Читать книгу Krótka historia Iwony Tramp - Krystyna Kofta - Страница 9
Urodzeni mordercy
ОглавлениеNa krótko przed wyjazdem Iwony po raz pierwszy kupili sobie przeciwsłoneczne okulary. W czarnych kółkach na oczach przypominali ludzi niewidomych. Iwona uważała, że na ich okrągłych buziach, którym starali się nadać obojętny wyraz twarzy Leona zawodowca albo urodzonych morderców, te okulary wyglądały upiornie. Chodzili powoli, niedbale, kołysząc się i powłócząc nogami. Gdy szli chodnikiem w uniformach płatnych zabójców, w czarnych okularach, z walkmanami na uszach, nie było człowieka, który by się za nimi nie obejrzał. Chyba więc mieli rację, rezygnując z pojedynczości i zastępując ją podwójnością, bo ta podwójność bardziej, jak się okazuje, zwracała uwagę. Mimo wszystko budzili sympatię. Ludziom wydawało się, że zaangażowano ich do filmu, a o to im chodziło, uważali to za dobry początek gwiazdorstwa. Gdy przechodnie pytali, w czym grają, odpowiadali, że w filmie Psy pięć, a potem biegli przed siebie i się zaśmiewali, aż brała ich kolka. Nie mogli przestać. Ze dwa razy podczas koncertów rapowych chwycił ich operator telewizyjny, bo to była gratka, dwóch bardzo śmiesznych człowieczków, ni to karły, ni to dzieci, i do tego kubek w kubek jednojajowe. Przed koncertem wypaprali pół słoika żelu Iwony, żeby włosy sterczały jak antenki. Chodzili potem w glorii przez miesiąc. Iwona bała się, żeby jakiś reżyser ich nie odkrył, bo się zmanierują, jak te wszystkie dzieciaki wycierające korytarze wytwórni filmowych. Wolała, żeby gwiazdorstwo uprawiali prywatnie. Tak samo zresztą jak matka. Kiedyś zwrócił się do niej w sprawie dzieciaków scenarzysta, który mieszkał w Warszawie, a przyjeżdżał na święta do rodziny. Powiedziała stanowczo nie, gdy prosił, by wypożyczyła Piotrka i Pawełka na zdjęcia próbne. Bo jak powiedział, jest w tych chłopaczkach jakaś siła. Rodzina wiedziała, że jest to siła fatalna. Matka odmówiła, nawet nie pytając ojca. Potem powiedziała o tym Iwonie, która przyznała jej rację. Dzieciaki nic nie wiedziały, wszystko odbyło się poza ich plecami. Gdyby wiedzieli, mogliby użyć swoich miotaczy i wszelkiej innej broni. Dysponowali wystarczającą liczbą niebezpiecznych zabawek, by unieszkodliwić wszystkich Trampów. Strzelanie z miniaturowej kuszy albo walenie z kulomiotów gumowymi kulami mogło zaboleć. Mieli też paralizatory, o czym nikt prócz Iwony nie wiedział. Siostrze pochwalili się, wiedząc, że ich nie wyda, a zaproponowali, że postarają się także dla niej, by miała coś dla obrony własnej. Dała im parę złotych, a już oni tak to skalkulowali, że wyszli na swoje. Potrafili robić interesy lepsze niż tata Mścisław Tramp. Paralizatory kupili od drugorocznego kolegi, który regularnie jeździł na stadion i dowoził broń całej klasie. Sprzedawał z małym narzutem, wszyscy od niego kupowali. Miał także inne rzeczy do sprzedania, ale uchodził za odpowiedzialnego dealera, amfę sprzedawał dopiero trzynastolatkom. Bliźniaki więc jeszcze przez dwa lata były bezpieczne. Choć inni dealerzy ładowali nawet w ośmiolatków. Na szczęście tamci rozprowadzali towar w innych szkołach.