Читать книгу Zdobyć Rosie. Początek gry - Kirsty Moseley - Страница 6
Rozdział piąty
ОглавлениеNate
Patrzyłem w lustro i przez kilka minut walczyłem z włosami, bo chciałem jak najlepiej wyglądać przed wizytą u Ashtona. Tego wieczoru naprawdę musiałem się postarać. W końcu usatysfakcjonowany, westchnąłem i rzuciłem jeszcze raz okiem na całość. Miałem na sobie dżinsy i biały podkoszulek. Nie chciałem zbytnio się odszykowywać, bo to oznaczałoby, że rozpaczliwie walczę o zwrócenie na siebie uwagi.
– Wracasz do gry, Nate – wymamrotałem, wkładając trampki. Ruszyłem do mieszkania kumpla, żeby wprosić się do niego na kolację. „Wprosić się” nie było precyzyjnym określeniem, bo zadzwoniłem tego ranka i tak poprowadziłem rozmowę z Anną, że mnie sama zaprosiła – skarżyłem się jej, że od wieków nie jadłem porządnego posiłku, a poza tym czekał mnie bardzo ciężki tydzień. Jak zawsze, dała się na to nabrać. W rzeczywistości wiedziała prawdopodobnie, dlaczego tak mi zależało na tym zaproszeniu.
Po drodze zatrzymałem się na stacji benzynowej, gdzie kupiłem bukiet kwiatów dla Anny i butelkę wina. Kiedy podjechałem pod ich dom, było mi trochę niedobrze ze zdenerwowania. Obiecałem sobie, że jeśli tego wieczoru mi się nie uda, uznam swoją porażkę. Jeśli tak bardzo kochała swojego faceta, to nie miałem prawa ich rozdzielać tylko dla jednej namiętnej nocy ze mną.
Wszedłem do budynku, używając karty do drzwi frontowych, którą dostałem od Ashtona i Anny, a potem zapukałem do ich drzwi. Kiedy czekałem, szybko poprawiłem podkoszulek i przejechałem językiem po zębach, żeby mieć pewność, że nic między nimi nie utknęło. Otworzył mi roześmiany Ashton. Gestem zaprosił mnie do środka i wrócił do kuchni, gdzie Anna i Rosie chichotały histerycznie.
– Coś mnie ominęło? – zapytałem, patrząc na nich troje.
Rosie wskazała głową Annę.
– Flirtowanie tych dwojga. Uszy już mnie pieką, dlatego cieszę się, że przyszedłeś, bo może przestaną.
– Ja przestanę – odpowiedziała Anna ze śmiechem.
Ashton stanął obok Anny.
– Nie zgadzam się na to, żono – rzucił wesoło i objął ją w pasie. Anna chwyciła go za przód koszulki i przyciągnęła do siebie, patrząc na niego tym spojrzeniem – to nie była miłość, to było coś innego, coś, jakby Ashton stał się centrum świata. Trochę mnie to krępowało i stanowczo przekraczało moją wytrzymałość, jako że na mnie nikt nigdy tak nie patrzył.
Odchrząknąłem teatralnie. Anna westchnęła i odsunęła się od męża. Oderwała też od niego wzrok i spojrzała na mnie.
– Wiesz, że mogłabym cię odzaprosić, Nate – ofuknęła mnie z wesołością w głosie.– Jeśli to zrobisz, dam kwiaty Rosie. – Położyłem je na kuchennym blacie, a obok postawiłem butelkę wina.
– Dzięki, Nate, są prześliczne. – Uścisnęła mnie i poszła po wazon.
Przeniosłem spojrzenie na Rosie, która patrzyła na mnie jakby zaskoczona.
– Co? Myślałaś, że nie jestem miłym facetem? – podzieliłem się z nią swoim domysłem.
Przepraszający uśmiech pojawił się na jej ustach.
– Nie… ja po prostu… Sama nie wiem. – Obróciła się, żeby pomóc Annie włożyć kwiaty do wazonu.
Ashton popatrzył na mnie porozumiewawczo i stanął obok.
– Wiem, po co przyszedłeś, dlatego powiem jedno: nie skrzywdź jej, proszę. Jeśli chodzi ci tylko o seks, postaw przed nią sprawę jasno, nie zwódź jej. – Był poważny i opiekuńczy.
Skinąłem głową niczym wzór niewinności.
– Spokojnie, brachu, i tak nie jest mną zainteresowana. Zdążyła mi już powiedzieć, że ma faceta, więc nie mam szans.
Ashton zmarszczył czoło i przekrzywił głowę na bok.
– Tak ci powiedziała?
– Aha. To gość o imieniu DJ. – Nie bardzo miałem ochotę na rozmowę o tym szczęśliwym palancie, który spał z nią każdej nocy. Ashton musiał go znać, bo zapytał o niego poprzedniego wieczoru w barze.
Przebiegły uśmiech pojawił mu się na twarzy, kiedy kiwał głową.
– A tak, ma faceta, który się nazywa DJ, on jest… – Wyglądał tak, jakby chciał dodać coś więcej, ale Anna podeszła do nas i objęła go w pasie, co oczywiście natychmiast odwróciło jego uwagę.
– Zjedzmy coś, umieram z głodu – powiedziała. – Rozlejcie wino, a ja przyniosę jedzenie. Aha, zanim mnie zapytasz, Nate, naprawdę sama zrobiłam lasagne. – Pokazała mi język i uśmiechnęła się szeroko. Anna okazała się naprawdę dobrą kucharką. Miałem tylko nadzieję, że nie wszystko zostanie zjedzone i dostanę resztę do domu, dzięki czemu nie będę musiał jeść jak zawsze kanapek albo gotowego żarcia z mikrofalówki.
– Cudownie. – Objąłem Rosie w pasie i poprowadziłem do stołu. – Usiądź koło mnie, słoneczko. Razem jakoś przetrwamy umizgiwanie się do siebie tych dwojga przy kolacji – zaproponowałem, wysuwając krzesło. Tym razem pamiętałem, jak zachowuje się dżentelmen.
Zachichotała i usiadła.
– A kto mi pomoże przetrwać twoje zaczepki, od których na pewno się nie powstrzymasz?
– Hm, nie ma dla ciebie nadziei, masz przerąbane. – Wzruszyłem ramionami i usiadłem na krześle obok.
Reszta wieczoru minęła mniej więcej w podobnej atmosferze. Było fajnie, jak zawsze z Anną i Ashtonem, ale Rosie dodawała do tego coś jeszcze. Śmialiśmy się przez cały czas, a ona traktowała mnie coraz życzliwiej. Ograniczyłem podrywanie jej do minimum, starałem się, żeby nasza rozmowa była inteligentna i ciekawa. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że mamy wiele wspólnego. Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej to zauważałem – filmy, muzyka, a nawet jej ulubiona książka była też moją ulubioną lekturą. Z każdą sekundą Rosie zdumiewała mnie coraz bardziej.
Kiedy zrobiło się późno, uznałem, że czas się zbierać. Uśmiechnąłem się do niej z nadzieją. Spędziliśmy naprawdę wspaniały wieczór i świetnie się dogadywaliśmy. Zastanawiałem się w duchu, co by się stało, gdybym ponownie chciał się z nią umówić. Czy znowu by mi odmówiła i wróciła do swojego faceta? Postanowiłem, że spróbuję ostatni raz, a potem uznam sprawę za zamkniętą.
– Odwieźć cię do domu? – zaproponowałem, wstając.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Naprawdę? To nie będzie kłopot dla ciebie?
– Żaden.
Zadowolona podniosła się, pożegnała z Anną i Ashtonem, a potem ruszyła ze mną do drzwi. Celowo zatrzymałem się przy lustrze w przedpokoju i zaczekałem na nią. Wsunęła na nogi buty i uśmiechnęła się.
– Podejdź tu na sekundę. – Chwyciłem ją za rękę, przyciągnąłem bliżej do siebie i pokazałem drugą ręką miejsce, o które mi chodziło. Objąłem się jej ręką w pasie, a sam otoczyłem ją ramieniem i wskazałem głową lustro. – Nie ulega wątpliwości, że do twarzy ci ze mną – drażniłem się. Prawdę mówiąc, wcale nie żartowałem, naprawdę wyglądaliśmy na gorącą parę, nawet jeśli tylko ja tak uważałem.
Rosie zachłysnęła się powietrzem i odepchnęła mnie.
– Jeśli nie przestaniesz, zaraz się porzygam od tych twoich podchodów – zażartowała, kładąc mi dłonie na pośladkach i wypychając za drzwi.
Anna zawołała mnie jeszcze i podała talerz z resztą lasagne.
– Talerz musisz oddać, tylko, błagam, umyj go tym razem – poprosiła, lekko krzywiąc usta.
Pocałowałem ją w policzek i podziękowałem.
– Jesteś najlepsza.
– Dzięki za kolację, kochani. Było świetnie – uśmiechnęła się Rosie.
– Powodzenia jutro w pracy. Zadzwoń koniecznie, bo chcę wiedzieć, jak ci poszło – poprosiła Anna, szybko wymieniając z nią uścisk.
Kiedy szliśmy do samochodu, zerkałem ukradkiem na Rosie.
– No i jak ci się podoba w Los Angeles? – zagadnąłem, bo chciałem wciągnąć ją w rozmowę.
Wzruszyła ramionami.
– Jest w porządku. Tak naprawdę, jak dla mnie to miasto jest za duże, ale myślę, że się do tego przyzwyczaję i będzie mi tu lepiej. Ludzie są tu czasami niemili. Wpadłam na jakąś kobietę w sklepie i dam głowę, że miała ochotę mnie zamordować.
Barstow leży dość daleko od Los Angeles, to pewne. Będzie musiała przywyknąć do wielu rzeczy zupełnie innych od tego, co do tej pory uznawała za „normalne”.
– Przyzwyczaisz się. Trzymaj się po prostu z daleka od dziwaków albo sama zostań dziwaczką, bo wtedy inni będą cię obchodzili z daleka – zasugerowałem.
Kiedy znaleźliśmy się przy samochodzie, przyjąłem za punkt honoru, że otworzę jej drzwiczki. Uśmiechnęła się.
– No, no, dzisiaj naprawdę jesteś dżentelmenem. Odsunąłeś mi krzesło przy stole, otwierasz drzwiczki w samochodzie. Co będzie następne? Czy mogę się spodziewać kwiatów? – drażniła się ze mną.
– Gdybyś zgodziła się umówić ze mną, z pewnością tak by było. – Puściłem do niej oko, zatrzasnąłem drzwiczki od jej strony i przeszedłem na swoją stronę samochodu. Uśmiech nadziei malował mi się na twarzy. Sprawy przybrały dobry obrót. Zachowywałem się najlepiej, jak potrafiłem, poza tym ona była trochę pijana. Może moje szczęście się odmieniało.
Powiedziała mi, jak dojechać do jej mieszkania. W drodze spoglądałem na nią z boku. Okazało się, że ulica, na którą się przeprowadziła, nie znajdowała się w najprzyjemniejszej części Los Angeles.
– Tam mieszkam – powiedziała, wskazując naprawdę obskurną kamienicę, pokrytą graffiti. Jedynym plusem było to, że w okolicy nikt się nie kręcił. Zjechałem na bok i zgasiłem silnik. Na wszelki wypadek postanowiłem odprowadzić ją do drzwi.
– Odprowadzę cię. – Wysiadłem, zanim zdążyła zaprotestować.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością, a potem szukała kluczy w torebce.
– Naprawdę nie musisz, dam sobie radę – zapewniła mnie, kierując się do drzwi. Wystukała kod na domofonie.
– Ale ja chcę, słoneczko.
Przewróciła oczami i pchnięciem otworzyła drzwi. Zauważyłem, że w środku budynek wyglądał znacznie przyjemniej niż na zewnątrz. Korytarz wydawał się całkiem czysty, na ścianach nie było żadnych graffiti.
Wszedłem za nią. Rosie zatrzymała się przed drzwiami.
– Wejdziesz na kawę lub coś w tym rodzaju? – zapytała.
Miałem ochotę odtańczyć taniec zwycięstwa tylko dlatego, że nie spławiała mnie od razu, co uznałem za krok w dobrym kierunku.
– Zdecydowanie mam ochotę na coś w tym rodzaju. – Popatrzyłem na nią sugestywnie, a ona jęknęła.
– Sama założyłam sobie pętlę na szyję, prawda?
Objąłem ją ramieniem i pokiwałem smutno głową.
– Tak, cukiereczku, sama to sobie zrobiłaś.
Śmiejąc się, pchnęła drzwi, weszła i przytrzymała je dla mnie. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Miało podstawowe wyposażenie, wszędzie widać było na wpół rozpakowane pudła.
– Kawy? – zaproponowała, idąc w kierunku maleńkiej kuchni.
– Chętnie. – Poszedłem za nią. Nie mogłem oderwać oczu od jej cudownie krągłych pośladków. Za każdym razem, gdy się odwracała, aż mnie świerzbiło, żeby je złapać, dlatego wsunąłem ręce do kieszeni, tłumiąc w sobie tę pokusę.
– Wygląda na to, że prawie się rozpakowałaś – powiedziałem, starając się nie wgapiać w jej ciało.
Rosie westchnęła i skinęła głową. Zmarszczyła czoło na widok dwóch pudeł w kącie z napisem: „Kuchnia. Nieważne rupiecie”.
– Jezu, nienawidzę przeprowadzek. Tyle z tym zamieszania. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, ile ma gratów, dopóki nie zacznie ich pakować – wymamrotała, podając mi kubek z kawą i wskazując cukiernicę.
Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się.
– Jestem wystarczająco słodki.
– No jasne. Powinnam się tego domyślić. – Wsypała sobie dwie pełne łyżeczki.
– A ty najpewniej potrzebujesz trochę więcej słodyczy, żeby złagodzić nieprzystępność – odpowiedziałem.
Roześmiała się i przewróciła oczami.
– Daj spokój, podrywaczu, lepiej usiądźmy. – Przeszła do pokoju i opadła na dwuosobową sofę. Mogłem usiąść na jednym z foteli, ale postanowiłem iść na całość i dlatego zająłem miejsce obok niej. Odsunęła się odrobinę, obróciła bardziej w moją stronę i podciągnęła nogi pod siebie. – Zdążyłeś na czas do pracy tamtego dnia? I złapałeś pociąg, prawda? – zapytała, sącząc kawę i patrząc na mnie.
– Tak, ale dzień okazał się ciężki i nawet żałowałem, że nie spóźniłem się na ten pociąg – przyznałem.
Przechyliła głowę zaciekawiona.
– O, a co się stało?
– Zabiłem człowieka – odpowiedziałem, czekając na jej reakcję.
Zachłysnęła się powietrzem, odstawiła kubek na stolik i wpatrywała się we mnie uważnie.
– Naprawdę? Jak?
– To długa historia, a nie chciałbym cię zanudzać. – Wzruszyłem ramionami.
Zmieniła pozycję, jakby skrępowana.
– Przepraszam, pewnie nie chcesz o tym rozmawiać. Nie powinnam pytać… – Urwała w pół zdania i skrzywiła się przepraszająco. Widać było, że się zaniepokoiła, co dodawało jej jeszcze uroku. Właściwie nie spotkałem jeszcze nikogo, kto chciałby, żebym opowiedział mu o minionym dniu.
– To nie to, że nie chcę o tym rozmawiać – zapewniłem ją. – Nie chcę jedynie, żebyś pomyślała, że jestem złym człowiekiem z powodu pracy, którą wykonuję – wyjaśniłem, przyglądając się jej z uwagą.
Zmarszczyła czoło i pokręciła głową.
– Nate, ktoś musi wykonywać tę pracę, a ty po prostu jesteś facetem, który ma dość odwagi i determinacji, żeby to wiedzieć i robić przerażające rzeczy każdego dnia. Dzięki ludziom takim jak ty ulice są bezpieczniejsze. Jakim cudem ktoś mógłby uważać to za złe? – zapytała, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością. Ta dziewczyna była niesamowita, zupełnie inna od tych, jakie znałem.
– Czasami człowiek może tak pomyśleć.
– Dlatego, że musiałeś kogoś zabić?
– Tak. Musiałem to zrobić, bo w przeciwnym razie on zabiłbym kumpla z mojej drużyny, ale i tak nie mogę przestać o tym myśleć. Mimo że ten facet był handlarzem narkotyków i na pewno złym człowiekiem, fakt pozostaje faktem – to ja go zabiłem i jakaś część mnie ciągle nie może się z tym pogodzić. To najgorsza strona mojej pracy. – Zmarszczyłem czoło i spuściłem wzrok na kubek z kawą.
Przesunęła powoli dłoń po sofie i wzięła mnie za rękę. Ten zwykły dotyk sprawił, że serce zaczęło mi walić jak oszalałe. To właściwie był pierwszy raz, kiedy dotknęła mnie z własnej woli, przez co poczułem się trochę dziwnie.
– Nate, nie każdy może wykonywać taką pracę jak twoja. Większość ludzi nie jest do tego wystarczająco silna. Nie wiem, co powiedzieć, żebyś się lepiej poczuł, może w ogóle nic nie da się powiedzieć, ale postąpiłeś słusznie. Możesz nie lubić tej strony swojej pracy, nie zapominaj jednak, że jesteś jednym z tych dobrych. Zabiłeś człowieka, ale przez to ocaliłeś co najmniej jedno życie. Kto wie, ilu ludzi ten facet mógł zabić wcześniej, nawet przypadkowo, choćby narkotykami, które sprzedawał. Pamiętaj też, że twoja praca jest ważna. Dzięki niej ludzie tacy jak ja czują się bezpieczniej, bo wiedzą, że istnieją na świecie ludzie tacy jak ty – powiedziała z przekonaniem.
Po tych słowach moje poczucie winy i zły nastrój natychmiast się ulotniły. To były najcudowniejsze zdania, jakie mogła powiedzieć.
– Dzięki, Rosie.
Najwyraźniej zabrakło jej tchu, gdy spojrzała na mnie, a ja rozpaczliwie zapragnąłem pochylić się i pocałować ją, choćby tylko, żeby przekonać się, co zrobi. Odepchnie mnie i każe się wynosić czy może odda pocałunek, teraz, kiedy trochę mnie poznała? Wpatrywała się we mnie, a ja patrzyłem na nią. Żadne z nas nie powiedziało słowa więcej, a ja nie chciałem być tym, kto przerwie tę ciszę. Niemal czułem maleńkie iskry elektryczności w powietrzu. Podniosły mi się włosy na karku, a całe ciało usiłowało zmusić mnie, żebym jej dotknął.
Miałem wrażenie, że siedzimy w milczeniu przez całe wieki, ale w rzeczywistości było to prawdopodobnie kilka sekund. Rosie nerwowo odchrząknęła i odwróciła wzrok.
– Robi się późno. Powinieneś chyba już iść. Dzięki za odwiezienie do domu. Naprawdę świetnie się dziś bawiłam – powiedziała cicho, podnosząc się z sofy.
Skinąłem głową, też wstałem i nawet nie wspomniałem o tym, że nie zdążyłem wypić kawy. Miałem wrażenie, że chwila milczenia po poważnej rozmowie sprawiła, że poczuła się niekomfortowo, więc nie chciałem pogarszać sprawy.
– Tak przy okazji: jak zamierzasz jutro świętować swój pierwszy dzień w pracy? Wybierasz się gdzieś? Spotkasz się z kimś? – zapytałem, trzymając w myślach kciuki, żeby powiedziała, że nie. To miał być ostatni raz, kiedy poproszę ją, żeby się ze mną umówiła. Nie wytrzymywałem już ciągłego odrzucania przez tę dziewczynę.
Pokręciła głową.
– Nie. Nie znam tu zbyt wielu osób. Anna ma Camerona, dlatego nie mogę jej o to prosić, moja siostra jest zajęta, więc… – umilkła.
Nastrój od razu mi się poprawił.
– Świetnie. Przyjadę po ciebie około wpół do ósmej.
Spojrzała na mnie zaszokowana, a potem sarkastyczny uśmiech pojawił się jej na twarzy, jakby uznała to za rodzaj żartu.
– W porządku, podrywaczu, zatem do zobaczenia – odpowiedziała.
– Tak? Ekstra.
Zmarszczyła czoło. Nie chciałem dać jej czasu na zmianę zdania, dlatego ruszyłem do drzwi.
– Zaczekaj, Nate. To był żart, prawda?! – zawołała za mną, kiedy sięgałem do klamki.
– Oczywiście, że nie, słoneczko. Zgodziłaś się. Będę tu o wpół do ósmej.
– Nate, nie mogę.
– Pewnie, że możesz. Sama powiedziałaś, że jesteś wolna. Musisz jakoś uczcić pierwszy dzień pracy. A twój facet nadal jest w Barstow. Będziesz skazana na kolację w samotności, ja też będę jadł sam, dlatego logika nakazuje, żebyśmy zjedli coś razem na mieście. Jak przyjaciele, jeśli chcesz. – Zrobiłem minę proszącego psiaka, za którą dziewczyny dosłownie przepadały. Rzadko ją robiłem, ale teraz zależało mi, żeby sprawy ułożyły się po mojej myśli.
Rosie westchnęła, wyglądała na trochę rozdartą wewnętrznie, ale w końcu skinęła głową na zgodę.
– No dobrze. Nie mogę przecież pozwolić, żebyś jadł w samotności, prawda? Ale to nie będzie randka. Spotkamy się jak przyjaciele.
Stłumiłem okrzyk zwycięstwa. Miałem ochotę unieść rękę do góry i krzyczeć „zgodziła się”. Powiedziała, że to nie będzie randka, ale miałem nadzieję, że pod koniec jutrzejszego wieczoru przekonam ją, że to była randka, a nie zwyczajna kolacja z kumplem.
– Widzisz, to nie takie trudne i nawet nie musiałem cię szantażować, żebyś się zgodziła. Naprawdę coraz lepiej się dogadujemy – oświadczyłem, puściłem do niej oko i otworzyłem drzwi. Chciałem uciec jak najszybciej, zanim Rosie zmieni zdanie.
Oparła głowę o framugę i zamknęła oczy.
– No to do zobaczenia.
– Postaraj się nie śnić o mnie za dużo dziś w nocy, dobrze? Nie chcę, żebyś jutro na lekcjach przypominała sobie zupełnie nieodpowiednie sceny z tego snu. – Posłałem jej ironiczny uśmiech, a ona roześmiała się i pokręciła głową.
– Spróbuję, ale nie będzie to łatwe – odpowiedziała z sarkazmem w głosie.
– Och, to zawsze jest trudne. Wiem, jak to jest, kiedy ktoś ma tylko seks w głowie.
Jęknęła.
– Znikaj, obrzydliwy podrywaczu, bo powiesz coś jeszcze i będziesz jutro jadł w samotności odgrzewane lasagne.
W podskokach dotarłem do samochodu. Pierwszy raz, od chwili, gdy ją poznałem, czułem, że mogę się w pełni odprężyć. Nie zdawałem sobie sprawy, w jakim napięciu żyłem przez cały tydzień. Nie mogłem się doczekać jutrzejszego wieczoru. W końcu zgodziła się ze mną spotkać, no, może nie do końca tak, jakbym chciał, bo uparła się na rolę przyjaciół. Miałem jednak cały wieczór, żeby ją urobić. Istniała szansa, że jutrzejszego wieczoru będzie moja. A jak już ją zaliczę, moje życie wróci do normy i będę mógł zajmować się wszystkim, jakby nic się nie stało. Westchnąłem pewny swego i pojechałem do domu z uśmiechem na ustach.