Читать книгу Annabelle - Lina Bengtsdotter - Страница 10
3
ОглавлениеDo domu zostało jej jeszcze sporo przecznic. Nie pojawiła się żadna taksówka, a metrem nie jeździła z zasady. Przebywanie pod ziemią przyprawiało ją o duszności. Bolały ją stopy w butach na wysokim obcasie. Asfalt grzał w podeszwy. „Ludzie, którzy mnie teraz widzą – pomyślała – nie domyśliliby się, gdzie pracuję”.
Kiedy weszła do mieszkania i zobaczyła swoją twarz w lustrze w przedpokoju, zaklęła na głos. Tuż nad lewą brwią miała paskudne rozcięcie, odcinające się jaskrawą czerwienią na tle bladej skóry. Dotknęła grubego strupa, zdając sobie sprawę, że tego nie da się zatuszować makijażem. Jak, do cholery, udało jej się zarobić takiego guza? Nagle przypomniała sobie łazienkę, ona i Martin namydlili się nawzajem, a potem poślizgnęła się i uderzyła o… słuchawkę od prysznica? Nawet nie pamiętała, o co się uderzyła.
„Jestem jak karykatura policjantki – pomyślała – samotna, niedostosowana społecznie i chętnie zaglądająca do kieliszka”. Ale potem uspokoiła samą siebie, że tak się działo tylko okresowo. Pogarszało się jej, kiedy zbliżało się lato, kiedy życie się komplikowało.
Stwierdziła, że to nawet szkoda, że nie ma męża, którego koledzy mogliby podejrzewać. Teraz wszyscy sobie pomyślą, że ta rana… No tak, co właściwie sobie pomyślą? Mając w pamięci ostatnią imprezę integracyjną, nadużycie alkoholu nie było odległym skojarzeniem. Challe będzie pewnie się upierał, że potrzebna jej pomoc, a ona powie, że świetnie sobie radzi, że wszystko jest pod kontrolą.
Ale czy sama w to wierzyła?
„Samoleczenie? – zapytała kiedyś pewna poważna terapeutka, kiedy Charlie niechętnie opowiedziała jej o swoim stosunku do alkoholu. – Pijesz, żeby zagłuszyć lęk?”
Charlie odparła, że nie o to chodzi.
„A zatem o co?”
„O to, żeby się wyluzować, uspokoić nerwy, głowę”. Czasami potrzebowała po prostu trochę się napić, żeby dobrze się poczuć.
Terapeutka spojrzała na nią surowo i powiedziała, że to jest właśnie samoleczenie.
Charlie weszła do salonu. Na stoliku stały puszki po piwie i popielniczki. „Dobrze wchodzi przy papierosie”, pomyślała, zgarniając wszystko do worka. Kiedy sprzątnęła najgorszy bałagan, usiadła na kanapie i ogarnęła spojrzeniem mieszkanie: otwarte przestrzenie, wysokie sufity, drewniane podłogi. Byłoby w nim ładnie, gdyby nie zaniedbane kwiaty, stosy ubrań i okna niemyte od wieków. Wszystko świadczyło o tym, że mieszka tu osoba w najmniejszym stopniu niedbająca o wystrój. Chciałaby, żeby było ładne, ale to przekraczało jej możliwości. Zdarzało się, że czuła impuls i postanawiała urządzić sobie dom jak z katalogu. Taki jakie widywała w błyszczących magazynach w poczekalni u dentysty. Myślała, że byłaby szczęśliwsza, albo chociaż mniej nieszczęśliwa, w całkiem białym mieszkaniu. Białe ściany, białe podłogi i kilka strategicznie rozlokowanych staroci, które albo odziedziczyła, albo przywiozła z podróży. Ale cóż, niczego nie odziedziczyła, a podróże… nigdy nie podróżowała. Poza tym znała zbyt wielu smutnych ludzi mieszkających dokładnie w takich mieszkaniach, żeby uwierzyć w tę bajkę.
Na ławie w kuchni leżał samotny papieros. Już miała go wyrzucić, kiedy zmieniła zdanie, zapaliła, usiadła przy kuchennym okapie i wypaliła do samego filtra. „Teraz zadzwonię – pomyślała. – Teraz zadzwonię do Challego i powiem, że nie mogę jechać, że to miejsce… że to z powodów osobistych”. Wzięła do ręki telefon, ale zaraz go odłożyła. Miała mdłości po papierosie. Wstała i poszła do łazienki.
Pod prysznicem wystawiła twarz pod strumień wody i powiedziała sobie, że musi być profesjonalistką. Jeśli zachowa się profesjonalnie, to wszystko pójdzie dobrze. Prawda? Zrobiła, co mogła, żeby zapomnieć i żyć dalej. Zapomnieć o miejscu, domu, imprezach, o świetle i mroku Betty. Czasami prawie jej się to udawało, ale z biegiem lat nauczyła się, że to chwilowy stan, że spokojniejsze okresy zawsze poprzedzały te trudniejsze, że wspomnienia w każdej chwili mogły dopaść ją znienacka i zaprowadzić z powrotem do tamtego miejsca i tamtej nocy.
„Historia z happy endem”, tak powiedziała o niej pani z opieki społecznej w Gullspång, kiedy wpadły na siebie pewnego dnia na ulicy Drottningsgatan. „Superkid”, któremu udało się wbrew przeciwnościom losu.
A Charlie patrzyła w tę rozentuzjazmowaną twarz i myślała: „Może powinnaś nauczyć się czytać między wierszami”.
Po prysznicu poszła się spakować. Na stoliku w sypialni leżały trzy zaczęte książki. Zagięła rogi w każdej i wsadziła je do torby. W stercie w garderobie nie było prawie żadnych czystych rzeczy. Wzięła kilka sukienek, dżinsów i bluz z kosza na pranie i pomyślała, że to, co na siebie włoży, to jej najmniejszy problem.