Читать книгу Annabelle - Lina Bengtsdotter - Страница 12
5
Оглавление– Poczytałaś coś o tym miejscu? – zapytał Anders.
Wyjechali na autostradę, a Charlie siedziała poirytowana jego nierówną jazdą. Pokręciła głową, starając się opanować nasilające się mdłości dzięki obserwacji drogi i nie myśleć o tym, co w siebie wlała poprzedniego dnia. Obiecała sobie, że wypije tylko jedno piwo (zazwyczaj zaczynało się od takiej obietnicy). Spotkała dawnego kolegę i zaczęło się dobrze: kilka piw, plotki, ale około północy kolega się wyłamał. Następnego dnia musiał wcześnie wstać, bo gdzieś wyjeżdżał. I to wtedy przyszedł ten cały Martin i wszystko popsuł. Przypomniała sobie słodkie drinki i przełknęła cofającą się do gardła treść żołądka. Napływało coraz więcej obrazów z poprzedniego dnia. Wylała na siebie kieliszek wina i to wtedy Martin zaprowadził ją pod prysznic, a tam… tam przycisnął ją do ściany kabiny i posiadł w strugach wody. „Prawie jak w filmie”, pomyślała. Gdyby tylko nie byli tacy pijani, gdyby się nie poślizgnęła i nie zraniła w czoło, została zaprowadzona do łóżka i… kurwa mać, że też nigdy nie uczy się na swoich błędach.
Anders zaczął jej relacjonować, co zdążył doczytać w internecie o Gullspång. Niewielka robotnicza gmina, niecałe sześć tysięcy mieszkańców, najmłodsze matki w kraju, stomatologia na niskim poziomie, duże bezrobocie.
– Brzmi zachęcająco – stwierdził.
– Taki z ciebie chłopak ze Sztokholmu. – Charlie westchnęła. – Protekcjonalny i sarkastyczny wobec wszystkiego, co mieści się za granicami miasta.
– Ktoś tu ma naprawdę zły humor.
– A można mieć inny, kiedy człowieka z dnia na dzień przerzucają od jednego dochodzenia do drugiego?
– Normalnie nie masz z tym problemu. Czy to nie ty zawsze mawiasz, że grasz na pozycji, jaką wyznaczy ci trener?
– Nie, kiedy mnie tym karze.
Anders nie zrozumiał. Jak to „karze”? Challe nie był mściwy. Jeśli wciąż myślała o tej imprezie integracyjnej, to chyba wszystko poszło już w zapomnienie?
„On wie – pomyślała Charlie. – Wie o wszystkim”.
– A co słyszałeś? – Odwróciła się ku niemu.
– To znaczy? Myślałem głównie o tym, że byłaś nieco… że zbytnio się ożywiłaś. Czemu się gapisz?
– Bo odniosłam wrażenie, że wiesz o mnie rzeczy, o których ci nie opowiadałam.
– Nigdy o sobie nie opowiadasz.
– Kto puścił parę? Challe? Hugo?
– Żaden z nich. Wiem, że mieliście romans, bo kiedyś was widziałem. Wtedy, kiedy pewnie sądziliście, że wszyscy poszli już do domu. W salce konferencyjnej…
Charlie się zarumieniła. Przypomniała sobie, jak odmówiła Hugonowi, proponując, żeby lepiej pojechali do niej. Nie, żeby była pruderyjna, ale dla niej praca była wszystkim i nie miała ochoty zostać przyłapana ze spuszczonymi spodniami w sali konferencyjnej. Próbowała się opierać, ale Hugo był natarczywy. Chciał jej tam. I dotknął wszystkich właściwych miejsc, aż się poddała i zapomniała, gdzie się znajdują. A gdzieś na zewnątrz był Anders. Co widział?
– Nie widziałem wiele – odezwał się. – Na początku nie miałem pojęcia, kto to, ale potem domyśliłem się, że wy, bo wszyscy inni poszli już do domu.
– Czemu nic nie powiedziałeś?
– A co miałem powiedzieć? – Anders rzucił spojrzenie w jej stronę.
– No tak, ale do mnie, później, że wiesz.
– Pewnie pomyślałem, że sama mi opowiesz, jeśli będziesz chciała.
– W każdym razie to się skończyło.
– To dobrze – stwierdził Anders.
– A co w tym dobrego?
– Pomyślałem tylko… To znaczy… on jest przecież żonaty i…
– Powiedział, że jest nieszczęśliwy – stwierdziła Charlie. Po chwili parsknęła śmiechem, bo dopiero teraz, kiedy wymówiła to na głos, zrozumiała, jakie to wszystko jest przewidywalne. Mąż nierozumiany przez żonę. Jak to w ogóle możliwe, że mu uwierzyła?
– Poza tym nie lubię go – dodał Anders. – Między nami mówiąc, to on jest… Ma o wiele za wysokie mniemanie o sobie. Jakby mu się wydawało, że jest lepszy od innych.
Charlie mogła się tylko z nim zgodzić. Przypomniała sobie ten raz, w domku na wyspie. Ona i Hugo w łóżku. Próbował ją skłonić, żeby się otworzyła, opowiedziała o sobie. Jak dorastała i gdzie? Nie wiedział nawet, na litość boską, skąd pochodziła.
„A czy to ważne?”, zapytała wtedy.
„Nie, ani trochę”.
„No właśnie”, stwierdziła.
Ale mogła chyba mimo wszystko… mogła coś mu opowiedzieć.
„Na przykład?”
„Jakąś tajemnicę”.
Charlie powiedziała, że zrobi to, jeśli on zacznie.
Hugo ułożył się wygodnie i ze źle skrywaną dumą opowiedział, jak w młodości malował graffiti. A potem, kiedy wybuchła śmiechem, obraził się. „Co w tym śmiesznego?”, spytał.
„Nic”, odparła, ale przecież prawie każdy nastolatek zrobił kiedyś coś takiego. To raczej nie grzech śmiertelny.
A ona sama co takiego o wiele gorszego zrobiła, dopytywał Hugo.
Przez krótką chwilę chciała to powiedzieć: „Pozwoliłam kiedyś umrzeć człowiekowi”, ale potem wzięła się w garść i oznajmiła, że nigdy nie zrobiła nic nielegalnego.
Kłamstwo, uznał Hugo. Każdy kiedyś zrobił coś niezgodnego z prawem. Usiadł na niej okrakiem i chwycił jej nadgarstki jedną ręką. Opowiadaj.
Nic niezgodnego z prawem, ale miałam sporo mężczyzn, powiedziała.
Ilu? Wzmocnił chwyt i zobaczyła w jego oczach budzące się pożądanie.
Kilkuset.
Hugo się roześmiał. To dlatego tak lubił z nią być. Kochał kobiety, które go rozśmieszały.
Pamiętała, że pomyślała wtedy, że Hugo się mylił, mówiąc, jak to wspaniale zna się na ludziach. Teraz, kiedy pożądanie opadło, widziała to wyraźnie. Był właśnie takim typem mężczyzny, do jakiego miała słabość: zakłamanym, nieznającym własnych ograniczeń i pozbawionym intuicji. Więc dlaczego nie mogła po prostu zapomnieć i iść dalej?
Po dwudziestu minutach jazdy Charlie zdała sobie sprawę, że zapomniała zabrać z domu sertralinę. Czy w ogóle zażyła ją rano? Pierwsze, co będzie musiała zrobić, kiedy Anders znajdzie się poza zasięgiem głosu, to zadzwonić do lekarza i załatwić receptę. Już kiedyś popełniła błąd i z dnia na dzień przestała brać lek, i chociaż zespół odstawienia nie był aż taki straszny, jak go opisywano, miała zimne poty, mdłości i lęki. Nie chciała przeżywać tego jeszcze raz, zwłaszcza nie w trasie. Może będzie musiała nawet zwiększyć dawkę.
– Co sądzisz o tej dziewczynie? – spytał Anders.
– Za wcześnie, żeby coś powiedzieć.
– To wiem. Ale wygląda mi na taki typ, co może z własnej woli zniknąć na jakiś czas.
A potem Anders zaczął powtarzać, czego się dowiedzieli o Annabelle. Już wcześniej znikała. Może to była taka dziewczyna, której się nie szuka, dopóki nie minie jakiś czas.
– Wcześniej nie uznano jej za zaginioną – wtrąciła Charlie.
– Ale Challe powiedział przecież…
– Przeczytałam materiały, w zgłoszeniu chodziło tylko o to, że nie przyszła do domu o wyznaczonej godzinie. Spała u koleżanki i mama znalazła ją tam następnego ranka. Normalka.
– Kiedy zdążyłaś to przeczytać?
– Przeskrolowałam materiały, kiedy byłeś w toalecie.
– Nie było mnie najwyżej pięć minut.
– Szybko czytam.
– W ogóle jesteś szybka – stwierdził. – Wszystko, co robisz, robisz cholernie szybko.
Charlie pomyślała, jak często słyszy komentarze na ten temat. Sama prawie nigdy o tym nie myślała. Dopiero kiedy miała coś przeczytać razem z innymi, iść obok kogoś albo kiedy ludzie zwracali jej uwagę, że za szybko mówi, zdawała sobie sprawę, że jej tempo nie współgra z otoczeniem. Jednak wmawiała sobie wtedy, że to inni są powolni.
– Rzuciło ci się w oczy jeszcze coś interesującego? – zapytał Anders.
– To nie był żaden dom na odludziu. Ta impreza. Odbyła się w opuszczonym budynku miejscowego sklepu.
Anders chciał wiedzieć, czy to miało jakieś znaczenie.
– Czy miało znaczenie, jaki to był rodzaj budynku?
„Nie dla postronnych – pomyślała Charlie – nie dla kogoś, kto nie wypił tam swoich pierwszych drinków, pieścił się, staczał ze schodów i wymiotował na podłogi. Dla kogoś, kto wychował się w innym miejscu na świecie, nie miało to znaczenia”. Ale dla niej… dla niej znaczenie miał każdy szczegół”.
– Do diabła, czy mógłbyś spróbować jechać równiej? – odezwała się.
– Co masz na myśli? – Anders popatrzył na nią nic nierozumiejącym wzrokiem.
– To, że hamujesz i dodajesz gazu, zamiast trzymać prędkość.
– Ja tylko dostosowuję się do ruchu.
– Wcale nie. Zawsze tak szarpiesz, nawet gdy nie ma ruchu. To dlatego wolę sama prowadzić.
– W takim razie – odparł Anders – może najlepiej by było, gdybyś nocami nie chlała.
– Daj spokój.
– Mówię poważnie.
Przez wiele kilometrów jechali w ciszy. Charlie myślała o tym, jaka jest zmęczona, że powinna leżeć w domu, w łóżku, zażywszy sertralinę, dwie tabletki przeciwbólowe treo i jeden oxazepam, a zamiast tego siedziała tu, było jej niedobrze, czuła się otumaniona i jechała tam, dokąd obiecała sobie nigdy nie wracać.