pozbawiona korzeni pozostawionych w Anglii, miałam niewiele okazji do ponownego odwiedzenia naszej wspólnej przeszłości. Aż do roku 2010, kiedy to moja siostra przysłała mi egzemplarz nowo wydanej książki Richarda Kinga o Dywizjonie 303. Znalazłam w niej cytaty z osobistego dziennika prowadzonego przez mojego ojca w czasie Bitwy o Anglię, o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam. To zainspirowało mnie, by spróbować dowiedzieć się więcej o tym, jaki był naprawdę.
Poniższy tekst jest kompilacją moich wspomnień i spostrzeżeń, jakie poczyniłam podczas tych niedawnych poszukiwań i starań, by poznać go w pełni.