Читать книгу Praca rządzi! - Laszlo Bock - Страница 10
1
Jak zostać założycielem Podobnie jak Larry i Sergey, którzy stworzyli podwaliny sposobu traktowania pracowników w Google’u, również ty możesz zapewnić pracy i życiu swojego zespołu odpowiednie fundamenty
ОглавлениеKażda wspaniała opowieść rozpoczyna się od ukazania pochodzenia bohatera lub bohaterów.
Romulus i Remus, jako niemowlęta wrzuceni w koszyku do Tybru, zostają wykarmieni przez wilczycę i dzięcioła, a potem wychowują się u życzliwych pasterzy. Po osiągnięciu dojrzałości Romulus zakłada Rzym.
Małego Kal-Ela unosi na Ziemię statek kosmiczny tuż przed zagładą Kryptona, jego ojczystej planety. Chłopczyk ląduje w Smallville w stanie Kansas i wychowuje się pod okiem życzliwego małżeństwa, Marthy i Jonathana Kentów. Po przeprowadzce do Metropolis bohater przywdziewa strój Supermana.
Thomas Alva Edison otwiera w 1876 roku laboratorium w Menlo Park w stanie New Jersey. Wraz z amerykańskim matematykiem, brytyjskim operatorem maszyn, niemieckim dmuchaczem szkła i szwajcarskim zegarmistrzem tworzy żarówkę, która jest w stanie świecić ponad 13 godzin[1]. Te działania doprowadzają do powstania zalążka firmy General Electric.
Oprah Winfrey, urodzona przez ubogą nastolatkę, maltretowana i jako dziecko odsyłana z domu do domu, kończy z wyróżnieniem studia, zostaje najmłodszą, a zarazem pierwszą czarnoskórą prezenterką wiadomości w stacji WLAC-TV w Nashville, a dziś jest jedną z najbardziej opiniotwórczych osobowości na świecie i bizneswoman, która stanowi inspirację dla innych[2].
Te opowieści wyraźnie się od siebie różnią, bez trudu jednak dostrzegamy łączące je podobieństwa. Mitoznawca Joseph Campbell twierdził, że za większością mitów z całego świata kryje się zaledwie kilka archetypowych historii. Słyszymy wezwanie do podróży, mierzymy się z serią prób, stajemy się mądrzejsi, a następnie osiągamy swoiste mistrzostwo lub stan równowagi. Istoty ludzkie skupiają się w życiu na narracji i spoglądają na historię przez pryzmat własnych opowieści. Trudno się dziwić, że w skomplikowanych obrazach ukazujących cudze losy dostrzegamy wspólne wątki.
Google również może się pochwalić historią opisującą narodziny firmy. Większość ludzi sądzi, że wszystko zaczęło się w chwili, w której Larry Page i Sergey Brin, założyciele Google’a, spotkali się podczas dni otwartych dla przyszłych studentów Uniwersytetu Stanforda. Początki tej opowieści sięgają jednak zdecydowanie wcześniejszego okresu.
Poglądy Larry’ego zostały ukształtowane przez historię jego rodziny: „Mój dziadek pracował w fabryce produkującej samochody, a ja do dziś posiadam broń, którą samodzielnie stworzył, a następnie nosił do pracy, by móc się bronić przed swoim pracodawcą. To długa, żelazna rura zakończona solidnym kawałem ołowiu”[3]. Larry wyjaśnił, że „pracownicy wytwarzali coś takiego podczas strajków okupacyjnych w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa”[4].
Rodzina Sergeya uciekła w 1979 roku ze Związku Radzieckiego, szukając wolności i próbując uchronić się przed antysemityzmem komunistycznego reżimu. „Sądzę, że moja buntownicza natura wynika z tego, że urodziłem się w Moskwie – tłumaczy sam Sergey. – Mam wrażenie, że jest to cecha, której nie pozbyłem się po osiągnięciu dorosłości”[5].
Na koncepcje Larry’ego i Sergeya dotyczące tego, jak mogłaby wyglądać praca, wpłynęły również doświadczenia wyniesione przez nich ze szkół. Sam Sergey stwierdził: „sądzę, że wychowanie metodą Montessori miało na mnie korzystny wpływ, gdyż takie rozwiązanie zapewniało uczniom dużo swobody, jeśli chodzi o podejmowanie działań w indywidualnym tempie”. Marissa Mayer, aktualnie dyrektor generalny Yahoo, a wcześniej wiceprezes do spraw zarządzania produktem w Google’u, jest autorką wypowiedzi zamieszczonej przez Stevena Levy’ego w książce In the Plex: „Nie sposób zrozumieć Google’a (…) bez uświadomienia sobie tego, że zarówno Larry, jak i Sergey byli dziećmi wychowanymi metodą Montessori”[6]. Taki sposób przekazywania wiedzy jest dostosowany do osobowości młodego człowieka i jego potrzeb edukacyjnych, a dzieci są zachęcane do podawania wszystkiego w wątpliwość, robienia tego, na co mają ochotę, i bycia kreatywnymi.
W marcu 1995 roku dwudziestodwuletni Larry Page przyjechał do Palo Alto w stanie Kalifornia, by obejrzeć Uniwersytet Stanforda. Kończył właśnie studia na uczelni w Michigan i rozważał zrobienie doktoratu z informatyki na Uniwersytecie Stanforda. Mający wówczas 21 lat Sergey ukończył 2 lata wcześniej studia na Uniwersytecie MarylandI i robił już na Stanfordzie doktorat. Pracował jako wolontariusz oprowadzający przyszłych studentów, a Larry został oczywiście przydzielony do grupy Sergeya[7].
Przyszli założyciele Google’a szybko zaczęli wesoło żartować, a kilka miesięcy później Larry pojawił się na uczelni jako nowy student. Był zafascynowany funkcjonowaniem internetu – zwłaszcza powiązaniami między poszczególnymi witrynami.
Połowa lat dziewięćdziesiątych to był czas chaosu w świecie internetu. W pewnym uproszczeniu można napisać, że wyszukiwarki starały się prezentować najbardziej adekwatne i przydatne wyniki, ale klasyfikowały witryny przede wszystkim w oparciu o porównywanie ich treści z interesującą użytkownika frazą. Taki mechanizm pozostawiał lukę – właściciel strony mógł poprawić jej pozycjonowanie, stosując rozmaite sztuczki, na przykład zamieszczając na niej niewidoczny tekst obejmujący popularne zapytania. Jeżeli zależało ci na przyciągnięciu odwiedzających na swoją witrynę z karmą dla zwierząt, można było napisać 100 razy „karma dla zwierząt” niebieskim fontem na niebieskim tle – to wystarczało, by poprawić pozycjonowanie strony. Kolejną sztuczką było nieustanne powtarzanie takich słów w kodzie źródłowym strony, czyli tam, gdzie pozostawały one niewidoczne dla użytkownika.
Larry doszedł do wniosku, że w tym wszystkim pomijana jest ważna informacja – opinia użytkowników na temat danej witryny. Do najbardziej przydatnych stron powinno prowadzić mnóstwo odsyłaczy z innych witryn, gdyż logika wskazuje na to, że użytkownicy będą rozpowszechniać w ten sposób tylko najbardziej użyteczne adresy. Taka popularność strony internetowej powinna zatem mówić o witrynie dużo więcej niż zamieszczona tam treść.
Tak się jednak złożyło, że stworzenie programu, który identyfikowałby wszystkie linki na stronach internetowych, a na dodatek szacował wartość powiązań między poszczególnymi witrynami, było niesłychanie złożonym problemem. Na całe szczęście to zagadnienie miało również w oczach Sergeya niezwykły urok, a współpraca przyszłych założycieli Google’a doprowadziła do powstania BackRuba – projektu, którego nazwa pochodziła od słowa „backlink”, oznaczającego link przychodzący, czyli łącze prowadzące do danej strony internetowej z innej witryny. W sierpniu 1998 roku Andy Bechtolsheim, jeden ze współzałożycieli Sun Microsystems, wypisał słynny czek opiewający na 100 tysięcy dolarów, które miały zostać wypłacone firmie „Google, Inc.”, choć ta nie posiadała wtedy jeszcze osobowości prawnej. Mniej osób słyszało o tym, że kilka chwil później Larry i Sergey otrzymali kolejny czek na taką samą kwotę od profesora Uniwersytetu Stanforda Davida Cheritona (to właśnie na werandzie jego domu poznali Andy’ego)[8].
Ponieważ Larry i Sergey nie chcieli rezygnować ze studiów na rzecz zakładania firmy, próbowali bez powodzenia sprzedać stworzoną przez siebie wyszukiwarkę. Zaoferowali swój wynalazek AltaViście, oczekując w zamian miliona dolarów. Nie udało się. Później rozpoczęli rozmowy z firmą Excite, a namówieni przez Vinoda Khoslę, partnera w funduszu venture capital Kleiner Perkins Caufield & Byers, obniżyli cenę do 750 tysięcy dolarów. Mimo to Excite zrezygnowała z kupnaII.
To wszystko działo się, zanim Google wprowadził w 2000 roku swój pierwszy system reklamowy AdWords i stworzył Grupy dyskusyjne (2001), wyszukiwarkę grafiki (2001), Książki (2003), Gmaila (2004), pakiet Apps (obejmujący oprogramowanie biurowe takie jak arkusz kalkulacyjny czy edytor tekstu – 2006), usługę Street View (2007) i dziesiątki innych produktów, z których korzystamy dziś na co dzień. Opisywane tu wydarzenia rozgrywały się w czasach, w których wyszukiwarka Google nie była jeszcze dostępna w ponad 150 językach, nie istniał też nasz pierwszy zagraniczny oddział (otwarty w Tokio w 2001 roku). Musiało jeszcze upłynąć sporo czasu, by twój telefon z Androidem mógł z wyprzedzeniem poinformować cię o opóźnieniu twojego samolotu, a okulary Google Glass były w stanie zareagować na wydaną po angielsku komendę „Okej, Glass, zrób zdjęcie i wyślij je do Chrisa”, dając ci gwarancję, że Chris zobaczy to samo co ty.
Ambicje Larry’ego i Sergeya sięgały po coś więcej niż stworzenie udanego mechanizmu wyszukującego. Od samego początku wiedzieli, jak ich zdaniem należałoby traktować ludzi. Choć może to zabrzmieć idealistycznie, obydwaj chcieli stworzyć firmę, w której praca miałaby sens, pracownicy mogliby realizować swoje pasje, a ludzie i ich rodziny byli otaczani opieką. Larry zauważył, że „gdy jesteś doktorantem, możesz pracować, nad czym tylko zechcesz. Jeżeli jakiś projekt był naprawdę wartościowy, chciało się nim zajmować mnóstwo osób. Zrobiliśmy użytek z tego spostrzeżenia w Google’u, a takie podejście do sprawy okazało się niezwykle pomocne. Jeżeli zmieniasz świat, wiesz, że pracujesz nad czymś ważnym. Dzień po dniu przychodzisz do pracy i towarzyszy ci podniecenie. Każdemu zależy na tym, by zajmować się istotnymi projektami, które będą miały wpływ na rzeczywistość, ale takich zadań zawsze brakuje. Sądzę, że w Google’u ciągle potrafimy zapewnić ludziom takie zajęcia”.
Wiele spośród najważniejszych, najbardziej lubianych i najskuteczniejszych metod stosowanych w Google’u w kontekście postępowania z pracownikami wykiełkowało z koncepcji stworzonych przez Larry’ego i Sergeya. Nasze cotygodniowe spotkania wszystkich pracowników zaczęły się w czasach, gdy była nas raptem garstka, ale odbywają się również i teraz, choć liczba biorących w nich udział osób odpowiada aktualnie populacji sporego miasta. Larry i Sergey zawsze kładli nacisk na to, by decyzje dotyczące zatrudniania pracowników nie leżały w gestii jednego menedżera, ale były podejmowane grupowo. Zebrania zwoływane początkowo przez googlersów tylko po to, by podzielić się z resztą zatrudnionych informacjami o podejmowanych działaniach, przerodziły się w niezliczone spotkania Tech Talks odbywające się w każdym miesiącu. Hojność okazywana przez Larry’ego i Sergeya od momentu wkroczenia przez nich do świata biznesu doprowadziła do dzielenia się udziałami w firmie na niespotykaną wręcz skalę: Google jest jednym z niewielu tak dużych przedsiębiorstw, które rozdają akcje wszystkim swoim pracownikom. Nasze wysiłki mające na celu przyciągnięcie do informatyki większej liczby kobiet rozpoczęły się na wyraźne życzenie Sergeya jeszcze w czasach, gdy firma miała mniej niż 30 pracowników. Polityka przychylnego traktowania w pracy psów wykształciła się w okresie, gdy personel Google’a liczył sobie 10 osób (w tym samym czasie ustaliło się również nasze podejście do kotów, będące dziś elementem naszych zasad postępowania: „Lubimy koty, ale w naszej firmie dominują psy, tak więc z zasady zakładamy, że koty pojawiające się w naszych biurach będą najprawdopodobniej przeżywać spory stres”[9]). Tradycyjne darmowe posiłki początkowo składały się z bezpłatnych płatków śniadaniowych i ogromnej miski m&m’sów.
Gdy firma przygotowywała się do debiutu giełdowego, który odbył się 19 sierpnia 2004 roku, Sergey dołączył do prospektu emisyjnego list opisujący stosunek założycieli do liczącego wówczas 1907 osób grona pracowników przedsiębiorstwa. Fragment ten wyróżnił kursywą sam autor:
Nasi pracownicy, którzy sami nadali sobie miano googlersów, są dla nas wszystkim. Google jest firmą, która skupia się na przyciąganiu wyjątkowych technologów i ludzi świata biznesu, a potem pomaga im rozwijać ich talenty. Udało się nam zatrudnić wielu wybitnych pracowników wykazujących się kreatywnością, zasadami moralnymi i umiejętnością ciężkiej pracy. Mamy nadzieję, że w przyszłości pracę w naszej firmie podejmie jeszcze więcej takich osób. Będziemy ich sowicie wynagradzać i dobrze traktować.
Oferujemy naszym pracownikom wiele nietypowych przywilejów, między innymi darmowe posiłki, opiekę medyczną i dostęp do pralni. Z uwagą przyglądamy się temu, jak te korzyści wpływają na rozwój firmy w długoterminowej perspektywie. Można oczekiwać, że liczba takich przywilejów będzie się zwiększać, a nie zmniejszać. Jesteśmy przekonani, że jeśli chodzi o udogodnienia, które pozwolą pracownikom zyskać na czasie, poprawią ich zdrowie i zwiększą efektywność pracy, bardzo łatwo można sobie wyrobić zwyczaj liczenia każdego centa i lekceważenia istotnych korzyści płynących z takich programów.
Duża liczba akcji Google’a znajdujących się w rękach pracowników sprawiła, że firma ma dziś taki, a nie inny kształt. Za sprawą zdolności zatrudnianych przez nas osób Google realizuje dziś niezwykłe projekty w niemal każdym obszarze związanym z informatyką. Działamy w nastawionej na rywalizację branży, w której jakość produktu ma ogromne znaczenie. Utalentowani fachowcy lgną do Google’a, ponieważ zapewniamy im możliwość zmieniania świata: dysponujemy dużymi zasobami obliczeniowymi i dzielimy je tak, by poszczególni pracownicy mogli oddziaływać na rzeczywistość. Naszym najważniejszym atutem jest środowisko pracy oferujące dużą liczbę ważnych projektów – miejsce, w którym nasza kadra ma swój wkład w ogólny postęp, a zarazem może się rozwijać. Staramy się tworzyć warunki, w których utalentowani i gotowi do ciężkiej pracy ludzie są wynagradzani za pomoc w rozwijaniu Google’a i zmienianiu na lepsze otaczającego nas świata.
Google miał szczęście, że założyciele przedsiębiorstwa posiadali tak wyrazistą wizję dotyczącą tego, jaką firmę chcą stworzyć.
Larry i Sergey nie byli jednak w tej materii pionierami.
Henry Ford jest znany przede wszystkim z upowszechnienia koncepcji linii montażowej. Mniej osób wie, że prezentował on również nadzwyczaj postępową jak na swoje czasy filozofię doceniania i nagradzania podwładnych:
Robotnik wkładający w przedsiębiorstwo co ma najlepszego jest najlepszym, jakiego przedsiębiorstwo mieć może, a nikt nie może wymagać, by czynić tak bez końca, nie odbierając odpowiedniego uznania swojej wkładki (...). Jeśli natomiast robotnik czuje, że dzienna jego praca nie tylko pokrywa jego podstawowe potrzeby, ale daje mu także trochę wygody, żonie jego trochę przyjemności w życiu , a poza tem dzieciom jego otwiera jakieś możliwości, wtedy lubi swą pracę i swobodnie wkłada w nią wszystek swój najlepszy wysiłek. To dobrze dla niego, a także dobrze dla przedsiębiorstwa. Człowiek, nieznajdujący pewnego zadowolenia w swej pracy codziennej traci najlepszą część swej pracy[10].
Ta filozofia całkowicie pokrywa się z poglądami obowiązującymi w Google’u, chociaż Henry Ford napisał te słowa ponad 90 lat temu, w 1922 roku. Ford nie tylko głosił takie idee, ale również wprowadzał je w życie, podnosząc na przykład w 1914 roku pensje pracowników swoich zakładów o 100%, do poziomu 5 dolarów dziennie.
Jeszcze wcześniej, w 1903 roku, Milton S. Hershey stworzył podwaliny czegoś, co stało się z czasem nie tylko firmą Hershey, ale również miastem w Pensylwanii o takiej nazwie. Na przełomie XIX i XX wieku w Stanach Zjednoczonych istniało ponad 2500 miast fabrycznych, a w szczytowym punkcie ich popularności mieszkało w nich 3% krajowej populacji[11]. Inaczej jednak, niż wyglądało to w wypadku większości takich miejsc, Hershey „nie chciał budować pozbawionego charakteru miasta składającego się wyłącznie z szeregu domów. Marzyło mu się »prawdziwe miasto rodzinne«, gdzie wzdłuż ulic rosłyby drzewa, każdy domek z cegły byłby zamieszkiwany przez jedną czy dwie rodziny, a nieruchomości byłyby otoczone starannie przystrzyżonymi trawnikami”.
Z sukcesem Miltona Hersheya wiązały się głębokie poczucie odpowiedzialności moralnej i ogromna życzliwość. Jego ambicje wykraczały poza produkowanie czekolady. Hershey stworzył wizję zupełnie nowej społeczności, która miała się zrodzić wokół jego zakładu. Zbudował dla swoich pracowników modelowe miasto, w którym mieszkańcy mieli do dyspozycji komfortowe domostwa, niedrogi system komunikacji publicznej, ogólnodostępne placówki oferujące edukację na wysokim poziomie, a także rozmaite obiekty związane z rekreacją i życiem kulturalnym[12].
Nie sposób oczywiście utrzymywać, że wszystkie poglądy Forda i Hersheya były tak wspaniałe – niektóre należy wręcz określić mianem odrażających. Ford był powszechnie krytykowany z powodu antysemickich publikacji, za które później przepraszał[13]. Hershey również dopuścił do tego, by w czasopiśmie ukazującym się w jego mieście pojawił się rasistowski komentarz[14]. Nie ulega jednak wątpliwości, że przynajmniej w odniesieniu do niektórych grup społecznych każdy z tych założycieli potrafił dostrzec sens traktowania pracowników tak, jakby byli kimś więcej niż siłą roboczą.
Do bardziej współczesnych (i mniej dwuznacznych moralnie) przykładów zalicza się Mervin J. Kelly, który w 1925 roku podjął pracę w Bell Labs, a w latach 1951–1959 był prezesem tej instytucji[15]. To właśnie w okresie jego kadencji pracownicy firmy wynaleźli laser oraz ogniwa słoneczne, położyli pierwszy przewód telefoniczny na dnie Atlantyku, rozwinęli kluczowe technologie umożliwiające narodziny mikrochipów, a na dodatek stworzyli podstawy teorii informacji, pracując nad binarnymi systemami kodowania. Te działania opierały się na wcześniejszych dokonaniach Bell Labs, między innymi wynalezieniu w 1947 roku tranzystora.
Po objęciu stanowiska prezesa Kelly zaczął stosować niekonwencjonalne metody zarządzania. Po pierwsze, wywrócił do góry nogami kwestię zagospodarowania przestrzeni w laboratoriach firmy w Murray Hill w stanie New Jersey. Zamiast trzymać się tradycyjnych rozwiązań nakazujących dzielić każde piętro na sekcje odpowiadające poszczególnym specjalizacjom badawczym, postanowił wdrożyć plan wymuszający interakcję między różnymi działami. Biura były rozmieszczone wzdłuż korytarzy ciągnących się przez całe piętro, a zatem jeśli ktoś przechodził z jednego miejsca w drugie, miał spore szanse natknąć się na kogoś z grona swoich kolegów, podjąć z nim dyskusję i zaangażować się w działania tej osoby. Po drugie, Kelly zaczął tworzyć mieszane zespoły, na które składali się teoretycy i praktycy, a także specjaliści od zupełnie różnych zagadnień. Pisarz Jon Gertner przedstawił przykład takiego teamu w swojej książce na temat Bell Labs zatytułowanej The Idea Factory[16]: „W wypadku prac nad tranzystorem celowo postawiono obok siebie fizyków, metalurgów i inżynierów zajmujących się elektryką; ramię w ramię pracowali specjaliści od teorii, eksperymentów i procesów produkcyjnych”.
Po trzecie, Kelly zapewnił ludziom swobodę. Oto dalsza część wypowiedzi Gertnera:
Kelly wierzył w to, że wolność jest kluczowym elementem, zwłaszcza w wypadku prac badawczych. Niektórzy z podlegających mu naukowców mieli tak dużą autonomię, że prezes firmy zasadniczo dowiadywał się o postępach ich prac dopiero wiele lat po ich zatwierdzeniu. Gdy Kelly zorganizował kolektyw, który miał pracować nad tym, co stało się później tranzystorem, pracownicy firmy potrzebowali ponad dwóch lat, by opracować wynalazek. Kiedy już do tego doszło, Kelly stworzył kolejną grupę, której celem było uruchomienie masowej produkcji tranzystorów, a następnie przekazał kierownictwo nad pracami jednemu z inżynierów i oznajmił mu, że wybiera się właśnie do Europy i oczekuje, iż po powrocie zobaczy plan działań zespołu.
Przypadek Kelly’ego jest szczególnie fascynujący, gdyż ten człowiek nie był wcale założycielem firmy Bell Labs – trudno by było go też nazwać gwiazdą, która szybko pięła się po szczeblach kariery. Sytuacja przedstawiała się zgoła odmiennie – dwukrotnie składał wypowiedzenie, ponieważ miał wrażenie, że nie otrzymuje wystarczających środków finansowych na realizację swoich projektów (w obydwu wypadkach do pozostania na stanowisku przekonała go obietnica przyznania dodatkowych funduszy). Kelly był nieprzewidywalny, a natura obdarzyła go złośliwym usposobieniem. Jeden z jego pierwszych przełożonych H.D. Arnold „przez długi czas utrzymywał go na niskim stanowisku, gdyż nie wierzył w trafność jego osądów”[17]. To sprawiło, że kariera przyszłego dyrektora firmy rozwijała się bardzo powoli. Zanim został najważniejszą osobą w dziale lamp próżniowych, przez 12 lat pracował jako fizyk. Musiało minąć kolejne 6 lat, nim został awansowany na kierownika działu badawczego. Fotel prezesa Bell Labs udało mu się objąć 26 lat po rozpoczęciu pracy w firmie.
Tym, co najbardziej podoba mi się w tej historii, jest fakt, że Kelly zachowywał się niczym założyciel. Ten człowiek postępował jak właściciel firmy. Nie ograniczał się jedynie do dbania o wyniki osiągane przez Bell Labs – troszczył się również o atmosferę panującą w przedsiębiorstwie. Zależało mu na nieustannym pobudzaniu błyskotliwości (i to dlatego dążył do tego, by wybitne umysły zderzały się ze sobą na korytarzach), chciał natomiast uniknąć tłumienia jej przez nieustanny nadzór kadry zarządzającej. Projektowanie rozkładu pomieszczeń oraz ciągów komunikacyjnych w budynku nie należało do obowiązków prezesa, ale Kelly zajął się tymi kwestiami, stając się tym samym duchowym twórcą jednej z najbardziej innowacyjnych firm w dziejach ludzkościIII.
Przyglądając się historii Google’a, bez trudu można dostrzec, że Larry i Sergey świadomie dawali swoim pracownikom swobodę i pozwalali im odgrywać rolę założycieli. Ludzie z wizją stawali przed szansą tworzenia własnego Google’a. Przez wiele lat trio złożone z Susan Wojcicki, Salara Kamangara i Marissy Mayer określane było mianem „minizałożycieli” firmy. Były to niezwykle ważne osoby, które pracowały w firmie niemal od początku jej istnienia i wspierane przez wybitnych informatyków, takich jak Sridhar Ramaswamy, Eric Veach, Amit Singhal i Udi Manber, zajmowały się budowaniem mechanizmów reklamowych, usługi YouTube oraz systemów wyszukiwania, a potem kierowały działami poświęconymi tym zagadnieniom. Craig Nevill-Manning, utalentowany inżynier, otworzył oddział firmy w Nowym Jorku, gdyż wolał duże miasto od przedmieść Doliny Krzemowej. Omid Kordestani, niegdyś jedna z najważniejszych postaci w dziale handlowym Netscape’a, a później pracownik Google’a, bywa często określany przez Larry’ego, Sergeya i Erica Schmidta jako „człowiek, który stworzył biznesowe fundamenty firmy”. Choć od tych wydarzeń minęło kilkanaście lat, googlersi nadal zachowują się jak twórcy swojego przedsiębiorstwa: Craig Cornelius i Rishi Khaitan postanowili przetłumaczyć interfejs wyszukiwarki Google na język czirokeski, dbając w pewnym stopniu o przyszłość zagrożonego języka[18]. Gdy na początku 2011 roku egipski rząd pozbawił swoich obywateli dostępu do internetu, Ujjwal Singh i AbdelKarim Mardini połączyli siły z fachowcami z Twittera i stworzyli Speak2Tweet – produkt przetwarzający wiadomości zapisane na poczcie głosowej na tweety dostępne w dowolnym miejscu na świecie[19]. Dzięki temu Egipcjanie zyskali możliwość porozumiewania się z globalną społecznością oraz przekazywania sobie nawzajem wiadomości za pośrednictwem poczty głosowej.
Jesteś założycielem
Stworzenie wyjątkowego kolektywu czy instytucji to proces, który musi zapoczątkować założyciel. Aby zostać kimś takim, nie musisz jednak zakładać nowej firmy. Każdy może wziąć na siebie rolę założyciela lub zacząć kształtować kulturę organizacyjną w swoim zespole – nie ma znaczenia, czy jesteś pierwszym pracownikiem przedsiębiorstwa, czy podejmujesz pracę w instytucji, która istnieje od dziesiątek lat.
W Google’u wcale nie wychodzimy z założenia, że odkryliśmy jedyną drogę pozwalającą skutecznie zarządzać zasobami ludzkimi. Z pewnością nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania i bez wątpienia popełniamy błędy dużo częściej, niż byśmy sobie tego życzyli. Zdołaliśmy jednak dowieść słuszności wielu pomysłów przyjętych instynktownie przez Larry’ego i Sergeya, obaliliśmy także niektóre tradycyjne koncepcje dotyczące zarządzania i na przestrzeni lat dokonaliśmy wielu zaskakujących odkryć. Liczymy na to, że dzieląc się zdobytą wiedzą, w jakimś stopniu wpłyniemy na to, czego doświadczają w pracy wszyscy ludzie.
Rosyjski powieściopisarz Lew Tołstoj napisał: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne”IV. Takie zbieżności można też dostrzec w wypadku firm odnoszących sukcesy. Tego rodzaju przedsiębiorstwa skupiają się nie tylko na tym, co produkują, ale również na tym, czym są i czym chcą być. Ich wizja (a być może nieposkromiona pycha) oparta jest na gruntownej analizie nie tylko ich pochodzenia, ale i ich przyszłych losów.
Jedną z rzeczy, na które liczę, jest to, że czytelnik po lekturze tej książki zacznie myśleć o sobie jak o założycielu. Nie musisz być twórcą całej firmy – wystarczy, że spojrzysz z takiej perspektywy na swoich współpracowników, rodzinę czy kulturę organizacyjną. Oto najważniejsza lekcja, jaką można wyciągnąć z doświadczeń Google’a: musisz przede wszystkim podjąć decyzję, czy chcesz być założycielem, czy pracownikiem. Nie chodzi tutaj o bycie właścicielem firmy w dosłownym rozumieniu tego słowa – liczy się przyjęta przez ciebie postawa.
Oto, co powiedział na ten temat Larry: „Dziś przyglądam się temu, jak wielkie przemiany zaszły w przedsiębiorstwach od czasów, w których zatrudnieni musieli się bronić przed swoimi pracodawcami. Do moich obowiązków lidera w firmie należy dbałość o zapewnienie wszystkim naszym pracownikom wspaniałych możliwości, a także zagwarantowanie im poczucia, że robią coś ważnego i mają wkład w powszechny dobrobyt. Przedsiębiorstwa na całym świecie coraz lepiej radzą sobie z tymi wyzwaniami. Zależy mi na tym, by Google był w tej materii liderem, a nie ograniczał się jedynie do podążania za innymi”[20].
Oto sposób myślenia założyciela.
Niezależnie od tego, czy jeszcze studiujesz, czy zajmujesz wysokie stanowisko kierownicze, bycie elementem środowiska, które zapewnia korzystne warunki do rozwoju tobie i twoim współpracownikom, zaczyna się od wzięcia na siebie odpowiedzialności za to, co cię otacza. Ta reguła pozostaje aktualna bez względu na to, czy wpisuje się w obowiązki związane z twoją posadą, czy może stanowi wręcz zaprzeczenie tego, co jest dopuszczalne na twoim stanowisku.
Pamiętaj o tym, że najwybitniejsi założyciele pozostawiają przestrzeń dla innych osób, pozwalając im przyłączyć się do procesu budowania przedsiębiorstwa.
Pewnego dnia twój zespół również będzie mógł się pochwalić własną historią, podobnie jak Rzym, Oprah czy Google. Zastanów się nad tym, jak ma wyglądać ta opowieść i jakie wartości mają mieć dla ciebie kluczowe znaczenie. Rozważ to, co ludzie będą mówić o tobie, twojej pracy i twoim zespole. Dziś możesz zostać architektem tej opowieści; masz szansę wybrać między rolą założyciela i pracownika.
Ja wiem, na co bym się zdecydował.
ZASADY, DZIĘKI KTÓRYM ZOSTANIESZ ZAŁOŻYCIELEM
Myśl o sobie jak o założycielu.
Zacznij się zachowywać jak on.
[1] Ten czteroosobowy zespół tworzyli: Francis Upton, Charles Batchelor, Ludwig Boehm i John Kruesi. Zob. Six teams that changed the world, „Fortune”, 31 maja 2006, http://money.cnn.com/2006/05/31/magazines/fortune/sixteams_greatteams_fortune_061206/index.htm.
[2] Nicole Mowbray, Oprah’s path to power, „Observer”, 2 marca 2003, http://www.theguardian.com/media/2003/mar/02/pressandpublishing.usnews.
[3] Adam Lashinsky, Larry Page: Google should be like a family, „Fortune”, 19 stycznia 2012, http://fortune.com/2012/01/19/larry-page-google-should-be-like-a-family/.
[4] Przemowa Larry’ego Page’a wygłoszona na Uniwersytecie Michigan, http://googlepress.blogspot.com/2009/05/larry-pages-university-of-michigan.html.
[5] Mark Malseed, The Story of Sergey Brin, „Moment”, luty–marzec 2007, http://www.momentmag.com/the-story-of-sergey-brin/.
[6] Steven Levy, In the Plex: How Google Thinks, Works and Shapes Our Lives, New York 2011.
[7] John Battelle, The Birth of Google, „Wired”, sierpień 2005, http://www.wired.com/wired/archive/13.08/battelle.html; Our History in Depths, Google, http://www.google.com/about/company/history/.
[8] Wartość tych inwestycji wzrosła do ponad miliarda dolarów – i mowa tu o każdym z tych dwóch czeków. Środki przekazane przez Bechtolsheima i Cheritona nie były jednak podstawowym źródłem finansowania tego, co stało się z czasem Google’em. Narodowa Fundacja na rzecz Nauki (National Science Foundation) zapewniła pieniądze jeszcze wcześniej, choć zrobiła to pośrednio, poprzez Digital Libraries Initiative (DLI). 1 września 1994 profesorowie Hector Garcia-Molina i Terry Winograd otrzymali od DLI grant związany z projektem Stanford Integrated Digital Library. Celem ich działań miało być „przygotowanie rozwiązań technologicznych dla różnych bibliotek – zarówno tych niezależnych, jak i połączonych w sieć oraz »powszechnie dostępnych« – dzięki czemu można by było korzystać z licznych kolekcji i źródeł informacji połączonych w sieć (…), a więc prywatnych zbiorów informacji, zasobów znajdujących się aktualnie w tradycyjnych bibliotekach oraz danych, do których mają dziś dostęp naukowcy. Technologia stworzona podczas prac nad tym projektem będzie swoistym »klejem« umożliwiającym skalowalne i rentowne korzystanie z tych globalnych zbiorów tak, jakby stanowiły one spójną całość”.
Ten grant pozwolił do pewnego stopnia sfinansować studia doktoranckie Larry’ego oraz niektóre z wczesnych prac, dzięki którym narodziła się potem wyszukiwarka Google. Studia Sergeya również były wspierane przez fundusz NSF finansujący działania studentów. Zob. On the Origins of Google, National Science Foundation, http://www.nsf.gov/discoveries/disc_summ.jsp?cntn_id=100660..
[9] Code of Conduct, Google, http://investor.google.com/corporate/google-code-of-conduct.html#toc-II.
[10] Henry Ford, Moje życie i dzieło, tłum. zbiorowe, Osielsko 2006, s. 139.
[11] Hardy Green, The Company Town: The Industrial Edens and Satanic Mills That Shaped the American Economy, New York 2010.
[12] About Hershey: Our Proud History, Hershey Entertainment & Resorts, http://www.hersheypa.com/about_hershey/our_proud_history/about_milton_hershey.php.
[13] American Experience: „Henry Ford”, WBGH Educational Foundation, pierwsza emisja marzec 2013, scenariusz, produkcja i reż. Sarah Colt. Zob. również: Albert Lee, Henry Ford and the Jews, New York 1980. Ford był również właścicielem „Dearborn Independent”– tygodnika, w którym regularnie pojawiały się antysemickie artykuły i wstępniaki, niejednokrotnie podpisywane jego nazwiskiem. Część z nich została potem włączona do czterotomowej kompilacji zatytułowanej Międzynarodowy Żyd: najważniejsze zagadnienia wszechświatowe (1920–1922).
[14] Michael D’Antonio, Hershey: Milton S. Hershey’s Extraordinary Life of Wealth, Empire, and Utopian Dreams, New York 2007. W tygodniku wydawanym w mieście Hershey od momentu, w którym liczba mieszkańców przekroczyła 250 osób, okazjonalnie pojawiały się stwierdzenia takie jak: „Samobójstwo rasy [na przykład mieszane małżeństwo] jest największym złem naszych czasów” – to akurat cytat z artykułu opisującego „Panią George Herrick, matkę pierwszego »eugenicznego« dziecka w Nowej Anglii” („Hershey’s Weekly”, 26 grudnia 1921). Szkoła założona przez Miltona Hersheya miała z kolei służyć „ubogim, zdrowym, białym sierotom płci męskiej” (akt założycielski szkoły, 15 listopada 1909).
[15] Jon Gertner, True Innovation, „New York Times”, 25 lutego 2012, http://www.nytimes.com/2012/02/26/opinion/sunday/innovation-and-the-bell-labs-miracle.html?pagewanted=all&_r=0.
[16] Jon Gertner, The Idea Factory: Bell Labs and the Great Age of American Innovation, New York 2013.
[17] John R. Pierce, Mervin Joe Kelly, 1894–1971, Washington, DC 1975, http://www.nasonline.org/publications/biographical-memoirs/memoir-pdfs/kelly-mervin.pdf.
[18] Google Search Now Supports Cherokee, Google (oficjalny blog), 25 marca 2011, http://googleblog.blogspot.com/2011/03/google-search-now-supports-cherokee.html.
[19] Some Weekend Work That Will (Hopefully) Enable More Egyptians to Be Heard, Google (oficjalny blog), 31 stycznia 2011, http://googleblog.blogspot.com/2011/01/some-weekend-work-that-will-hopefully.html.
[20] Adam Lashinsky, Larry Page: Google should be like a family, dz. cyt.
I Sergey ukończył szkołę średnią rok wcześniej niż jego rówieśnicy, a potem w ciągu trzech lat zdobył dyplom szkoły wyższej.
II Oto jedna z wartościowych lekcji, jakie można wyciągnąć z historii Google’a: aby odnieść sukces, trzeba dysponować wyjątkowym pomysłem, wykazać się znakomitym wyczuciem czasu, mieć do dyspozycji wspaniałych ludzi… i sporo szczęścia. Chociaż w tamtym czasie trudno było uznać nieudane próby sprzedaży firmy za uśmiech losu, tak naprawdę był to szczęśliwy traf, podobnie jak przypadkowe spotkanie Larry’ego i Sergeya podczas zwiedzania kampusu uniwersyteckiego i wiele innych wydarzeń. Można by było oczywiście oznajmić, że sukces Google’a jest wyłącznie wynikiem ciężkiej pracy i sprytu twórców firmy, ale to byłaby nieprawda. Inteligencja i wysiłek są kluczowymi czynnikami pozwalającymi cieszyć się powodzeniem, ale nie gwarantują pozytywnych rezultatów. Twórcom Google’a sprzyjało również szczęście. Jeżeli spojrzeć na sytuację z tej perspektywy, napis „szczęśliwy traf” na jednym z przycisków w wyszukiwarce nabiera zupełnie innego znaczenia.
III Tworzenie środowisk pracy odbiegających od przyjętych norm nie było wyłącznie domeną mężczyzn. Projektantka mody oraz bizneswoman Madeleine Vionnet w wieku 11 lat zaczęła terminować w Paryżu jako szwaczka. W 1912 roku jako trzydziestosześciolatka założyła dom mody firmowany własnym nazwiskiem, a na przestrzeni kolejnej dekady wprowadziła ukośne cięcie (coup en bias) i zastąpiła gorsety cienkimi, przylegającymi do ciała tkaninami. Profesor Deborah Cohen z Uniwersytetu Northwestern wspomina o tym, że nawet w okresie wielkiego kryzysu pracownice Vionnet miały zapewnioną „darmową opiekę lekarską i dentystyczną, urlopy macierzyńskie, opiekę nad dziećmi oraz płatne urlopy wypoczynkowe” [źródła: http://www.vionnet.com/madeleine-vionnet, http://www.theatlantic.com/magazine/archive/2014/05/the-way-we-look-now/359803/].
IV Lew Tołstoj, Anna Karenina, tłum. K. Iłłakowiczówna, Warszawa 1986, s. 7. Autor zakończył tę wypowiedź posępnym stwierdzeniem: „każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Tamże.