Читать книгу Na krawędzi - Kamila Malec - Страница 6

– Rozdział 3 –

Оглавление

Siedziałam wygodnie w skórzanym fotelu i rozkoszowałam się zapachem wnętrza naszego samochodu. Czarna, lśniąca niczym najjaśniejsza gwiazda maszyna, oznaczona czterema srebrnymi pierścieniami. Jest dla mnie jak nałóg. Tak jak kawa, uważana za napój bogów, uzależniająca od swojego smaku i aromatu, tak i nasze auto, doskonale dopracowane i zadbane przez Kubę, jest dla nas jeżdżącym ideałem. Jedno z wielu naszych marzeń, które skrupulatnie staramy się spełniać w miarę naszych możliwości.

Naszym największym wrogiem jest czas, którego tak naprawdę mamy małą garstkę. Kuba to wspaniały mąż, jednak jego zobowiązania wobec firmy zajmują większą część każdego dnia. Gonią go terminy i nie jesteśmy w stanie tego przeskoczyć. Niejednokrotnie widzimy się przelotnie, czasami wręcz tylko na chwilę wieczorem przy szybkiej kolacji. O ile kanapkę zjedzoną w biegu i szklankę świeżo wyciśniętego soku można nazwać kolacją. Powiedziałabym bardziej, że spóźniony lunch, po którym mój małżonek powraca – jak to twierdzi tylko na chwilkę – dokończyć dokumenty z budowy. Po czym ta chwila zamienia się w godzinę lub dwie, a ja w tym czasie zdążę pogrążyć się w słodkim śnie.

Przymknęłam oczy, rozkoszując się napływającymi wspomnieniami. Pamiętam jak zawsze uciekałam od wszelkiego rodzaju ćwiczeń. WF był dla mnie lekcją życia i czarną magią, na której czułam się jak przybysz z odległej galaktyki. Wiedziałam o tym ja i widzieli to inni.

Kurs trenera zrobiłam po skończeniu studiów, kiedy babcia poważnie zachorowała. Był to rak, zwany chorobą dwudziestego pierwszego wieku, wydający nieodwołalne wyroki. Na pytanie dlaczego, odpowiadam, że uciekałam od bólu. Wiedziałam, że ją stracę a ta myśl była dla mnie nie do zniesienia.

Sport pomagał mi wyłączyć się chociaż na chwilę od tego, o czym nie chciałam pamiętać. Halinka była osobą, która mnie tak naprawdę wychowała, a strach przed jej utratą był dla mnie niewyobrażalny. Wtedy myślałam, że każdy przebiegnięty kilometr, każda kropla potu spływająca po moim ciele oddali mnie na bezpieczną odległość od tego co było nieuniknione. Ale to była iluzja, w której mimowolnie zatraciłam się, nie zdając sobie z tego sprawy.

Bolała mnie ta strata tym bardziej, że nigdy nie poznałam swojego ojca, a matkę straciłam w wieku dziesięciu lat, kiedy to zginęła w wypadku samochodowym w górach. To babcia mnie wychowywała i była tak naprawdę jedyną bliską mi osobą. Później doszedł dopiero mój mąż i nasz pies Herkules, piękny złoty labrador, którego uratowaliśmy przed życiem w zapomnieniu w schronisku. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, gdy uciekł z posesji i wpadł pod samochód. Właściciele nie chcieli opiekować się kaleką. Oddali go chwilę przed tym, gdy zdecydowaliśmy, że w naszym nowym domu potrzebujemy pupila, o którego będziemy się troszczyć. Jak to twierdzi Kuba, ktoś musi mi towarzyszyć w moich porannych biegach i mnie bronić, bo w tych czasach to nigdy nic nie wiadomo. Herkules, mój dzielny towarzysz wygrał walkę o życie, a rehabilitacja pomogła mu powrócić do pełni sił.

Debata nad tym jak nazwać naszego nowego domownika była dość długa. Spieraliśmy się jak małe dzieci w bitwie o to kto ma najlepszą i najfajniejszą zabawkę. W rezultacie decyzję podjęliśmy wspólnie. Otrzymał imię dzielnego boga zwycięstwa.

Teraz kiedy jako trener zaczynam współpracę z nową grupą, czy też z indywidualnymi osobami poznajemy się poprzez szczerą rozmowę. Kilka słów o sobie, swoim życiu i o tym, dlaczego jesteśmy w tym miejscu. Najlepsze jest to, że każdy myśli, iż tego wszystkiego nauczyłam się w jakiejś prestiżowej szkole sportowej. No i zaraz zdziwienie, że to co robię to moja pasja, a nie zawód. O tak. Jestem dyplomowanym specjalistą administracji. Pracę biurową też kocham tak samo jak sport.

Przede wszystkim czuję wewnętrzną potrzebę pomocy innym. Ludzie zgłaszają się do mnie z wieloma problemami. Tak, właśnie z problemami. Zbędne kilogramy stoją w większości przypadków na drugim miejscu. Pewność siebie to jest to, czego tym kobietom brakuje. Wstyd, który nimi kieruje, gdy przychodzą po raz pierwszy, jest nie do opisania. Brak poczucia własnej wartości bije od nich z daleka.

Wiem, że w jakimś stopniu wszystkie moje podopieczne uspokajam. Daję jakąś małą iskierkę nadziei na lepsze jutro. Rozpalam w nich to coś, co pomaga im w walce o lepsze jutro.

Matki, które czują się wypalone w rodzicielstwie tylko dlatego, że mąż spędza najwięcej czasu w pracy i nie pomaga w prowadzeniu domu, czy zajmowaniu się dziećmi czują się też niepotrzebne i zapuszczone. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zapomniały o sobie. Skupiając się tylko na dzieciach, domowych zakupach i codziennych czynnościach, zatraciły się w tym wszystkim do tego stopnia, że czują się więźniami we własnym domu. Tego domu, który z miłością tworzyły, a który w tej chwili wydaje się tak odległy od wyidealizowanego w marzeniach.

Młode dziewczyny z talią osy, którym nic nie brakuje, pojawiają się w moich progach po pomoc bardziej psychologiczną niż fizyczną. Szykanowane i wyśmiewane przez ludzi pełnych zawiści i zazdrości o ich wygląd, w pewnym momencie pasują i nie dają sobie rady z tym wszystkim. Zatracają się w sobie i nabawiają się kompleksów, których w rzeczywistości nie mają.

Kobiety w kwiecie wieku, młode babcie, które czują się niepotrzebne i odepchnięte na dalszy plan przez mężów.

To tylko garstka osób i problemów, które przechodzą przez moje ręce. Bowiem trener kształtuje nie tylko ciało, lecz także duszę. Staram się podnieść ich samoocenę do tego stopnia, żeby same mogły obiektywnie spojrzeć na swoje życie i dokonać w nim zmian, na które nigdy nie miały odwagi. To jest tylko mały krok, a cieszy jak żaden inny. Każda podjęta decyzja pociąga za sobą kolejną i kolejną. To nasze małe domino, i tylko od nas zależy, w którą stronę potoczą się jego losy.

§§§

– Nie dopilnowałeś swoich spraw Filipie – rzekł Karkonosz, spoglądając w Zwierciadło Życia. – Ona do Nas wraca i to szybciej niż podejrzewaliśmy. Ha, wiedziałem, że prędzej czy później to nastąpi. Nie można uciec od swojego przeznaczenia, a ty uparty na to pozwoliłeś, nie patrząc na konsekwencje, które mogą z tego wyniknąć. Nie uważasz, że za długo już trwała ta cała maskarada i zabawa w kotka i myszkę? Mówiłem, że magii nie można ot tak się wyrzec, bo ma się takie życzenie. Wy śmiertelnicy nigdy tego nie zrozumiecie – zaśmiał się wprost w oczy najpotężniejszego człowieka, którego stworzył.

– Nie pozwolę na to, żeby stało się coś wbrew jej woli! Obiecałem to! Czy wy zawsze musicie stawiać na swoim, nie patrząc na to co ludzie mają do powiedzenia? Przyznajcie się lepiej, który maczał w tym wszystkim swoje palce i przestańcie się tak z tego cieszyć. Nic nie jest jeszcze przesądzone!

– Dobrze wiesz jakie były warunki umowy, którą przypieczętowała z nami kilka lat temu. Kiedy tylko zjawi się w tym samym miejscu, zbudowana bariera pryśnie jak mydlana bańka. A ona do nas powróci – z nie mniejszym uśmiechem odparł Świętowit. – Ale pamiętaj drogi Filipie – nie osądzaj nas pochopnie. To nie my ją tu ściągamy, może to tylko dziwny zbieg okoliczności, a może jej umysł powoli przepuszcza wspomnienia, chociaż pewnie to tylko przypadek, zupełnie czysty przypadek. – Zamyślił się. – Więc daruj sobie te swoje morały i zarzuty. Nic nie jest jeszcze przesądzone. Wszystko się może jeszcze zdarzyć.

Uśmiech i pogarda widoczna na jego twarzy wystarczyła za tysiąc słów.

– Och Filipie, wiemy, że to twoja najważniejsza i najlepiej wyuczona podopieczna, ale niektórych wydarzeń nawet ty nie jesteś w stanie zatrzymać. Wszystko toczy się w swoim rytmie. Powoli, do przodu, aż dojdzie do swojego spełnienia i mimo napotkanych trudności zawsze da sobie radę. Los jest nieprzenikliwy i nawet my nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego, co byśmy chcieli. – Zobaczył pełen pogardy wzrok śmiertelnika, zawahał się i stwierdził: – No dobra, może i jesteśmy w stanie wszystko przewidzieć – wiem. Ale jak to sam kiedyś powiedziałeś, jesteśmy zbyt leniwi na pewne kwestie. Wystarczająco napracowaliśmy się przy tworzeniu tego muru, bo twojej największej księżniczce zachciało się normalnego życia. Nawet nie wiesz jak tego żałuję. Dobrze wiesz, że mogła być teraz jeszcze potężniejsza niż była wtedy. Dobrze wiesz, że nigdy nie zgodzilibyśmy się zrobić tego co zrobiliśmy, gdyby nie Ty i Twoja chora tajemnica! – dodał. – Ja chyba nigdy nie zrozumiem ludzi. Nie! Ja ich nawet nie chcę rozumieć! To najlepsze co mogę zrobić.

Słowa Karkonosza zaszokowały Filipa, który przyglądał się temu wybuchowi z pewnej bezpiecznej odległości. Bogowie nigdy nie rzucają słów na wiatr – pomyślał – i tylko w kilku sytuacjach wybuchają gniewem. Więc są dwie odpowiedzi: albo naprawdę aż tak żałują tego, że największa młoda czarownica – w ich mniemaniu – dzięki ich pomocy zapomniała o tym, o czym według nich nie da się zapomnieć, albo – drugie wyjście, po prostu są wściekli o to, że ktoś próbuje zburzyć ich dzieło. W końcu pierwszy raz użyli zakazanego zaklęcia w stosunku do człowieka, i jak sami mówili, nie wiedzieli do końca czy zadziała. Ku ich zdziwieniu i uciesze wszystko udało się pomyślnie, bez żadnych komplikacji. Był to ich duży sukces i temat do pochwał ze strony braci i sprzymierzeńców. Ich duma nigdy nie pozwoliłaby na to, by stwierdzić, że coś jest nie po ich myśli. Tylko gdzie leży prawda? Jak daleko są skłonni posunąć się, żeby ratować swoje dobre imię? Wiem jedno, nie pozwolę Im jej skrzywdzić. A jeśli rzeczywiście Joanna tu wróci i mur pęknie, to na pewno nie pozwoli skrzywdzić swojego męża.

Filip uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na dwie postacie siedzące wokół stołu i grające w karty oczami pełnymi zadumy i niedowierzania.

Bogowie – Ci, których bali się inni – siedzą sobie i grają beztrosko w makao.

Na pierwszy rzut oka wyglądają na zwykłych śmiertelników. Ileż to razy wychodzą z ukrycia i spacerują znanymi górskimi szlakami, ileż to razy rozmawiają z napotkanymi wędrowcami i nikt niczego nie podejrzewa. Nikt nikogo się nie boi. Niby tacy zwykli, a równocześnie inni. Gdyby tylko ludzie wiedzieli co może czaić się na nich wszędzie, w każdym zakamarku ziemi, świat wyglądałby zupełnie inaczej. Ciemniej.

Muszę spróbować ją ostrzec – pomyślał Filip.

Na krawędzi

Подняться наверх