Читать книгу Na krawędzi - Kamila Malec - Страница 4

– Rozdział 1 –

Оглавление

Stoję na skraju lasu pełna obaw ale i determinacji i czekam, aż się pojawią. Słońce chyli się ku zachodowi. Najpierw zmieniło swoją barwę na ostry pomarańcz, a teraz znika za koronami drzew. Widok ten przypomina mi niejedną scenę z romantycznego filmu. W dzień podziwiałam tu piękne, górskie widoki zapierające dech w piersiach. Nie na darmo nazwano to miejsce „Złotym Widokiem”. Przyprawia ono o szybsze bicie serca, gdyż zbocze opada tu gwałtownie ku dolinie Kamiennej, tworząc malowniczy punkt widokowy. Ale nie tym razem. Dziś czuję się, jakbym szła na skazanie. Moje życie zależy od ich decyzji. W ich rękach leży moje szczęście.

Pojawią się, gdy tylko ściemni się do tego stopnia, aby w razie nieprzewidzianych gości mogli szybko schować się za jakimkolwiek drzewem lub głazem, ewentualnie wrócić do swojego świata. Wielka Trójca władców ziemi i naszych nauczycieli. Naszych, czyli wybranych przez los Dobrych Duchów Ziemi. Tak właśnie siebie nazywamy. Zawsze gotowi do pomocy, każdy z innym darem. Nie praktykujemy czarnej magii, nie nazywamy się czarownikami, czarownicami czy wiedźmami, chociaż tak naprawdę po części nimi jesteśmy, gdyż potrafimy stworzyć mikstury do ratowania życia lub poskramiania „tych złych”. A jest ich wielu, i gdyby ludzie o tym wiedzieli, nie wiem czy żyli by beztrosko i spokojnie. Prawda jest zupełnie prosta. My pomagamy, leczymy i wspieramy na duchu. Wszystko inne to pomówienia.

Zaraz powinni tu być. Zaczęłam rozglądać się wokoło, czy przypadkiem czegoś nie przegapiłam. To na pewno to miejsce – miejsce spotkań.

Nagle drzewa po prawej stronie zaczęły szeleścić. Pogoda była bezwietrzna, więc zwiastowało to tylko jedno. Wysłuchali mnie i przybyli. Teraz tylko muszę stanowczo przedstawić im swoje argumenty i po sprawie. Eh, żeby to było takie łatwe jak się wydaje.

– Podejrzewamy po co Nas wezwałaś drogie dziecko – rozpoczął Liczyrzepa bez zbędnych ceregieli.

Tak, Liczyrzepa, czy jak kto woli Karkonosz, król gór, a raczej ich Dobry Duch, pilnujący flory i fauny w granicach swojego królestwa. Jest władcą Karkonoszy, strzeże tu swoich podziemnych skarbów.

Wielu myśli, że to tylko legenda, ludzie uważali go początkowo za złego ducha.

Nic bardziej mylnego.

– Dawno cię nie widzieliśmy kochana, rzadko kiedy ktoś wzywa Nas wszystkich, a poza corocznymi obchodami świąt równonocy nie ukazujemy się bez potrzeby czy wezwania – dodał Świętowit i zaczął mi się bacznie przyglądać.

Za nimi stał Filip ze swoją nieprzeniknioną miną. Czułam, że wie o co mi chodzi. Wystarczyło jedno moje spojrzenie na niego, a jego wzrok przenikał wszystkie myśli. Był najstarszym i najmądrzejszym naszym opiekunem, zajmował się nami i analizował wszystkie możliwe dary jakie posiadaliśmy.

Gdyby ktoś z normalnych, prostych ludzi usłyszał, że spotkałam się z dwoma władcami, którzy dla większości ludzi istnieli tylko w legendach, uznałby mnie za wariatkę, którą należy zamknąć w zakładzie dla obłąkanych i nafaszerować lekami na wyprostowanie mózgu. Ale prawda była taka, że oto właśnie stali przede mną, wraz z największym i najmądrzejszym specem od białej magii.

– Cieszę się, że Was widzę i chcę żebyście pomogli mi pozbyć się moich zdolności – powiedziałam, czym wywołałam ich poruszenie. Zaczęli mnie okrążać i energicznie kręcić głowami.

– To niemożliwe i dobrze o tym wiesz. Z tym trzeba się urodzić, nie da się tego nauczyć. Nie wyrzekniesz się swojego przeznaczenia. – Wzrok Liczyrzepy przeszył mnie na wylot.

– Nic nie rozumiecie! – krzyknęłam. – Dlaczego nikt wcześniej nie powiedział mi o konsekwencjach? Dlaczego nikt nie pytał mnie o to czy chcę być tą pieprzoną czarownicą?!

Trzy pary oczu spojrzały na mnie jeszcze szerzej niż w chwili, gdy oznajmiłam im po co ich wezwałam. Nie lubili krzyków ani ludzi, którzy się im przeciwstawiali, ale na mnie patrzeli przychylniej. Dlaczego, nie wiem. Kiedyś się nad tym zastanawiałam, nigdzie jednak nie znalazłam odpowiedzi na to nurtujące mnie pytanie. Wiem tylko, że potrafię więcej niż inni tacy jak ja. Każdy z nas miał po jednym darze – w większości była to umiejętność mieszania leczniczych mikstur z ziół. Tych nazwano znachorami. Ja natomiast potrafię więcej, o wiele więcej. Odczytuję aurę człowieka i potrafię stwierdzić czy na coś choruje, czy też dolega mu coś innego. Z dużym wyprzedzeniem wyczuwam zarówno niebezpieczeństwo, jak i istoty nadprzyrodzone. O tak, w tym jestem najlepsza z nich wszystkich. Nie potrafiłam czytać w myślach, jednakże instynktownie znajdowałam odpowiedź na nurtujące pytania, gdzieś między jawą a snem. No i te moje prorocze sny! Czasem męczące, jednak w większości przypadków z dobrym przekazem.

– Mówiłaś, że nie nazywasz się czarownicą. – Z rozbawieniem patrzyli na mnie jak na wariatkę. Nie obchodziło mnie to.

– Jak zwał tak zwał, nikt nie powiedział mi, że nie mam prawa się zakochać, bo wtedy ta osoba zginie. Kto wymyślił to popieprzone prawo?!

– My – odpowiedzieli.

No tak – krótko, zwięźle i na temat. Tak wyglądała większa część rozmów, kiedy ktoś chciał zrobić coś nie po ich myśli.

– Jesteś nie tylko osobą o wyjątkowych zdolnościach, ale także strzegącą tajemnicy Liczyrzepy, nie my Cię wybraliśmy i nie wiemy kiedy i czy w ogóle pojawi się kiedykolwiek twój następca – stwierdził Świętowit.

W tym momencie uświadomiłam sobie, że rzeczywiście bogowie są leniwi i tylko patrzą, kiedy mogą wysłużyć się kimś innym, aby tylko samemu nie robić nic. Tylko narzekać. O tak, to potrafili doskonale.

Ujrzałam lekki uśmiech Filipa i już wiedziałam, że użył swojego daru i przeczytał moje myśli. Tak, ten najpotężniejszy z nas to potrafił, ale musiał stać blisko swojej domniemanej ofiary, żeby cokolwiek wyczytać.

– To kogoś znajdźcie, przeszkolcie czy jak tam chcecie, ale ja chcę być normalną kobietą, a nie kimś kto w społeczeństwie niedługo będzie uznawany za starą pannę i jakiegoś dziwoląga. Nie chcę mieć nic wspólnego z magią, demonami i innymi stworzeniami.

– Zakochałaś się… eh… i wiesz, że grozi mu niebezpieczeństwo. – Liczyrzepa stwierdził bez zbędnych ceregieli to, co chciałam im od samego początku przekazać, ale o czym doskonale wiedzieli.

Spojrzałam w gwieździste niebo pełna zadumy. Zrobię wszystko żeby mieć go przy sobie i uratować.

– Ogary zaczynają się koło nas kręcić. – stwierdziłam ze smutkiem, gdyż nawet ja tych diabelskich stworzeń nie potrafiłam powstrzymać. Służą Welesowi, piekielnemu Bogowi, który pilnuje bram Czyśćca, i tylko On ma nad nimi władzę. – Mi nie zrobią krzywdy, ale nie będę patrzeć i czekać aż stanie się tragedia. Dlatego tu jestem i dlatego was wezwałam.

– Kimże jest ten człowiek, że chcesz wyrzec się swojego dziedzictwa? Czy jest tego wart? – zapytał Filip.

On mnie rozumiał. Mówiono, że sam się kiedyś zakochał, lecz jako najpotężniejszy nie mógł nic z tym zrobić, więc uciekł i zamieszkał głęboko w górach, żeby zapomnieć. Owa panna była przez jakiś czas pilnowana, ale gdy tylko Ogary zrozumiały, że nic ich już nie łączy i że nie mogą już jej zrobić krzywdy, słuch o niej zaginął. Chodziły pogłoski, że zakochała się w kimś innym a później zniknęła. Najprawdopodobniej wyjechali z kraju, choć nikt nie mógł tego potwierdzić. Nikt też nie mógł jej szukać. Tak nakazywało nasze prawo. Od tamtej pory Filip z dwójką Bogów tworzą najpotężniejsze trio, jakie kiedykolwiek widziałam i poznałam.

– Jest moim światłem – z rozmarzeniem przymknęłam oczy – słońcem rozpoczynającym dzień i iskrą pokazującą drogę w nocy. Moim bijącym sercem i rytmem nadającym mu życie. Moim sensem istnienia.

– To jest tylko głupie ludzkie gadanie. Dziś go kochasz, jutro możesz nienawidzić i co wtedy?! – przerwał mi Karkonosz ze złowrogim błyskiem w oczach, po czym zaczął nerwowo chodzić wkoło swojego głazu. – Poza tym nawet My nie mamy takich mocy, żeby ci w tej kwestii pomóc.

– Wy nie macie mocy? To niby kto ją ma? Tylko Wy znacie każdą magię jaka istnieje, umiecie sporządzić każdy napar z ziółek, nawet ten ratujący życie. Musi być jakiś sposób, żebym była zupełnie normalna i nie wmówicie mi, że tak nie jest.

Odwrócili się ode mnie i zapatrzyli w ciemność spowijającą góry – w cudowne widoki, za dnia tak chętnie przez wszystkich podziwiane. Wiem, że liczą się z tym, iż nie odpuszczę. Poza tym to Oni wszystkiego mnie nauczyli i wpoili mi nasze prawo, którego tak kurczowo się trzymali.

Pierwszy odwrócił się Świętowit.

Mimo mroku, pod czarną peleryną chował kolejne trzy swoje twarze ustawione na wszystkie strony świata i ukazywał tylko jedną. Nigdy nie pokazał mi równocześnie więcej niż jedną naraz.

– Jest jeden sposób. Jeden jedyny. Ale nie daje stuprocentowej gwarancji na to, że nigdy sobie nie przypomnisz o magii – stwierdził niechętnie po dłuższej chwili namysłu.

– Jak to nie przypomnę sobie o magii? – zdumiona i zszokowana stałam w ciemności naprzeciw nich.

– Nie ma magii na to, żeby wyzbyć się tego co zostało nam dane raz na zawsze. Ale jest sposób, żeby to wyciszyć, uśpić i zapomnieć, lecz nie jest to nieodwracalne.

– Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Co więcej nigdy nie wspominaliście mi na Waszych lekcjach, że coś takiego jest.

– Myśleliśmy, że nigdy nie będzie to potrzebne. Nikt nigdy nie przyszedł do nas z taką prośbą. Wszystkim odpowiada to, że są „inni”, że potrafią więcej niż zwykły człowiek. Nikt nie chciał się tego wyrzec wprost. Owszem, może czasem kombinowali jakieś napary z ziół na zmianę świadomości – ale tylko dlatego, że rywalizowali między sobą o to, kto jest lepszy i mądrzejszy.

– Nie powiedziałabym, że nikt nie chciał i dobrze o tym wiecie.

– To nie jest tak – odezwał się Filip. – Na pewno słyszałaś różne pogłoski i opowieści o mnie – skinęłam głową – ale ja nie prosiłem o to co ty. Ja wiedziałem, że nie ma takiej możliwości. Nie ma odwrotu. Ale to jest zupełnie inna sprawa. Wiesz kim jestem i jakie mam stanowisko. Wiesz, że jestem ponad Wami i nie mogę tego zmienić. Ja straciłem swoje człowieczeństwo, swoją miłość. Naszego prawa nie można zmienić, niestety. Ale mam nadzieję, że tobie Bogowie będą przychylni i poznasz chociaż przez chwilę zapach prawdziwej miłości, a nie tylko zabawy.

W tym momencie dwie postacie zmroziły go wzrokiem. Nie takich słów spodziewali się po Filipie. Jednak tkwiła w nim cząstka człowieczeństwa, której go nie pozbawili mimo swoich nauk.

– A więc jest pewien sposób – kontynuował. – Trudny dla nas, bo musimy przysposobić ci opiekuna. Musi cię chronić, gdyż nigdy więcej nie będziesz mogła pojawić się w tym miejscu, bo czar pryśnie.

– Nie bardzo rozumiem. – Stałam już kompletnie zdezorientowana.

– Możemy wytworzyć w twojej głowie mur oddzielający życie z magią od normalnego człowieczeństwa. Będziesz żyła jak do tej pory, tylko wszystkie twoje zdolności zostaną schowane za ścianą. Nie będziesz pamiętać o nich, o nas, o demonach, z którymi walczyłaś by chronić ludzi, ani o naszej tajemnicy.

– A w którym miejscu jest haczyk? – Musiał być i byłam tego pewna, że nie wszystko jest takie piękne jak się wydaje.

– Otóż nigdy więcej nie możesz pojawić się przy grobie Karkonosza, gdyż magia tego miejsca sprawi, że mur w twojej głowie pęknie, a my nie wiemy jakie będą tego konsekwencje oprócz tego, że wszystko sobie przypomnisz.

Wyczułam bijący od niego smutek. – Jako twój opiekun nie mogę i nie chcę pozwolić na to, żeby coś ci się stało.

Stałam oniemiała i nie rozumiałam już nic. Niby nie ma takiej magii, żebym mogła żyć jak normalny człowiek i raz na zawsze zapomnieć o swoich zdolnościach, a z drugiej strony pojawia się coś, dzięki czemu jest jakiś cień nadziei, tyle że niesie ze sobą pewne zagrożenie. Miłość, ta prawdziwa, potrafi przenosić góry, dlatego wiedziałam, że cokolwiek miało by się stać i tak złapię się każdego sposobu, aby być w końcu szczęśliwą.

Stojąc tyłem do lasu spojrzałam odruchowo w lewo, gdzie mieścił się dobrze wszystkim znany grób Karkonosza. Niby grób, choć tak naprawdę w niczym go nie przypominał. Cóż, to tylko wielka granitowa płyta z niemieckim napisem RÜBEZAHLS GRAB. Wielki napis i wielka legenda, że to właśnie pod nią znajdują się wrota do podziemnego królestwa Ducha Gór. Gdyby tylko ludzie wiedzieli ile jest w tym prawdy, nie wiem czy wtedy to miejsce byłoby tak chętnie i tłumnie odwiedzane. Powinno być raczej oznaczone tabliczką: „Miejsce, w którym legendy stają się rzeczywistością”.

O tak, to byłby idealny napis.

– Spodziewam się, że nie możecie mi zrobić tego Waszego domniemanego muru w głowie od razu? – stwierdziłam bardziej, niż zapytałam. Wiem, że u Nich nic nie jest łatwe i natychmiastowe. Pewnie myśleli, że zagrają na czas i zmienię decyzję. Nic bardziej mylnego.

– Powiedzieliśmy, że jest sposób, ale nikt z Nas nie powiedział, że tego chcemy i że to zrobimy. To zbyt ryzykowne. Nie wiemy co się stanie z tobą gdy mur pęknie i twoje wspomnienia zaleją ci głowę. Musimy w jakimś stopniu podzielić twoją duszę na dwie części. A ludzka dusza to nie gumowa piłka. Jest wrażliwa i nietrwała, ale silniejsza niż możesz sobie wyobrazić.

– Na dodatek powrócą wtedy Ogary, a wiesz jakie to niebezpieczne stworzenia. Będziesz zbyt słaba, żeby go ochronić. A kiedy twój wybranek przywita się z nimi, przepadnie w Czyśćcu raz na zawsze.

– Chyba sobie żartujecie. Nie dam się nabrać na te Wasze gierki. Skoro jest jakiś sposób, pomóżcie mi. A ja przysięgam Wam, że jeżeli ten mur pęknie z mojej winy, pogodzę się z moim przeznaczeniem, jakiekolwiek będą tego konsekwencje. Poddam się wtedy i je poniosę. Ale nie zastraszycie mnie, wmawiając takie niestworzone historie – powiedziałam i zaczęłam przyglądać się mimice ich twarzy. Porozumiewali się bez słów, a gdy moje oczy przyzwyczaiły się wystarczająco do ciemności, mogłam i ja zrozumieć lepiej o czym rozmawiają. Wiedziałam, że już podjęli decyzję.

– Za dwa dni będzie pełnia księżyca, przyjdź tu przed świtem, tylko wtedy możemy odprawić ten rytuał. Tylko wtedy czar zadziała. Ale pamiętaj, to kruche naczynie, a każda decyzja niesie za sobą jakieś konsekwencje. Jeśli to pęknie, nie będziemy w stanie Ci pomóc i was uratować. Uprzedzając twoje pytanie – tak, was, gdyż wtedy nie tylko ty będziesz w niebezpieczeństwie, ale również on. Od chwili przemiany będziecie jednością i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. My rezydujemy tutaj, na Ziemi i nie mieszamy się w sprawy ciemności. A kiedy mur pęknie, już nie nas będziesz potrzebować, tylko władców piekieł. To nie nasza działka i nigdy nie wchodzimy sobie w drogę. Takie mamy zasady – bez wahania stwierdził Świętowit.

Spodziewałam się, że to On podejmie ostateczną decyzję. W końcu mówiono o nim, że jest najwyższym z Bogów. To inni go słuchali. Nikt nie odważył się nigdy mu przeciwstawić. Wiadomo, po cichu każdy gadał i był najmądrzejszy, ale powiedzieć mu prosto w oczy nikt się nie odważył. Według mnie normalni ludzie mieli z Bogami więcej wspólnego niż się spodziewali. Ile to miałam do czynienia z tymi rzekomo „normalnymi”, gadali za moimi plecami, a gdy tylko mnie zobaczyli to rozmawiali ze mną tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Zresztą każdy takie sytuacje miał w swoim życiu chociaż raz.

– Decydujesz w tym momencie o życiu was obojga, nie tylko o twoim. Przemyśl to dokładnie jeszcze raz – odpowiedział Karkonosz – jakąkolwiek byś podjęła decyzję, będziemy w tym miejscu za dwa dni dokładnie o północy. Poczekamy na ciebie tylko do świtu, kiedy będziemy mogli spełnić twoje życzenie. Masz mało czasu, ale wierzę, że podejmiesz właściwą decyzję. Pamiętaj, że jeśli zrezygnujesz teraz, już nigdy nie proś nas o to, o co dziś poprosiłaś.

Nagle mgła spowiła miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stali. Uciekli do swoich podziemi. No tak – tego można się po nich spodziewać. Za każdym razem to oni decydują, kiedy skończyć spotkanie. Cieszyłam się jednak, że to mnie pozostawili wybór. Cholera, nie wiedziałam jednak, jak poważne mogą być tego konsekwencje. Mam dwa dni na podjęcie decyzji. Czas pokaże jaką podejmę. Nie chcę narażać ukochanego na niebezpieczeństwo, ale w obecnej sytuacji już jest narażony i pilnuję go na każdym kroku. Gdyby się dowiedział, że wszędzie noszę ze sobą sól na duchy a tym bardziej, że wsypuję mu ją po ziarenku do kieszeni, uznałby mnie za stuprocentową wariatkę. Tak samo gdyby się dowiedział, że breloczek do kluczyków, który ode mnie ostatnio dostał to Klucz Salomona, a nie po prostu zwykła ozdoba. Dopiero by było.

Odwróciłam się i pobiegłam w swoją stronę.

Czas na sen.

Martwić się będę od jutra.

Na krawędzi

Подняться наверх