Читать книгу Krótka historia Iwony Tramp - Krystyna Kofta - Страница 6

W Parku Jurajskim

Оглавление

Na krótko przed wyjazdem Iwony Regina Trampowa zaczęła miewać uderzenia krwi do głowy i pociła się na zimno. Weszła w wiek przekwitania, a właściwie nie tyle weszła, co wpadła w czarną dziurę depresji, bez nadziei na przyszłość. Iwona uważała, że wiek dojrzewania też jest paskudny, ale przynajmniej niesie ze sobą jakąś szansę, nadzieję zmiany na lepsze. Biedna matka nie znosi słowa przekwitanie, a córka ją rozumie. Dojrzewanie to pak, który się rozwinie. Przekwitły kwiat opada smętnie i gnije. Nikt tego nie chce, choć wszyscy wiedzą, że gdy opadnie kwiat, zawiązuje się owoc. Jednak tak nie działo się w przypadku Reginy Trampowej. Nic się nie zawiązuje, owszem, użyźni się gleba, i nie ma już nic, the end, napisy końcowe. Słaba pociecha, że nikogo to nie ominie, gdy musisz zmagać się z zimnymi potami, słabością, atakami rozpaczy, i kiedy dookoła siebie widzisz młodych ludzi, zdrowych i pięknych. Regina i tak była dobrą kobietą, bo cieszyła ją smukła uroda córki. Może łatwiej znosiłaby swoje lata, gdyby malowała. Iwona nie zdradza nikomu, co myśli, nie mówi o tym, że jest nieśmiertelna. Rodzina nie wie, że mieszka pod jednym dachem z nieśmiertelną dziewczyną.

Gdy nadchodził zły dzień matki, lepiej było schronić się w wirtualnym świecie, wędrować po jego przestworzach, póki nie uda się zmienić miejsca, uciec na dobre. Matka wybuchała nagłym szlochem, kłóciła się z ojcem o to, co się zdarzyło w czasach Parku Jurajskiego, to znaczy wówczas gdy matka była w wieku Iwony. Wtedy właśnie ojciec jej nie pomógł, gdy była w potrzebie. Chciała tylko wsparcia, to tak niewiele, myślała, że on zaproponuje, żeby zatrudnili kogoś do dziecka, czyli do Iwony, po to, żeby mogła wrócić na Akademię i dalej malować.

– Ale on nie! On nigdy! – wołała, jakby nie stał obok niej. – On wolał wepchnąć mnie w pieluchy, bo tak było mu wygodnie!

Zwracała się w swym rozpaczliwym wołaniu bezpośrednio do Pana Boga, jako do głównego reżysera tego spektaklu, który obsadził ją w roli drugoplanowej, choć miała warunki, by zagrać główną.

– O co ci chodzi, masz więcej niż inne kobiety! Czy to takie dziwne, że chciałem mieć żonę w domu, żeby dzieci miały matkę? Trzymaj nerwy na wodzy, zacznij brać hormony albo idź do psychiatry.

– Oczywiście! Ty masz swoje ukojenie w butelce, i nic ci więcej nie trzeba. Nie rozumiesz, co czuję, bo nigdy nie byłeś twórcą! Dla ciebie obraz to jest to, co widzisz na ekranie telewizora! Ja chciałam malować!

– No to sobie maluj, masz farby, masz pędzle, dlaczego nie malujesz, tylko masz ciągłe pretensje?

Wtedy matka zaczynała płakać tak głośno, że wszyscy w tym przecież dużym domu kulili się po kątach.

– Jest już za późno, zmarnowałam talent!

Ta skarga była przejmująco prawdziwa, choć Regina Trampowa zachowywała się podobnie jak Iwona w wieku trzynastu lat, gdy przebudziły się jej kobiece hormony. Park Jurajski i jego zwierzęta były równie zrozumiałe dla Iwony, jak jej rodzice. Nie widziała niekiedy żadnej różnicy między nieznośnymi miniaturkami człowieka Piotrkiem i Pawłem a Mścisławem i Reginą. W tym, co ojciec mówił, może było trochę słuszności, matka miała farby, mogła malować, ale nie bardzo wiadomo kiedy. Przez cały dzień zajmowała się bachorami, przygotowywaniem ton żarcia, praniem, prasowaniem. Mogła nauczyć dzieciaki różnych robót, ale wolała wszystko robić sama. Może zresztą nie wolała, może nie miała ochoty użerać się z nimi o każde wyniesienie śmieci? Iwona na miejscu matki zamknęłaby się u siebie i malowała, a jakby ktoś był głodny, to powiedziałaby, że w lodówce jest góra jedzenia. Bo tak było. Niestety codziennie musiał być wspólny obiad, dwa dania i deser, do tego świeża bielizna, na okrągło prasowanie; po co komu prasowany podkoszulek? Życie matki musi wyglądać inaczej. Iwona postanowiła pomóc matce w zmianie punktu widzenia na ich życie.

Ojciec także jest nieźle pokręcony. Nie powinien pić, a pije codziennie. Dużo pali, bo twierdzi, że ma nerwową pracę. Pracować z myślą o nieboszczykach nie jest może łatwo, ale bez przesady, nie gonią go terminy, bo temu, co leży, jest naprawdę wszystko jedno, czy krzyż albo pomnik będzie gotowy na środę, czy na niedzielę. Nie ma powodu do zdenerwowania. Opycha się na kolację, jakby miał pewność, że jutro jedzenie skończy się na amen. Rzuca się na tłuste wędliny, a potem myli słowa, nigdy niczego nie może znaleźć, zapomina nagle, po co wszedł do kuchni, jeśli oczywiście nie wszedł przyrządzić sobie drinka. Alkohol mu szkodzi, wie o tym od niedawna aż nadto dobrze. Nawet nie próbuje przestać pić, choć chełpi się:

– Gdybym tylko chciał, mógłbym przestać, bo mam niesamowicie silną wolę i wszyscy o tym wiedzą.

A matka na to:

– Dziwne, że nawet nie spróbowałeś.

Krótka historia Iwony Tramp

Подняться наверх