Читать книгу Na krawędzi - Kamila Malec - Страница 7
– Rozdział 4 –
Оглавление– Kochanie, najwyższy czas na jakąś porządną dawkę kofeiny i chwilę na rozprostowanie nóg. Wiesz, że ja i zbyt długie siedzenie bez ruchu to dwie sprzeczności – stwierdziłam z uśmiechem, próbując rozciągnąć się jako tako na miejscu pasażera. – I zadzwońmy do twoich rodziców jak tam sprawuje się nasz Herkules. Najchętniej to wzięłabym go ze sobą. Nie lubię go zostawiać samego. Gdyby nie to, że u rodziców czuje się tak samo jak u nas, już by siedział na tylnym miejscu pasażera w naszym aucie.
– Wiem, ale nie wszędzie moglibyśmy go wziąć, a to jest mało komfortowe. Nie panikuj, nic mu nie będzie. Rodzice go uwielbiają prawie tak samo jak Ciebie – odparł Kuba z uśmiechem. – Sprawdź na GPS-ie najbliższą stację, czy przydrożną restaurację. O ile dobrze pamiętam, niedaleko powinien być jakiś zjazd.
– OK – odpowiedziałam i włączyłam jego telefon.
W tym momencie przed oczami pojawił mi się mrok i małe białe plamki, migocące niczym gwiazdy w bezchmurną noc. Z każdej strony otaczała mnie ciemność i głos przemawiający niby gdzieś w oddali, lecz zbliżający się nieuchronnie. Ciągle powtarzające się słowa: Nie powinnaś tam jechać, zawróć. Twarz wyłaniająca się z otchłani czarnego tunelu owinięta szczelnie ciemnym kapturem. Kim jesteś? Były to jedyne słowa, które zdołałam wypowiedzieć w myślach do tajemniczej postaci, zanim odpłynęłam pociągnięta w nicość.
§§§
– Asia! Asia! – Głos, który zaczął do mnie docierać, wydawał mi się bardziej znajomy niż ten, należący do zakapturzonej postaci, która jeszcze przed chwilą podążała w moją stronę i której mimo ogromnego wysiłku nie udało mi się zidentyfikować. A szkoda.
Zaczęłam też odczuwać dziwne wstrząsy moim ciałem i lekkie łaskotanie po twarzy. Nie, to nie łaskotanie. Ktoś uderzał mnie delikatnie palcami, nawołując moje imię.
– Mógłbyś łaskawie nie trzaskać mnie po twarzy? – odpowiedziałam ocucona.
Nie do końca wiedziałam jeszcze co się ze mną dzieje i gdzie się aktualnie znajduję. Zaczęło do mnie docierać, że to mój mąż tłucze mnie po twarzy. Całe szczęście, że starał się robić to w miarę delikatnie palcami i mam nadzieję, że nie zostaną mi po tym incydencie żadne ślady.
– Kochanie co się dzieje? Słyszysz mnie? Nic ci się nie stało? Nic cię nie boli? Odpowiedz coś, nie trzymaj mnie w niepewności!
– Odpowiem jak tylko przestaniesz zadawać setki niepotrzebnych pytań. I przestań mną szarpać, przecież widzisz, że się ocknęłam!
Przerażone oczy Kuby wpatrywały się we mnie jak w przybysza z obcej planety. Rzadko podnosiłam głos, a już szczególnie na niego.
Na wpół przytomnie zaczęłam podnosić dziwnie ciężką głowę, nie mówiąc już o powiekach, które przypominały małe ciężarki. Chyba stąd wzięło się powiedzenie, że powinno się je w takim wypadku trzymać postawione na zapałki. Szkoda, że nie miałam żadnych w pobliżu.
Czułam, że oprócz tego rozsadza mnie jakaś wewnętrzna energia, niepozwalająca do końca skoncentrować swoich myśli na tym wydarzeniu i zauważyłam też, że byłam zła. Zła, że nie wiedziałam co się ze mną właściwie stało i zła na Kubę, że tak usilnie wybudził mnie z transu, w który popadłam z niewiadomych przyczyn i nie wiedziałam kto do mnie wtedy mówił. Dlaczego miałam dziwne wrażenie, że to coś ważnego? Coś, co powinnam wiedzieć ale zupełnie tego nie pamiętam. A ten głos wydawał się dziwnie znajomy. Tylko pytanie – przed czym mnie przestrzegał i dlaczego nie widziałam twarzy?
– Przepraszam, że podniosłam na Ciebie głos, nie wiem co się ze mną dzieje – zwróciłam się do męża, który chyba jeszcze nie do końca doszedł do siebie po tym co zobaczył.
– Kotek, ja niczego nie rozumiem. Poprosiłem tylko, żebyś sprawdziła na GPS-ie, czy w pobliżu nie ma jakiegoś zajazdu bo najwyższy czas na chwilę rozprostowania nóg. A ty bierzesz do ręki mój telefon i mdlejesz! Mało nie zszedłem na zawał, gdy zobaczyłem ciebie osuwającą się bezwładnie na siedzeniu! Na dodatek zatrzymanie się na drodze szybkiego ruchu graniczy niemal z cudem! Całe szczęście, że mijaliśmy zjazd na parking i mogłem spokojnie zjechać i wyciągnąć cię z samochodu. Już myślałem, że będę cię musiał reanimować. Wiesz jakiego stracha mi napędziłaś?
No tak, to dlatego pod głową jest twardo, a zarazem mizia mnie coś w uszy. Leżę na trawie. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała łowić z gaci jakichś robali. Bleee. Nie mówiąc już o chorobach, które mogą się przypałętać, bo przecież wcale nie jest już tak ciepło i ziemia nie bardzo ma jak się nagrzać.
Muszę przestać zrzędzić… jeny, co się ze mną dzieje? To chyba brak porannego treningu tak na mnie wpłynął i to dziwne omdlenie, czy jak tam nazwać to niewyjaśnione zjawisko, które dopadło mój organizm. Obstawiałabym też przepracowanie, co byłoby bardziej prawdopodobne, lub też nadmiar wrażeń na rozpoczynający się dzień.
Podniosłam się delikatnie na łokciach, by za bardzo nie nadwyrężyć głowy i spojrzałam na męża, który w skupieniu obracał w rękach i przyglądał się owemu – zakupionemu jakiś czas temu – jak go nazywał, „cudowi techniki”.
– Chyba nie masz zamiaru obwiniać swojego telefonu o to, że twoja żona zasłabła – najprawdopodobniej z przemęczenia lub też z braku ruchu od rana – stwierdziłam, a raczej parsknęłam niepohamowanym śmiechem, upadając ponownie głową w to zielone coś, po którym łazi robactwo.
Fuj. Zerwałam się czym prędzej, uważając na lekkie zawroty głowy. Przysiadłam na stojącej nieopodal ławeczce i z coraz większym zdumieniem zaczęłam obserwować swojego męża. W tej chwili zdawał się przebywać w innej czasoprzestrzeni, wydawało mi się, że nie usłyszał żadnego mojego słowa.
– Misiek? Halo, tu ziemia. Mówię do ciebie, a ty w ogóle nie reagujesz. Co się z tobą dzieje?
Odwrócił do mnie pełną powagi twarz, a błyskawice tryskające z jego oczu wydawały się bardziej realne niż fikcyjne. Co się z nim do cholery dzieje? Mój mąż, zawsze opanowany, wygląda w tej chwili jakby miał właśnie cisnąć jakaś bombę na nieprzyjaciela.
– Ty się pytasz co się ze mną dzieje? – odparł pełen złości.
No nie wierzę, teraz jeszcze będzie miał do mnie pretensje.
– Tak. Mówię do ciebie od dłuższej już chwili, a ty w ogóle nie reagujesz na moje słowa. I powiem szczerze zaczynasz mnie już denerwować. Nie wspomnę o rosnącej we mnie irytacji.
– Bierzesz do ręki telefon, po czym zwyczajnie mdlejesz!
Oho, robi się ciekawie. Dobrze, że chociaż usiadłam, bo z nadmiaru zbliżających się wrażeń mogę znowu odpaść w czarny tunel. Zemdlałam, a on ma jeszcze do mnie o to pretensje.
– Może zamiast oskarżać mnie w tej chwili o to, że zwyczajnie odleciałam, obwiń o to swój telefon. O…! to jest myśl. Przecież to jego dotknęłam i przepadłam. Zamiast wyżywać się na mnie bez jakiegokolwiek powodu, zmień adresata tymczasowych problemów emocjonalnych.
– To nie jest zabawne! – wykrzyczał.
– Masz rację. Mój stan zdrowia najwidoczniej nie jest, ale twój stan emocjonalny nadaje się na scenariusz komedii. Robisz cyrk ze zwykłego omdlenia. Każdemu może się zdarzyć taka sama sytuacja.
– Ale mnie nie interesuje każdy, tylko ty.
– Wiesz, mam pomysł. Napisz do Lewandowskiego, że reklamuje jakieś szroty, skoro uważasz, że to takie dziwne. Może te telefony wytwarzają jakąś nie zidentyfikowaną energię, która oddziałuje na ludzi w znacznym stopniu. Co oczywiście przyczynia się do osłabienia zdrowia i ogólnie pogarsza funkcjonowanie całego organizmu. Do twojej wiadomości: nie mam zamiaru słuchać twoich pretensji. Ja też się przestraszyłam tak samo jak ty. Aha… i tak samo nie mam zielonego pojęcia co się stało.
Patrzał w osłupieniu na mój wybuch. Kurczę, jak on może podnosić na mnie głos o coś, o czym ja nawet nie mam zielonego pojęcia jak to się stało. Nie poznaję dziś mojego męża, co się z nim dzieje?
Miarka się przebrała, gdy nagle zaczął zdejmować obudowę z telefonu z zamiarem rozłożenia go na części pierwsze.
– Nie wierzę, tobie już całkiem odbiło! – zerwałam się na równe nogi. Trochę zakręciło mną jak po dobrej zakrapianej imprezie, zanim odzyskałam całkowitą równowagę.
Mój mąż oszalał, to było bardziej niż pewne. Patrzył za mną jak idę w stronę auta, nie zwracając na niego w ogóle uwagi.
§§§
– Na nic twoje starania bracie – rzekł Karkonosz, który pojawił się z mojej prawej strony.
– Dlaczego nie możemy jej w jakiś sposób powstrzymać. Tak bardzo zależało jej na normalnym życiu – odpowiedziałem pełen złości. – Powiedz lepiej, który z Was maczał w tym palce.
– Twoja złość skierowana w naszą stronę jest bezpodstawna. Żaden z Nas nie ciągnie ich w góry. Dobrze wiesz Filipie, że to przeznaczenie, od którego nie można uciec. Tłumaczyliśmy jej to pięć lat temu, ale była nieugięta.
– Jadą po śmierć swojego wspólnego życia. To nie tak miało być!
– Im szybciej przyzwyczaisz się do myśli, że to jest nieuniknione, tym lepiej dla ciebie Filipie i dobrze o tym wiesz.
– Karkonoszu – szepnąłem – powiedz mi, co się z nią stanie, gdy to pęknie? – Spojrzałem ufnie w jego wielkie oczy wpatrujące się w Asię i Kubę, którzy siedzieli na parkingu przy samochodzie.
– Jej głowę zaleje ból wspomnień – tyle mogę ci powiedzieć. Ale wiedz, że w tej samej chwili straci to, co najbardziej kocha i tego nikt z Nas nie zmieni. To nie nasza działka i nie możemy się w to mieszać. Taka jest umowa. Zaklęcie działa do momentu powrotu do miejsca jego wytworzenia, a w momencie przerwania muru Ogary zabierają to, co należy się Welesowi.
– Podejrzewam, że nie pomożecie jej odzyskać męża?
– Filipie, ty jako nasz największy uczony nawet nie powinieneś zadawać takich pytań. Nic się w tej kwestii nie zmieniło od lat. My władamy Ziemią i nie mieszamy się w traktaty innych królestw. Byłoby to dla nas samych samobójstwem i dobrze o tym wiesz. Powiem ci tylko jedną rzecz. W naszej księdze jest wzmianka, że aby dostać się do innych światów trzeba zawrzeć pakt z władcą rozdroży. A wiesz czego oni chcą – duszy. Więc nawet jeśli Joanna jakimś cudem znajdzie sposób aby uratować męża, sama zginie. To błędne koło. Dlatego daj sobie z tym spokój.
– Ja mogę dać, ale ona tego nie zrobi. Pamiętasz z jaką determinacją walczyła z Nami, żeby zapomnieć i żyć. Nikomu się to nie podobało, ale nie mogliśmy jej tego zabronić.
– Jeśli ona zdecyduje się go ratować, będzie musiała szukać pomocy gdzie indziej. Tu nasza rola się kończy. – odparł Król Gór i rozpłynął się w mlecznej mgle.
Pełen determinacji spojrzałem jeszcze raz w stronę auta, gdzie jej mąż przyglądał się z zapałem swojemu telefonowi, a Asia kręcąc głową wsiadała do samochodu.
– Będzie ciężko – pomyślałem. – Ale mam jeszcze trochę czasu, żeby znaleźć kogoś, kto jej później pomoże.
Cofnąłem się kilka kroków w spowity mgłą otwarty wymiar, dzięki któremu moglem się przemieszczać.
Czas wracać do podziemi, żeby znaleźć jej opiekuna.