Читать книгу Krótka historia Iwony Tramp - Krystyna Kofta - Страница 4

Оглавление

Wstęp

Bez punktu zaczepienia

Dworcowy zegar wskazywał za pięć dwunastą, gdy Iwona Tramp zdobyła to miasto. Można powiedzieć, że wbiła w nie hak i trzymając się kurczowo liny, postawiła na peronie Dworca Centralnego nogę w bucie na obcasie, dodającym jej z osiem centymetrów, choć nawet boso była wysoką dziewczyną. Szczęście, a może pech Iwony, wszystko jedno, jak to nazwiemy, ponieważ nie wiemy, co ją spotka, polegało na tym, że nie miała asekuracji. Nikt na nią nie czekał, nikt znajomy tu nie mieszkał. Żadnego punktu zaczepienia, nikogo, kto w razie czego pomoże, a w „razie czego” zaczęło się właśnie w tym momencie, gdy wysiadła z pociągu i z tłumem podróżnych szła sprężystym krokiem do wyjścia.

Ludzie patrzyli na nią chętnie. Miała ładną twarz, trochę spiętą ze strachu przed tym, co może się zdarzyć, ale jej oczy uśmiechały się i odpowiadały przyjaznym spojrzeniom. Zwracała uwagę szczupłością i krótkimi, ostro potraktowanymi żelem włosami w kolorze rdzawej żółci jesiennych drzew. Gdy obcięła długie blond włosy, ojciec wyraził jasno swoje zdanie na temat jej nowej fryzury. Przypomina szczotkę klozetową, powiedział. Potrafił być wulgarny, choć sądził, że jest dowcipny. To z pewnością przyspieszyło decyzję wyjazdu z domu. Widać, ojciec nic nie rozumiał. Iwona, najczystsza z całej rodziny! Majtki i rajstopy prała nawet dwa razy dziennie, nie śmierdziała przez skórę jak tata. Jego pot miał słodkawy zapach coli zmieszanej z wódką. Na samą myśl o tym, co pił, chciało się rzygać. Zawsze tak czule obejmował szklankę z long drinkiem, że wydawała się zrośnięta z ręką.

Matka starała się bronić Iwony przed drwinami ojca i dwójką głupich braci bliźniaków, ale w rodzinie Trampów miała niewielką siłę przebicia. Była siłą roboczą, maszyną do lepienia pierogów, prasowania i wychowywania tych dwóch miniaturek człowieka, jak nazywała braci Iwonka. Matka w niczym nie przypominała samej siebie z fotografii z czasów studenckich, na której wyglądała jak blond gwiazda. Popełniła błąd. Ten błąd dał co prawda życie Iwonie, ale matkę zmusił do małżeństwa. Za wcześnie i z pierwszym lepszym, jaki się napatoczył. Chociaż Trampowie na swój sposób i mimo wszystko się kochali, Iwona przysięgała sobie, że nie popełni błędu matki, co to, to nie, bo Iwonka urodziła się przez nieuwagę, przez błąd w obliczeniach. Dni matki dzieliły się na dobre i złe. Dobre były – niepłodne, niedobre były płodne. W przypływie szczerości powiedziała córce, że najbardziej chciało jej się kochać w dni zakazane. W tym cały problem. Ciąża, i od razu mąż Mścisław Tramp. Wtedy Regina Trampowa, matka Iwony, przestała roić o facecie dla niej nieosiągalnym, została z wróblem w garści, Mścisiem. Niczego się nie nauczyła, bo bliźniaki też narodziły się z pomyłki. Kiedyś gdy zostały same, Iwona spytała matkę, dlaczego nie założyła sobie spirali albo nie brała piguły, jeśli nie chciała bachora akurat w tym momencie życia. Zdziwiła ją odpowiedź. Gdybym stosowała jakieś środki, nie miałabym wcale dzieci, bo nigdy nie byłoby na to odpowiedniej chwili. Najpierw studia, potem kariera, a potem się już nie chce. Mało jest kobiet, które świadomie decydują się na dziecko, powinnaś o tym wiedzieć, Iwonko, to dosłownie promil, więc świat szybko przestałby istnieć, mówię ci, że prawie wszyscy wzięliśmy się z przypadku. – A chyba nie jest ci najgorzej na tym świecie, co? – spytała nieoczekiwanie. Iwonie wcale nie było akurat wtedy źle, ale matka nie wiedziała, że córce chodzi nie o to, by nie było źle, ale by było ciekawie i nadzwyczajnie.

Co prawda w jej życiu zdarzały się niesamowite rzeczy, ale żeby być kimś, trzeba wyjechać z prowincji.

Każdy normalny człowiek potrzebuje punktu zaczepienia. Tylko psych, menel albo dzieciak na gigancie, taki ktoś, kto wkrótce stanie się bezdomnym, lezie przed siebie bez oparcia, snuje się po ulicach jak szczypiący w oczy dym, co uchodzi z kosza na śmieci. Gdy ktoś taki raz wejdzie z jasności nieba w ciemność tunelu, rozpływa się w niej i na zawsze tam zostaje.

Ja tu nie wyląduję, powtarza sobie w duchu Iwona. Ambitne dziewczyny na filmach i w życiu wyjeżdżają z prowincji i lądują w dużym mieście. Wtedy dopiero było ciekawie. Iwona święcie wierzy, że będzie VIP-em, będzie jeździła po mieście limuzyną z kierowcą, zjawiającą się na skinienie, będzie miała wielkie konto w banku. To na początek, a potem się zobaczy. Skąd ta pewność? – mógłby ktoś spytać. To tajemnica Iwony, są pewne znaki, o których nie zamierza byle komu opowiadać. Ludzie i tak nic nie rozumieją. Jak zdobędzie to wszystko, dopiero wtedy uwierzą.

Jednak jestem teraz tu, na tym śmierdzącym dworcu, i muszę się stąd ewakuować, myśli Iwona, która przysiadła na ławce w poczekalni. Kto mi pomoże? Czy są jeszcze bezinteresowni ludzie?

Spojrzała na dziewczynę jadącą ruchomymi schodami. Miała długie blond włosy i była nawet trochę podobna do dawnej Iwony. Wyglądała na modelkę wybierającą się na casting. Przez moment Iwona zazdrościła jej, lecz trwało to tylko chwilę. To nie mój świat, pokazywać twarz, ciało, zarabiać dupą, nie nadaję się do tego. Bo Iwona miała głęboko skrywany problem z seksem. Poczuła głód, ale nie chciała jeść w dworcowej restauracji. By oszukać żołądek, sięgnęła po gumę do żucia.

Jeszcze tylko parę minut, zanim ruszy przed siebie. Chwila przed atakiem na to cholerne toksyczne życie.

Toksyczne życie

Żeby lepiej poznać Iwonę, musimy wiedzieć, jaka była, zanim postawiła nogę na peronie Dworca Centralnego. Kiedy była młodsza, często przed zaśnięciem, albo nawet w biały dzień, głównie podczas nudnych lekcji, Trampówna myślała o tym, jak się zachowa, gdy już zostanie VIP-em i będą o nią walczyć te wszystkie głupie kolorowe pisma, które kupowała matka. A więc na okładce informacja, że Iwona Tramp zmieniła kochanka. Znanego aktora wymieniła na bogatego biznesmena, choć to nie najlepszy pomysł, taki zawsze zrobi przekręt, wyląduje w pierdlu, zanim zdąży przepisać na ciebie majątek, i znów jesteś w punkcie wyjścia. No więc kto? Rockowiec? Cholerny narkoman albo alkoholik, będzie cię tłukł, Iwonko, mówiła do siebie w myślach, wciągnie cię w to swoje bagno; nie, nie, żadnych artystów.

Gdy będę mieć trzydziestkę, urodzę sobie dziecko. Pisma będą zachodzić w głowę z kim, a wtedy zwalę wszystkich z nóg: Iwona Tramp skorzystała z banku spermy! To jest tytuł! Iwona nie chciała mieć do czynienia z żadnym z tych modnych dupków o twarzach porośniętych rzadką szczeciną. Jeśli ma mieć dziecko, to musi znaleźć kogoś, kto będzie kimś.

Znani ludzie byli nudni jak guma do żucia po godzinie obracania w ustach. Wszyscy gadali o tym, że rodzina jest najważniejsza, a dzieci uznawano za dzieło życia. Młode i starszawe żony znanych ludzi, piosenkarki, a nawet aktorki, którym zdarzyło się urodzić maleństwo, upieprzone, zbrzydzone pieluchami, myślące tylko o tym, jak by wyrwać się z tunelu, jakim jest dziecinny pokój, opowiadały niestworzone historie, pełne achów! i ochów! nad kupą wrzasku, ssania, ciężkich pampersów, a żadna nie powiedziała: chcę grać, do kurwy nędzy, niech starzy biorą dzieciaka, niech się nim zajmie wynajęta siła, bylebym mogła zagrać tragiczną rolę, nie o to chodzi, niech to będzie tragicznie kiepska rola, rozbierającego się na scenie koczkodana, ale to moje, to wszystko, co mam, i nie zrezygnuję z tego nigdy.

Tak w każdym razie mówiłaby w wywiadach Iwona, gdyby była już znana. To wcale nie przeszkadza w miłości do dziecka, ale na litość boską, ile warstw lukru może zlizać czytelnik? Chociaż dramaty gwiazd, ich toksyczne dzieciństwo, też budziły w Iwonie sprzeciw. „Tylko nam Iwona Tramp zwierza się z najbardziej intymnych przeżyć dzieciństwa” albo: „Czy kuzyn Iwony Tramp posunął się za daleko?” Dzieciństwo to naprawdę syfiasty czas, ale momenty miewa piękne. Wielkie gwiazdy mają toksycznych rodziców i dziadków! Zawsze w końcu się okaże, że twoi poczciwi starzy to klasyczni toksyczni rodzice. Może molestował cię kuzyn, a może ty jego? Nieważne, odwrócisz kota ogonem i będzie OK. Co do kuzyna, było coś takiego w życiu Iwony, dawno temu pod stołem bawiła się w lekarza, ale o tym opowiemy potem. W następnym wywiadzie. Chociaż lubiła tę zabawę z kuzynkiem jak mało którą. W ogóle całe życie jest toksyczne, a naprawdę, mówiąc po ludzku, jest chujowe.

Iwonko, jak możesz! Tak nie wyraża się wrażliwa dziewczynka. W pustej dziś przestrzeni jej głowy rozlegał się echem karcący, dźwięczny głos sympatycznej polonistki, nazywanej z powodu namiętnej miłości do literatury Latter-Plater. Czy ktoś dziś wie, kim była Emilija Plater, a kim pani Latter? Iwona wiedziała, bo czytała wszystko, co wpadło jej w rękę, ale tułuby-pałuby siedzące w ławkach nie miały o niczym zielonego pojęcia. A jakie może być, proszę pani Latter-Plater, życie, wymyślone w taki sposób, że jeśli wykluczysz samobója, to nie masz honorowego wyjścia, musisz zdychać, powodując zgryzotę rodziny, musisz srać ze strachu pod siebie, kiedy w nogach szpitalnego łóżka stanie Wielka Anorektyczka, najbardziej koścista dupa, jaką widziałeś, i wyciągając długą rękę, twardo ściśnie ci krtań. Myślące ssaki godzą się z tym, mówią: nic na to nie poradzimy, taki los, wszystkich nas to czeka...

„Świat dawno umarł, a my tu na ziemi jesteśmy tylko wciąż rosnącymi paznokciami nieboszczyka”. Tę maksymę wyczytała Iwona w powieści, mniejsza z tym czyjej, przecież nikt nic nie czyta, no więc dobra, pewnej żyjącej pisarki, zgadnijcie której. Tak jej się to spodobało, że wzięła puszkę czarnego jak smoła sprayu, wymknęła się późnym wieczorem z domu i wielkimi literami wymalowała to hasło na plocie cmentarza. Jest tam do dzisiaj, zostanie jako pamiątka po Iwonce. I jeszcze: „Wielki mi świat, kulka latająca pod powieką Boga”.

Nawet jeśli świat jest martwy, to j a, Iwona Tramp, jestem nieśmiertelna. Z pewnością uczeni coś wymyślą, już za chwilę będzie można za godziwą cenę wymienić wszystko na nowiuteńkie DNA, tego była pewna. Oczywiście w niektóre dni, gdy bluzgała surowym mięsem języka i nie miała w sobie nic z romantycznej dziewczyny, jaką była w długich rozmowach z Latter-Plater. A także wówczas, gdy płakała gorącymi łzami, czytając wiersze księdza Twardowskiego. Nie miała punktu zaczepienia w kosmicznej glebie życia, bo nie było z kim o tym pogadać, bo czy ktoś czyta wiersze, a jeszcze na dodatek o tym gada?

Krótka historia Iwony Tramp

Подняться наверх