Читать книгу Nie pozwól mu odejść - Kathryn Croft - Страница 10
4 Zoe
ОглавлениеW poniedziałek w pracy udaje mi się jakimś cudem odsunąć na bok myśli o tej wiadomości i skupić się na pacjentach. Pokazałam e-mail policji i na razie nie mogę zrobić nic więcej. Chociaż obiecali, że to zbadają i spróbują wyśledzić nadawcę, odniosłam wrażenie, że nie potraktowali sprawy poważnie, zupełnie jak Jake.
– To zapewne jakiś chory żart – skwitowała młoda posterunkowa, ale zapewniła mnie, że skontaktuje się z policją w Surrey. – Najlepsze, co może pani zrobić, to nie okazywać tej osobie niepotrzebnej uwagi. I zdecydowanie proszę nie odpowiadać na tę wiadomość. Właśnie tak dochodzi do eskalacji.
Opuściłam posterunek z postanowieniem, że nie pozwolę, by ta osoba zalazła mi za skórę, ale nie potrafiłam zapomnieć o jej słowach. W końcu uznałam, że nie mogę po prostu siedzieć z założonymi rękami. To wtedy podjęłam decyzję, że pojadę do Guildford i złożę wizytę mamie Josha, Robercie. Jeśli nadawca tego e-maila mówi prawdę, to z pewnością ona też otrzymała podobną informację. Zamierzam udać się tam dziś wieczorem po pracy, chociaż nie mam pojęcia, czy Butlerowie wciąż mieszkają pod tym samym adresem.
– A więc co pani o tym myśli? – pyta Annette, jedna z moich pacjentek. U jej boku siedzi zdenerwowany mąż. Zazwyczaj to mężczyźni bywają bardziej zrelaksowani podczas takich wizyt, jednak potrafię zrozumieć, dlaczego Nathan się stresuje. Właśnie zademonstrowałam mu, w jaki sposób ma robić żonie zastrzyki, i chociaż ćwiczyliśmy z pustą strzykawką, wciąż trzęsły mu się ręce.
– Akupunktura może przynosić korzyści w trakcie cyklu leczenia bezpłodności – odpowiadam, pakując strzykawki do torebki. – A w każdym razie zdecydowanie pomaga się odprężyć.
Annette patrzy na mnie z nadzieją i szerzej otwiera oczy.
– Czyli to zwiększyłoby moje szanse?
Chciałabym móc jej powiedzieć, że akupunktura stanowi odpowiedź na wszystkie jej modlitwy, że tym razem właśnie to zadecyduje o sukcesie, ale nie mogę jej niczego obiecać. Jak wiele rzeczy w życiu, również to jest tylko loterią i jedyne, co można zrobić, to poddać się procesowi i trzymać kciuki.
– Cóż, istnieją badania sugerujące, że to bywa pomocne, więc zdecydowanie bym to polecała – wyjaśniam.
Nathan uśmiecha się do niej.
– Zróbmy to. Warto przynajmniej spróbować.
Bierze ją za rękę, a ja podziwiam to, że pary potrafią się nawzajem wspierać w trakcie tego inwazyjnego i często przygnębiającego procesu. W myślach odmawiam zwyczajową modlitwę, prosząc, by im się udało.
W porze lunchu Leanne dzwoni na moją komórkę.
– Jak leci? – pyta. Słyszę, że przewraca jakieś papiery. – Naprawdę powinnyśmy nadrobić zaległości.
Leanne jest radczynią prawną, a długie godziny pracy sprawiają, że ma mało czasu na życie towarzyskie, nawet na spotkania z najlepszą przyjaciółką.
– Zdecydowanie.
– Może dziś wieczorem? Mogłabym do ciebie wpaść z butelką wina. Jake chyba nie będzie miał nic przeciwko, prawda? Zresztą pewnie wciąż będzie w pracy. – Chichocze, żartując z niego bez skrępowania, ale wolno jej; zna go dłużej niż ja i to ona wyswatała nas tyle lat temu.
– Właściwie to dziś nie mogę. Muszę się z kimś spotkać. Przykro mi. – To nie do końca kłamstwo; chociaż nie jestem oficjalnie umówiona z Robertą Butler, spotkam się z nią, gdy pojawię się na jej progu, czyż nie?
– To brzmi intrygująco – mówi Leanne.
Jestem w kropce. Nienawidzę ukrywać przed nią czegokolwiek, ale nie mogę jej powiedzieć, co robię – jeszcze nie. Wiem dokładnie, co by powiedziała – zrobiłaby wszystko, żeby odwieść mnie od tego pomysłu.
– Och, to nic takiego, po prostu spotkanie ze starą znajomą. – Nie wdaję się w szczegóły, świadoma faktu, że chociaż Josh i Ethan byli najlepszymi przyjaciółmi, między mną a Robertą nigdy nie zrodziła się bliższa więź, nawet po tym, co się stało.
– Szkoda – wzdycha Leanne. – No trudno. Zajrzę do kalendarza i wyślę ci esemesem inne daty, w porządku?
Zanim się rozłączy, pytam o Rossa. Spotyka się z nim od kilku miesięcy i to pierwszy mężczyzna, którym się zainteresowała od czasu rozwodu.
– Jest… miły. Tak, lubię go. Ale nie spieszę się. Nie zamierzam się znowu sparzyć.
– To rozsądne z twojej strony – mówię.
Gdy już się rozłączymy, zdaję sobie sprawę, że to określenie zupełnie nie pasuje do prywatnego życia Leanne. W całkowitym kontraście do jej etyki zawodowej, gdy chodzi o związki, kieruje się sercem, nie głową. Właśnie przez to skończyła z takim dupkiem jak Seb.
Rozmyślania przerywa mi esemes od Melanie, która dziękuje za sobotnią kolację. Musiała poprosić Harleya o mój numer telefonu. Odpisuję, że nie ma za co, a ona natychmiast odpowiada.
Mam nadzieję, że następnym razem będą państwo mogli wpaść do nas. Mama i tata bardzo chcieliby państwa poznać. x
To miłe, że ta dziewczyna tak bardzo się stara.
Wracam do Guildford po raz pierwszy, od kiedy wyprowadziliśmy się do Londynu, i nie jestem przygotowana na przytłaczający zalew emocji, który temu towarzyszy. To tutaj się urodziłam i wychowałam, ale wszystkie szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa zostały przesłonięte i zduszone przez śmierć mojego syna.
Zmuszam się, żeby jechać dalej, i unikam dróg biegnących w pobliżu rzeki. Raz jeszcze zastanawiam się, czy Butlerowie też się przeprowadzili, wypędzeni ze swojego domu przez wspomnienia, podobnie jak my. Nie mam pojęcia, co zrobię, jeśli rzeczywiście tak będzie.
Gdy docieram na miejsce, niemal czuję, jakby chłopcy wciąż tam byli, jakbym po prostu przyjechała odebrać Ethana. Ale potem, kiedy pukam do drzwi, znowu dopada mnie rzeczywistość i muszę wziąć głęboki wdech, żeby się nie załamać.
Otwiera mi Adrian Butler i wlepia we mnie wzrok, marszcząc brwi. Pamięta mnie, ale chyba nie może uwierzyć, że stoję na progu jego domu. Prawie się nie zmienił, od kiedy widziałam go po raz ostatni trzy lata temu, tymczasem ja sama wyraźnie się postarzałam, wiem o tym.
– Zoe – mówi w końcu po długiej chwili milczenia.
– Cześć, przepraszam, że pojawiam się tak bez zapowiedzi… to musi być dla ciebie szok.
Kiwa głową.
– Owszem. – Robi krok do tyłu, ale nie otwiera drzwi szerzej, żeby mnie wpuścić. – Roberta! – krzyczy, po czym odwraca się do mnie plecami i znika w głębi domu.
Chociaż mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, ile razy zetknęłam się z Adrianem – to zawsze Roberta odbierała od nas Josha albo podrzucała go w miejsce spotkania chłopców – jego zachowanie mnie zaskakuje.
Z holu docierają do mnie stłumione szepty. Nadstawiam ucha, ale nie jestem w stanie rozróżnić słów. Wyłapuję tylko swoje imię. W końcu Roberta staje w drzwiach, ciasno otulając się swetrem, mimo że jest już czerwiec i wieczory są ciepłe.
– Zoe? – Wpatruje się we mnie i ewidentnie próbuje zrozumieć, co ja tu robię. Być może jest również zaskoczona moim wyglądem; moje niegdyś długie włosy teraz sięgają zaledwie podbródka i są ufarbowane na ciemny kolor. – Co… co tutaj robisz?
– Przepraszam, że pojawiam się tak niespodziewanie, ale numer telefonu, który do ciebie miałam, był nieaktualny.
– Zmieniłam go wieki temu – mówi, jakby to powinno być oczywiste, dlaczego to zrobiła. – Po prostu chciałam zmienić wszystko, wiesz? Też byśmy się stąd wyprowadzili, tak jak wy, gdyby było nas na to stać.
– Czy mogłabym wejść? Tylko na kilka minut. Naprawdę muszę z tobą porozmawiać.
Roberta mierzy mnie wzrokiem od stóp do głów i nie spieszy się z podjęciem decyzji. Wie, że może chodzić tylko o jedno.
– W porządku. W takim razie wejdź.
Chociaż Ethan tak blisko przyjaźnił się z Joshem, byłam w tym domu zaledwie kilka razy i nigdy na dłużej. Szybko przekonałam się, że lepiej czekać na Ethana w samochodzie, że moja obecność krępuje Robertę. Mimo wszystko, gdy wchodzę teraz do środka, przeżywam wstrząs. Niemal słyszę śmiech chłopców, tupot ich stóp na schodach. Zawsze gdzieś pędzili, przepełniała ich niewyczerpana energia, której nikt nie potrafił – ani nie chciał – pohamować.
Roberta prowadzi mnie przez wąski hol do salonu i gestem zaprasza do środka. Spodziewałam się, że zastanę tu Adriana, ale pokój jest pusty, chociaż w telewizji leci mecz piłkarski, który musiał oglądać.
– Wyłączę to – mówi Roberta, sięgając po pilota. Palce jej drżą, gdy próbuje odnaleźć właściwy przycisk.
– Nie chcę przeszkadzać Adrianowi w oglądaniu meczu – mówię. – Może mogłybyśmy pójść do kuchni?
– Nie, nie przejmuj się – odpowiada cichym głosem. – Mecz prawie się skończył, a on i tak zaraz wychodzi. Umówił się z kolegami w pubie.
– Wydawał się nieco zszokowany moim widokiem. Mam nadzieję, że nie postawiłam go w niezręcznej sytuacji?
Roberta kiwa głową.
– Tak, to ogromne zaskoczenie dla nas obojga.
Siada na sofie, a ja idę za jej przykładem. Wiem, że czeka na wyjaśnienia, ale teraz, gdy już tu jestem, zaczynam się zastanawiać, czy nie popełniam błędu. Ona ewidentnie nie otrzymała wiadomości podobnej do mojej, w przeciwnym razie już by o tym wspomniała.
– Chodzi o chłopców, prawda? – pyta. – Musi o to chodzić, w przeciwnym razie by cię tu nie było.
Można by pomyśleć, że śmierć chłopców, którzy się ze sobą przyjaźnili, zbliży do siebie ich matki. To ma sens, prawda? Ale nie w naszym przypadku. Jeśli już, to tylko podkreśliła, jak bardzo się od siebie różnimy, i zaczęłyśmy odczuwać w swojej obecności jeszcze większe skrępowanie. Gdy tylko poznałam Robertę, od razu się zorientowałam, że jest stłamszona przez męża i syna, którzy kontrolują wszystkie jej działania. Josh najwyraźniej zawsze dostawał to, czego chciał, i robił, co chciał. Żadnych granic, żadnych zakazów. Przyszło mi kiedyś do głowy, że ona się go boi. Ale mimo wszystko to dobra kobieta i ma wielkie serce.
– Tak, chodzi o chłopców. To naprawdę dziwne, ale kilka dni temu dostałam e-mail od osoby, której nazwiska nie rozpoznaję: M. Cole. Szczerze mówiąc, nie wiem, co o tym myśleć, i zastanawiałam się, czy ty przypadkiem nie otrzymałaś podobnej wiadomości.
Roberta marszczy brwi.
– Nie znam nikogo o takim nazwisku.
– Ja też nie. Podejrzewam, że prawdopodobnie jest fałszywe, ale musisz usłyszeć, co ta osoba do mnie napisała.
Roberta marszczy brwi, podczas gdy sięgam po telefon i otwieram skrzynkę odbiorczą. Odczytuję wiadomość, a mój głos brzmi obco, jakbym była prezenterką wiadomości.
– Nie rozumiem. O czym ta osoba mówi? Kto mógłby ci wysłać coś takiego?
– Nie mam pojęcia. Zgłosiłam to na policję i spróbują wyśledzić nadawcę, chociaż nie liczę zbytnio na to, że im się uda. Ktokolwiek to wysłał, musiał wiedzieć, że jakoś zareaguję, więc pewnie zadbał o to, żeby nie można go było odnaleźć. Gdy wpisałam to nazwisko w wyszukiwarkę, nie wyświetliło się nic konkretnego.
Roberta kręci głową, a na jej czole pojawiają się głębokie zmarszczki.
– Kto mógłby zrobić coś takiego? To nie ma sensu. Jakie kłamstwa? Chłopcy utonęli w rzece przypadkiem. Wiemy to, prawda? Dlaczego ten ktoś odezwał się właśnie teraz?
– Nie wiem, Roberto. Po prostu musiałam tutaj przyjechać, żeby się przekonać, czy ty też nie dostałaś takiej wiadomości, a poza tym chciałam cię zapytać, co o tym myślisz.
Roberta znowu kręci głową.
– Niczego takiego nie dostałam. Pozwól, że jeszcze raz sprawdzę. Mój telefon jest w kuchni. – Opuszcza salon i po chwili znowu słyszę stłumione głosy. Zapewne powtarza Adrianowi to, co właśnie jej powiedziałam. Z pewnością zmusi go to do wyjścia z ukrycia i dołączenia do nas. Ostatecznie sprawa dotyczy również jego syna.
Przypominam sobie, że Roberta powiedziała kiedyś, że Adrian nie chciał mieć więcej dzieci, chociaż ona marzyła o dużej rodzinie. Jej słowa tylko potwierdziły moje podejrzenia, że to on miał kontrolę w tym związku i zawsze stawiał na swoim. Teraz nabieram przekonania, że nic się nie zmieniło.
Roberta wraca do salonu sama, z wypiekami na twarzy.
– Wszystko w porządku? – pytam.
– Tak, tak. Po prostu nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Kłamie. Jej stan ma więcej wspólnego z tym, co właśnie powiedział jej Adrian, niż z czymkolwiek innym.
Rozlega się trzask drzwi frontowych, a ona wygląda, jakby jej ulżyło, i wyraźnie się odpręża.
– Tak mi przykro – mówi. – Adrian nie przyjął tego zbyt dobrze. On… Długo to trwało, nim pogodził się ze śmiercią Josha. Nie żeby kiedykolwiek można było się pogodzić do końca z czymś takim. On po prostu… cóż, zrobił się trochę wycofany. Nie jest zbyt towarzyski.
To miałoby sens, gdyby kilka minut wcześniej nie wspomniała, że umówił się z kolegami w pubie, ale nie wypominam jej tego; ostatecznie to nie moja sprawa, jak ludzie radzą sobie z żałobą. Jake też nie poradził sobie z tym wszystkim za dobrze.
– Czy mogę zobaczyć ten e-mail? – pyta Roberta, pochylając się ku mnie. – Po prostu nie jestem w stanie tego pojąć.
Ja też nie, a miałam na to więcej czasu. Podaję jej komórkę, a ona ujmuje ją długimi, szczupłymi palcami i wbija wzrok w ekran. Chciałabym poznać jej myśli, a przynajmniej zyskać pewność, że jest ze mną szczera, bo od chwili, gdy przekroczyłam próg tego domu, czuję, że coś jest nie tak. Może to dlatego, że znalazłam się tu znowu po tylu latach, w miejscu, w którym nie zmieniło się nic, a jednak wszystko.
W końcu Roberta oddaje mi telefon.
– Możemy tylko czekać, aż policja wyśledzi tę osobę – wzdycha, unikając patrzenia mi w oczy.
– Ale co o tym myślisz? – pytam. – Czy to tylko jakiś chory żart? Policja najwyraźniej tak uważa.
Roberta kiwa głową.
– To musi być żart. Wiemy, co się wydarzyło tamtej nocy, choć nie mamy pojęcia, dlaczego tam byli ani jak skończyli w rzece. Policja sprawdziła wtedy wszelkie tropy i nie znalazła niczego podejrzanego.
Chociaż słyszę ten argument po raz kolejny, instynkt podpowiada mi, że kryje się za tym coś więcej.
– Ale dlaczego ten ktoś wziął sobie za cel tylko mnie? Dlaczego nie wysłał tego samego tobie? Nie żebym ci tego życzyła, ale jakkolwiek na to patrzeć, sprawa dotyczy obu chłopców.
Roberta rozważa to przez chwilę.
– Może ktoś się na ciebie uwziął? Bez obrazy, ale nie wiem nic na temat twojego życia prywatnego, prawda? Może narobiłaś sobie wrogów. – Te słowa brzmią dziwnie w ustach tak bojaźliwej kobiety. Być może powtarza tylko coś, co powiedział jej Adrian.
Milczenie wypełnia salon, podczas gdy próbuję znaleźć odpowiedź. Nagle dociera do mnie, że może istnieć logiczny powód, dla którego Roberta nie dostała takiego e-maila. Ktokolwiek był jego nadawcą – jeśli mówi prawdę – skupił się na mnie nie bez powodu. Może dlatego, że to Josh był winny temu, co się stało. Jednak nie zamierzam wspominać o tym Robercie; muszę wyciągnąć z niej każdy szczegół dotyczący okresu sprzed wypadku.
– Wiesz, trudno mi sobie przypomnieć te ostatnie dni z Ethanem. To znaczy, jakoś nie potrafię sobie wyobrazić dokładnie jego twarzy, niezależnie od tego, jak bardzo się staram. Pamiętam wcześniejsze wydarzenia, nawet z czasów, gdy był małym chłopcem, a jednak te dni przed wypadkiem widzę jak przez mgłę.
Roberta odchyla się do tyłu i kładzie dłonie na kolanach.
– Ja mam odwrotny problem. Nawet teraz, trzy lata później, mam wrażenie, jakby to wszystko stało się zaledwie wczoraj. Czasami rano, gdy schodzę na dół, wyjmuję z szafki trzy miski na płatki śniadaniowe. Możesz w to uwierzyć? Po trzech latach! To brzmi, jakbym była szalona, prawda?
– Nie – protestuję. Żałoba to bardzo indywidualna sprawa.
– Pamiętam nawet, jak szykował się do wyjścia, żeby zanocować u was – ciągnie.
Łzy stają mi w oczach i nie mówię jej, jak niewiele pamiętam z tamtego dnia. To był po prostu normalny wieczór, nie działo się nic nadzwyczajnego i nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć. Nie miałam pojęcia, że to ostatnie godziny życia Ethana. Nie pamiętam nawet ostatnich słów, jakie do niego wypowiedziałam.
Gdy tracisz dziecko, zaczynasz kwestionować wszystko, co kiedykolwiek zrobiłeś i powiedziałeś. Czy byłeś wystarczająco dobrym rodzicem? Czy byłeś za surowy? A może zbyt pobłażliwy? Czy w ostatecznym rozrachunku to ty byłeś odpowiedzialny za to, co się stało?
– Tak mi przykro, Roberto. Powinnam była wiedzieć, że chłopcy się wymknęli. Coś powinno było mnie obudzić i zaalarmować, że grozi im niebezpieczeństwo. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Ona milczy i unika mojego wzroku.
– Roberto, jest coś, o co muszę cię zapytać… i proszę, bądź ze mną szczera. Czy obwiniasz mnie za to, co się wydarzyło? Ostatecznie chłopcy byli pod moją opieką, więc… czy uważasz, że jestem za to odpowiedzialna? Zrozumiem, jeśli tak jest.
Pospiesznie kręci głową, chociaż wciąż na mnie nie patrzy.
– Nie, oczywiście, że nie. Początkowo byłam na ciebie zła, bo chyba potrzebowałam kogoś, na kogo mogłabym zrzucić winę, ale szybko zdałam sobie sprawę, że równie dobrze to mogło się wydarzyć pod moim dachem. No i bądźmy szczere, spacer nad rzekę w środku nocy to był prawdopodobnie pomysł Josha, prawda?
Jestem jednocześnie zaszokowana i wdzięczna, że głośno potwierdziła moje podejrzenia.
– Ethan był dobrym chłopcem… – zaczyna, ale szybko milknie. Wbija wzrok w puchaty beżowy dywan, który wygląda, jakby nigdy nie widział choćby pyłku kurzu.
– Roberto, o co chodzi? Czy jest coś, czego nie wiem?
– To… nieważne. – Macha ręką. – Po prostu przypomniałam sobie coś, co zdarzyło się niedługo przed wypadkiem.
Dreszcz wstrząsa moim ciałem, chociaż w salonie jest duszno i gorąco.
– Co? Co takiego się wydarzyło?
– Pamiętasz, jak kilka dni wcześniej Ethan był u nas? Mieli w szkole dzień sportu i żadnemu z nich nie chciało się przebrać z powrotem w normalne ubrania.
– Mów dalej.
– Byli na górze, w pokoju Josha, i pamiętam, że usłyszałam podniesione głosy. To nie była kłótnia, ale najwyraźniej prowadzili zażartą dyskusję.
Prostuję plecy. To dla mnie nowość. Nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, w której widziałabym, że się ze sobą nie zgadzają.
– O czym rozmawiali?
– Ciężko było stwierdzić, bo mieli włączoną muzykę, więc słyszałam tylko niektóre słowa, ale najwyraźniej Ethan próbował przekonać Josha, żeby coś zrobił albo żeby czegoś nie robił, nie wiem. – Kręci głową. – To pewnie nie było nic ważnego. Może niektóre matki na moim miejscu weszłyby na górę, żeby podsłuchać, ale ja taka nie jestem. Wierzyłam, że powinnam dawać Joshowi trochę prywatności. Miał czternaście lat, dorastał, nie chciałam wtykać nosa w ich sprawy. Poza tym byli najlepszymi przyjaciółmi, więc wiedziałam, że na pewno wkrótce się pogodzą.
– Jestem pewna, że masz rację – mówię, przypominając sobie, do ilu błahych sprzeczek dochodziło między Ethanem a Harleyem. Zazwyczaj po dwóch minutach znowu byli w jak najlepszych stosunkach.
Rozlega się trzask drzwi frontowych i Adrian staje w progu salonu.
– Wróciłeś – mówi Roberta, natychmiast zrywając się z miejsca, jakby została przyłapana na robieniu czegoś zakazanego.
– Zmieniłem zdanie. Nie mam nastroju na siedzenie w pubie – oznajmia Adrian, po czym zwraca się do mnie: – Zoe, to miłe z twojej strony, że wpadłaś z wizytą, ale jeśli nie masz nic przeciwko, uważam, że powinnaś już sobie pójść. Nie chcę, żeby całe to rozgrzebywanie przeszłości jeszcze bardziej zdenerwowało Robertę.
Odbiera mi mowę. Irytuje mnie to, że nie będę w stanie zadać Robercie więcej pytań. Ruszam do wyjścia, a ona idzie za mną. Na szczęście Adrian zostaje w salonie, więc szybko wyławiam skrawek papieru z torebki i gryzmolę na nim swój numer.
– Pozostańmy w kontakcie – szepczę, podając go jej. – Możesz na mnie liczyć, gdybyś kiedyś potrzebowała z kimś porozmawiać.
W drodze do domu czuję mętlik w głowie, analizuję wszystkie możliwości. A co, jeśli to nie jest żart? I czy to możliwe, że Josh miał coś wspólnego ze śmiercią Ethana?