Читать книгу Depresja miliardera. Historia Ryszarda Krauzego, jednego z najbogatszych Polaków - Krzysztof Wójcik - Страница 9

Оглавление

Żeby zrozumieć, jak to się stało, że chłopak z Gdyni, który wychowuje się w socjalistycznej Polsce, osiąga w Polsce kapitalistycznej tak spektakularny sukces finansowy, warto prześledzić losy rodziny Ryszarda Krauzego.

Rodzina szefa Prokomu zajmuje się interesami od początku XX wieku i naturalne jest, że on będzie chciał iść tą samą drogą, a nie pracować u kogoś na etacie.

– Interesy mamy we krwi – przyznaje mi matka Ryszarda, Irena Krauze.

Jest rok 1938. Dziadkowie Ryszarda Krauzego zajmują 120-metrowe czteropokojowe mieszkanie przy ul. Władysława IV w Gdyni. Po drugiej stronie ulicy mieszkają ich rodzice. W miejscu, gdzie dziś stoi gmach ZUS-u, budują dom. Dobrze im się powodzi. Na bruku przed domem parkuje czarny chevrolet, na który z zazdrością patrzą sąsiedzi. Na rok przed wybuchem II wojny w całym woj. pomorskim jeżdżą tylko 2124 auta osobowe.

Babcia Krauzego, Bronisława, prowadzi dwa sklepy w centrum Gdyni: jeden na parterze domu pradziadków przy ul. Władysława IV, a drugi, dzierżawiony – na Starowiejskiej. Handluje tkaninami, które dowożą Żydzi z Łodzi. Interes kwitnie, bo Gdynia to najszybciej rozwijające się miasto międzywojennej Polski. W ciągu zaledwie 13 lat z miasteczka liczącego 12 tysięcy mieszkańców aglomeracja rośnie do 127 tysięcy tuż przed wybuchem wojny.

Stanisław, jej mąż, jest jubilerem. Powikłania po niezaleczonej grypie kończą się gruźlicą. Choruje na nią całe życie. Musi leżeć i leczyć się w sanatoriach. Dużo czyta i pasjonuje się historią. Wychowanie dzieci i utrzymanie domu spada na barki Bronisławy, która po swoich rodzicach ma smykałkę do interesów.

Wspomina Irena Krauze: – Jeszcze na początku poprzedniego wieku dziadek wyjechał handlować do Rosji. Potem musiał uciekać przed rewolucją do Polski, bo był kapitalistą. Życie uratowało mu zdjęcie w typowej skórzanej leninówce. Za sprzedany majątek kupił tytoń, który miał służyć na start w Polsce, ale wszystko przepadło na granicy. Do Warszawy dojechał jako biedny człowiek.

Na początku lat 20. spakował walizki, zabrał żonę z dziećmi i wyruszył do Gdyni, gdy ta zaczyna się budować. Do nowego miasta ściągało wiele niespokojnych dusz. Jeszcze w 1921 r. tamtejszy dworzec kolejowy jest prostą drewnianą budką, w której najwyżej można schronić się przed deszczem, a do placu Kaszubskiego prowadzi wiejska droga. Miasto błyskawicznie się rozwija. Już dwa lata później trwają uroczystości poświęcenia portu z udziałem prezydenta Stanisława Wojciechowskiego i cumuje tam pierwszy statek handlowy SS „Kentucky”.

– Ojciec zaraz po przyjeździe zaczyna robić interesy – dodaje Irena Krauze. – Po kilku latach udało się odłożyć trochę gotówki. Dziadek kupił grunsztyk przy Władysława IV. Były plany na wysoki dom. Zdążył zbudować parter i sklepy. Mama odziedziczyła talent kupiecki po rodzicach i już sama prowadziła dwa swoje sklepy. Nigdy nie pracowała jako pracownik najemny.

Tuż przed wybuchem II wojny rodzina wyprowadza się z dużego mieszkania przy Władysława IV. W sierpniu 1939 roku wojsko rekwiruje czarnego chevroleta rodziców Ireny.

– Idzie wojna – mówił Stanisław. – Jak Niemcy wejdą do Polski, to w pierwszej kolejności pozabijają wszystkich z centrum. Wyprowadzamy się do spokojniejszej dzielnicy Gdyni, na Działki Leśne.

W ten sposób dziadkowie Ryszarda zajmują 70-metrowe mieszkanie na Olsztyńskiej. To niedaleko od centrum, ale już nie reprezentacyjna Świętojańska czy Władysława IV.

Wybucha wojna. Gdynia pada szybko. Choć jeszcze broni się Oksywie, to w połowie września żołnierze Wehrmachtu i gdańskiej policji paradują po Świętojańskiej. Z urzędów bagnetami zrywają polskiego orła. Rodzinie rekwirują dwa sklepy. Bronisławie udaje się szczęśliwie zabrać i schować tekstylia sprowadzone z Łodzi.

Niemcy wysiedlają Polaków z centrum. Gdynia zmienia nazwę na Gotenhafen i zostaje wcielona do III Rzeszy. Staje się bazą Kriegsmarine. Tak jak przewidywał Stanisław, zaczynają się łapanki i wywózka Polaków. Specjalne komanda SS mordują w Piaśnicy kilkanaście tysięcy mieszkańców Gdyni i Pomorza. W masowych mogiłach spoczywają nauczyciele, urzędnicy, księża, inteligencja i kupcy.

– Podejrzewam, że gdyby nie decyzja taty, skończylibyśmy w Piaśnicy – mówi Irena Krauze. – A tak Niemcy tylko kazali nam się przenieść na strych. Nie było już takich luksusów, na suficie świecił grzyb, ale żyliśmy.

Bronisława dorabia dorywczymi pracami. Mimo że ryzykuje wywózką do obozu w Stutthofie, dzięki tkaninom uchowanym przed Niemcami udaje jej się co jakiś czas kupić u chłopa na wsi kilka kilogramów wieprzowiny. Stanisław ciągle choruje. Bronisława musi wyżywić dwie córki. Irena Krauze wspomina, że w czasie wojny było ciężko, ale rodzina nie głodowała. Część okupacji dwie siostry spędzają u rodziny pod Iławą. Gdy po wysiedleniach Polaków sytuacja w Gdyni się uspokaja, Irena i jej siostra wracają na strych przy ul. Olsztyńskiej.

Po wojnie parcela przy Władysława IV przepada. Komunistyczne władze w zamian za dom dają kawalerkę w bloku na Witominie. Bronisława rusza z zakładem jubilersko-zegarmistrzowskim na ul. Abrahama. Zatrudnia pracownika, który zajmuje się produkcją biżuterii.

Bronisława, choć to nielegalne, handluje złotymi obrączkami. W PRL-u straszy stalinowski komunizm. W tym czasie Irena Krauze kończy Liceum Handlu Zagranicznego. Ma niezłe oceny, szczególnie przykłada się do języka angielskiego.

Wspomina: – Chciałam iść na medycynę, ale tam nie miałam żadnych szans z uwagi na pochodzenie. Trzeba było mieć rodowód robotniczy. Za pochodzenie przydzielano dodatkowe punkty. Nie dość, że nie miałam odpowiednich rodziców, to jeszcze byłam córką kapitalisty. Po szkole był nakaz pracy. Z moim mętnym pochodzeniem mogłam dostać nakaz pracy na poczcie lub do spółdzielni. Na szczęście jednym z moich wykładowców był dyrektor Hartwiga. Po maturze zaproponował mi pracę.

Zatrudnienie w Przedsiębiorstwie Spedycji Międzynarodowej C. Hartwig stanowi przepustkę do kariery. Firma kieruje Irenę na zaoczne studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej. Dziewczyna pracuje w tygodniu, a uczy się w weekendy. Już wtedy zna na tyle angielski, że nie ma problemu z czytaniem gazet i dokumentów w tym języku. Firma również dokształca swoich pracowników. Irena uczy się niemieckiego i rosyjskiego. W ciągu kilku lat biegle mówi w trzech językach. Dostaje za to połowę dodatkowej pensji i ma możliwość awansu na kierownika.

Wtedy też poznaje Jerzego Krauzego. Obydwoje śpiewają w chórze zakładowym. Jerzy Krauze pochodzi z typowej kaszubskiej rodziny. Mieszka na Oksywiu. Z niemiecka brzmiące nazwisko jest popularne na Kaszubach. Wielu Krauzów mieszka w okolicach Tuchomia i Chwaszczyna.

Irena i Jerzy pobierają się w kościele Jezuitów, a skromne wesele wyprawiają w domu przy Olsztyńskiej. Tam też zajmują jeden z pokoi mieszkania rodziców.

Depresja miliardera. Historia Ryszarda Krauzego, jednego z najbogatszych Polaków

Подняться наверх