Читать книгу Krótka historia Iwony Tramp - Krystyna Kofta - Страница 7

Babcia Stefania, szalona sanitariuszka

Оглавление

Najrozsądniej zachowuje się babcia Trampowa, choć trochę, a nawet solidnie przynudza. Nikt nie chce słuchać opowieści o wojnie, o powstaniu warszawskim, o warstwach układanych pod ścianami trupów. – Prawie do pierwszego piętra – mówi i ociera łzy białą chustką. Iwona słuchała wiele razy, ale teraz już nie chce. W telewizji pełno tych strasznych programów, starych zdjęć z getta, z ulic Warszawy, na to nakładają się nowe, równie potworne, pełne stojących za drutem kolczastym jeszcze żywych szkieletów, obciągniętych skórą w różnych kolorach, albo już samych kości, które potem się odkopuje. – Ludzie tacy jak ja nie nadążają wspominać. Świat się wcale nie zmienił, co chwilę wybucha wojna, a jeśli przypadkiem jest pokój, tak jak teraz u nas, to przynajmniej ktoś komuś musi podłożyć bombę. Bandyci strzelają do siebie w środku miasta. Jak nie ma wojny, to męska nienawiść musi znaleźć ujście, popatrz tylko na kibiców, na całym świecie są podobni, maszerują na miasto jak żołnierze, niszczą wszystko po drodze, mężczyźni to takie plemię, że co zbuduje, to zniszczy – mówi babcia Stefania jak jakaś feministka.

Ogląda w telewizji to, co dzieje się teraz. To stanowi dla niej materiał do porównań. Kiedy się już naogląda, wtedy zbiera jej się na wynurzenia. Każdy temat jest dobry, żeby nawiązać do tamtych strasznych czasów. Wszystko kończy się na ulicach pełnych zwłok, w piwnicach, w szpitalu, gdzie opatrywała rannych. Snuje i snuje swą opowieść. W telewizji taką gadającą głowę możesz zawsze spacyfikować przy pomocy pilota, powiedzieć babci, żeby przestała, jest znacznie trudniej. Ponieważ opowiada o walce, bracia znoszą to lepiej niż Iwona. Pytali, z czego dziadek strzelał, i było im żal, że nie miał nowoczesnego arsenału, tatatatatataa, z rakietnicy rozwaliłby wszystkich. Żeby ich wyciszyć, babcia zaczynała śpiewać powstańcze piosenki, wtórowali jej, mrucząc i waląc w miniaturki bębnów afrykańskich, które dostali na dziewiąte urodziny. Nie byli w stanie ich zepsuć, nawet oni, superbarbarzyńcy. Potem przychodziła kolej na szpital, rannych, i szarpie. Babcia imponowała im, ponieważ potrafiła bandażować w jodełkę, w tempie nadającym się do Księgi rekordów Guinnessa. To lubili najbardziej, strzelali do siebie wzajemnie, a później prosili, żeby babcia ich bandażowała. Potrafili pół dnia paradować z nogami zabandażowanymi po udo. Uważali to za świetną zabawę. Bywało, przyprowadzali kolegów, żeby popisać się szaloną sanitariuszką. Tym sposobem Stefania Trampowa robiła furorę wśród nowej generacji dzieciaków.

– Kiedy nasz dziadek Tramp szedł na Belweder, nasza babcia robiła szarpie z płóciennych koszul – chwaliły się bliźniaki na lekcji historii o powstaniu listopadowym. Byli przekonani, że ich dziadek był czołowym spiskowcem, jednym z bohaterów klęski. Bohater klęski – to nawet dobre określenie. Babcia najpierw się z tego śmiała, ale potem powiedziała ze śmiertelną powagą, że nieznajomość własnej historii kończy się tragicznie dla narodu. Według bliźniaków niepotrzebnie walnęła z grubej rury, bo i tak nikt w szkole nie kojarzył, kiedy było jakie powstanie, ale matka uważała, że w tym punkcie trzeba staruszce przyznać rację. Nikt nic nie wie, chyba że przygotowuje się do Milionerów albo innego teleturnieju. Niekiedy nawet babcia wpadała w głupią złość. Szantażowała wszystkich własną śmiercią: – Zobaczycie, jak będziecie się czuli, kiedy wam umrę – zupełnie, jakby im nie groziło to samo. Ona też dostawała małpiego rozumu i dołączała do bandy wariatów mieszkających pod jednym dachem, za drzwiami z mosiężną wizytówką: Mścisław i Regina Trampowie.

Krótka historia Iwony Tramp

Подняться наверх