Читать книгу Sekrety Sztokholmu - Lindberg Hanna - Страница 7

3 Czwartek, 11 maja

Оглавление

Późno

Zbliżała się północ. Koktajle i butelki z alkoholem wypełniały stoliki. Café Opera dudniła ciężkimi basami, a reflektory rzucały na parkiet czerwone i zielone światła. Siedząca przy barze Solveig uniosła trzecie już mojito w stronę Fatimy Niemi, która wciąż jeszcze popijała małymi łyczkami pierwszy kieliszek białego wina.

– Szczerze mówiąc, może powinnam dać sobie spokój z blogiem i zająć się czymś innym – zastanawiała się Solveig.

Twarz ją paliła, ciało przestało jej ciążyć. Drinki sprawiły, że poczuła się przyjemnie odprężona.

– Wszystko się ułoży – pocieszyła ją Fatima.

– Zostać pielęgniarką, albo coś takiego.

Koleżanka popatrzyła na nią sceptycznie.

– Po tygodniu będziesz miała tego po dziurki w nosie.

– Po tym, co się stało, nigdy już nie dostanę pracy w redakcji.

– A nie możesz być freelancerką tak jak na początku?

Solveig się zaśmiała.

– Chyba że pod pseudonimem.

Odwróciła głowę. Przyglądała się podwyższeniu, gdzie ochroniarz skinieniem głowy powitał kilka młodych dziewczyn. Dwa piętra i linka dzieliły VIP-ów od całej reszty. Najpierw zobaczyła włosy. Długie, w kolorze platynowego blondu pod wściekle różową czapką z daszkiem.

– O Boże, to Jennifer Leone. No wiesz, ta modelka pozująca nago w prasie dla facetów – powiedziała Solveig.

– Wydawało mi się, że takie modelki wyginęły w latach dwutysięcznych – odparła Fatima.

Solveig siedziała cicho i myślała. Właściwie mógłby być z tego całkiem dobry tekst na bloga. W głowie zrodził jej się już początek wpisu.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zdobiły okładki męskich pism na górnych półkach w salonach prasowych. Pochodziły z Borås, Bollnäs i Skövde. Rosersberg, Kungsängen i Sollentuny. Farbowane na blond, z powiększonym biustem – i świadome swojego celu. Chciały, żeby na nie patrzono. Na przełomie wieków robiły za gwiazdy w telewizyjnych telenowelach dokumentalnych. Non stop imprezowały. Kłóciły się. Uprawiały seks w najlepszym czasie antenowym. Skandal gonił skandal, prasa brukowa rozpisywała się o nich na pierwszych stronach. Przez kilka lat modelki erotyczne były wszędzie. Gdzie podziewają się teraz?

– Właśnie przyszedł mi do głowy pomysł na reportaż. „Ostatnie playmate” – powiedziała Fatimie.

Przyjaciółka pokiwała głową.

Solveig popatrzyła na podest dla VIP-ów, gdzie Jennifer Leone dosiadła się do jakiegoś większego grona. Solveig rozpoznała Martina „Lenniego Lee” Lenholma, znanego fotografa w jego charakterystycznym stroju. Białym obcisłym garniturze, rozpiętej pod szyją koszuli, z dyndającym łańcuszkiem i w jaskrawych sportowych butach.

– Wypij to wreszcie do końca, postawię ci drinka – powiedziała do Fatimy.

– Ale ja naprawdę muszę zdążyć na ostatnie metro do domu.

– W takim razie decyduj się szybko, co chcesz.

– Nic z tego. Jutro mam przecież test sprawnościowy do szkoły policyjnej.

– Ja w każdym razie potrzebuję jeszcze jednego drinka – odparła Solveig.

Przecisnęła się koło kilku mężczyzn, którzy wyglądali, jakby zostali tutaj od razu po piwie after work, udało jej się przyciągnąć uwagę barmana i zamówić dwie wódki z red bullem. Fatima z pewnością zmieni zdanie. Czekając, dalej myślała o swoim pomyśle. Kilka modelek erotycznych wyszło za mąż za piłkarzy, kilka urodziło dziecko i gdzieś przepadło. A pozostałe? Jennifer Leone i reszta z tych, które się ostały. Kim są? Z czego żyją? Chłopak za barem wyglądał na przesadnie znudzonego, kiedy odmierzał alkohol. Trzysta dwadzieścia koron. Drinki stały przed nią w dwóch wysokich plastikowych szklankach.

Wróciła na swoje miejsce.

– Proszę, jakbyś zmieniła zdanie.

Fatima wyglądała na zakłopotaną.

– Naprawdę nie dam już rady wypić więcej. Ten test jest dla mnie megaważny.

***

Koleś za stołem didżejskim uniósł do góry ręce. Pulsowały ciężkie elektroniczne rytmy. Powietrze było gęste. Fatima poszła do domu, przed Solveig stały za to dwie puste szklanki. Pomysł wydawał jej się coraz lepszy.

Ostatnie playmate.

Obserwowała ochroniarza. Jeśli ma tam wejść, nie może się zawahać, choćby cień niepewności i nigdy nie zostanie wpuszczona. Kiedy zeszła z barowego krzesła, zachwiała się.

W połowie drogi do celu zobaczyła, jak ochroniarz zaczął z kimś rozmawiać przez słuchawkę w uchu.

Nagle opuścił swój posterunek.

Droga wolna.

Solveig przecisnęła się koło dziewczyn z grubą warstwą makijażu i facetów w połyskujących koszulach. Podeszwy butów lepiły jej się do podłogi, coś chrzęściło, jakieś potłuczone szkło.

Szybko, szybko na górę, na drugie piętro.

Nachyliła się.

I znalazła po właściwej stronie linki.

***

Solveig ruszyła w stronę Lenniego Lee. Pomachała do niego wesoło ręką, tak jak macha się do bliskiego przyjaciela, którego od dawna się nie widziało.

Podniósł się.

Wyglądał na lekko zdezorientowanego, jakby musiał się dobrze zastanowić. Podeszła bliżej. Rozłożył ręce i ją objął.

– Visby dwa tysiące dziewięć, co nie? – zapytał.

Solveig spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie – odparła. – Kungsgatan dwa tysiące trzynaście.

Od tamtego szarego, zgniłego dnia w lutym, kiedy „wdepnęła”, jak ujął to jej ówczesny szef, wezwawszy ją do swojego pokoju, szybko została odarta z wiary we własne możliwości. Jakby pewność siebie odkrawano z niej nożem do sera. Plasterek po plasterku. Zaśmiała się teraz. Alkohol buzował jej w ciele, sprawił, że odzyskała to, co straciła.

– Aha... – zawahał się.

– Przeprowadzałam z tobą wywiad w związku z bankructwem, no wtedy, kiedy postawiłeś na ubrania.

Kobieta najbliżej Lenniego Lee posłała jej oschłe spojrzenie. Solveig rozpoznała jego dziewczynę Marikę Glans. To razem z nią Lennie założył firmę, która miała sprzedawać seksowną bieliznę, luźne bawełniane spodnie i puchowe kurtki przez aplikację. Firma istniała zaledwie kilka miesięcy, później pojawiły się oskarżenia o plagiat i nieuregulowane rachunki u dostawców.

– Dziennikarka, jak miło. Siadaj – powiedział Lennie.

Ze stojącej w kubełku z lodem butelki magnum nalał do kieliszka szampana i podał go Solveig, potem przedstawił ją reszcie towarzystwa. Siedząca na jednym końcu narożnej kanapy Jennifer Leone miała największe okrągłe oczy, jakie Solveig kiedykolwiek widziała, a kiedy się uśmiechała, robiły jej się dołeczki w policzkach. Jakieś siedem, osiem lat wcześniej nagrała przebój lata. Piosenkę już wprawdzie dawno zapomniano, ale mimo to Jennifer nadal pojawiała się na ostatnich stronach huczących od plotek gazet w Altovalle, w kawiarni prowadzonej przez ojca Fatimy Niemi w Högdalen. Adina Blom, Natalie Holmin i Lily Hallqvist można by wziąć za trojaczki. Powiększone usta, manikiur francuski i krótkie, obcisłe sukienki bez ramiączek. Carlos Palm, redaktor „Glam Magazine”, miał na sobie marynarkę manchester, zielone chinosy i muszkę w groszki, jakby pracował w jakimś poważnym czasopiśmie kulturalnym. Elina Olsson na drugim końcu kanapy miała bardzo ostry makijaż i coś niespokojnego w spojrzeniu. Solveig trudno było stwierdzić, czy to niecierpliwość, czy zdenerwowanie.

Zajęła miejsce między Eliną a Carlosem.

Lennie nawet się nie zająknął o jej zwolnieniu z pracy. Albo nie czytał o tym w gazetach branżowych, albo po prostu to olał.

Jakby nigdy nic szeroko się uśmiechał.

– Powstanie o nas artykuł?

Solveig poczuła, jak nabiera pewności siebie.

– Tak – odparła. – Planuję dłuższy reportaż o środowisku modelek erotycznych.

Carlos Palm się rozpromienił. Powiedział, że jeśli więcej osób miałoby podobne plany co ona i odwagę, żeby pisać dłuższe teksty narracyjne, to nigdy nie doszłoby do kryzysu prasy. Zszedł na temat własnej pracy, powiedział, że odwagi wymaga opieranie się dominującemu pędowi za sensacją, szybkim i krótkim artykułom pisanym pod publikę, które szerzą się w prasie kosztem tych dopracowanych i pogłębionych.

– Teraz kiedy internet pełny jest bezpłatnych zdjęć, możemy konkurować z nim jedynie pod kątem narracji.

– Wyluzuj, stary – powiedział Lennie.

– Jakość tekstów to nasza ostatnia deska ratunku – podsumował Carlos.

Solveig zaczęła powątpiewać, czy „Glam Magazine” jeszcze w ogóle istnieje. Monolog redaktora mógłby być tłem, razem z innymi faktami. Powinna z nim później jeszcze o tym porozmawiać. Bardziej jednak ciekawiły ją kobiety. Z burzą blond włosów i zgrabnym opalonym ciałem nie wyglądały z daleka na więcej niż dwadzieścia lat. Teraz zauważyła jednak, że były starsze. Miały grubsze głosy. Cienkie kreseczki zmarszczek przełamywały makijaż wokół oczu.

– Kto zamówi więcej drinków? – zapytała Marika Glans.

W przeciwieństwie do reszty towarzystwa na jej twarzy nie było widać nic, co wskazywałoby, że ma ochotę zaskarbić sobie czyjąś sympatię. Wydawało się, że nie uśmiecha się bez potrzeby.

Solveig popatrzyła na Jennifer Leone. Naprawdę miała wyjątkowe oczy.

– O czym jeszcze marzysz jako modelka? – zapytała.

Jennifer się zaśmiała.

– Kochanie, ja już osiągnęłam wszystko. Byłam w „FHM”, „Sports Illustrated” i „Playboyu”. Objechałam cały świat dookoła z zespołem hard­rockowym. Grałam na pustyni w siatkówkę z arabskim księciem. Robiono mi zdjęcia z grubym wężem boa oplecionym dookoła ciała. Sama rozumiesz.

– Wow, z wężem. I jak było?

Solveig przyłożyła właśnie kieliszek do ust, kiedy Jennifer Leone nachyliła się, złapała ją za rękę i odgięła jej palce.

– Puść czaszę.

– Dlaczego?

– Tak się to trzyma.

Jennifer chwyciła nóżkę między kciuk i palec wskazujący i rozchyliła trzy wolne palce. Miała długie paznokcie pomalowane w lamparcie cętki.

– Tak, to naprawdę ważne – zakpiła Elina Olsson sarkastycznym tonem.

– Dzięki temu można zrobić tak. – Jennifer przesunęła przed sobą kieliszek od szampana.

– Daj już sobie spokój – powiedziała Elina.

Solveig zmieniła uchwyt na kieliszku.

– Czujesz? – zapytała Jennifer.

Solveig nie była pewna, co ma na myśli. Szampan smakował dobrze, niezależnie od tego, jak się go trzymało. Bąbelki były niczym perły na języku.

– Nasza droga dziennikarko – powiedział Lennie – jeszcze raz, jak się nazywasz?

– Solveig Berg.

Długo jej się przyglądał, jakby mierzył ją wzrokiem.

– Powinnaś zrobić sobie sesję. Jeśli naprawdę chcesz zrozumieć moje czary, to miałbym dla ciebie pewną robotę po weekendzie.

– Jaką robotę?

– Postawimy cię przed kamerą. Jako modelkę.

Uśmiechnął się krzywo.

– Jeśli się nie boisz – dodał.

Bad Romance Lady Gagi dobiegł ich z głośników. Jennifer Leone wydała z siebie okrzyk radości i zaczęła podśpiewywać. Kiedy nadeszła pora refrenu, wstała. Pochyliła się do przodu, aż opadły jej włosy. Marika Glans przysunęła się bliżej swojego chłopaka. Jennifer ruszała biodrami, położyła sobie dłonie na karku i powoli przesuwała je po obojczykach. Cały czas wpatrywała się w Lenniego Lee.

Lennie pocałował Marikę w policzek, ale Solveig dostrzegła zmianę w wyrazie jego twarzy. Miał rozbiegany wzrok.

Jennifer Leone zdjęła różowawy zegarek od Michaela Korsa i dzwoniła nim teraz przed Lenniem.

Marika szepnęła mu coś do ucha.

Lennie natychmiast się podniósł.

Odszedł od stołu i zniknął w tłumie.

– Uspokój się już – powiedział Carlos, patrząc z irytacją na Jennifer, która znowu usiadła. Redaktor także się podniósł i odszedł od stołu.

– Świetnie tańczysz – powiedziała Solveig.

Poczuła ukłucie.

Ktoś dźgnął ją czymś w plecy, tuż nad biodrem.

Złapała się za bok. Potem popatrzyła na rękę. Czerwone opuszki palców. Krew. Ból promieniował, ale alkohol robił swoje. Jeśli tylko byłaby trzeźwa, krzyknęłaby.

Elina Olsson uśmiechała się sztucznie.

– Co robisz? – warknęła Solveig.

Elina zmrużyła oczy i przechyliła głowę trochę na bok. Zniszczone mieszadełko do drinków spadło na podłogę. Ostre, różowe, z flamingiem na czubku. Na wpół przełamane.

– Trzymaj się z daleka.

***

Plastikowe okna w pawilonie od strony Kungsträdgården znowu zaszły parą. Szampan i wódka krążyły Solveig we krwi, miała od nich zawroty głowy. Niewielki ruch. Jennifer Leone zbliżyła się do niej.

– Duchowe katusze... – powiedziała Jennifer.

Solveig popatrzyła na nią, nie była pewna, co Jennifer ma na myśli.

– Nic nie wiemy. – Jennifer się zaśmiała.

Ścisnęła w ręce wisiorek, duży amulet w kształcie kropli wysadzany zielonymi kamieniami. Przekręciła go tak, że kropla się otworzyła i zamieniła w małą łyżeczkę. W łyżeczkę z białym proszkiem, którą przystawiła sobie do nosa.

I wciągnęła.

Zupełnie się nie krępując.

– Nic, nic... – śpiewała Jennifer. Kilka razy pociągnęła nosem. A na jej twarzy zagościł nieobecny kokainowy uśmiech.

– O duchowych katuszach? – zapytała Solveig.

Jennifer Leone tańczyła, jej ruchy były powolne, zamaszyste.

– Nic o duchowych katuszach. Nic nie wiemy...

– Nic, nic, nic.

Kelner z okrągłą tacą nad głową torował sobie drogę w tłumie. Zatrzymał się przy nich. Dwa czerwone daiquiri. Kieliszki do martini. Ozdobione truskawkami i melisą cytrynową.

– Od tamtego pana z tyłu.

Na drugim końcu lokalu siwowłosy mężczyzna dyskretnie uniósł kieliszek, żeby chwilę później zniknąć. Drink z rumem – dla Solveig przynajmniej o jeden za dużo – był słodki i mocny. I bardzo dobry.

– Hejka, dziewczyny! – zawołał jakiś dwudziestolatek.

– Cześć, Hockey – przywitała go Jennifer.

Chłopak filmował je komórką. Miał jasne oczy, prawie fioletowe, jak szwedzki lapphund. Jennifer popatrzyła na zegarek, dochodziła druga.

– Gdzie Lennie? – zapytała.

Chłopak uśmiechnął się do Solveig.

– Jestem Hockey, asystent Lenniego Lee – przedstawił się.

Jennifer odepchnęła go.

– Przesuń się.

W pierwszej chwili wydawało się, że jej odda. Zamiast tego uśmiechnął się jednak i zaczął odstawiać taniec robota, wykonywał rękami mechaniczne, falowe ruchy.

– Czekaj tutaj – powiedziała Jennifer do Solveig i zniknęła.

– Więc pracujesz dla Lenniego jako...

Solveig zamilkła. Obróciła się dookoła, Hockeya też już nie było. Wszędzie tylko tańczące postaci, które się szturchały i popychały. Nagle zmęczenie dało się jej we znaki. Bolały ją nogi, zesztywniały jej plecy. Ale nie chciała jeszcze iść do domu.

Wyjęła telefon i weszła na Facebooka.

Rozesłała zaproszenia do grona znajomych wszystkim, których przed chwilą spotkała i natychmiast została zaakceptowana przez Lily Hallqvist. Potem weszła na profil „Glam Magazine”. Zdjęcie na okładce zrobiono na gali Glam Grooming Awards. Konfetti sypało się na scenę, na której stał guru najnowszych trendów Ola Nygård w grubych białych oprawkach i wyglądał na zakłopotanego podczas wręczania nagród. Otaczały go dziewczyny w minispódniczkach, a przed nim była... bardzo wyludniona publiczność. Cały ten facebookowy profil sprawiał wrażenie zapomnianego. Jakby czas się tu zatrzymał, od kiedy Solveig i Fatima chodziły do liceum i przesiadywały na portalach dla nastolatków, takich jak „Lunarstorm” i „Hamsterpaj”. Postów nikt nie komentował ani nie udostępniał. Okładki gazety przeplatano zdjęciami z imprez i postami bezceremonialnie reklamującymi jedną i tę samą firmę. Było tam jeszcze zdjęcie zamrażarki z lodami proteinowymi, która stała w redakcji. Jedz lody i spalaj tłuszcz. Glam Magazine + VitalMan. Solveig zrobiła kilka zrzutów ekranu.

Rozejrzała się dookoła.

Stolik, przy którym wcześniej siedzieli, stał pusty. Może powinna podejść coś zjeść do Seven Eleven i zrobić kilka notatek teraz, kiedy wszystko miała na świeżo w głowie, a potem...

Przerwał jej jakiś niski głos.

– Dobry wieczór.

Mężczyzna przed nią poruszał ciałem w tył i w przód w rytm muzyki. Loki również tańczyły mu dookoła głowy.

Solveig stała jak wryta.

Dan Irén.

Sekrety Sztokholmu

Подняться наверх